Dyskusja na temat nowego selekcjonera reprezentacji Polski – jak większość tematów wokół piłki nożnej – potoczyła się w dość nieprzewidzianym kierunku. Zamiast debatować nad wadami i zaletami poszczególnych kandydatów, zamiast omawiać wnikliwie ich dokonania w poprzednich miejscach pracy albo potencjał pod budowę nowych projektów, najgłośniejsze stały się znów wypowiedzi dotyczące absolutnie kluczowego aspektu: Polak czy ktoś z zagranicy.
- Z jednej strony można lekceważąco traktować rozmowy o narodowości selekcjonera, ale z drugiej – czy to nie jest kolejny dowód na jakość piłkarskiej debaty?
- Kandydatów jest niewielu, zaszufladkowanie ich kategoriami wydaje się proste – ale dlaczego ograniczamy się do najprostszego podziału?
- Czy niechęć do “polskiej myśli szkoleniowej” to efekt kompleksów, czy może jednak – doświadczenia z ostatnich lat w wykonaniu tej reprezentacji?
Wybór selekcjonera – kuriozalna debata
Jerzy Engel wskazuje, że Polak jest na miejscu. Roman Kołtoń wyznaje, że Jan Urban “bardzo chce poprowadzić reprezentację”. Cezary Kowalski bezceremonialnie podkreśla: “dajmy zarobić Polakowi”, a Jacek Góralski stawia na odniesienia do mickiewiczowskiego Konrada – jestem Jacek i w imieniu milionów mówię, że selekcjonerem zawsze i wszędzie musi być Polak. W dyskusji przewija się jeszcze kwestia wysokości pensji – jakby to ktoś z nas, debatujących, musiał ją wypłacić oraz temat “przykładania się” do pracy. Bo Polak, każdy, zna wszystkich młodych zawodników, raz w tygodniu ogląda zachodniopomorską III ligę, a raz na miesiąc odwiedza osobiście jednego reprezentanta U-19, by dodać mu otuchy i zapewnić o wielkim wsparciu. Obcokrajowiec? Ledwo kojarzy Lewandowskiego, Sousa podobno na trzecim zgrupowaniu uparcie nazywał Glika Żmudą.
Debata wokół nazwiska nowego selekcjonera reprezentacji Polski wydaje się nadzwyczajnie uboga, bo też druga strona poziomem argumentów dojeżdża do adwersarzy. Polak na pewno ma ubogi warsztat, Polak na pewno nie będzie szanowany, Polaków nie zatrudniają poza granicami Polski. Nie wnikam, kto to wszystko rozpoczął, nie wnikam, kto momentami stosuje większe i bardziej karkołomne uogólnienia (Simeone grałby bardziej otwartą piłkę niż Stawowy?), ubolewam nad tym, że w sumie… niewiele nowego się dowiadujemy.
Już samo kryterium podziału: Polak i obcokrajowiec, wydaje się nieprawdopodobnie ubogie. Obcokrajowcami są holenderscy trenerzy-cruyffiści, zapatrzeni w ofensywną filzofię swojego największego idola, ale obcokrajowcem jest też Jose Mourinho, który akurat uczynił sztukę z zaprzeczania ideom Cruyffa. Obcokrajowcem jest Pep Guardiola, obockrajowcem jest Libor Pala. Obcokrajowcem jest Zdenek Zeman i obcokrajowcem jest Sean Dyche. Polakiem jest Czesław Michniewicz, Polakiem jest Wojciech Stawowy.
