- Z selekcjonerem reprezentacji Polski rozmawiamy o tym, dlaczego jego zdaniem “tu i teraz” jest w kadrze ważniejsze od tzw. procesu
- Michał Probierz odnosi się też do kilku powołań, m.in. tego najbardziej zaskakującego – Maxiego Oyedele
- W październiku Polska zagra dwa mecze w Lidze Narodów. W Warszawie zmierzymy się z Portugalią (12.10) i Chorwacją (15.10)
Reprezentacja Polski? Ciągłe poszukiwania
Przemysław Langier (Goal.pl): Gdybyśmy zrobili taką oś, gdzie na początku jest pana przybycie do reprezentacji, a na końcu reprezentacja jako produkt finalny – gdzie na tej osi bylibyśmy obecnie?
Michał Probierz (selekcjoner reprezentacji Polski): Nie ma czegoś takiego w kadrze. Reprezentacja to ciągłe zmiany i ciągłe poszukiwania. Trudno liczyć, że będzie tu jakaś wielka stabilizacja, skoro ze zgrupowania na zgrupowanie wszystko może stanąć na głowie. Co innego w klubie, gdzie pracuje się dzień po dniu.
Ja mimo wszystko spodziewałem się, że po roku będziemy potrafili wskazać niemal całą podstawową jedenastkę, a jednak mamy zapytania w każdej formacji. Tak samo wśród powołań – co zgrupowanie są jakieś niespodzianki.
Ale mówi pan o dwóch rzeczach sprzecznych ze sobą. Przecież na dzisiaj mamy całkiem dużą stabilność, skoro minimum ośmiu zawodników gra zawsze ze sobą w tym samym zestawieniu. Jeśli cofnąłby się pan w czasie, to zobaczy, że reprezentacja nigdy nie grała kilku kolejnych spotkań w dokładnie tym samym składzie, a teraz mogę wymienić: Zalewski, Frankowski, Bednarek, Dawidowicz, Kiwior, Zieliński, Szymański, Świderski i Lewandowski przewijają się właściwie w każdym meczu. Natomiast jeżeli chodzi o powołania, to już jest zupełnie inna kwestia.
Zależy jak na to spojrzeć. Personalnie może faktycznie wskażemy około ośmiu pewniaków, ale zapytania są w każdej formacji. Kiwior czy Walukiewicz – ten drugi ostatnio zastąpił pierwszego w wyjściowym składzie. Frankowski czy Kamiński – ta sama sytuacja. Piątek czy Świderski – tu też nie umiem jednoznacznie na dziś wskazać faworyta… Do tego zestawienie środka pola – czy ma być w pełni ofensywne, czy odrobinę mniej. Z jednej strony stabilizacja, z drugiej wcale nie tak mało pytań.
Nigdy ich nie unikniemy, a już na pewno nie w reprezentacji. Jest zgrupowanie w jednym miesiącu, a w kolejnym kilku piłkarzy przyjeżdża już w innej formie. Kadra to ciągłe szukanie rozwiązań, które na tu i teraz będą optymalne.
Czyli nie można powiedzieć, że Liga Narodów to dla pana poligon doświadczalny, by zbudować kadrę na eliminacje MŚ.
My często mylimy jedną kwestię – w reprezentacji nie da się czegoś zaplanować długofalowo. Jest bardzo dużo zmiennych i czynników, które na to wpływają. Ktoś między zgrupowaniami złapie kontuzję, inny musi pauzować za kartki, następny łapie nagle doskonałą formę i mimo że wcześniej nie grał wiele w kadrze, nagle wskoczy do podstawowej jedenastki. Więc to nie jest tak, że my budujemy już teraz skład pod kątem eliminacji, bo zanim one się zaczną, wszystko może się zmienić. Natomiast samą Ligę Narodów traktuję na zasadzie, by zawodnicy wiedzieli, co my mamy grać.
Mecze ze Szkocją i Chorwacją dały panu więcej zmartwień, czy powodów do optymizmu?
Przede wszystkim dały mi pewne odpowiedzi. Na przykład, że jednak na Euro podjąłem dobrą decyzję zmieniając paru zawodników na mecz z Austrią. Może to jest taki czynnik, który jest bardzo istotny, by w meczach – jak ostatnio – rozgrywanych w systemie czwartek-niedziela rotacja w składzie była dużo większa.
Ja po meczu z Chorwacją mam natomiast jedną dużą obawę – że jak gramy przeciwko czołowej drużynie świata, która w środku pola ma klasowych piłkarzy, to nawet jak my tam wystawimy najbardziej kreatywny i ofensywny zestaw, to co nam z tego, bo i tak tej piłki nie dostajemy.
