- W marcowych meczach z Litwą (21 marca) i Maltą (24 marca) na Stadionie Narodowym zostanie oddelegowany sektor dla kibiców deklarujących udział w zorganizowanym dopingu
- Po słowach Cezarego Kuleszy pojawiły się pewne wątpliwości – stowarzyszenie, z którym dogadał się PZPN zostało zarejestrowane ledwie kilka dni wcześniej
- Spytaliśmy o ten temat zarówno w związku, jak i w rozmowie z prezesem “To My Polacy”
Doping na Narodowym, czyli nieudane próby
Temat dopingu na Narodowym nie jest niczym nowym, bo w przeszłości PZPN kilkukrotnie próbował naprawić atmosferę na warszawskim stadionie. Pisaliśmy o tym choćby w październiku, gdy odsłoniliśmy kulisy dotychczasowych działań.
- Czytaj tekst: Skąd pomysł z DJ-em i telebimami, irytacja Fabiańskiego. “Doping” na Narodowym od kulis
Wcześniej też PZPN-owi zdarzało się zapewniać, że wewnątrz związku planowane są rozmowy, jak uleczyć sytuację, jednak ostatecznie niewiele z tego wychodziło. Nieoficjalnie dało się usłyszeć, że cenniejszy od dopingu jest święty spokój ze strony UEFA, która od dawna nie miała powodów, by karać PZPN za złamanie stadionowych regulaminów. Dlatego teraz raczej nikt nie spodziewał się jakichkolwiek działań.
Informacja zaskoczyła więc wiele osób i to nie tylko spoza PZPN-u. W samym związku nie wszyscy członkowie zarządu wiedzieli, co się szykuje, a o wszystkim dowiedzieli się z wpisu na koncie prezesa PZPN (treść niżej). Być może dlatego, że – jak słyszymy – cała akcja została przeprowadzona błyskawicznie, unikano podpisania wiążących umów, a wszystko oparto na zasadach bardzo luźnej współpracy z nowopowstałym stowarzyszeniem kibiców.
Pojawiły się wątpliwości, PZPN odpowiada
Po publikacji tego wpisu, łatwo można było prześwietlić wspomniane Stowarzyszenie “To My Polacy”. Zostało ono zarejestwowane w lutym 2025 roku – równo osiem dni przed publikacją słów prezesa PZPN – a jako siedzibę wskazano ul. Złotą 75A w Warszawie. To adres wirtualnych biur na wynajem – płacąc odpowiedni abonament, ma się dostęp do tego adresu, a firma udostępniająca tę usługę, obsługuje m.in. przychodzącą korespondencję, wysyłając ją do realnej siedziby danej firmy – której nie trzeba podawać w oficjalnych danych w KRS. Prezesem stowarzyszenia jest Mateusz Pilecki, z którym udało nam się skontaktować.
Mateusz Pilecki (bez koszulki) podczas zgromadzenia polskich kibiców w Berlinie przed meczem Polska – Austria na Euro 2024 (fot. Instagram Mateusza Pileckiego)
– Formalnie rozpoczęliśmy proces rejestracji stowarzyszenia w styczniu, ale nieformalnie byliśmy grupą ludzi, która zapoczątkowała coś fajnego na mundialu w Rosji i zupełnie spontanicznie postanowiliśmy to kontynuować. I tak z każdym turniejem, z każdym meczem, było nas coraz więcej. Organizowaliśmy przemarsze i na tyle, na ile mogliśmy – doping na trybunach. Raz wychodziło to lepiej, raz gorzej, bo logistyki i akustyki nie oszukamy. Całego stadionu nie przekrzyczymy. I tak ewoluowaliśmy na przestrzeni ostatnich lat, aż uznaliśmy, że nie ma co tego już przedłużać, tylko rejestrujemy się, bo łatwiej się rozmawia z tak dużymi tworami, jak PZPN, mając osobowość prawną i będąc sformalizowanym, niż po napisaniu “cześć, siemano, chcielibyśmy prowadzić doping na Narodowym”. Nikt by nam nawet nie odpisał – mówi.
