Olkiewicz: ruszajmy po przygody, panie Michale

- Szukam kogoś, kto by zechciał wziąć udział w przygodzie - zagaił swego czasu Gandalf do nieświadomego niebezpieczeństw Bilbo Bagginsa, zresztą na podobny numer nabrał potem Frodo. Nikt nie przewidywał, że tułaczka będzie tak długa, nikt nie sądził, że przygód będzie tak wiele. Zaczynało się od pierwszego kroku w nieznane. My z naszym schludnie odzianym Gandalfem jesteśmy w tym samym miejscu. Panie Michale, prowadź nas w tę przygodę.

Michał Probierz jako Gandalf
Obserwuj nas w
Fotomontaż: Pressfocus.pl x LANDMARK MEDIA / Alamy Na zdjęciu: Michał Probierz jako Gandalf
  • Czy tego chcemy, czy też nie, czy jesteśmy z tego zadowoleni, czy raczej patrzymy w przyszłość z przerażaniem – w dalszą drogę z reprezentacją Polski ruszamy z Michałem Probierzem w roli przewodnika. Dziś kończymy Mistrzostwa Europy, ale jednocześnie zaczynamy już właściwą część kadencji selekcjonera – gdy już nie gasi pożarów, ale realizuje swój własny pomysł.
  • Powodów do optymizmu na razie nie ma zbyt wiele, natomiast wszyscy zdają się zgadzać co do jednego – rotacji na stanowisku selekcjonera już nam wystarczy. Z tych dwóch przyczyn mecz z Francją nabiera wyjątkowego znaczenia – bo od naszej dyspozycji w starciu z faworytem całej imprezy zależy atmosfera w pierwszej części ekscytującej wędrówki z Michałem Probierzem.
  • Mecz o honor w naszym wypadku to tak naprawdę mecz o zaufanie, o wiarę w projekt, wreszcie o potwierdzenie, że Michał Probierz naprawdę nie zamierza poprzestać na odważnych zapowiedziach podczas konferencji prasowych – tylko chce realnie zmienić tę drużynę. To stawka może i większa, niż 3 punkty na pocieszenie.

Czas na nową przygodę

Dzisiaj kończymy Mistrzostwa Europy, najprawdopodobniej z zerem punktów na koncie i po jednym (minimalnie jednym) żenująco słabym meczu. Kończymy je jednak ze świadomością, że przynajmniej w najbliższym czasie nie zaleje nas fala znanych z Football Managera “newgenów”, których poprowadzi wymarzony i wyśniony selekcjoner łączący strategiczną maestrię z wewnętrznym ogniem, pozwalającym na pokonywanie nawet wielokrotnie silniejszych rywali. Zostaniemy z grubsza z tymi samymi piłkarzami (poza Kamilem Grosickim) i z pewnością z tym samym szkoleniowcem, posiadającym zestaw zalet, ale też sporo łatwych do wychwycenia wad. Pesymista pewnie powiedziałby, że jesteśmy mniej więcej w czwartym roku wieloletniej więziennej odsiadki – nie zmienią się współwięźniowie, nie zmieni się cela, będziemy tak sobie trwać w bólu i oczekiwaniu, że kiedyś nadejdzie upragniona wolność.

Natomiast są też w kraju jednostki postrzegane jako wariaci – czasem z przekąsem nazywamy ich po prostu optymistami. I oni dzisiaj mogą mieć swój wielki wieczór. W ich metaforze więzienną celę zamieniają przepiękne zielone łąki Shire, pośród których znajduje się przytulne domostwo przesympatycznych hobbitów o nazwisku Baggins. Michał Probierz w tym układzie jest Gandalfem, który właśnie puka do naszych drzwi i zaprasza, z całą serdecznością i galanterią, by wyruszyć w kolejną przygodę, by wyruszyć na kolejną wyprawę.

