- Najbardziej namacalną i łatwą do wychwycenia częścią rachunku za futbolowy rok 2023 jest pozycja piłki nożnej w tradycyjnym Plebiscycie Przeglądu Sportowego.
- O ile zabawa czytelników to tylko sfera symboliczna, o tyle rozpoczęły się już konsekwencje finansowe – na czele z anulowaniem planu budowy ośrodka treningowego dla PZPN-u.
- W kolejce czekają już kluby, które są w pełni świadome miejsca, w którym się znalazły – czego namacalnym dowodem rezygnacja Tomasza Poręby z działań na rzecz Stali Mielec.
Reprezentacja Polski, czyli antyzespół 2023 roku
Siedemnaste miejsce Roberta Lewandowskiego w plebiscycie Przeglądu Sportowego. Twarda, ostra rywalizacja o miejsce w piętnastce ze snowboardowym mistrzem świata oraz Dawidem Kubackim, który w obecnym sezonie Pucharu Świata nastukał okrągłe 80 punktów, pozwalające mu na zaszczytne 26. miejsce w klasyfikacji ogólnej. Uważam, że jakakolwiek poważna dyskusja na temat jakiejś sportowej wyceny meczów Roberta Lewandowskiego w 2023 roku nie ma większego sensu. Obrońcy naszego napastnika punktują, że trofeum króla strzelców w lidze hiszpańskiej, że mistrzostwo z Barceloną, że nawet w kadrze doszły cztery gole i asysta w zaledwie ośmiu występach. Że indywidualnie to nadal kocur, nominowany we wszystkich możliwych plebiscytach piłkarskich, łącznie z tym najważniejszym – “Team of the year” w grze EAFC24.
Tylko co z tego? Mamy to teraz zestawiać z uderzeniami kijem o piłeczkę w wykonaniu dziesiątego w konkursie Adriana Meronka? Mamy na poważnie usiąść do rozpisania siły rywali – Roberta Lewandowskiego w LaLiga oraz Krystiana Dziubińskiego w Polskiej Hokej Lidze? Wszyscy doskonale czują, że przecież nie chodzi wyłącznie o sport, jak zawsze – sport jest zaledwie punktem wyjścia do pewnej szerszej opowieści. Tak jak nagrody dla Euzebiusza Smolarka były niejako ulokowaniem nadziei w polskim piłkarzu, który wreszcie dał nam trochę słońca w bardzo chmurnym momencie rodzimego futbolu. Tak jak nagrody dla Marka Citki były wręczane na fali doniesień o licytacji Realu Madryt z Manchesterem United o usługi polskiego talentu. Tak i teraz, brak nagród dla kogokolwiek ze środowiska piłkarskiego, jest po prostu częścią opowieści o jej obecnym stanie.
Nie do końca zgadzam się z określeniem: “ranking popularności”. Nie uważam, by pływak Krzysztof Chmielewski był zdecydowanie bardziej popularny niż Robert Lewandowski, nie uważam też, by ostatecznie “Lewy” miał niespełna 20 tysięcy fanów w całej Polsce. Bardziej przemawia do mnie to, co powiedział w naszym wczorajszym poranku Leszek Milewski. To w pewnym sensie ranking szacunku. Ranking doceniania dokonań, co w żadnym wypadku nie jest równocenne ani z popularnością, ani ze sportową klasą. Dopiero przy takim postrzeganiu plebiscytu dostrzegamy, co właściwie się wydarzyło. A wydarzyła się zwyczajnie gigantyczna erozja szacunku dla naszej dyscypliny. Co więcej – erozja zasłużona.
