Nie jest żadną tajemnicą, że wysłannicy Flamengo rozmawiali z selekcjonerem reprezentacji Polski. Paolo Sousa jest opcją B lub C sławnego klubu z Rio de Janeiro. Cała układanka związana jest z postacią Jorge Jesusa, trenera Benfiki.
- Selekcjoner reprezentacji Polski Paulo Sousa jest jednym z kandydatów na nowego trenera brazylijskiego Flamengo
- Numerem jeden na liście życzeń klubu z Rio de Janeiro jest szkoleniowiec Benfiki Jorge Jesus
- Sprawa powinna wyjaśnić się do końca roku
Flamengo nadal czeka
Wbrew doniesieniom o odrzuceniu oferty, działacze brazylijskiego klubu czekają na 30. dzień grudnia, sądny dzień dla Jesusa. Wtedy będzie bowiem wiadomo czy Benfica także już szuka nowego trenera. Lizboński dziennik „A Bola” zadaje nawet pytanie: czy szefowie Flamengo kibicują porażkom Benfiki? W najbliższych dniach “Orły” czekają prestiżowe mecze z FC Porto, z cyklu “być albo nie być”.
U nas wrze, wiadomo, trenera zabrać nam chcą. Wrze również w Portugalii i Brazylii! (a przynajmniej rioskiej części kraju). Wszyscy czekają na to, czy Jorge Jesus “umówi się na kawę” z delegacją Flamengo, która od tygodnia stacjonuje w Portugalii i bada sprawę różnych lokalnych szkoleniowców, chociaż, tak naprawdę, wyczekuje wieści na temat sytuacji trenera Benfiki.
U nas jedni nawet się cieszą, inni wyglądają na oburzonych. Ważne by wiedzieć, że naprawdę mogą podebrać nam selekcjonera, bo jak już na niniejszych łamach pisałem – w Brazylii da się dobrze zarobić, a od paru lat mamy (wreszcie!) w pełni uzasadnianą modę na Portugalczyków. A zaczęła się ona od angażu Jorge Jesusa przez Benfikę.
Jesus w 2019 roku, jako pierwszy trener w historii brazylijskiej piłki wygrał mistrzostwo kraju i Copa Libertadores w tym samym roku kalendarzowym. Sukces ów przyszedł zaraz po fantastycznych żniwach jakimi były transfery Viniciusa Juniora, Reinera oraz Lucasa Paquety. Wraz z odejściem portugalskiego trenera w czerwcu 2020 roku idylla się skończyła. Benfica oferując mu najwyższą gażę trenerską w historii portugalskiego sportu (więcej dostawali tylko Mourinho i Villas-Boas pracując zagranicą) miała zapewnić niemłodemu już szkoleniowcowi piękne pożegnanie z klubową piłką. Nie jest bowiem żadną tajemnicą, że Jesusowi marzy się jeszcze przygoda z reprezentacją kraju.
Flamengo po Jesusie próbowało podtrzymać zwycięską passę z Renato Gaucho oraz Rogerio Cenim, lecz żaden z brazylijskich trenerów nie był tak skuteczny jak Portugalczyk. Władze klubu chcą zatem jego powrotu. A chcą tym bardziej, ponieważ w 2020 i 2021 roku Copa Libertadores wygrywał inny brazylijski klub – Palmeiras – pod innym portugalskim trenerem Abelem Ferreirą. Tak się składa, że agentem tego ostatniego jest agent Paulo Sousy…
I już puzzle zaczynają wskakiwać w odpowiednie miejsca! Nieprawdaż?
Decydujący tydzień
Benfica obecnie zajmuje trzecie miejsce, a jej losy w walce o mistrzostwo kraju mogą się rozstrzygnąć już 30 grudnia. Czekać ją będzie wtedy “mecz o sześć punktów” z FC Porto. Jeśli przegrają, będą mieli siedem punktów straty do “Smoków” i pewnie tyle samo do broniących trofeum “Lwów”. Lektura stołecznych gazet sportowych – „A boli” i „Recordu” – wskazuje na to, że kibice Benfiki do Jesusa powoli tracą cierpliwość. Nieważne, że klub pozostaje w grze nie tylko we wszystkich rozgrywkach krajowych oraz gra w Lidze Mistrzów, po tym jak awansował do 1/8 finału kosztem FC Barcelony.
23 grudnia w Pucharze Portugalii czeka ich mecz z FC Porto. Też na wyjeździe. Porażki ze “Smokami” będą końcem Jesusa w Benfice. Wygrane skomplikują sprawy wysłannikom Flamengo.
