Jaroszewski przerywa milczenie. “Nie okradłem Krychowiaków. To ja nie mogę odzyskać pieniędzy”

W wersji zdarzeń przedstawionej przez Jacka Jaroszewskiego wszystko jest inne niż w artykule Onetu o tym, jak miał "ukraść" Grzegorzowi Krychowiakowi jego klinikę. To on jest poszkodowanym i jedyną osobą pozbawioną przez wspólnika pieniędzy, choć w rolę czarnego charakteru wciela brata wieloletniego reprezentanta Polski, Krzysztofa. Grzegorz w sprawie był obecny tylko duchem, a tak właściwie to mailem podpinanym pod korespondencję. Najmniej przekonującym elementem było wyjaśnienie sprzedaży spółki za 5 tys. zł, by później za taką samą kwotą, już bez bagażu w postaci rodzeństwa Krychowiaków, odkupić ją od znajomego. Trudno jednak twierdzić, że rzucone nowe światło na ten konflikt niczego nie zmienia.

Jacek Jaroszewski
Obserwuj nas w
IMAGO/Łukasz Grochała/Cyfrasport Na zdjęciu: Jacek Jaroszewski
  • Jacek Jaroszewski przerwał milczenie i przedstawił swój punkt widzenia na kulisy afery z udziałem jego i Grzegorza Krychowiaka
  • Na ponad dwugodzinnym spotkaniu przekonywał, że to on jest ofiarą, nie zaś oszustem
  • Pewne jest jedno – konflikt znajdzie finał w sądzie

Nie dało się przez telefon

Spotkanie na 38. piętrze wieżowca Warsaw Spire w centrum stolicy miało dać odpowiedzi na wiele pytań. Jaka jest wersja drugiej strony słynnego już konfliktu? Dlaczego Jacek Jaroszewski uważa artykuł na Onecie za nieprawdziwy? Wreszcie – czy można mówić, że okradł Grzegorza Krychowiaka, z którym – jak sam twierdzi – zawsze miał dobre relacje, na kilka milionów złotych? W trakcie, gdy Jaroszewski starał się prostować te wszystkie pytajniki, w naturalny sposób wyjaśniło się jeszcze jedno zagadnienie – dlaczego w dniu publikacji uderzającego w niego artykułu nie zdecydował się na rozmowę z Januszem Schwertnerem, autorem tekstu. Spotkanie trwało ponad dwie godziny, w pewnej części podpierane było dokumentami, których na blacie znalazł się stos. W wielu momentach głos przejmowali prawnik lub księgowy, bo Jaroszewski był wyraźnie skołowany. Od pierwszych minut sprawiał wrażenie roztrzęsionego, w pewnej chwili wyraźnie złamał mu się głos. Nie będziemy budować na tym narracji, bo dużo ważniejsze od emocji są fakty, ale po tym spotkaniu trudno wyobrazić sobie, by przebywający na wakacjach Jaroszewski, w dodatku zaskoczony artykułem, był w stanie oddać swój punkt widzenia tak wyraźnie, jak zrobił to w poniedziałek.

Artykuł był dla niego o tyle zaskakujący, że konflikt z Krychowiakami ciągnie się od długich miesięcy i sięga znacznie dalej niż mundialu w Katarze, a strony z mniejszą lub większą regularnością spotykały się na mediacjach. Ostatnia miała miejsce 7 lipca i ustalono, że kolejna odbędzie się trzy i pół tygodnia później. Tymczasem 10 lipca ukazał się wspomniany artykuł na Onecie. 

Podważanie artykułu w Onecie

– Wszystkie rzeczy, które napisano w artykule w Onecie są nieprawdziwe. Czuję się zatem zmuszony do przedstawienia prawdy – powiedział Jaroszewski już na początku, choć to nie do końca się zgadza. Prawdziwa jest choćby informacja o sprzedaży spółki Medklinika za 5 tys. zł Tadeuszowi Fajferowi i późniejsze odkupienie jej od przyjaciela. Prawdą jest też powołanie nowego zarządu, w skład którego weszła choćby żona doktora Jaroszewskiego. Kilka innych prawd też bez trudu można znaleźć, natomiast zupełnie odmienny jest kontekst i motywacja. Te kwestie rzucają nowe światło na sprawę.