- Zobacz także wideo: Lewandowski: ostatni będą pierwszymi
Gdyby śladem politycznych rankingów zaufania także Przegląd Sportowy zdecydował się również na możliwość oddawania głosów “na nie”, piłkarze, nie tylko Robert Lewandowski, zwyciężyliby w cuglach. Niestety – tak naprawdę totalnie nie ma się czego chwycić, jeśli chodzi o 2023 rok w wykonaniu naszej piłki. Afera premiowa umorusała w równym stopniu wszystkich, od piłkarzy po związek. Potem PZPN wyłącznie utrudniał poprawę wizerunku, zasypując nasz świat coraz bardziej absurdalnymi aferami i aferkami. Piłkarze równolegle kompromitowali się w sposób właściwie pozbawiony precedensu. I znów: nie chodzi nawet o jakąś skalę oczekiwań, chodzi o matematykę. Nawet w mrocznych czasach największego kryzysu reprezentacyjnego, Polska jakoś uzbierała to 1:0 nad San Marino po bramce Furtoka i 2:1 w Katowicach nad Mołdawią właśnie, gdy sensacją zapachniało po bramce Sergheia Clescenco (znanym jako Sergio Conceicao tej części Europy, albo jednak wcale nie).
Jeśli chodzi o rozstrzał między naszą siłą a siłą rywala – prawdopodobnie nigdy nie zaliczyliśmy takiej podwójnej gleby. 1 punkt w dwumeczu. Porażka przy prowadzeniu 2:0. Wciąż dość nieźle prezentujący się w rankingach Polacy kontra Mołdawianie, rankingowo mierzący się na co dzień z Wyspami Bergamuta oraz Gondorem. Scenariusz iście filmowy. I jest to raczej film Smarzowskiego niż komedia romantyczna z Karolakiem. Gdy podlejemy to wszystko jeszcze sosem z wypowiedzi naszych Orłów, z długim wywiadem Lewandowskiego, który widzi błędy praktycznie wszędzie, tylko nie u siebie… Cóż, 20 tysięcy głosów oddanych na symbol tej reprezentacji i tak wydaje się całkiem przyzwoitym wynikiem.
Lewandowski poniekąd płaci za błędy całego środowiska, ale też trzeba uczciwie przyznać, że momentami korzystał na fali wznieconej za sprawą całego środowiska. Tak jak postać Lewandowskiego rosła również za sprawą sympatycznych filmików Szczęsnego na Łączy Nas Piłka, tak teraz malała także za sprawą remisu z Mołdawią, podczas którego “Lewy” leczył kontuzję. Poza tym – Lewandowski przecież sam wielokrotnie pokazywał samego siebie jako lidera wznoszącego się trochę ponad rolę napastnika zespołu narodowego – w ostatnich latach coraz śmielej i śmielej współtworzył świat polskiej piłki nożnej, by wspomnieć o swoim udziale przy kolejnych zwolnieniach na stanowisku selekcjonera. Dlatego teraz ten kryzys na wszystkich poziomach z taką siłą uderzył również w niego.
Były problemy z frekwencją, była grobowa atmosfera wokół meczów kadry, były reklamy sponsorów, w których tak naprawdę reprezentacja stała się obiektem szydery. Teraz doszło wotum nieufności ze strony kibiców, którzy prawdziwego idola na boisku i poza nim widzą w Idze Świątek. I to akurat najniższa cena, spośród tych, które futbol już zaczyna płacić.
Otwock – nadal pokój schadzek, a nie Clairefontaine
Gdyby tylko ktoś ostrzegł. Gdyby tylko ktoś wiedział. Gdyby tylko ktoś przeczuwał, czym może zakończyć się tak płynne sklejenie środowiska piłkarskiego w Polsce z obecnie panującym rządem. Oczywiście, kontakty sportu z ministerstwem sportu, szefów związków piłkarskich z szefami rządu to rzecz normalna, naturalna i pożądana. Idealnym przykładem są tu zresztą Gortat Campy – nasz najlepszy koszykarz nie miał żadnych problemów, by współpracować z kolejnymi ministrami, goszcząc na swoich meczach z Wojskiem Polskim polityków niezależnie od barw partyjnych. Natomiast trudno jednak nie zauważyć, że w pewnym momencie kontakty Polskiego Związku Piłki Nożnej z rządem wykroczyły już poza sferę zwyczajnej współpracy. Afera premiowa była obciążeniem dla wszystkich w nią zamieszanych, podobnie jak ciągnące się wątpliwości związane ze spółką Publicon. Media sprawnie wychwytywały wszystkie spotkania Cezarego Kuleszy z Kamilem Bortniczukiem, podobnie jak migracje na linii środowisko polityczne – środowisko piłkarskie, ze szczególnym uwzględenieniem takich transferów jak te Mariusza Chłopika czy Marcina Mastalerka.