Paulo Sousa na horyzoncie
Dlatego pojawia się Paulo Sousa… Do niedawna wydawało się, że selekcjoner naszej reprezentacji jest tylko jednym z wielu wyjść awaryjnych dla Flamengo, lecz treść doniesień brazylijskich i portugalskich mediów wskazuje, że “jest pierwszym rezerwowym” na wypadek fiaska negocjacji ws. przejścia Jorge Jesusa. Choć w grze pozostaje jeszcze obecny trener Sportingu Braga Carlos Carvahal (pracował już w Turcji, Anglii, na Bliskim Wschodzie).
Oczywiście, że Sousę obowiązuje kontrakt z PZPN, a w marcu gramy z Rosją, a potem z Czechami lub Szwecją. A może i czeka nas mundial w Katarze. Sęk w tym, że Brazylijczycy mają to w nosie i stać ich na zapłacenie nawet dwa razy więcej niż płaci nasza federacja.
W Brazylii już wiedzą, że Paulo Sousa jeśli miałby odejść z PZPN to tylko z całym sztabem! Asystentem, trenerem bramkarzy, dwoma trenerami przygotowania fizycznego i analitykiem. To akurat prawdopodobne, bo Brazylijczycy nie mają nic przeciwko angażowaniu całych sztabów.
Z drugiej strony Sousa na pewno jest świadom, że praca w Brazylii lekka nie jest. Po pierwsze – gra się najwięcej meczów (więcej niż czołówka Premier League razem z ich Pucharem Anglii, Puchar Ligi i Ligą Mistrzów). Po drugie – nie ma pretemporady – zespół dochodzi do formy meczami, bo jest ich tak wiele, że zawsze znajdzie się czas na eksperymenty taktyczne i roszady kadrowe. Po trzecie – intensywność rozgrywek bywa szokująca, bo sama Brazylia jest krajem wielkości 3/4 Europy, a sezon ligowy (38 kolejek) rozgrywany jest przez ledwie siedem miesięcy, a w tym samym czasie trwają rozgrywki o puchar kraju i puchary międzynarodowe.
Wyłożyć się przy tak namiętnym kalendarzu jest naprawdę łatwo. Kiedy dopada kryzys – o kilka porażek z rzędu naprawdę łatwo, a wówczas posada stracona jak amen w pacierzu. Co gorsza, tracisz pracę to i pieniędzy za szybko nie zobaczysz, bo brazylijskie kluby mają brzydki zwyczaj zalegania z zapłatą. Paulo Sousa na pewno o tym wie, bowiem Portugalczycy znają świetnie brazylijskie realia.
Brazylijczycy liczą na jego międzynarodowe obycie, pracę w wielu krajach o różnej specyfice rozgrywek. Portugalczyk z kolei może liczyć na pracę w jednym z najpopularniejszych klubów świata, w kraju gdzie żyje się futbolem, gdzie warunki treningowe są na naprawdę wysokim poziomie (Flamengo przez ostatnią dekadę poczyniło sporo inwestycji w bazę, która od przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych pozostała praktycznie nie zmieniona). Klub na brak kasy nie narzeka. Właśnie ogłoszono dane na temat przyszłorocznych wpływów od sponsorów – ok. 70 mln reali, czyli jakieś 52 mln złotych. 100 milionów złotych wpada z tytułu premii za tegoroczne rozgrywki (mistrzostwa stanowe, puchary krajowe i międzynarodowe oraz rozgrywki ligowe), a trzeba dodać do tego pieniądze ze sprzedaży biletów, praw telewizyjnych oraz marchendising. Finansowo Fla jest w tej chwili jednym z najmocniejszych klubów kontynentu.
Dojdą transfery bo co jak co, ale Flamengo ma nosa do wyszukiwania talentów… To wszystko do wzięcia, do zagospodarowania. Po jednym warunkiem – Jorge Jesus nie przegrywa w ciągu tygodnia dwóch meczów z FC Porto. Jeśli “Smoki” pożrą “Orły” to prezydent Benfiki, wybitny pomocnik sprzed lat – Rui Costa – zapewne pozbędzie się doświadczonego szkoleniowca bez żalu. Paulo Sousa zostanie do marca z reprezentacją Polski, a nasza lokalna burza w szklance wody zniknie równie szybko jak się pojawiła.
Aż sam jestem ciekaw co w tej kwestii napisałbym za tydzień, przy okazji kolejnego meldunku ze stadionów świata.
Komentarze