Nie zgodzę się z tym. Mieliśmy akurat taki moment, że Piotrek (Zieliński) nie grał przez jakiś czas w klubie, Kacper Urbański grał mniej, i przegraliśmy środek pola. Zmiany później trochę wpłynęły na ten obraz i przy odrobinie szczęścia mogliśmy zremisować tamto spotkanie. Ale fakty są takie, że byliśmy słabsi od Chorwatów.
“Trust the process? Nie mówię tak”
Piotr Zieliński na pozycji numer 6 to przyszłość pana reprezentacji?
Nie odpowiem jednoznacznie. Znów możemy wrócić do początku naszej rozmowy – nagle się okaże, że wypadnie jakiś zawodnik i trzeba będzie reagować. Szukamy po prostu różnych rozwiązań, a jednocześnie chcemy odmłodzić reprezentację. Jak się spojrzy na tych, którzy w niej dziś grają, to wchodzi coraz więcej chłopaków z rocznika 2000 i młodszych. Tak więc celów jest całkiem sporo – chcemy grać w określony sposób, wygrywać, a do tego zmieniać pokolenie.
To jakich odpowiedzi będzie pan szukał w październiku?
Takich, które zwiększą szansę na zwycięstwa w październikowych meczach. Będę uparcie to powtarzał – nie da się w reprezentacji szukać odpowiedzi w kontekście meczów, które odbędą się za cztery czy sześć miesięcy.
Burzy pan jedną z najczęściej powtarzanych teorii. Trenerzy mówią: trust the process (zaufaj procesowi – przyp. red.).
Ale ja mówię inaczej. Mam swoje zdanie na ten temat i nie ma możliwości zrobienia czegoś takiego w kadrze. Weźmy na przykład Kacpra Urbańskiego. Przecież gdybyśmy pół roku temu rozmawiali o reprezentacji w kontekście jednostajnego procesu, to Kacpra ani nie było w tym procesie, ani nawet w planach. Ale wtedy złapał najlepszy moment w sezonie i wszystko się zmieniło. Dziś też być może gdzieś jest piłkarz, o którym się nie myśli, a który przez najbliższy rok strzeli kilka bramek i dołoży dziesięć asyst.
Poza odmłodzeniem reprezentacji, co jest ważne, liczy się tylko to, co jest dziś, a nie za kilka miesięcy. Bo za kilka miesięcy nie wiadomo, co będzie. W klubie jest inaczej. Operujesz grupą dwudziestu czterech zawodników i jeśli robisz w tej grupie zmiany, to dwa razy do roku. W kadrze to zupełnie inna bajka, bo selekcjoner jest uzależniony od tego, co między zgrupowaniami wydarzy się w klubach. Nic nie zmienia się szybciej niż życie w piłce.
O, to akurat mógłby powiedzieć Wojciech Szczęsny. Był temat jego powrotu do kadry?
Wojtek najlepiej sam wie, co ma robić. Rozmawiałem z nim prywatnie, ale prywatnych rozmów nie wyciągam do wywiadów.
Ja spodziewam się, kto jest nową jedynką w kadrze, ale czy pan może już potwierdzić, że to Łukasz Skorupski?
Nie. Powiedzieliśmy już wcześniej – Liga Narodów jest też po to, by sprawdzić, jak bramkarze się prezentują. Na dziś na pewno nie jest to w tej kategorii, w której pan mówi.
Czyli z pana słów między wierszami wynika, że Bartłomiej Drągowski, który jako jedyny z trójki bramkarzy nie grał od momentu odejścia Szczęsnego, dostanie swoją szansę na tym zgrupowaniu.
Na razie jest to nadinterpretacja. Zobaczymy.
Oglądaj także: “Przemowa” po wrześniowych meczach
Michał Probierz komentuje powołania. Moder, Oyedele i inni
Inny głośny temat – Jakub Moder. Pan we wrześniu mówił, że trener jest też od tego, by pomagał swoim zawodnikom i taką pomocą miało być powołanie dla Kuby. Minął miesiąc, poza małym wyjątkiem Kuba w Brighton wciąż nie gra, więc to ta sama sytuacja? Pomoc zawodnikowi?
Nie. Kuba ma po prostu bardzo duży potencjał, a my potrzebujemy zawodnika, który dobrze czuje się z piłką przy nodze, potrafi ją rozegrać, potrafi się przy niej utrzymać. Wiadomo, że na dziś ma ciężko, bo nie miał okresu przygotowawczego i nie gra, ale nie stać nas na tracenie takiego potencjału piłkarskiego.
Z tego, co mówił Kuba, to lekarz Brighton miał stwierdzić, że gra na Euro z Francją z niezaleczonym urazem mogła przyczynić się do straty okresu przygotowawczego i w konsekwencji do tego, że Kuba dziś nie gra w klubie.
