Skąd pomysł z DJ-em i telebimami, irytacja Fabiańskiego. “Doping” na Narodowym od kulis

Temat dopingu na PGE Narodowym podczas meczów reprezentacji Polski wraca przy każdej okazji. I wiele wskazuje, że będzie wracać, bo widoki na zmianę są mgliste.

Kibice na Narodowym
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Kibice na Narodowym

  • To nie jest tak, że PZPN nie dostrzega problemu braku dopingu na Narodowym, ale temat jest bardziej skomplikowany, niż wydaje się z perspektywy kanapy
  • PZPN podjął w przeszłości dość naiwne działania zorganizowania dopingu bez zapraszania grup kibicowskich. Jedno z nich skończyło się irytacją ze strony Łukasza Fabiańskiego i interwencją “u góry”, inne było sprzeczne z regulaminem UEFA, kolejne stało się przedmiotem memów
  • W tym tekście przedstawiamy całą sprawę od kulis

Cisza absolutna

Co by nie mówili piłkarze i jak pozytywnie dopingu podczas meczów kadry nie oceniałby selekcjoner, obiektywne fakty są brutalne: atmosfera na Narodowym jest żadna. Nie ma zorganizowanego dopingu, nie ma żadnych opraw meczowych poza organizowaną przez sam PZPN kartoniadą tworzącą flagę narodową podczas hymnu, a jedyne i nieliczne zrywy to krzyczenie “Polska! Polska!” w losowych fragmentach spotkań. W ten sposób pozbawiamy się przewagi, jaką może dać “ugotowanie” rywala przez trybuny. Taki jest skutek nastawienia się na kibica komercyjnego – czyli takiego, który zapłaci krocie za bilet oraz za gastronomię na stadionie. Dla tego rodzaju kibica jedynym celem jest obejrzenie na żywo meczu z udziałem najbardziej znanych polskich piłkarzy, a czasem gwiazd światowego futbolu. W meczu z Portugalią mieliśmy najbardziej jaskrawy przykład tego ostatniego, gdy nawet polskie sektory były zajęte przez osoby w koszulkach Cristiano Ronaldo.

Starcie z drużyną z Półwyspu Iberyjskiego pod względem kibicowskim było dobiciem do ściany. Nie będzie szczególnie ryzykowna teoria, że gorzej jeszcze nigdy nie było i nie chodzi nawet o wykonane chóralnie “siuuuu” po bramce Ronaldo. W czasie gry stadion wypełniała absolutna cisza. Nie da się za nią winić fanów, którzy pojawili się na stadionie, bo trudno oczekiwać od grupy niezorganizowanych, obcych sobie ludzi, by nagle kilka tysięcy z nich zaczęło w jednym tempie śpiewać te same piosenki i robili to przez 90 minut bez względu na boiskowe wydarzenia. To tak nie działa. Aby zmieniła się atmosfera, PZPN musiałby oddać część stadionu grupom kibicowskim znanym z rywalizacji ligowej. Tak się stało 11 lat temu, ale z pewnych względów nie było kontynuowane.

Jedna próba i koniec

Ostatnim meczem na Narodowym, w którym PZPN przeznaczył pulę biletów dla kibiców mających organizować doping, było spotkanie z Czarnogórą we wrześniu 2013 roku. – Doszliśmy do porozumienia w tej sprawie z ogólnopolskim stowarzyszeniem kibiców. Przeznaczyliśmy dwa tysiące biletów dla najbardziej zaangażowanych fanów, którzy zajmą dwa sektory za jedną z bramek. Mamy nadzieję, że dzięki temu doping dla Biało-Czerwonych będzie bardziej skoordynowany i głośniejszy – mówił wówczas rzecznik PZPN Jakub Kwiatkowski.

