Miesiąc czekania, a tu pokaz naiwności i nieprzygotowania

Cezary Kulesza i Czesław Michniewicz
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Cezary Kulesza i Czesław Michniewicz

Bez względu, jakie kto ma zdanie o tym, czy Czesław Michniewicz mający wypełniony pod korek zbiór połączeń z szefem piłkarskiej mafii, powinien dostać szansę na prowadzenie reprezentacji Polski, naiwnością było liczenie na to, że na jego inauguracyjnej konferencji pytań o ten zbiór zabraknie. Patrząc na reakcję Cezarego Kuleszy, szkoda, że taka naiwność cechuje właśnie prezesa najważniejszego sportowego związku w Polsce.

  • W poniedziałek oficjalnie poznaliśmy nazwisko nowego selekcjonera reprezentacji Polski. Został nim Czesław Michniewicz
  • Można było być pewnym, że jego nominacja skupi wokół siebie mnóstwo negatywnych głosów ze względu na niejasną kwestie kontaktów z Ryszardem F. Wiedzieli o tym wszyscy, a prezes PZPN wyglądał na zaskoczonego
  • Jeśli Cezary Kulesza chciał zmazać negatywne wrażenie, jakie narastało dzień po dniu od dezercji Paulo Sousy, zdecydowanie mu się to nie udało

Mówią o tym wszyscy

Sam fakt, że niemal każdy tekst po ogłoszeniu Michniewicza nowym selekcjonerem zaczyna się od przypomnienia liczby 711, jest bardzo symptomatyczny. Pewne zdarzenia są ze sobą nierozerwalne i przynajmniej dopóki nowy selekcjoner nie przedstawi wiarygodnej wersji, o czym rozmawiał przez 23 minuty z Ryszardem F. w przeddzień sprzedanego (nie przez niego) meczu z 2004 roku, jego nazwisko będzie łączone z najczarniejszymi czasami polskiej piłki. Słusznie czy niesłusznie. Oczywiście to nigdy nie nastąpi, bo dopiero co rozpoczynając pracę w nowej roli zasłonił się niepamięcią. Nie ma co zatem tracić czasu na organizowanie wywiadów w tym temacie – co z gracją słonia Szymonowi Jadczakowi próbował proponować Cezary Kulesza – bo treść można z góry przewidzieć. „Minęło 19 lat. Nie pamiętam. Pan pamięta swoje rozmowy sprzed dwóch dekad? No właśnie”. Wszystko inne zostało już przez Michniewicza powiedziane, tylko nie to, o czym wtedy rozmawiał z „Fryzjerem”.

Prezes nie spodziewał się spodziewanego

Propozycja Kuleszy nie wzięła się z niczego innego, jak właśnie z naiwności. Że przyjdzie na konferencję prasową, zerkając na kartkę przeczyta przemówienie, odmieni przez wszystkie przypadki „misja Rosja”, odda głos Michniewiczowi i jakoś to będzie. Inaczej nie da się uzasadnić kompletnego nieprzygotowania prezesa PZPN na atak związany z wiadomą sprawą. Jego emocjonalnej odpowiedzi („ja panu nie przerywałem!”) i pulsu prawdopodobnie sięgającego w peaku stu sześćdziesięciu. Kulesza, który od początku swojej kadencji budował PR w sposób organiczny podejmując bardzo logiczne decyzje, przy wyborze selekcjonera zachowywał się jak dziecko we mgle.

Nawet jeśli przyjmiemy, że miał prawo ostatecznie nominować Czesława Michniewicza, zrobił to w najgorszym momencie. Przecież Michniewicz był dostępny od ręki, zaraz po odejściu Paulo Sousy. Gdyby podpisał z nim kontrakt w pierwszym lub drugim tygodniu stycznia, cały zgiełk, który musiał wokół sprawy powstać, przed najważniejszymi meczami 2022 roku zdążyłby ucichnąć. Nie mam przekonania, że wybuchy wokół reprezentacji to coś, czego ona potrzebuje właśnie teraz. Nieprawdopodobne, że najważniejsza osoba w PZPN tego nie przewidziała i wyglądała na zaskoczoną siłą kontrataku.

Oczywiście można mówić, że piłkarze potrafią się na tym nie skupiać, tylko czy tak jest naprawdę? Gdy przed Euro 2020 kadra przebywała na zgrupowaniu w Opalenicy, a zainteresowanie jej treningami ze strony kibiców było żadne – taki urok małego ośrodka – usłyszałem ze środka reprezentacji, jak takie odcięcie pomaga. Teraz nie będą mieli na to szansy.

Wiele pytań, żadnych odpowiedzi

Konferencja prasowa składała się z wielu pytań i niewielu odpowiedzi. 

– Jaki był pana plan A na selekcjonera, bo przecież gdyby był nim Czesław Michniewicz, nie czekalibyśmy ponad miesiąc na jego ogłoszenie?

– Nie powiem, to już przeszłość.

– Czy był pan zadowolony z tego, jak został przeprowadzony proces wyboru?

– Wybrałem najlepszego.

Konferencja nie straciłaby niczego na swojej treści, gdyby Cezary Kulesza nawet się na niej nie pojawił. Jego rola ograniczyła się dokładnie do tego, co ogłosił (on lub osoba trzecia) na swoim Twitterze – że wybrał Michniewicza. A że wypadało na niej być? Pewnie tak, podobnie jak wypadało odpowiadać na pytania.

Sportowy wybór się broni

Sam wybór Czesława Michniewicza sportowo się broni. Można wypominać mu serię porażek Legii, która przysłużyła się jej zimowaniem w strefie spadkowej, ale trzeba sporo złej woli, by nie zauważyć w nim doskonałego zadaniowca. Trenera, który bez względu czy ma komfort kadrowy, czy nie (dwumecze z Bodo/Glimt i Slavią Praga!), jak mało kto potrafi neutralizować atuty rywali i uwypuklać własne. Zadaniowca, który w spotkaniach oderwanych od codzienności (Spartak, Leicester, nawet Napoli, które do 70. minuty nie mogło wbić Legii gola), potrafi robić wynik ponad stan. A baraże są takimi meczami. To nie jest część większej całości, tylko dwie gry, które trzeba wygrać jakkolwiek.

Jeśli głównym zadaniem prezesa PZPN było zmaksymalizowanie szans Polaków na awans na mistrzostwa świata, nie mam poczucia, by to zepsuł, wręcz przeciwnie. Jeśli dorzucimy tu jednak noty za styl, który powinien być adekwatny do powagi reprezentowanej przez siebie instytucji, w skokach narciarskich nie dociągnąłby do dziesiątek.

Komentarze