Sprawdź ostatnie materiały wideo związane z Ekstraklasą

Pewne punkty wspólne między szarobrodym czarodziejem i arbitrem elegancji z Bytomia da się wychwycić od razu. Po pierwsze – albo wyruszymy z nim, albo nie wyruszymy wcale. Okres rewolucji na stanowisku szkoleniowca już minął i wiele wskazuje na to, że dziś lepiej jest tkwić w błędnym wyborze, niż na siłę znów wymieniać kapitana tej łajby. Zwłaszcza, że trwają przecież Mistrzostwa Europy w oczywisty sposób premiujące cierpliwych. Taki Edward Iordanescu chociażby. Pracował głównie w Rumunii, zdobył zaledwie jedno mistrzostwo, nigdy nie zaistniał ani w mocniejszej lidze, ani w innej reprezentacji. Gdy zaczynał z kadrą, w pierwszych siedmiu meczach wygrał tylko raz – wyłapał za to w czapkę m.in. od Bośni i Hercegowiny, Czarnogóry i Grecji. A jednak, Rumuni wytrzymali ciśnienie, pozwolili mu pracować, czego efekty zebrali najpierw w efektownym stylu wygrywając eliminacje do ME, a następnie nieźle wypadając na tle Ukrainy i Belgii. Cezary Kulesza dzisiaj ma o wiele więcej argumentów na obronę Michała Probierza, niż w momencie zatrudniania Michała Probierza. Drugie podobieństwo? Sprytnie omijamy temat niebezpieczeństw, które grożą nam w tej wędrówce, skupiamy się za to na perspektywach. A perspektywa przynajmniej pierwszej części tej wędrówki zależy w dużej mierze od dzisiejszego występu Biało-czerwonych.

Jeśli mamy razem iść, idźmy odważnie

To z pewnością będzie oś dyskusji wokół Michała Probierza oraz jego reprezentacji. Tak naprawdę już teraz to chyba najczęściej poruszany temat we wszystkich debatach nad stanem rodzimej drużyny narodowej. W wyniku licznych niepowodzeń na wszystkich możliwych frontach nastąpiło tzw. urealnienie oczekiwań – obecnie nikt już nie żąda od reprezentacji fenomenalnych wyników i dobijania do najlepszej ósemki na kontynencie – celem minimum jest po prostu odważna gra, nawet jeśli miałaby przynieść kolejne porażki. Nie chcę napisać, że apetyty zostały rozbudzone niezłym występem przeciw Holandii, ale skala ciepłych opinii po tym przegranym meczu pokazują dość dobrze, czego obecnie jest głodny kibic kadry. Kibic kadry nie patrzy na Węgrów z obecnego Euro, którzy zagrali niezłe dziesięć minut – i było to dziesięć minut doliczonego czasu ze Szkocją. Kibic kadry patrzy raczej na Albańczyków, którzy choć odpadli – pozostawią po sobie o wiele cieplejsze wspomnienia związane zwyczajnie z o wiele bardziej interesującą grą.

Trudno się takiemu postawieniu spraw dziwić – jeśli wyzbyliśmy się resztek złudzeń, że jesteśmy w stanie regularnie zaskakiwać faworytów i pałętać się gdzieś po ćwierćfinałach Euro, to chcemy chociaż dostać widowisko. Zwłaszcza, że przed nami przecież seria szalenie trudnych meczów – i w Lidze Narodów, i później, w eliminacjach Mistrzostw Świata, czekają nas ważne mecze z faworyzowanymi zespołami, a później może i baraże, w których będziemy “underdogiem”. Poza tym świadomi kibice coraz częściej spoglądają na rywali z – powiedzmy – porównywalnej półki, ich rozwój, pomysł na budowę a potem jak przekłada się to na murawę. Murarze dostają w pędzel. Odważni potrafią nastraszyć nawet tych najpotężniejszych faworytów. Jeśli mamy teraz przed sobą liczne (naprawdę liczne) spotkania z zespołami, które w teorii powinny zrobić z nas miazgę – to niech nie przydarzą się nam już mecze jak przeciw Argentynie, niech się przydarzą takie, jak przeciw Holandii.

Możemy założyć, że to publicystyczna paplanina, że to dęte tematy, dyskusja dla samej dyskusji. Ale przecież podobnie widzą to sami kadrowicze, podobnie widzi to sam selekcjoner. Nie jest żadnym przypadkiem, że kadrowicze w niemal każdej wypowiedzi dla mediów poruszają temat odwagi, bardziej otwartej gry, próby narzucania własnych warunków, nawet z mocnymi rywalami. Nie jest przypadkiem, że i sam Michał Probierz walczy o to, by sprzedać swój wizerunek właśnie jako innowacyjnego konstruktora – takiego, który nie waha się pójść z motyką na słońce, z Urbańskim na Upamecano, z dwójką napastników na ekipę kontrującą Dembele, Mbappe czy Thuramem. Selekcjoner może i miewał na przestrzeni lat różne perypetie związane z mediami i dziennikarzami, ale jedno jest pewne – wie, co się wokół niego dzieje, wie, jak szybko może powstać narracja, narracja zmienić się w powtarzane przez wszystkich twierdzenia, a te powtarzane przez wszystkich twierdzenia – w stereotyp, brany pod uwagę przez wszystkich. Probierz, który na polskiej piłce zjadł zęby, zdaje sobie sprawę, jak urastał mit Paulo Sousy (rany, pamiętacie trójmecz Albania-Andora-Węgry?), jak zacieśniała się pętla wokół Michniewicza.