- Zobacz także: Michał Probierz: robi się z nas debili
Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej jestem przekonany, że to efekt prostego lenistwa. Co mogę w tej chwili, w tej sekundzie, napisać w analizie porównawczej Herve Renarda i Jana Urbana? Co wiem o jednym i drugim, jakie różnice jestem w stanie bez trudu wychwycić, a jakie zalety uwypuklić? Okej, trochę interesowałem się Marokiem, więc wiem, że Renard był tam swego czasu mocno skłócony z gwiazdami kadry, Ziyech wprost powiedział, że nie będzie już dla niego grał (potem jeszcze raz zakończył karierę reprezentacyjną, już za kadencji Halihodzicia, a finalnie zajął z kadrą czwarte miejsce na świecie). Widziałem też mniej więcej jak wygląda jego Arabia Saudyjska, o co im chodzi w graniu, że z Argentyną momentami robili te swoje pułapki ofsajdowe na nieprawdopodobnym ryzyku. Jana Urbana najlepiej pamiętam ze Śląska Wrocław, gdy oglądałem praktycznie wszystkie mecze Ekstraklasy, ale naturalnie mogę też w miarę sprawnie się wypowiedzieć o jego przygodzie z Górnikiem – na przykład o stylu pożegnania i współpracy z największą gwiazdą tego klubu. To wciąż bardzo, bardzo mało, w dodatku nic szczególnie ciekawego – może poza aspektem współpracy z piłkarzami większymi niż zespół, gdzie zdaje się, że Urban i Renard mierzyli się z podobnymi wyzwaniami. Natomiast zdaję sobie sprawę, że nie każdy zapytany o zdanie interesował się Marokiem czy pracował przy Ekstraklasie.
A wówczas zostaje ucieczka w to, co dość oczywiste. Narodowość jest równie ewidentna co wzrost i w sumie jestem trochę wdzięczny losowi, że akurat ten aspekt wyłuszczyliśmy wspólnie w temacie selekcjonera. Wyobrażam sobie przecież, że dobieramy inny oczywisty czynnik, który może z miejsca dostrzec każdy, nawet kompletnie niezainteresowany futbolem.
– Nowy selekcjoner powinien być wysoki! Nie możemy sobie pozwolić, by piłkarze patrzyli na trenera z góry, poza tym słuszny wzrost pozwoli więcej dostrzec na zielonej murawie, a w ewentualnych kłótniach z sędziami pozwoli skuteczniej walczyć o korzystne decyzje dla naszych Orłów.
– Selekcjonerem tylko ktoś po siedemdziesiątce. Największe sukcesy trenerskie odnosiliśmy, gdy trenowali nas ludzie urodzeni przed wojną, w trakcie wojny, najpóźniej tuż po niej. Po co kombinować z tymi młodzieniaszkami pokroju 60-letniego Jana Urbana, skoro można odwołać się do doświadczenia i życiowej historii naszych nestorów. Każdy z nich przeżył więcej i widział więcej, niż dowolny młodzian – bo przeżywał i patrzył o kilkadziesiąt lat dłużej.
Jest trochę ciarki “krindżu”, jest trochę absurdu. Ale przede wszystkim jest spłycanie, jest upraszczanie, jest chodzenie po linii najmniejszego oporu. Nie lekceważę ekspertów, zwłaszcza tych, którzy istotnie posiadają spore sukcesy. Władysław Jerzy Engel miałby moją uwagę, gdyby taktycznie rozrysował, dlaczego jego zdaniem Arabia Saudyjska Herve Renarda broni w sposób, którego Polska nie będzie w stanie zaimplementować – bo wybiegnięcie do złapania na spalonego na 40. metr wymaga kilkunastometrowego sprintu również od naszych stoperów, którzy nie należą do demonów szybkości. Chętnie posłuchałbym jak któryś z byłych kadrowiczów opowiada o tym, jaka jest rola relacji w szatni, jeśli chodzi o selekcjonera-kumpla. Czy selekcjoner-kumpel ma szansę sprawdzić się bardziej niż selekcjoner-autokrata? Skoro już wywołujemy taśmowo temat: “rozmawiałem z jednym z reprezentantów, który powiedział mi…”, to czemu nasi czołowi opiniotwórcy nie dowiadują się o ten aspekt? Bardziej będzie nam pasował Laurent Blanc, atmosferka, jestem mistrzem świata, czy Raymond Domenech, technologia, nowoczesne ćwiczenia, taktyka.
