- Michał Probierz w roli nowego selekcjonera to z jednej strony niespodzianka, z drugiej – balsam na dokładnie ten typ oparzeń, które spowodowali nasi słoneczni przyjaciele z Portugalii.
- Na pierwszy rzut oka to jeden z tych kandydatów, którzy posiadali najmniej argumentów, a jednocześnie jeden z tych, którzy budzili najwięcej kontrowersji i wywoływali najwięcej dyskusji.
- Jeśli czegoś nas nauczyła przeszłość, to wyłącznie zdrowego dystansu wobec zbyt mocnych i jaskrawych prognoz, bo zatrudnienie nowego selekcjonera istotnie można przyrównać jedynie do zakupu kota w worku.
Wybieranie selekcjonera – polski sport narodowy
Trudno jest napisać coś nowego i świeżego o wyborze selekcjonera, jeśli wybieramy selekcjonera średnio co dwa, trzy tygodnie. Trudno jest wytypować jakieś nowe, świeże nazwiska do pełnienia roli trenera reprezentacji Polski, jeśli jeszcze nie spadły ze wszystkich portali sążniste analizy dotyczące ostatniego wyboru Cezarego Kuleszy, gdy w szranki z Fernando Santosem stawali Paulo Bento, Jan Urban czy Michał Probierz właśnie. Właściwie w erze post-covidowej, co słusznie zauważył sam Zbigniew Boniek, jesteśmy w trakcie permanentnej, ciągłej rewolucji na najważniejszym stołku, jaki może zaoferować Polski Związek Piłki Nożnej. “Niekochanego” Brzęczka, Polaka o kiepskiej reputacji wśród kibiców i mediów zmienił pachnący i zagraniczny Paulo Sousa, miglanc, bajerant i spełnienie marzeń części fanów o zagranicznym fachowcu. Gdy okazało się, że nasz Alvaro nie jest najwierniejszy, a przy tym nie jest też cudotwórcą w kwestiach taktycznych czy czysto piłkarskich, podmienił go może nieco mniej przystojny, może nieco mniej europejski, ale za to nasz Czesław Michniewicz. Potem znowu za Polaka, który właściwie oberwał nie tylko za swoje winy, ale też trochę siłą naszych kompleksów, wpadł Portugalczyk o CV, któremu właściwie powinniśmy wszyscy złożyć pokłon.
Przy każdej roszadzie uwidaczniały się dwa schematy. Jeden przypominający internetowy mem – że za każdym razem elegancika, miglanca i starannie uczesanego coacha w europejskim stylu przychodzi, cóż, ktoś o nieco mniej wyrafinowanej urodzie. Mogliśmy się z tego pośmiać, co ciekawe – nawet z samym Czesławem Michniewiczem, posiadającym do kwestii pewien dystans, ale klucz był prawdziwy. Nawałka-Brzęczek-Sousa-Michniewicz i dopiero Santos przerwał trend – bo jednak pół polskiego piłkarskiego Internetu spodziewało się eleganckiego miglanca w postaci Herve Renarda. Drugi klucz był nieco mocniej osadzony w rzeczywistości – za Polaka przychodzi obcokrajowiec, za obcokrajowca przychodzi Polak. I ten klucz faktycznie miał swoją wymowę, miał swoje odbicie w nastrojach społecznych i wypowiedziach najważniejszych osób w piłce.
Frakcja rozsądnych, nazwijmy roboczo tych, którzy potrafią wyłączyć emocje przy piłkarskich analizach, domagała się: “ludzie kochani, co to za różnica, czy Polak, czy obcokrajowiec, rozmawiajmy raczej, czy to dobry, czy zły trener”. Ale niestety – porównywanie np. filozofii taktycznej, ulubionego ustawienia czy sposobu budowania drużyny u Bento czy u Papszuna wymaga dość sporej specjalistycznej wiedzy, zebrania sporej liczby informacji, a potem jeszcze próby samodzielnej interpretacji tej wiedzy. Do osądzenia, że “Polacy się do niczego nie nadają”, albo “zagraniczny to się nie będzie starał, bo nie ma Orła i Boga w sercu” wystarczy tylko dobrze zaostrzona klawiatura laptopa czy smartfona. Dlatego też przy każdy kolejnym wyborze gdzieś na marginesie toczyła się dyskusja choćby o stosunkach trenera z liderami kadry, o podejściu do odmładzania zespołu (wyciągnięto Santosowi choćby roszadę Goncalo Ramos za Cristiano Ronaldo w 1/8 finału Mistrzostw Świata), a w głównym nurcie zastanawialiśmy się: czy na pewno będzie mu smakował żurek? Bo naszemu trenerowi, polskiemu, z Polski, to by na pewno smakował!
