Reprezentacja Polski w sześciu ostatnich spotkaniach ze Szwecją przegrywała za każdym razem. Statystyki nie przemawiają zatem za Biało-czerwonymi przed wtorkową batalią o awans na mundial w Katarze. Nawet Stadion Śląski, gdzie była pisana piękna historia polskiego sportu, nie był szczęśliwy dla polskiej ekipy. Na chorzowskim obiekcie polska drużyna zaliczyła trzy porażki z zespołem Trzech Koron. Przełamać złą serię ma ze swoimi podopiecznymi Czesław Michniewicz.
- Arcyciekawie zapowiada się wtorkowa batalia Polaków ze Szwedami na Stadionie Śląskim
- Piłkarze Trzech Koron po raz ostatni mierzyli się z Biało-czerwonymi na chorzowskim gigancie w 2003 roku, odzierając ekipę Pawła Janasa z nadziei na awans na mistrzostwa Europy w Portugalii
- Marek Saganowski i Tomasz Kłos przypomnieli w rozmowach z Goal.pl zdarzenia związane ze spotkaniem sprzed blisko 20 lat
Reprezentacja Polski oblała ważny egzamin
Reprezentacja Polski po raz ostatni w Kotle Czarownic mierzyła się ze Szwedami w 2003 roku. Biało-czerwoni przystępowali do tej batalii, chcąc przedłużyć swoje szanse na awans na Euro 2004. Reprezentacja Polski miała co najmniej zremisować ze Skandynawami. Ostatecznie nadzieje na korzystny rezultat pękły niczym mydlana bańka już w trzeciej minucie, gdy wynik rywalizacji otworzył Mikael Nilsson. Jerzy Dudek został zmuszony do kapitulacji po raz pierwszy. Kolejnym katem Biało-czerwonych został natomiast Olof Mellberg i ostatecznie drużyna Pawła Janasa przegrała 0:2.
– W tamtym momencie reprezentacja Szwecji była zespołem zdecydowanie lepszym kadrowo od nas. W drużynie byli Fredrik Ljungberg grający na co dzień w Arsenalu, czy Olof Mellberg broniący w tamtym okresie barw Aston Villa. Był też Zlatan Ibrahimović, który pojawił się na boisku w drugiej połowie. Dzisiaj sytuacja wygląda zgoła odmiennie. Moim zdaniem reprezentacja Polski na papierze wygląda zdecydowanie mocniej – mówił Marek Saganowski w rozmowie z Goal.pl.
Hajto nawet nie protestował
Antybohaterem starcia Polska – Szwecja sprzed blisko 20 lat uznano Tomasza Hajtę, który otrzymał w nim czerwoną kartkę w 63. minucie. Doświadczony polski obrońca mógł być po ostatnim gwizdku sędziego czerwony ze wstydu. W każdym razie zachowywał dobrą minę do złej gry, przekonując wszystkich po spotkaniu, że to była jego pierwsza czerwona kartka w drużynie narodowej. Hajto zaznaczał też, że jego ostra gra była następstwem tego, że chciał zmobilizować zespół do lepszej gry. Po latach wiadomo jednak, że osłabienie zespołu mocno wpłynęło na postawę drużyny.
– Pamiętam, że ze Szwedami mieliśmy minimum zremisować. Mimo że graliśmy u siebie, to oni byli faworytami tej potyczki. Przegraliśmy to spotkanie. Zadanie utrudniła nam również czerwona kartka Tomasza Hajto. Wiadomo, że mówiło się wówczas o wiarze w awans na Euro 2004, ale tak naprawdę to po porażce ze Szwecją zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że szanse na grę na Euro 2004 oddaliły się od nas i to bardzo – przypomniał sytuację sprzed blisko 20 lat Marek Saganowski, będący dzisiaj trenerem Motoru Lublin.
Tomasz Głos w rozmowie z Goal.pl nie obarczał natomiast winą byłego zawodnika FC Schalke 04 za przegrany bój. – Wiadomo, że Tomasz Hajto był znany z twardej i ostrej gry, nie odstawiał nogi. Ryzyko zobaczenia żółtej, czy czerwonej kartki istnieje zawsze. Jeśli jeden zespół gra lepiej, to drugi popełnia błędy. Nie była to jednak sytuacja, która zdecydowała o tym, że byliśmy słabsi od Szwedów – usprawiedliwiał wyczyn doświadczonego defensora 69-krotny reprezentant Polski.
Zamiast wsparcia dmuchanie w trąbki
Po pamiętnym starciu z 2003 roku ze Szwedami na Stadionie Śląskim fanom Biało-czerwonych podpadł natomiast Kamil Kosowski. Broniący wówczas barw Kaiserslautern zawodnik nie bał się skrytykować kibiców, zasiadających na trybunach Kotła Czarownic. – Graliśmy sami. Zabrakło dwunastego zawodnika w postaci kibiców. Choć na stadionie było pełno ludzi, to woleli dmuchać w trąbki, zamiast nas wspierać – mówił Kosowski cytowany przez tygodnik Piłka Nożna.