To oni powinni wybrać
Czasem ludzie zajmujący się taktyką piłkarską narzekają – ubóstwo naszej dyskusji piłkarskiej widać nawet w prymitywnej terminologii. Włosi mają swoich mezzallów, mozzarellów i innych montevideów, my pomocnika. Anglicy mają swoich inverted wingbacks atakujących w final third, których wartość najlepiej pokazują heat mapy, my mamy optyczną przewagę. To nadal jest narzekanie na uproszczenia poprzez stosowanie kolejnych uproszczeń. Ale wydaje mi się, że pobrzmiewa w tym też bardzo realny zarzut – powinniśmy być lepsi. Dojrzalsi. Bardziej świadomi. Ogólnie, jako środowisko piłkarskie, jak wiecie – zawsze jestem pierwszy, gdy trzeba przepraszać i uderzać się w pierś.
Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że ja sam generalnie… podpisałbym się pod wnioskiem, że potrzebujemy obcokrajowca. Czy to wyraz kompleksów? Nie sądzę. Moim zdaniem – a zdanie oparte jest na bardzo wnikliwej analizie wszystkich wywiadów, wypowiedzi, westchnień, grymasów i przewracania oczami – to ta szatnia, do której ma wkroczyć nowy selekcjoner, ma pewien problem z kompleksami. Zarzucę bardzo odważną, a jednocześnie bardzo bezpieczną tezą – nikt nigdy jej nie zweryfikuje. Ale moim zdaniem Jan Urban, przykładowy 60-letni trener z doświadczeniem piłkarskim w Osasunie i niezłymi wynikami z Górnikiem Zabrze, na wejściu będzie miał dwa razy trudniej niż Joao Urbien, 60-letni Portugalczyk z doświadczeniem piłkarskim w Osasunie i niezłymi wynikami z Vitorią Setubal. Po prostu – to pewne obciążenie obiektywne, z którym można się nie zgadzać, które można krytykować, ale nie można też udawać, że nie istnieje. Jacek Góralski wydaje się odosobniony w swojej tyradzie o potrzebie polskiego selekcjonera. Styl pracy i wypowiedzi reprezentantów w trakcie przygody kadrowej Jerzego Brzęczka i Czesława Michniewicza pokazują, że kredyt zaufania dla polskich trenerów z założenia jest bardzo niewielki. Jasne, sami sobie nie pomagają, na boisku i poza nim. Ale też wiem, o ile bardziej oberwałoby się dowolnemu polskiemu trenerowi za Euro 2020.
Zwyczajnie wydaje mi się, że to nie jest moment na żadnego z najlepszych polskich szkoleniowców – i to nie jest krytyka polskiej myśli szkoleniowej, nie jest krytyka Marka Papszuna czy Macieja Skorży, a już na pewno – nie jest to krytyka Jana Urbana. Po prostu, trzech ostatnich selekcjonerów kończyło pracę ze względów niezwiązanych z wynikami osiąganymi na murawie. Trzykrotnie decydował specyficzny miks okoliczności, atmosfery, błędów, zrządzeń losu, relacji. Dlatego teraz chciałbym trenera, który nie będzie tym obciążony od samego wejścia, który uniknie prostych, zero-jedynkowych porównań.