To kolejna nadinterpretacja. Jeśli zawodnik w trakcie meczu łapie uraz, to ja nie mam w oczach rentgena, by ocenić, jak jest poważny. Kuba grał do końca i nie miałem informacji, że gra z kontuzją. Chwała dla niego, że grał, natomiast mówienie, że wystawiliśmy kontuzjowanego piłkarza jest po prostu nieprawdą. Nie wystawilibyśmy kontuzjowanego piłkarza.
Te słowa o lekarzu to słowa samego Kuby.
To jeszcze raz – jest to nadinterpretacja. Kuba Moder na pewno nie wyszedł na mecz z Francją z kontuzją.
W klubie nie gra też Nicola Zalewski, ale u niego akurat przebieg reprezentacyjnej kariery jest nietypowy. Im mniej minut w klubie, tym lepiej w kadrze.
Jak grał w klubie, to też grał dobrze w reprezentacji. Mam nadzieję, że niedługo sytuacja się zmieni i wróci do występów w Romie. Słyszę, że u mnie zaczął grać lepiej, ale on był już ważnym ogniwem u innych selekcjonerów, nie musiałem do niego jakoś szczególnie docierać. Prowadzę go z przyjemnością, bo widać, jak mu zależy na reprezentacji, pokazuje to na każdym kroku. Zresztą podobnie jest z całą grupą piłkarzy, których mam. Teraz ją trochę poszerzyliśmy, wyciągnęliśmy kilku chłopaków z Ekstraklasy, bo przed nami dwumecz, a w paru przypadkach jesteśmy zagrożeni kartkami. Chcieliśmy zdublować te pozycje, by być przygotowanym na różne scenariusze, a przy okazji zobaczyć, jak się zaaklimatyzują w reprezentacji, jak będą wyglądać na treningach.
Maxiego Oyedele to pan wyciągnął wbrew przypuszczeniom kogokolwiek…
Bardzo często mówimy, że chcemy młodych. Ale jak przychodzi co do czego, to się okazuje, że ci młodzi mają mieć po 25 lat. Ja uważam, że jeżeli chcemy iść do przodu, nie powinniśmy się bać, a wręcz przeciwnie – stawiać na takich zawodników jak Maxi. Co potwierdził ostatnio w Legii i mam nadzieję, że się nie zatrzyma. Przed zgrupowaniem ma jeszcze dwa mecze i oby wszedł w nie, jak w ten ostatni. Poza tym to nie jest chłopak znikąd, ja go znam bardzo dobrze z reprezentacji młodzieżowych. No i nie mamy na tej pozycji wielu młodych zawodników, także patrząc perspektywicznie rozważam go kategoriach pełnoprawnego członka kadry. Jeśli uznam to za słuszne, nie będę się bał na niego postawić.
Bardzo musiał pana przekonać tym meczem z Górnikiem.
Jakby nie było tego meczu, toby nie było powołania. To dość prosty mechanizm. Oby tylko dalej grał na tym poziomie. Zawsze będą dyskusje i komentarze w przypadku takich powołań, natomiast ja powiem wprost: do struktury zespołu pasuje mi konkretnie Maxi Oyedele.
Mateusz Skrzypczak ma być odpowiedzią na problemy naszej obrony?
To wyróżniający się zawodnik w Ekstraklasie już od dłuższego czasu. Do tego zebrał doświadczenie, w tym to międzynarodowe, więc otrzymał powołanie.
Mateusz Bogusz stracił powołanie, bo źle zagrał z Chorwacją, nie wykazał się na treningach, czy…
… nie będę wybierał z dostępnych odpowiedzi, tylko powiem wprost: w jego miejsce wziąłem Kacpra Kozłowskiego, którego znam i potrzebuję na najbliższym zgrupowaniu.
Tą ostatnią opcją, którą chciałem wymienić, była gra w MLS, albo inaczej – problemy logistyczne z dotarciem na zgrupowanie. Ostatnio sprawiły, że Bogusz stracił jeden trening. Gdy patrzę, że nie ma też Bartosza Slisza, do tej pory żelaznego kadrowicza u pana, dochodzę do wniosku, że nawet przy obecności Karola Świderskiego nie jest to kierunek, z którego będzie pan ochoczo czerpał.
Nie, to bez znaczenia. Po prostu na dziś zrobiliśmy takie powołania ze względu na to, że do tego konkretnego dwumeczu, jaki czeka nas w październiku, potrzebujemy zawodników o określonym profilu i nie ma tu jakiegoś drugiego dna.
Miał pan niedawno urodziny. Czego panu życzyć?
Zdrowia, a reszta to naturalna kolej rzeczy, której bez zdrowia nie dałoby się robić.
Komentarze