Jaroszewski jest przekonany, że ostatnie medialne działanie Krychowiaków, albo mówiąc precyzyjniej – Krzysztofa Krychowiaka – są wyłącznie wykonaniem ruchu wyprzedzającego, by “kupić” przychylność opinii publicznej. Strona lekarza wymienia szereg nieprawidłowości, do których dochodziło pod rządami brata piłkarza, stanowiącego jednoosobowy zarząd w spółkach. Wprost mówi o przestępstwach skarbowych. O tym później.

Krychowiak w konflikcie z lekarzem kadry. “Dajmy pracować prokuraturze i prawnikom”
Grzegorz Krychowiak

Krychowiak przyznaje, że doszło do opisywanej sytuacji Grzegorz Krychowiak wspólnie z lekarzem reprezentacji Polski Jackiem Jaroszewskim oraz fizjoterapeutą Pawłem Bambrem na początku 2022 roku założył centrum medyczne Medklinika. Pomocnik stał się większościowym udziałowcem, zaś do zarządu spółki trafił jego brat. Współpraca nie trwała długo i zakończyła się poważnym konfliktem. Portal Onet opublikował przebieg wydarzeń, który

Czytaj dalej…

Pierwotnie plan wspólnej inwestycji zakładał powstanie szpitala. W tym celu powstała spółka Medklinika Inwestycje. Wyliczone wstępnie koszty okazały się jednak wysoce niewystarczające i szybko okazało się, że potrzebny jest plan B. Tym było powołanie spółki-córki o nazwie Medklinika. Jaroszewski przekonuje, że to on sprowadził do niej najlepszych fachowców, dzięki czemu pchnął ją do działania, jednak nie byłoby to możliwe bez pieniędzy od Grzegorza Krychowiaka. A konkretnie od jego spółki GK4 Investment, której prezesem jest Krzysztof Krychowiak. Nazwa tej spółki jest istotna, o czym jeszcze będzie. Krychowiak na start pożyczył 3 mln zł, których sposób spłaty był szczegółowo rozpisany. Czas do końcówki lutego 2024 roku – więc nie można mówić, że w tej kwestii ktoś kogoś oszukał. Chyba, że Jaroszewski nie dotrzyma tej części umowy, ale na dziś tego nie wiemy. Spłata dokonuje się z dochodów Jaroszewskiego i Bambera. 40 proc. zarobionych przez nich pieniędzy jest przekazywana do “odpisywania” kapitału pożyczki, a jak przekazał Grzegorz Bartkowiak, prawnik Jaroszewskiego, rocznie ta kwota sięga 560 tys. zł. Co więcej – obie strony na etapie tworzenia dokumentów zgodziły się na układ, który wygląda bardzo niekorzystnie dla Jaroszewskiego. Po spłacie pożyczki, warunek z 40 proc. “odpływem pieniędzy” w kierunku Krychowiaka wciąż ma obowiązywać. – Nie mam z tym najmniejszego problemu, takie były ustalenia, na które się zgodziłem – mówi sam lekarz.

Problem pojawił się natomiast w momencie, gdy Krzysztof Krychowiak przekazał wspólnikom, że nie udało się zamknąć pożyczki w kwocie 3 mln zł. Konkretnie – na remonty, wyposażenie itp. Krychowiakowie mieli przekazać 4,5 mln zł. Od Jaroszewskiego i Bambera wymagało to spłacenia nadpłaty w wysokości 1,5 mln zł. To uczynili, jednak zaczęli sprawę drążyć. Po podsumowaniu wszystkich kosztów pokrytych z pieniędzy Krychowiaków, okazało się, że w klinikę wpompowano niewiele ponad… 2,5 mln zł. Zatem nie tylko nie było konieczności, by Jaroszewski i Bamber przelali Krychowiakom 1,5 mln, ale wręcz to Krychowiakowie powinni na konto kliniki dopłacić do brakujących i obwarowanych umowami 3 mln zł. 