Czy uważam, że to piłkarze sami powinni sobie wybrać trenera, jaki będzie im pasował? Cóż… Tak. Tak właśnie uważam, to wydaje mi się najbardziej odpowiednie. Świeży przykład z Mistrzostw Świata w pełni zaprezentował nam, ile potrafi dla drużyny zdziałać synergia, poczucie jedności, wzajeme zaufanie. Niektórzy dopominający się o polskiego trenera, choćby i bez namacalnych sukcesów, podnoszą: spójrzmy na Scaloniego czy Dalicia. Dwie reprezentacje z medalami, a w roli selekcjonerów ludzie bez większego CV, ludzie, którzy właśnie z reprezentacjami zbudowali swoją markę. Dalić zresztą w ekstremalnych okolicznościach, gdy przed czterema laty zdobył srebro na mundialu mimo podjęcia pracy awaryjnie, na samym finiszu eliminacji. Scaloni zatrudniany w czasie, gdy dziennikarze dopytywali go, czy na pewno ma licencję UEFA Pro. Ale przecież Scaloni i Dalić to jednocześnie ludzie, którzy podpasowali szatni, którym taki mniej więcej zakreślono cel. Zwłaszcza w tym drugim wypadku, gdy Dalić zastąpił krytykowanego Cacicia i na początku korzystał po prostu z bycia “kimś innym niż Cacić”. Jakub Kręcidło w tekście na Weszło wsród głównych celów Lionela Scaloniego w czasie, gdy obejmował kadrę, wymienił z kolei: uszczęśliwienie Leo Messiego.
Gdy dodamy do tego Maroko – w TOP 4 Mistrzostw Świata trzech selekcjonerów dobierano stricte pod kątem drużyny, wręcz: na życzenie jej gwiazd. W Maroko to najbardziej ewidentne, w dodatku zwolnienie Halihodzicia jest najmniej odległe czasowo. Ale i w Argentynie, i w Chorwacji dobierano selekcjonerów, by dotrzeć do gwiazd z murawy. Tam zadziałał trener-rodak, trener, który nie postrzega samego siebie za nowe wcielenie Rinusa Michelsa. U wszystkich trzech ekip – zadziałało, w Argentynie po pewnym czasie, w Maroko i Chorwacji od razu, od pierwszego spotkania.
Widziałbym trenera tego typu u steru reprezentacji. Trenera, który wreszcie podpasuje liderom, który nie złapie ich za mordę, ale dotrze do nich, sprawi, że będą chcieli za jego pomysły walczyć i brudzić białe koszulki. I uważam, że w tej konkretnej szatni osiągnąć tego nie zdoła ani Jan Urban, ani żaden inny z krajowych kandydatów, o których rozmawialiśmy w ostatnich tygodniach. Czy żałuję? Oczywiście, że tak. Czy uważam, że to nie w porządku wobec naprawdę solidnych polskich trenerów? Zdecydowanie. Czy mam zamiar się obrazić na rzeczywistość? Niespecjalnie.
Dlatego w spokoju i bez większego napięcia czekam na tego zagranicznego cudotwórcę, w którego może wreszcie uda się uwierzyć tym, od których zależy najwięcej. Tym, którzy już od miesiąca solidarnie milczą. Tym, którym coraz trudniej kibicować, ale i nie ma sposobu, by się im postawić. Czekam na człowieka, który podpasuje reprezentantom Polski.
Selekcjoner. Definicja mówi, że jest to “osoba przeprowadzająca selekcje, trener wybierający zawodników”.
Wróćmy do wyboru Czesława Michniewicza. Cofamy się do czasów jego zatrudnienia przed meczem ze Szwecja. Jaki był klucz wyboru selekcjonera nie wiem. Jednak wystarczy poszukać w odmętach Internetu i sprawdzić przeszłość sympatycznego pana Czesia.
Przez 10 lat pracy tylko w Lechu pracował dłużej niż 13/14 miesięcy (pomijamy ten czas ponieważ prężnie działał wtedy Fryzjer, a to rozmowa na inny czas).
Mistrzostwo z Zagłębiem wywalczył po przejęciu drużyny po panu Smudzie. Kiedy przyszła weryfikacja sezonu przygotowawczego i początku sezonu Czesław został zwolniony. Sytuacje podobna w Legii. Kadra przejęta po Vukoviciu w pażdzierniku, mistrzostwo po czym w pażdzierniku rok później zostaje zwolniony.
