Michał Probierz wierzy? Olkiewicz w środę #143

Mecz po meczu, zgrupowanie po zgrupowaniu, zbliżamy się powoli do końcowych wniosków dotyczących reprezentacji Polski oraz jej selekcjonera, Michała Probierza. Raczej zgadzamy się co do tego, że mocni nas leją jak zawsze, ze słabymi wygrywamy jak zawsze, ze średniakami jest w kratkę - też jak zawsze. Pytanie o przyszłość Probierza czy reprezentacji jest więc tak naprawdę pytaniem o to, ile może i ile znaczy selekcjoner.

Michał Probierz
Obserwuj nas w
Maciej Rogowski / Alamy Stock Photo Na zdjęciu: Michał Probierz
  • Reprezentacja Polski pod wodzą Michała Probierza w większości meczów spisuje się zgodnie z oczekiwaniami – dotkliwie przegrywa z najmocniejszymi, wyraźnie ogrywa najsłabszych, ze średniakami zachowuje niemal równy bilans zwycięstw i porażek.
  • Możemy się doszukiwać elementów, w których kadra się rozwinęła, bądź takich, w których zaliczyła regres, ale będzie to dość naciągane – dość mocny moment Probierza przypadł wtedy, gdy akurat graliśmy z Estonią, Walią czy Ukrainą, słabszy – gdy na 9 ostatnich meczów sześć rozegraliśmy z kontynentalną czołówką.
  • Nie oznacza to jednak, że selekcjoner jest tylko listkiem na wietrze, zależnym od szczęścia w losowaniach oraz poszczególnych decyzji swoich zawodników. I tak naprawdę od ustalenia, ile faktycznie od niego zależy, powinniśmy zaczynać jakąkolwiek dyskusję o kadrze.

Michał Probierz, a rola terminarza

Gdyby wszyscy ludzie futbolu byli kompletnie szczerzy – sami ze sobą, ale przede wszystkim z kibicami, dziennikarzami i szeroko rozumianymi odbiorcami futbolu – osią dyskusji o piłce reprezentacyjnej byłyby rozważania o tym, kto ma szczęście, a kto go nie posiada. Szczęście swego czasu zadecydowało, że Adam Nawałka z pierwszego koszyka wylosował Rumunię a nie Hiszpanię czy Francję. Pech z kolei zdecydował, że Jerzy Brzęczek mecze z Bośnią i Hercegowiną w Lidze Narodów zagrał w kolejkach drugiej i czwartej, a nie trzeciej i szóstej. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że po przyjęciu przez reprezentację Polski w czapę od Włochów i Holendrów na początku, przy końcówce rozgrywek, pokonując Bośniaków, mówilibyśmy o progresie i rozwoju, a nie postępującej bezradności. Brzęczek zresztą nie ma na co narzekać, bo zanim dopadł go pech terminarzowy, spotkało go szczęście w losowaniach – i o Euro biliśmy się m.in. z Austrią i Izraelem, a nie Niemcami i Turcją czy Serbią.

POLECAMY TAKŻE

Tak to powinno wyglądać w naprawdę do bólu szczerym świecie: wychodzi Adam Nawałka i mówi: kochani, nieprawdopodobny fart, że będziemy grali z Rumunami w kryzysie, nie do końca rozumiem, co właściwie robią w I koszyku, ale to dla nas szansa, by przez jakiś czas nie dostawać oklepu od najmocniejszych reprezentacji kontynentu, zapamiętajcie ten moment, bo prędko znów nie nastąpi. I odwrotnie, Michał Probierz przed Euro mówi wprost: po takim losowaniu równie dobrze moglibyśmy pojechać reprezentacją U-21. Francuzów to my możemy sobie pokonać co najwyżej na konsoli, i to też nie na tym najwyższym poziomie trudności. Ale to, powiedzmy, jest trochę banał, eksperci, dziennikarze, nawet duża część kibiców faktycznie zauważa, że kolejni selekcjonerzy albo korzystali na wybitnie korzystnych losowaniach, albo wręcz przeciwnie, z bezradnością patrzyli, jak Argentyna robi z nas dżem. Przy ocenie tak specyficznej roli jak selekcjoner, należy jednak iść też krok dalej – i spojrzeć nie tylko na siłę rywali, ale też na ich rozłożenie w czasie.