W tej sprawie doszło do spotkania księgowego Rafała Szczechowiaka z Krzysztofem Krychowiakiem, podczas którego Krychowiak miał powiedzieć, że… doszło do pomyłki, a to właśnie wyliczenia o 2 mln niższe od przedstawionego wcześniej są poprawne. Jaroszewski twierdzi, że otrzymał obietnicę szybkiego zwrotu nadpłaconego przez niego i Bambera 1,5 mln zł, ale do dziś nikt mu pieniędzy nie oddał. Obietnica też miała ewoluować.

– Wersja drugiej strony była taka, że otrzymamy nasze 1,5 mln zł, gdy zostaną sprzedane grunty, na których miał powstać szpital. Nie zgodziliśmy się na to, bo wyliczenia sprzedaży były nieuczciwe. Powiedziałem: nie łączmy sprzedaży działek z oddaniem pieniędzy. Po prostu nam je oddajcie. Ale nie odzyskaliśmy ich – mówi Jaroszewski.

Sprzedaż spółki za 5 tys. zł

Tutaj przechodzimy do artykułu Onetu. Pada w nim zdanie reprezentującego braci Krychowiaków mec. Marcina Witkowskiego. – Najpierw pan Jaroszewski w tajemnicy odwołał Krzysztofa Krychowiaka (brata Grzegorza – red.) z zarządu spółki, a następnie powołał w jego miejsce… swoją żonę Joannę oraz Pawła Bambera – mówił prawnik.

Strona Jaroszewskiego odniosła się do tych słów. Przekonuje, że nie ma mowy o żadnym potajemnym odwołaniu, gdyż druga strona została o tym poinformowana mailowo, a najlepszym dowodem na fakt, że Krzysztof Krychowiak wiedział, jaka jest sytuacja, było powołanie siebie na członka zarządu już następnego dnia. Nie mógłby tego zrobić będąc prezesem, zatem doskonale musiał zdawać sobie sprawę, że już nim nie jest.

Witkowski twierdzi także, że samo działanie było bezprawne, ponieważ o potencjalnym odwołaniu Krzysztofa mógłby zadecydować wyłącznie Grzegorz Krychowiak, jako ten wspólnik, który wcześniej powołał go na stanowisko. Jak argumentuje pełnomocnik zawodnika — “umowa spółki zawiera postanowienie następującej treści: »Tak długo jak Jacek Jaroszewski pozostawać będzie wspólnikiem spółki, Jackowi Jaroszewskiemu przysługuje osobiste uprawnienie do powoływania dwóch) członków Zarządu Spółki, w tym Prezesa Zarządu. Wspólnik Jacek Jaroszewski może w każdym czasie odwołać powołanego przez siebie członka Zarządu”.

A zdaniem drugiej strony sporu, Krzysztofa powołał Grzegorz, nie Jaroszewski. Zupełnie inaczej przedstawia to pełnomocnik lekarza kadry. Przekonuje, że brat piłkarza został powołany na stanowisko na wniosek Grzegorza, jednak zgodę wyrazili wszyscy wspólnicy. – Bez zgody Jacka Jaroszewskiego nie byłoby to możliwe, zatem jasnym jest, że on też powoływał Krzysztofa, choć na wniosek Grzegorza – mówi. A skoro powołał, podobnie jak reszta, to z umowy spółki wynika, że mógł także odwołać.

Ale co ze sprzedażą spółki-córki za 5 tys. zł i późniejszym błyskawicznym odkupieniem jej za tę samą kwotę?

