Starcie z Ukrainą – poza wynikiem – przyniosło nam niewiele pozytywów, ale jednym z nich była, nie po raz pierwszy zresztą, postawa Jacka Góralskiego. Jak to jest, że w kadrze przepełnionej zawodnikami występującymi w pięciu topowych ligach Europy, tak często uwagę na siebie zwraca niepozorny defensywny pomocnik?
Zacznijmy od tego, że Góralski nie jest piłkarzem, o którym będą regularnie pisać gazety. Wcześniej niczym nie wyróżniał się w lidze bułgarskiej, a teraz występuje w jeszcze słabszych, kazachskich, rozgrywkach, które wedle współczynniku UEFA wyprzedzają naszą Ekstraklasę o zaledwie trzy miejsca. W porównaniu jednak z ligą polską, kazachskiej niemal nikt w naszym kraju nie śledzi. Nie oszukujmy się, brakuje nam entuzjastów lig o wiele silniejszych, jak rosyjska czy holenderska. Kazachska Priemjer Ligasy to peryferia poważnego futbolu, trudno dotrzeć nawet do szczegółowych statystyk rozegranych w jej ramach meczów. Jej aktualny mistrz, Astana, rozegrał w tym sezonie zaledwie dwa mecze w europejskich pucharach, rywalami byli Białorusini i Czarnogórcy. Na ten moment Kazachstan nie ma już żadnego reprezentanta w rozgrywkach pod egidą UEFA. Kairat Ałmaty, w którym występuje Polak, pożegnał się z Ligą Europy już w drugiej rundzie eliminacyjnej. O Kazachstanie zrobiło się ostatnio u nas głośno przy premierze drugiej części filmowych przygód “Borata”. Dla Jacka Góralskiego oznacza to tylko tyle, że każdy wyjazd na zgrupowanie reprezentacji jest dla niego jedyną szansą na pokazanie swojego poziomu i zaangażowania.
Jak Krzysztof Mączyński dla Adama Nawałki
Polska reprezentacja personalnie wygląda bardzo dobrze. Składają się na to zwłaszcza kluby, w których nasi kadrowicze występują: Bayern Monachium, Juventus, Napoli, ekipy z Bundesligi… A mimo tego, w takich starciach jak z Ukrainą, to niepozorny Jacek Góralski zwraca na siebie największą uwagę. W duecie z Mateuszem Klichem to właśnie zawodnik Kairatu Ałmaty prezentował się lepiej w destrukcji, a przy tym, wbrew obiegowej opinii, dodawał sporo od siebie w kreowaniu akcji. Nie zamierzam robić z niego nowego reżysera czy tempomatu drugiej linii, bo wyraźnie nie ma do tego predyspozycji. Mimo tego, ostatnie zgrupowania pokazują, że wspomniana linia pomocy prezentuje się lepiej, gdy znajduje się w niej zawodnik Kairatu. Góralski w biało-czerwonej koszulce haruje jak wół, a przy tym jest regularny. W tym samym czasie cieszymy się, gdy Mateusz Klich czy Karol Linetty zagrają jedno dobre spotkanie, by zniknąć w kolejnym. O Piotrze Zielińskim powiedziano już chyba wszystko, a pozycja zawodnika Napoli, o którym Pepe Reina wypowiedział się niedawno, że jest zawodnikiem na skalę Barcelony czy Realu Madryt, jest w kadrze nienaruszalna.
Pytanie brzmi, czy czasem nie przymykamy oczu na gorsze występy pewnych kadrowiczów, bo rynek zweryfikował ich na tyle pozytywnie, że występują w mocnych zespołach. Boisko jest jednak bezstronne i w sporządzonym przez niego egzaminie lepiej wypada ostatnio zawodnik, którego klubowego herbu przeciętny Polak nie byłby w stanie opisać nawet w przybliżeniu. Zawodnik, od którego nie możemy spodziewać się fajerwerków. Z podobnych powodów kwestionowany był w 2016 roku Krzysztof Mączyński. Adam Nawałka wiedział jednak doskonale, że reprezentacja to nie tylko zlepek indywidualności, tylko drużyna, w której każdy ma do wykonania pewną rolę. I tak, jak Mączyński musiał pojechać na Euro 2016, tak – na ten moment – wszystko wskazuje na to, że Jacek Góralski wystąpi w biało-czerwonej koszulce na mistrzostwach Europy w przyszłym roku. Zresztą, w pełni zasłużenie.
Komentarze