To wszystko jednak niknęło przy zdarzeniu, które trudno postrzegać inaczej niż przez pryzmat kampanii wyborczej. Nagle, “out of nowhere”, bez żadnego wcześniejszego ostrzeżenia, bez dawania sygnałów, że taki projekt jest w grze, rząd wspólnie z PZPN-em obwieścił, że w Otwocku powstanie polskie Clairefontaine, wielka baza szkoleniowo-sportowa dla PZPN-u, który miałby tam rezydować wraz z całym centralnym szkoleniem młodzieży. Reprezentacje w danych rocznikach, kursy, konferencje – wszystko w jednym miejscu, do tego oczywiście zgrupowania dorosłej reprezentacji, szerokie możliwości w kwestii budowy prawdziwego domu dla polskich topowych piłkarzy.
Sam pomysł oczywiście wydaje się niezły, ba, nie wątpię, że wszystkie strony szczerze wierzyły w jego realizację. Ale sposób ogłoszenia i pewien pośpiech, nietypowy dla takich inwestycji, stawiał tu pewne znaki zapytania. A co jeśli zmieni się władza? Zwłaszcza, że przecież obietnic ze strony rządu było więcej. Tu stadion w Chorzowie, tam Raków, jeszcze gdzie indziej program wsparcia dla naszych pucharowiczów. Pieniędzy na stole leżało sporo, dosypanie tam jeszcze ośrodka szkoleniowego wyglądało od początku dość kontrowersyjnie.
No i władza się zmieniła. Nie chcę opowiadać się po żadnej ze stron sporu politycznego, szczególnie w kontekście zdarzeń ostatnich tygodni, natomiast nie trzeba było szczególnie głębokiej przenikliwości ze strony środowiska piłkarskiego. Z jednej strony – przed wyborami – mieliśmy dość zagadkową przychylność, niespotykaną wręcz hojność i całe sterty obietnic. Z drugiej – słyszeliśmy to i owo o planowanej zemście, rozliczeniach oraz dokładnym przeglądaniu wszystkich dokumentów ze strony ówczesnej opozycji.
Można było ustawić się w pozycji: zaczekajmy z kluczowymi projektami, zadecydujmy wspólnie po wyborach. Nie chcemy być traktowani jako element kampanii wyborczej, więc w sumie róbmy projekty, planujmy dofinansowania, ale wielkie przecinanie wstęg zaplanujmy na przyszły rok.
Jeszcze sprytniej? Działajmy już teraz, w kampanii, ale zadbajmy, by polskie Clairefontaine było projektem nieuwikłanym w bieżącą politykę. Rany, jaki to by miało wydźwięk – trwa wojna polsko-polska, ale ludzie kochani, w piłce nożnej my nie znamy takich pojęć – na naszej konferencji wspólnie politycy obu największych partii zapewniają, że przyszłość piłki nie może być przedmiotem awantur w Sejmie, trzeba wspólnie budować nasz wielki, piękny dom dla każdej z reprezentacji. Zamiast tego środowisko piłkarskie zostało wykorzystane – mniej lub bardziej świadomie – jako element kampanii wyborczej. A po wyborach – ze swojej winy, czy też nie – jako element powyborczego rozliczania wszystkich i wszystkiego.
Clairefontaine stoi pod znakiem zapytania, zostały piękne fotografie z premierem, ministrem, piękne plany i piękne słowa. No i pokój schadzek, który wytropiony został przez dziennikarzy Przeglądu Sportowego, opisujących zapaść OKS-u Otwock.
Rok 2024 przyszedł z rachunkiem za rok 2023. I co najciekawsze – nie tylko do PZPN-u.