Nie krytykuję, ba, sam w tym uczestniczę, a nawet napiszę jeszcze więcej – dostrzegam w tym pewne aspekty warte uwagi. Bo czy koniec końców właśnie na tym polu nie doznaliśmy największych rozczarowań ostatnich lat? Paulo Sousa nie był fatalnym taktykiem, nie był słabym budowniczym atmosfery w szatni, nie popełniał kardynalnych błędów w ocenie zawodników. Ale przerwał robotę w samym środku, czego raczej żaden szanujący się polski trener by nie zrobił – właśnie z uwagi na fakt, że o współpracy z kadrą w ten czy inny sposób marzy pewnie każdy chłopiec przed piątymi urodzinami. Fernando Santos w Polsce okazał się nieprawdopodobną porażką, ale czy naprawdę to porażka trenerska? Czy jednak taka poniesiona bardziej na froncie walki z życiem, na froncie walki z tym niesamowitym trudem, jakim jest zmuszenie 68-letniego portugalskiego ciała do ruszenia tyłka z portugalskich plaż do nadwiślańskich przymrozków. Nie uważam, by Santos był tragicznym taktykiem, by nie znał się na piłce, prezentował totalnie archaiczny styl pracy oraz treningi rodem z lat sześćdziesiątych. Uważam, że zupełnie nie przyłożył się do pracy w Polsce, a nie przyłożył się również dlatego, że mimo deklaracji z pierwszej konferencji – Polakiem nie jest.
Dlatego byłem prawie pewny – dostaniemy Polaka i może nawet dobrze – z uwagi na tę pewność dotyczącą stuprocentowego zaangażowania. Czy to Nawałka, czy Brzęczek, czy Michniewicz – każdy z nich traktował swój czas w kadrze jak spełnienie dziecięcych snów, jak dotarcie do miejsca, które zawsze było celem na horyzoncie, a nie ciepłą emeryturą czy trampoliną do piłkarskich salonów. Zaskoczeniem jest to, że nad Markiem Papszunem, Maciejem Skorżą czy Janem Urbanem zatriumfował właśnie Michał Probierz.
Trener od zadań specjalnych – puchar z Cracovią, próba utrzymania ŁKS-u
Michał Probierz pewnie miał najniższe notowania wśród kibiców, bo też i najwięcej czasu dzieli nas od jego ostatnich przekonujących sukcesów. Okres pracy z kadrą U-21 ciężko ocenić z dwóch powodów. Po pierwsze – i podkreśli to każdy ekspert – piłka młodzieżowa to bardzo specyficzne pole pracy, gdzie cały czas jesteś zawieszony pomiędzy osiąganiem wyników i namacalnych sukcesów, a przyuczaniem do zawodu, gdzie nadrzędnym celem pozostaje dostarczenie do pierwszego zespołu zawodników gotowych na wymagania kadry A. Odnalezienie balansu jest trudne, ale i po prostu codzienna praca jest trudna – choćby z uwagi na to, że w każdej chwili trzon zespołu może zostać rozbity serią powołań do pierwszej reprezentacji. Oceniać z tej perspektywy Michała Probierza jest trudno, szczególnie, że przecież w tym wypadku on sam jest niejako zakładnikiem klubów. Gra tym, co mu wyszkolą Lech, Legia czy Zagłębie, powołuje tych, którzy zostali do tego odpowiednio przygotowani daleko poza jego miejscem pracy. Ale jest i drugi powód, o którym powie każdy ekspert szczery. Niewiele meczów jego młodzieżówki faktycznie uważnie oglądaliśmy, więc nie ma co się silić na wielkiego analityka.