W PZPN też spytaliśmy o kulisy całej akcji i w odpowiedzi dostaliśmy kilka punktów.
– Jako federacja wsłuchujemy się w głos kibiców, dziennikarzy, samych piłkarzy. Niemal wszyscy zwracali uwagę na atmosferę na trybunach w trakcie meczów reprezentacji rozgrywanych w Polsce. Chcemy tę sytuację zmienić i już w najbliższych dwóch meczach pilotażowo wydzielimy jeden sektor – konkretnie D15 – na pewne aktywności kibicowskie. Zaznaczyć należy, że ten sektor pozostaje ogólnodostępny. Każdy może zakupić bilet na takich samych zasadach. Jedynie będziemy informować, że w tym konkretnym miejscu można spodziewać się elementów dopingu zorganizowanego – czytamy w podesłanej informacji.
I dalej: – PZPN posiada jasne zasady dotyczące sprzedaży biletów na mecze reprezentacji. Wszyscy kibice są równo traktowani. Każdego obowiązują takie same reguły i nic w tym zakresie się nie zmienia. Osoby ze Stowarzyszenia “To My Polacy” same muszą zakupić bilety i nie mają żadnych przywilejów w tym aspekcie. Płacą pełną cenę, bilety nabywają w tych samych terminach co wszyscy, tak jak wszyscy muszą się wcześniejszej zrejestrować na portalu i jedna osoba może kupić maksymalnie pięć biletów.
“PZPN szybko podchwycił temat”
Jeśli ktoś spodziewa się opraw najbliższych spotkań reprezentacji zbliżonych do tych, które znamy z meczów ligowych – będzie rozczarowany. W planach nie ma ani pirotechniki – której użycie ze względu na złamanie regulaminu pewnie zakończyłoby współpracę stowarzyszenia z PZPN, ani wielkich sektorówek. – Jeśli regulamin UEFA pozwoli to umożliwimy wniesienie bębna i małego megafonu dla osób, które chcą uatrakcyjnić wspólne dopingowanie przy wykorzystaniu tych akcesoriów – słyszymy w PZPN.
Rozmawiamy z Mateuszem Pileckim, prezesem Stowarzyszenia “To My Polacy”.
Termin waszej rejestracji – dosłownie na kilka dni przed komunikatem Cezarego Kuleszy – budzi wątpliwości.
Ale to wynika jedynie z tego, że taka formalność była konieczna, by móc z PZPN rozmawiać. To najlepsze, co mogliśmy zrobić. My przecież żadnych profitów czerpać nie będziemy.
Rozmawialiście wcześniej nieformalnie?
Nie. Do tej pory wszystko robiliśmy oddolnie, za nasze pieniądze, mieliśmy własne pomysły, w których nikt nam nie pomagał. A szkoda, bo kilkukrotnie prosiliśmy niektóre redakcje, by pomogły nam nagłośnić jakiś przemarsz, ale nie było żadnej odpowiedzi. Liczę, że to się teraz zmieni.
Żeby usystematyzować – najpierw się zarejestrowaliście, a później zgłosiliście się do PZPN?
Nie do końca, bo przed rejestracją narobiliśmy jeszcze trochę wrzawy w social mediach. Niektóre redakcje to podłapały i puściły dalej (znaleźliśmy m.in. tekst na Sportowych Faktach WP – przyp. red.). Gdy zaczęliśmy rozmawiać z PZPN, związek szybko podłapał temat, że to fajna inicjatywa. Widzieli problem, że nasz “teatr narodowy” nie miał nic wspólnego z dopingiem i najwyższy czas to zmienić.
To kto przyszedł do kogo? PZPN dostrzegł wasze “zamieszanie” w social mediach, czy wy po tym zamieszaniu zapukaliście do drzwi związku?