Rozwiązanie sprawdziło się średnio. Z zachowanych relacji na forach kibicowskich przewija się mieszanka pochwał z rozczarowaniem. “Doping był tylko na naszym sektorze i dobra atmosfera mimo niedużej liczby w młynie. Również mogliśmy zauważyć, że jak tylko pojawił się doping w młynie, to już reszta stadionu nie nadążała za nami, a doping Januszy kończył się na gwizdach i krótkim Polska Biało-Czerwoni, czyli standardowo jak co poprzedni mecz” – pisano wówczas w kibicowskiej relacji. Ale wielu obecnych na tym meczu kibiców dodawało, że był to pierwszy raz od kilku lat, gdy dało się poczuć jakąkolwiek atmosferę na stadionie. “Jak na pierwszy raz nie było źle. Kilka kwestii trzeba dopracować i będzie naprawdę dobrze. Po pierwsze prowadzącym doping potrzebne jest lepsze nagłośnienie. Według mnie na kolejnych może być tylko lepiej. Oby tak dalej” – pisze jedna osób, choć komentarzy w tym tonie jest wiele.

Następnego razu jednak nie było, mimo że od tego czasu minęło już ponad 11 lat. Z perspektywy PZPN pojawiło się wówczas kilka problemów.

Tylko u nas

Pierwszy – efekt nie był zadowalający.

Drugi – były olbrzymie problemy z dogadaniem się, kto ma prowadzić doping. Osiągnięcie porozumienia między tak zantagonizowanymi grupami kibicowskimi, jakie są u nas w kraju, jest niemożliwe. W praktyce sektor dopingowy został przejęty przez Legię, bo wyznaczenie sektora dopingowego w Polsce to właśnie oddanie go w ręce jednego klubu (mówimy o skali, bo w gronie 2 tys. kibiców w “Młynie” znalazły się też niewielkie grupki kibiców innych zespołów, jednak całościowo stanowiły odsetek). Zrobienie tego ponad podziałami skończyłoby się katastrofą, zwłaszcza, że mamy dowody – na przykład z czasów trwania Euro – gdy dochodzi do wewnętrznych polskich starć na tle reprezentowanych barw klubowych.  

Kolejny problem – PZPN-owi oberwało się z trybun pod koniec meczu, co było wybitnie irytujące dla władz związku, które czuły, że stawiając się w roli rozjemcy, idą kibicom na rękę. A ci się odpłacili znaną przyśpiewką, jakby w rewanżu za niezadowalający wynik, z którym władze związku nie miały za wiele wspólnego (Zbigniew Boniek otrzymał Waldemara Fornalika w spadku po poprzednim prezesie, więc tamte eliminacje szły głównie na rachunek Grzegorza Laty, a remis 1:1 sprawił, że szanse awansu na mundial w Brazylii spadły niemal do zera).

Największą barierą był i jest zdecydowanie punkt drugi. Cezary Kulesza zdaje sobie sprawę, że gdyby utworzył wreszcie sektor kibicowski i zaprosił tam Legię – cała masa kibicowskiej Polski, z “jego” Jagiellonią na czele, miałaby do niego pretensje. Gdyby oddał miejsca za bramce Jagiellonii – wszyscy stwierdzą, że, mówiąc kolokwialnie, “jaja sobie robi”. Utworzenie takiego sektora to ogromna mina, tym bardziej, że niejedna grupa kibicowska przyzwyczaiła do roszczeniowości na zasadzie: prezesie, oczekujemy pewnych rzeczy, a jak nie dostaniemy, to będzie nieprzyjemnie w czasie meczu. Na własne życzenie można stać się zakładnikiem.

Inna sprawa, że w PZPN da się wciąż usłyszeć to samo, co słyszeliśmy już kilka lat temu, i co cytowaliśmy przy okazji poprzedniego tekstu na Goal.pl. – Wolimy mieć dziesięć milionów złotych w meczu, w którym atmosfera na trybunach jest jaka jest, niż spalać te pieniądze na kary – padło wówczas i w sumie wciąż jest aktualne. Poza tym jest strach o zamknięcie trybun, gdyby zdarzyło się coś poważnego lub w przypadku recydywy.

Jakie możliwości dają przepisy?