Co przed U-21? I tu się pojawiają schody. Bo Michał Probierz owszem, ma sukcesy, momentami naprawdę spore. Doprowadzić Cracovię do jakiegokolwiek triumfu, przełamując słynne garbate klątwy, to wielkie osiągnięcie. Stworzyć z Jagiellonii, czyli jednak klubu dość odległego od tradycji i możliwości Lecha czy Legii, klub regularnie bijący się o mistrzostwo i triumf w Pucharze Polski – to kolejny wielki skalp. Natomiast prawdopodobnie największym osiągnięciem Michała Probierza pozostaje punktowanie na poziomie pozwalającym myśleć o utrzymaniu w Ekstraklasie, gdy prowadził ŁKS Łódź w sezonie 2011/12. O tym jak trudno punktować na poziomie pozwalającym myśleć o utrzymaniu w Ekstraklasie bardzo boleśnie przekonali się nie tylko Kazimierz Moskal i Wojciech Stawowy, ale i wielu trenerów ŁKS-u przed tą trójką. A Probierzowi się udało, po drodze nawet wygrywając derby na wyjeździe, co nigdy nie zostanie mu zapomniane w sercach kibiców jak ja.
To gablota pełna bezprecedensowych zdarzeń, ale od każdego z tych sukcesów minęło sporo czasu. No i jednak – nie jest to mistrzostwo Polski z klubem, który wcześniej Probierz przeprowadził na szczyt z II-ligowych kartoflisk. Nie są to występy w Azjatyckiej Lidze Mistrzów, nie są to w ogóle jakiekolwiek mistrzostwa. Stąd też znaki zapytania przy nazwisku Probierza, które są zupełnie naturalne, zwłaszcza, gdy dopiero co byliśmy pewni, że to Marek Papszun czeka właśnie na telefon z PZPN-u, a i Maciej Skorża sumiennie pracuje na podobną ofertę. Ale z drugiej strony – Cezary Kulesza poszedł wreszcie za głosem serca, za tym, co podpowiada mu instynkt, który tak często prowadził go do sukcesów w Białymstoku. Probierz to jego człowiek, Probierz to gość, który w Jagiellonii miał dwie udane kadencje, to wreszcie część duetu, który przeprowadził klub od nowicjusza na poziomie Ekstraklasy, do “tego trzeciego” w walce z Legią i Lechem na szczytach tabeli. Batman ściąga swojego Robina, a może bardziej adekwatnie: Cezary Żak ściąga swojego Artura Barcisia. Obecnie to jest już duet po przejściach, ale przecież i duet z momentami dużej chwały. A przede wszystkim – duet, który będzie w stanie porozmawiać po polsku!
Jaka będzie kadencja Michała Probierza, jakie to będą rządy – nie ma sensu zgadywać. Na pewno wrażenie robi fakt, że Probierz miał być gotowy do przygotowania na samo wejście Santosa do kadry obszernego raportu o każdym z piłkarzy, którzy do kadry A przeszli przez ręce Probierza w młodzieżówce. Gdyby te raporty powstały, Probierz prawdopodobnie przepracowałby o wiele godzin przy samym raporcie, niż Santos łącznie w Polsce. Mieć perfekcjonistę i pracusia w miejsce człowieka, który wierzył, że “jakoś to będzie” to już jest miła odmiana. Ale co poza tym?
Nic poza tym. Biorąc pod uwagę jak wiele obiektywnych czynników przemawiało za Fernando Santosem – dziś pozostaje wstrzymać się od wróżb. Co drugiego selekcjonera wybierał naród, autentycznie wniebowzięty po nominacji Franciszka Smudy czy Waldemara Fornalika. Kończyło się… no różnie się kończyło. Prawdziwy sukces osiągnął skromny trener Górnika Zabrze, a z dwóch Portugalczyków jednak dużo lepiej wyglądał ten legitymujący się o kilka poziomów gorszym CV. Na podstawie przeszłości możemy ustalić pobieżnie, jakich obrońców lubi Probierz. Ale przewidzieć cokolwiek na “zaś”? Może tylko jedną rzecz: cokolwiek się stanie, Kulesza będzie mógł zwalić winę na Santosa.
A to daje niemrawą, ale jednak – obietnicę pewnej stabilizacji.
- Zobacz także: Kto zastąpi Probierza w młodzieżówce?
Panie redaktorze – gratuluję i dziękuję. Naprawdę miłą odmianą jest móc odnaleźć i czytać na tym portalu tekst na poziomie.
Łączy nas więcej niż Pan myśli (chodzi mi o pewne przynależności do serca miasta – kmwtw) a zatem dziękuję niejako osobiście🙂.