Napisaliśmy do nich maila. PZPN przetrawił sprawę i z racji, że mieli podobne wnioski do naszych, postanowili się z nami spotkać, by porozmawiać. I w ten sposób daliśmy sobie szansę na pilotażowy doping na dwóch najbliższych meczach. To nic zobowiązującego. Generalnie w związku przyjęto nas bardzo fajnie, a rozmowa była owocna. Widać było zaangażowanie z dwóch stron. Nie było tak, że my chcieliśmy, a oni zrobili nam łaskę. Intencje były wyłącznie pozytywne.
Jaki macie plan na ten doping?
Udało nam się stworzyć akcję na socialach o nazwie D15. Chcemy, by wszyscy chętni na doping kupili bilety tam, gdzie my kupiliśmy. Jak się później okazało, to był najszybciej wyprzedany sektor. Widać, że głód kibicowania i dobrej atmosfery wśród ludzi był wielki.
Oglądaj także: Boniek: Zalewski w kadrze to moja zasługa
Do tej pory jedną z obaw PZPN-u było to, by do jednego sektora wpuścić grupy kibicowskie różnych klubów.
Ale dopóki tego nie zrobimy, nie przekonamy się, co będzie. Tak samo można wpaść pod samochód, idąc do pracy. Spójrzmy na Węgrów – przecież tam też są kibice różnych drużyn, a na reprezentacji mają świetny doping. Skoro oni potrafią, to czemu my mielibyśmy mieć problem z dogadaniem się?
Będziecie mieć – jako stowarzyszenie – jakieś profity?
Nie. Tak samo jak wszyscy inni kupujemy bilety przez tę samą stronę. Płacimy za nie tyle samo, mamy takie same limity. Jedyne, za co dziękujemy PZPN-owi, to fakt, że dzięki swoim dużym zasięgom w social mediach, pomogą nam nagłaśniać nasze inicjatywy, by dotarły do jak największego grona osób. Chcemy wnieść bęben i megafon – jeśli regulamin pozwoli. I nic więcej nie potrzebujemy.
Macie jakieś ograniczenia w związku z umową z PZPN? Np dotyczące pirotechniki?
My nie mamy żadnej umowy z PZPN. Umowa to coś oficjalnego, a my po prostu dostaliśmy pozwolenie, by poprowadzić doping, a oni pomogą to rozreklamować. I to tyle.
Planujecie jakieś efektowne oprawy?
Nie. Wystarczą nam megafony i bęben. Pirotechnika zgodnie z regulaminem jest niedozwolona i planujemy się tego trzymać.
A co jeśli wasze stowarzyszenie nie zdąży kupić biletu?
Do zorganizowania przemarszu nie będziemy go potrzebować, zgrupujemy się pod stadionem. Ale liczę, że po prostu kupimy bilety.
Przeglądając wasze social media widzę, że już kilka dni temu zachęcaliście kibiców do kupna biletów na sektor D15. Mieliście już wtedy sygnał od PZPN, że się dogadacie, czy po prostu bez względu na rezultat tych rozmów wiedzieliście, że się tego podejmiecie?
To drugie. Wiedzieliśmy, że to robimy. Sektor wybraliśmy z racji logistycznej – goście siedzą po jednej stronie stadionu, a my chcieliśmy po drugiej. Później PZPN to podchwycił i nie było żadnych problemów.
A jeśli chodzi o kluby, jaką jesteście opcją kibicowską?
Ja nie jestem związany z żadnym. Jeżdżę tylko na reprezentację. A w naszym stowarzyszeniu mile widziany jest każdy pełnoletni obywatel Polski. Kto komu kibicuje na co dzień – nie ma żadnego znaczenia. Chcemy się po prostu dobrze bawić i przyświeca nam jeden cel – pomóc z trybun reprezentacji.
Marzec to dwa pilotażowe mecze reprezentacji, a później?
Zobaczymy. Nie ma co wybiegać w przyszłość. Posłuchamy, co ma do powiedzenia PZPN, jakie sami będziemy mieć wnioski. Wtedy będziemy myśleć.
Komentarze