To, co jest nakazane, dozwolone i zabronione w kwestii organizowania meczów Ligi Narodów, w tym dopingu, jasno określają przepisy. Podręcznik wysyłany federacjom przez UEFA liczy ponad 200 stron i zawiera najdrobniejsze szczegóły. Przykładowo – organizator ma dowolność w używaniu stadionowego nagłośnienia w celu nawoływania kibiców do dopingu tylko do momentu, w którym do pierwszego gwizdka zostało 10 minut, w przerwie i po zakończeniu spotkania. Pozostały obszar jest chroniony i złamanie tych zasad wiązałoby się ze znaczącymi karami dla związku. W jednym przypadku – do tego, wraz z kulisami, wrócimy w kolejnej części tekstu – PZPN faktycznie złamał te reguły, ale rozeszło się po kościach, gdyż mowa była o meczu towarzyskim.

Nic nie stoi natomiast na przeszkodzie, by zgodnie z regulaminem wykorzystywać telebimy. Co zresztą związek – bez większego powodzenia – podchwycił i robił.

Jak PZPN próbował rozwiązać problem

Po wspomnianym 2013 roku, gdy kooperacja z zorganizowanymi grupami kibiców nie wyszła, było jeszcze kilka prób naprawienia atmosfery na Narodowym. Żadne z nich nie wygenerowały realnego dopingu, niektóre natomiast dostarczyły anegdot.

W 2018 roku tuż przed wylotem na mundial w Rosji reprezentacja Polski grała na Narodowym mecz towarzyski z Litwą. Przed tym spotkaniem zorganizowano małą imprezę dla zwycięzców Pucharu Tymbarku, którzy w nagrodę zostali zaproszeni przez PZPN na pożegnalny mecz kadry. Imprezę nakręcał znany w sportowym środowisku DJ Ucho, którego stanowisko ustawiono za bramką strzeżoną w pierwszej połowie przez Łukasza Fabiańskiego. Zgodnie z oczekiwaniami PZPN, DJ Ucho miał też za zadanie nakręcić doping w czasie samego meczu. Próbował robić to bez muzyki, lecz z zespołem bębniarzy. Samo w sobie pewnie jeszcze nie byłoby to wielkim problemem, ale obok ich stanowiska ustawiono ogromne kolumny nagłaśniające. Dudnienie przeszkadzało Fabiańskiemu do tego stopnia, że około 25 minuty poprosił o interwencję Tomasza Iwana, wówczas team menadżera reprezentacji. Iwan wykonał telefon do decyzyjnych osób, sprawa przeszła przez najwyższe władze. Efekt był taki, że DJ-owi kazano przestać. – Byłem po prostu zaskoczony, że z tyłu jest spiker, który przez cała pierwszą połowę coś tam mówił. Dla mnie to było dziwne. Pierwszy raz spotkałem się z czymś takim. Tak mi się skojarzyło z amerykańskimi sportami. Dla mnie to jest dziwne – mówił Fabiański po meczu.

Kadr z meczu Polska – Litwa. Za bramką Łukasza Fabiańskiego scena z DJ-em, kolumny, i zespół nadający rytm

DJ Ucho musiał jednak niezwykle spodobać się Henrykowi Kuli. Ucho to człowiek, który nakręca atmosferę podczas zakopiańskich zawodów Pucharu Świata w skokach narciarskich i ma bardzo dużą renomę w swoim środowisku. Problem w tym, że skoki i atmosfera podczas nich nie mają nic wspólnego z atmosferą piłkarskiego stadionu – abstrahując od tego, że organizowania takiego dopingu zabraniają wspomniane przepisy UEFA. Wiceprezes PZPN był jednak absolutnie zajawiony pomysłem wykorzystania znanego wodzireja na Narodowym. Wkrótce po zmianie władzy w związku na jednym ze spotkań zaproponował takie rozwiązanie. Zaprosił DJ-a Ucho, który zagwarantował: panowie, ja wam zrobię to, co na skokach narciarskich. Rozkręcę tę imprezę.

Pomysł wtedy nie trafił jednak na podatny grunt. Ale trafił po czasie. W czerwcu 2023 roku reprezentacja prowadzona przez Fernando Santosa grała z Niemcami, a za bramką – tylko z drugiej strony boiska w stosunku do meczu z Litwą – ponownie ustawiono stanowisko DJ-a. Tym razem już nie z bębniarzami, a z całą konsoletą i zadaniem poderwania trybun do dopingu. Skończyło się tak, że przekroczono wszelkie granice żenady, a odbiór był katastrofalny. Jeszcze w trakcie meczu przez Polskę przeszła fala hejtu i do pomysłu już nigdy nie wrócono.