Stal Mielec i Tomasz Poręba – miłość zakazana
– Po blisko 10 latach dobiega do końca moja działalność na rzecz PGE FKS Stal Mielec. Wiele udało się wspólnie dokonać. Dziękuję. Nigdy tego nie zapomnę, ale nie można udawać. Dziś klub, w nowych realiach i by dalej iść do przodu, potrzebuje nowych opiekunów – napisał na swoich mediach społecznościowych Tomasz Poręba, europoseł i kibic Stali Mielec. Kibic, któremu nie można odmówić zasług dla klubu – wszyscy w Mielcu potwierdzają, że bez europosła Poręby nie byłoby ani Ekstraklasy, ani wyjścia na finansową prostą, nie ma co do tego dyskusji.
Dyskusja toczy się w innym temacie – czy naprawdę to jest jedyna droga. Tomasz Poręba w swoim pożegnaniu z Mielcem jest wręcz brutalnie szczery. Usuwa się w cień, bo po wyborach spółki z udziałem Skarbu Państwa przejdą w inne ręce, ręce pozostające częścią organizmu, którego nos bardzo szybko wyczuwa zapach polityka wrogiej partii. Poręba wymienia – kończy się umowa z Grupą PZU oraz Lotto, za półtora roku jeszcze z Grupą PGE. “Z oczywistych względów nie mogę już tego [prowadzić rozmów z tymi spółkami] robić ja. Moje możliwości skończyły się z końcem ubiegłego roku”. Szanuję posła Porębę za tak jasne i klarowne wyłożenie stanu faktycznego. W poprzednim układzie byłem w stanie “swoimi możliwościami” organizować sponsoring ze strony powyższych spółek, w nowym układzie przydałby się podobny kibic Stal Mielec, ale z innym kolorem politycznego szalika. Poręba odchodzi również po to, by wspomniana już wcześniej zemsta nowych rozdających nie dosięgła przez przypadek klubu, który przecież niczemu nie zawinił.
Zanim ktoś krzyknie, że to patologia, że wreszcie nowe rządy ukrócą takie układy, niech solidnie przemyśli losy Śląska Wrocław w czasach, gdy jednym z najważniejszych polityków Platformy Obywatelskiej pozostawał Grzegorz Schetyna. I zada sobie pytanie, czy po prostu wszystkie pieniądze wpływające do Stali Mielec nie zostaną po prostu przekierowane do klubu, któremu kibicuje inny europoseł, z innej partii.
Stal Mielec i poseł Poręba to dość jaskrawy przykład, ale wczoraj Gazeta Wyborcza doniosła, że pod znakiem zapytania stoi też rządowe dofinansowanie do budowy nowoczesnej akademii Widzewa, a przecież kwestią czasu wydaje się również wycofanie od początku kontrowersyjnego wsparcia ze strony PKP Cargo. Klub po klubie, liga po lidze – za chwilę może się okazać, że układy, które miały być wieczne, rozpłyną się na przestrzeni paru tygodni, dokładnie tak samo jak ośrodek w Otwocku.
To też swoisty rachunek za 2023 rok. Trudno w tej chwili wyrokować, co stanie się dalej – nie da się przecież wykluczyć scenariusza, że odbieranie teraz wszystkiego, co dała (lub miała dać) poprzednia ekipa jest tylko po to, by potem rozdać już z właściwą orkiestrą i wspólnymi zdjęciami z nowymi ministrami. Ale może też zdarzyć się tak, że rozpoczyna się era wielkiego zaciskania pasa i wielkich oszczędności – że dobiega końca czas sponsoringu ze strony sponsorów tytularnych w Ekstraklasie, Stali, Zagłębiu czy jeszcze paru innych miejscach ze spółką Skarbu Państwa na szczycie piramidy sponsorskiej. Można się było na takie czasy przygotować, a można było wierzyć, że nigdy nie nadejdą.
Jeśli ten drugi, czarny scenariusz się spełni, kara za 2023 rok w postaci niskiej pozycji Roberta Lewandowskiego w plebiscycie Przeglądu Sportowego będzie jedyną bezbolesną.
Komentarze