Dlatego też dzisiaj dba o to, by ludzie widzieli w nim wierniejszego i lepiej zorientowanego w polskich realiach Sousę, niż Michniewicza bez włosów.

  • Zobacz poniższy materiał wideo: Probierz zaskakuje

Wypowiedzi i boisko

Na razie nie ma powodów, by panu Michałowi nie ufać. Nie ma powodów, by krzyknąć na konferencji – panie selekcjonerze, jaka odważna gra, jak z Walią 120 minut bez celnego strzału. I z Holandią, i nawet przeciw Austrii, widać było to, co sam Probierz określił mianem “zalążków”. Tak, ja też zwróciłem uwagę na to wyjście spod pressingu serią krótkich podań. Ja też zwróciłem uwagę na doskakiwanie do Austriaków nawet pod ich polem karnym, też patrzyłem uważnie, jak nasi zawodnicy wchodzili w pojedynki, dryblowali, szukali nieszablonowych linii podania. Posłuchajmy raz jeszcze:

Namawiam zawodników, żeby ryzykowali i się nie obawiali. Jestem przekonany, że potrafią grać w piłkę i że mamy silny zespół. Uważam, że indywidualnie nie sprzedali jeszcze całego potencjału. Jako trener nie cofnę się przed tą drogą i z Francją będziemy grali ofensywnie. Będziemy chcieli grać w piłkęprzekonywał Michał Probierz na konferencji przed meczem z Francją. I to było widać, na razie krótkimi momentami, w jakichś pojedynczych decyzjach czy fragmentach meczu, ale było widać. Nie wiem, czy to jest najlepszy z dostępnych pomysłów, nie wiem, czy najlepiej dobrany pod potencjał naszej reprezentacji. Wiem, że to jest jakiś pomysł i co więcej, że ten jakiś pomysł ma dotychczas silne wsparcie władz PZPN-u, poparcie ze strony piłkarzy chwalących selekcjonera, a także wciąż spory kredyt u samych kibiców. Problem?

Trzeba teraz wyjść na boisko na mecz z Francją. Tricolores zapowiadają, że chcą nam nastrzelać dużo goli, co dość dobrze obrazuje, w którym miejscu obecnie jesteśmy. Trzeba wyjść bez pampersów, wykonać swoją pracę w pressingu, spróbować coś wykreować, może strzelić gola, może trochę ostrzelać bramkę Maignana. Poprzeczka wbrew pozorom tym razem wisi wysoko – bo nawet ten znienawidzony przez sousiarzy Michniewicz przeciw Francji zagrał zjadliwy futbol i przez chwilę Lloris musiał mocno się spocić, by uratować Francuzów od sensacyjnej straty gola w Katarze. Porównania między tymi meczami będą tak naturalne jak organizacyjny cyrk wokół Superpucharu. Michał Probierz i jego zespół nie muszą osiągnąć lepszego wyniku, ale muszą zagrać przynajmniej tak samo odważnie jak wtedy.

Kadrowicze dziś wieczorem nie grają o wynik, o uniknięcie kompromitacji, o to, by nie skończyć Euro jako jedyna drużyna bez ani jednego punktu. Kadrowicze grają przede wszystkim o to, byśmy wszyscy wyruszyli z naszym Gandalfem w nową przygodę. Byśmy uwierzyli, że da się opuścić Shire w tej ekipie i przeżyć coś fajnego. Nie dziś, nie na tym turnieju, ale kiedyś, jak już wyjdziemy z Morii, jak już pokonamy Balroga, jak już opędzlujemy skarbiec smoka.

No to co, panie Michale. Hej, przygodo. Obyśmy tego później nie żałowali!