DJ Ucho za bramką Polaków

Wcześniej próbowano innego rozwiązania. W marcu 2023 Polska grała z Albanią. Skoro przepisy nie zabraniają wykorzystania telebimów, próbowano zatrudnić je do zorganizowania dopingu. Napis “MACHAJMY SZALIKAMI” zgodnie z przypuszczeniami każdego, kto ma choć odrobinę rozeznania w środowisku kibicowskim, jedyne, co wygenerował, to liczne memy.

Podobnie było, gdy na telebimach pojawiła się instrukcja, jak rytmicznie klaskać i kiedy to robić. Po tych próbach PZPN zdał sobie wreszcie sprawę, że w ten sposób nie naprawi atmosfery na Narodowym.

A dlaczego nie pojeździć po kraju?

PZPN ma swoje powody, by niczego w obecnej koncepcji braku dopingu nie zmieniać, ale jednocześnie nie szuka kolejnych rozwiązań. Takim mogłoby być na przykład pojeżdżenie z reprezentacją po kraju. Niezamykanie się na Stadion Narodowy, który mógłby być wciąż gospodarzem eliminacji wielkich turniejów. W poprzednich latach Ligę Narodów oraz mecze towarzyskie Polacy grali na różnych obiektach: Stadionie Śląskim, we Wrocławiu, Gdańsku czy Poznaniu. W żadnym z tych miejsc doping nie wyglądał gorzej niż na Narodowym, a w Chorzowie nawet brak zorganizowanych grup kibicowskich nie stanął na przeszkodzie, by w czasie barażu ze Szwecją trybuny żyły. Żaden z tych stadionów nie dostarczał jednak wpływów do związkowej kasy na poziomie PGE Narodowego. Wszystko więc wskazuje na to, że będziemy skazani na granie w ciszy i zbliżenie się do obalenia teorii, że stadion to nie teatr.

Czekamy na odpowiedzi PZPN na nasze pytania

W poniedziałek – zgodnie z prośbą związku – wysłaliśmy do PZPN kilka pytań odnośnie dopingu na PGE Narodowym. Zamieszczamy je poniżej, lecz bez odpowiedzi, bo do momentu publikacji tekstu ich nie otrzymaliśmy. W momencie, gdy otrzymamy, opublikujemy w tym miejscu.

1) Od dawna to, co wyróżnia Stadion Narodowy podczas meczów reprezentacji Polski, to grobowa cisza na stadionie od czasu do czasu przerywana krótkimi zrywami typu “Polska! Polska!”. Czy PZPN ma jakiś pomysł, by zmienić tę atmosferę na taką, która w jakimkolwiek stopniu będzie przypominać prawdziwy doping znany ze stadionów ligowych?

2) Czy udało się popracować nad kwestią poruszaną w mediach pół roku temu? Chodzi mi o tę z cytatu: – Myślę, że jest przestrzeń na poważną rozmowę na temat tego, jak mógłby być zorganizowany doping na Stadionie Narodowym i czy faktycznie nie powinno być uprzywilejowanej grupy kibiców, która jeździ na mecze wyjazdowe i zawsze jest z reprezentacją. Tacy kibice mogliby np. zdobywać punkty do wewnętrznego rankingu, by przy zakupie biletów mogli mieć pierwszeństwo. Popracujemy nad tym – podzielił się pomysłem Łukasz Wachowski.

Jeśli się udało, to jaki jest efekt lub kiedy się go spodziewać. Jeśli nie, to co dalej z tą kwestią?

3) Jakie PZPN widzi zagrożenia w poruszanej tutaj kwestii? 

4) Czy PZPN rozmawiał o tej sprawie z piłkarzami? Jeśli tak, jaka jest ich opinia?

5) Jak PZPN ocenia dotychczasowe działania w tym zakresie (DJ na meczu z Niemcami, komunikaty na telebimach typu “klap-klap” albo “machajmy szalikami”)?

Komentarze