Pierwszy wniosek: Ewidentny jest problem z ciągłościa pracy, utrzymaniem dobrych wyników i zbudowaniem czegoś trwałego. Czyli idealny kandydat na selekcjonera, bo był na miejscu (ukłony dla pana Jerzego Władysłąwa Engela)
Do tego styl gry na jakim opierał sie pan Michniewicz. Czyli ustawienie 5-2-2-1, obrona za wszelka cene i usposobienie defensywne. Gra oparta na kontach, w pierwszej kolejnosci jednak na nie traceniu bramek.
I tu kluczowe słowa wypowiada popularny ZIbi “Lewy będzie średnio zadowlony” (coś w tym stylu).
Drugi wniosek. Kluczowy zawodnik ofensywny, najlepszy strzelec kadry, gwiazda światowego formatu dostaje kolejnego defensywnego selekcjonera po Brzeczku (a wiadomo jakie miedzy nimi były relacje).
I tu Teza Kuby znajdzie potwierdzenie o dobieraniu selekcjonerów pod gwiazdy. Lewy i Zielu najbardziej stracili na kadencji Michniewicza.
Teraz przypada kolejny wybór selekcjonera.
Pierwsze pytanie: jakim stylem i w jakiej taktyce nasi reprezentanci grali swoje najlepsze mecze w ostatnich 10 latach? Odpowiedz jest prosta. 4-4-2 z dwoma napastnikami. Czy to za kadencji Leo czy Nawałki sprawdzało sie to ustawienie, z nastawieniem na kontry, dobra obrona, ale odgryzaniem sie przeciwnikowi, i walką. Od czasów dziwnych manewrów Nawałki ze zmianami ustawienia na 3-4-3 lub każda inna wariacja tego ustawienia . Wystarczy sprawdzić, że w meczach z Niemcami 2-0 , całe Euro, Wygrana z Portugalia 2-1 w 2006 roku, Norwegia w 2001 roku z Olim i Kryszałem na ataku. I tak możemy dalej.
2. Pytanie czy nasz trener/selekcjoner czy zagraniczny.
Mam to kompletnie w 4 literach. Liczy się podejście, taktyka i styl gry. Czyli to co wyłożyłem wcześniej kontra z lepszymi, więcej kreatywności ze słabszymi, ustawienie 4-4-2.
Żaden z wymienionych przez Kubę kandydatów sie nie nadaje, może pan Hervé Renard. Jezeli miałbym wymienić na szybko to Ranieri grał takim systemem w Lester i to mu sie sprawdzało. Ludzie w PZPN powinni podejsc na spokojnie do tematu i wyszukać kandydata w oparciu o analizy. Co do Tetryków i tezy że możemy grać 3 obronców z wahadłowymi tez sie nie zgodze. Jakie liczby kręcą wahadłowi w klubach?
I jedna z ostatnich rzeczy. Brakuje mi kogoś z jajami, kto posadzi Kryche, czasem nawet da odpocząc Lewemu, kogoś kto sie nie bedzie “pierdolił” i pokaże charakter. Czyli rodzimy trener raczej odpada, chyba ze Papszun ale tu znowu koliduje ustawienie z 3 obronców.
Bardzo mnie martwią te kandydatury, szczególnie pana Urbana, ponieważ nie zmieni sie nic. Może pan Kulesza powinien zwołać trzon kadry, czyli Szczesnego Lewego, Ziela, do tego zebrać analityków i przedyskutowac temat a nie samemu podejmować strasznie idiotyczne decyzje.
Szkoda, że nie ma opcji edytuj wiec dopisze braki tu: Nawałka sie pogubił taktycznie z ustawieniem 3-4-3, i juz nie potrafił sie podnieść. Wszystkie wymienione mecze łaczy ustawienie i gra 2 napastnikami.