Kłos też wrócił pamięcią do tego niecodziennego dopingu, nie ukrywając, że w pewnym stopniu zachowanie fanów na trybunach też były dla niego zaskakujące. – Kibice w trakcie tego meczu faktycznie inaczej potraktowali doping i zawodnicy też różnie do tego podchodzili. Było to coś nowego, stąd też pojawiła się konkretna wypowiedź Kamila Kosowskiego. Nie można jednak zapominać o tym, że publika na Stadionie Śląskim zawsze była wspaniała. Zawsze stawała na wysokości zadania, więc liczę, że nie inaczej będzie we wtorek. Pamiętać trzeba też, że jeśli zespół będzie prezentował się słabo, to kibice też nie będą go wspierać tak bardzo. Mimo że zawodnicy właśnie w takim momencie będą potrzebowali wsparcia jeszcze bardziej – przekonywał były obrońca.
Iwan szczerze i bez lania wody
Na szczerą analizę dotyczącą pamiętnej potyczki pozwolił sobie natomiast Tomasz Iwan, który dał jasno do zrozumienia, że porażka 0:2 ze Szwedami była najniższym wymiarem kary. – Przegraliśmy 0:2, ale również dobrze mogliśmy przegrać 0:3, 0:4, a nawet 0:5. Szwedzi byli szybsi, wygrywali pojedynki powietrzne, grali agresywnie, nie zostawiali nam w ogóle swobody, a my im zbyt dużo. Trudno dopatrzyć się jakichś pozytywów w naszej grze – mówił Ajwen dziennikarzom, będący świadomy niedociągnięć w grze Biało-czerwonych.
Ogólnie na trybunach Stadionu Śląskiego zasiadło wówczas 20 tysięcy widzów. Przy obu golach obu dla rywali bezradny był Jerzy Dudek. W ataku niewidoczni byli natomiast Marek Saganowski i Maciej Żurawski. Pierwszy z wymienionych opowiedział zresztą, co było tego przyczyną. – Nasza współpraca z Maciejem Żurawskim w meczu ze Szwecją ze Szwedami nie wyglądała najlepiej, bo mieliśmy kłopoty z przedostatnim się pod pole karne rywali – nie owijał w bawełnę były napastnik Legii Warszawa. – Czy dzisiaj reprezentacja Polski powinna grać z jednym, czy dwoma napastnikami? Robertowi nie robi różnicy, czy gra jako jeden napastnik, czy z dwoma zawodnikami w ataku. W czasach, gdy ja grałem, to grało się głównie na dwóch napastników. Chociaż czasem jeden był nieco cofnięty – mówił Sagan.
Nie od liczby napastników uzależniony jest końcowy sukces
Ogólnie wychodzę z założenia, że lepiej, jeśli w przypadku ustawienia za dużo się nie miesza. W takich przypadkach ostateczny głos należy jednak do selekcjonera, który ponosi odpowiedzialność ze swoje decyzje. To on będzie z nich rozliczany. Trener Czesław Michniewicz bez wątpienia od samego początku ma jednak pomysł na grę reprezentacji Polski i nie boi się go wdrażać w życie. Zobaczymy, co zaproponuje we wtorek – dodał 43-latek.
Los sprawił, że w najbliższy wtorek reprezentacja Polski znów stanie do rywalizacji ze Szwedami. Ekipa Janne Anderssona po dogrywce pokonała w czwartkowy wieczór Czechów. Z tego nie do końca zadowolony był Saganowski. – Zdecydowanie wolałem, żeby naszym rywalem we wtorek byli Czesi. Szwedzi już na ostatnich mistrzostwach Europy pokazali, że potrafią grać przeciwko Polakom. Są takie zespoły, które innym ekipom nie do końca leżą. Tak jest w przypadku reprezentacji Szwecji względem polskiej drużyny – rzekł 35-krotny reprezentant Polski.
– Czeka nas prawdziwy finał, więc jestem pewny, że ani Szwedzi, ani Polacy nie będą chcieli się odkryć. Gra w pierwszej połowie według mnie na pewno nie będzie otwarta. Z upływem czasu koncentracja w obu zespołach będzie jednak spadała, na boisku zrobi się więcej miejsca pomiędzy liniami danych formacji i wówczas gra się otworzy. Spodziewam się więcej niż jednego gola w tym starciu – typował Saganowski.
Kłos też widzi w światełko w tunelu dla reprezentacji Polski przed wtorkową walką o mundial, dostrzegając, że Szwedzi też popełniają błędy. – To bardzo mocna drużyna, która była zawsze bardzo niewygodna. Za czasów mojej gry kilka razy mierzyliśmy się z tą ekipą, która bardzo nam nie leży. Szwecja na ostatnich mistrzostwach Europy pokazała jednak, że też popełnia błędy. Chociaż potrafi jednocześnie szybko je naprawiać oraz potrafi zdobywać bramki – podkreślił ŁKS-u, Wisły Kraków, czy FC Koeln.
Jak dotąd reprezentacja Polski ze Szwedami mierzyła się łącznie 27 razy. Biało-czerwoni wygrali tylko osiem spotkań. Cztery razy miał miejsce remis i aż w 15 meczach górą byli zawodnicy Trzech Koron. Pozostaje wierzyć, że względem ostatniej bezpośredniej potyczki sytuacji odwróci się o 180 stopni i polska drużyna pod wodzą Czesława Michniewicza wywalczy przepustkę na turniej w Katarze.
Czytaj więcej: Gra o mundial. Kiedy mecz Polska – Szwecja?
Komentarze