Jacek Jaroszewski: – Pod koniec zeszłego roku zaproponowałem: słuchajcie, oddajcie nam pieniądze, dopłaćcie do 3 milionów wkład w klinikę, uregulujmy inne sprawy i dalej działajmy razem. Mam na to potwierdzenie w wielu mailach. Zostałem “wysłany na drzewo”. W ostatnim mailu z Sylwestra przeczytałem że nie mam co zawracać im głowy, tylko się udać do prawników. Przeczytałem też, żebym przeczytał definicję szpitala, bo prowadząc Medklinikę łamię zakaz konkurencji, a w umowie spółki dot. szpitala, które wybudujemy, był taki punkt, że jak złamię zakaz konkurencji podczas pracy w szpitalu, to zostaję pozbawiony wszelkich udziałów. 

To właśnie to ostatnie zdanie miało zmusić go do działania w sprawie sprzedaży Medkliniki – nie mylić z Medkliniką Inwestycje. I zarówno prawnik, jak i księgowy – choć to żadne zaskoczenie, bo wiadomo, kto jest ich klientem – przekonują, że 5 tys. zł to… dobra kwota. Na sali padła nawet propozycja, że jeśli obecny tam autor artykułu w Onecie, Janusz Schwertner, jest zainteresowany zakupem za tę kwotę, można siąść do podpisywania papierów. Zobowiązania spółki są bowiem ogromne, natomiast stan posiadania – żaden. Cały sprzęt medyczny należy do Medkliniki Inwestycje i jest jedynie wypożyczany do Medkliniki. Medklinika nie ma swojego budynku, kapitał ujemny w wysokości 1,3 mln zł, brak kontraktów z NFZ. 

– Nie mogłem okraść Krychowiaków, bo kwoty włożone przez nich nie są wkładem do spółki, tylko pożyczkami. Wartość sprzedanej spółki “Medklinika” jest zerowa, bo spółka nie dysponuje żadnym majątkiem i przynosi straty. Wszystko, z czego korzysta, należy do spółki-matki, w której nadal 60 proc. mają bracia Krychowiak. Nie było też potajemne. Druga strona została tego samego dnia o tym poinformowana. Zarzuty na łamach “Onetu” formułował ktoś albo niemający pojęcia w sprawie, albo ze złymi zamiarami – mówi Jaroszewski.

W skrócie – zdaniem strony Jaroszewskiego, przejmując Medklinikę za 5 tys. zł, która była równowartością wpłaconego przez Krzysztofa Krychowiaka kapitału zakładowego, nie doszło do przejęcia żadnych dóbr, z których rodzeństwo mogłoby zostać okradzione. 

Reakcja wyprzedzająca?

Strona Jaroszewskiego nie ma wątpliwości, że pójście do mediów drugiej strony konfliktu jest niczym innym, jak reakcją wyprzedzającą. Rafał Szczechowiak postarał się bowiem o wyliczankę nieprawidłowości, czy wręcz przestępstw, do jakich dochodziło wskutek działań Krzysztofa Krychowiaka.

  • Prowadzenie spraw spółki niezgodnie z jej umową.
  • Brak opodatkowania pożyczek udzielonych spółce. 
  • Dokonywanie przelewów bez uzgodnienia z udziałowcami.
  • Brak zwoływania walnych zgromadzeń udziałowców.
  • Podejrzenie celowego zawyżenia kosztów inwestycji.
  • Działanie na niekorzyść spółki, na przykład zakupienie USG za 300 tys. nienależącego do kliniki, ze środków kliniki.
  • Pomimo wielu próśb, a w końcu ponagleń i żądań, odmawianie wglądu do dokumentów spółki Medklinika Inwestycje. Do dziś nie zostały one wydane, co uniemożliwia nam ocenę sytuacji.
  • Ostateczna i konkretna odmowa uporządkowania tych spraw, po których chcieliśmy pracować razem. Dostałem prostą sugestię, żeby się zgłosić do prawników, więc się zgłosiłem.

Jaroszewski czuje się rozgoryczony i oszukany. Podobnie tę sprawę przedstawiają – ustami swojego prawnika – bracia Krychowiakowie. Dziś już wiadomo, że finał będzie w sądzie, bo Jaroszewski stwierdził jasno, iż odwrotu z jego strony też już na pewno nie ma.

Komentarze