Spróbujmy sobie wyobrazić, że rywale układają nam się odwrotnie. Michał Probierz debiutuje przegrywając ze Szkotami, niszczą go też Portugalczycy. Pierwsze symptomy poprawy widać po remisie z Chorwacją, po ograniu Szkocji na wyjeździe i remisie z Francją wpadamy w ekstazę. Tak, gaszą nas porażki z Austrią i Holandią, ale potem mamy praktycznie serię zwycięstw i niezłych meczów, łącznie z 5:1 przeciw Estonii. Ktoś powie – no wtedy byłoby przecież na dłoni widać, że gramy coraz lepiej, że tworzymy coraz więcej okazji, strzelamy coraz więcej goli, a tracimy mniej i mniej. Ale nie łudźmy się – chodziłoby wyłącznie o siłę rywala. Na początek dostalibyśmy w czapę z Portugalią, bo to Portugalia naszpikowana talentami od bramkarza po atak. A na koniec rozjechalibyśmy Estonię, bo to Estonia, gdzie Vassiljev dopiero kończy karierę – a ma przecież już ponad 3 tysiące pięćset lat.

Czasem widać to nawet w piłce klubowej. Żartowałem ze znajomymi, że ŁKS po tym jak na wejściu dostał bardzo ciężkie wyjazdy do Gdyni i Legnicy zaraz odżyje. I faktycznie, po serii zwycięstw mogłem się lansować jako ekspert, choć jedyne co przewidziałem, to że mecz z Pogonią Siedlce u siebie jest nieco mniejszym wyzwaniem niż wyjazd na absurdalnie bogatą i mocną Miedź. Ale w piłce klubowej, gdzie zmiennych są tysiące, a na setki z nich ma wpływ trener, dyrektor sportowy, trener motoryczny czy mentalny, terminarz i siła rywala to tylko składowe. W piłce reprezentacyjnej, gdy tak niewiele zależy od selekcjonera, łącznie z tym, ile grają jego zawodnicy w klubach? Terminarz i siła rywala to już potężna broń, która może ścinać głowy, albo wynosić na ołtarze.

Z przeznaczeniem oczywiście można podjąć walkę, a czasami nawet przeznaczenie można zmienić. Natomiast nie warto udawać, że przeznaczenie w piłce reprezentacyjnej nie istnieje.

Zaraz będzie ciemno

Czy zatem rola selekcjonera powinna się ograniczyć do odczytania kibicom listy rywali wraz z prognozowanymi według niego wynikami? Portugalia nas oklepie, drodzy kibice, ale ze Szkocją pewnie zagramy dwa równe mecze, zadecydują jakieś detale. Argentyna? Dajcie spokój, równie dobrze możecie wtedy iść na spacer z psem. Estonia? Ładujemy na miękko, nawet nie zauważycie kiedy. Otóż nie, bo tu właśnie pojawiają się rozliczne gwiazdki, aneksy i dopiski.

Weźmy pod uwagę tylko obecną Ligę Narodów. Praktycznie w każdej grupie od razu można było w ciemno typować dwa pierwsze i dwa ostatnie miejsca, niespodzianki można policzyć na palcach. Szkocja przed nami, Serbia przed Szwajcarią – ale nic więcej. Nie ma żadnego sensacyjnego spadku ekipy pokroju Francji, nie ma żadnej kapitalnej serii złapanej przez Duńczyków, większość rozstrzygnięć jest po prostu w pełni logiczna i łatwa do przewidzenia. Przed pierwszym meczem można było prognozować: zaraz będzie ciemno, a potem z uwagą i dumą obserwować jak zapada zmrok. Natomiast Liga Narodów to wciąż ekskluzywny zestaw meczów towarzyskich. Z mocnym wpływem na późniejsze eliminacje, nawet na eliminacje Mistrzostw Europy w 2028 roku, ale jednak – to “sparingi premium”, albo “sparingi plus”. Dobrze obrazuje to zresztą odpoczynek, który zafundowała sobie część spośród gwiazd – chętniej niż przy meczach eliminacyjnych gwiazdy europejskiej piłki udały się do rehabilitantów na podleczenie niektórych ciągnących się tygodniami urazów.

Kluczowe jest to, co będzie dalej. A tak się składa, że zbliżają się coraz częstsze mecze z drużynami o potencjale zbliżonym do naszego. Eliminacje Mistrzostw Świata, Liga Narodów w Dywizji B, ale przede wszystkim bardzo prawdopodobne baraże o duże turnieje, w których mamy szansę zadomowić się na dłużej, to właśnie kaliber meczu ze Szkotami, Walijczykami czy Czechami. Wiemy już o zespole Michała Probierza, a może po prostu o reprezentacji Polski, że nie ma szans z topem. Ale wiemy też już, że to nie przykład drużyny Santosa, która nie potrafiła wykonać najprostszego zadania jakim jest obicie outsiderów. Decydujące są starcia na styku. I jak to wygląda?

  • 1:1 z Czechami na finiszu eliminacji Euro 2024
  • awans po karnych przeciw Walijczykom w finale baraży
  • 1:3 z Austrią na Euro 2024
  • 3:2 ze Szkocją w Lidze Narodów
  • 1:2 ze Szkocją w Lidze Narodów

Odsiewamy sparingi przed Euro i mamy tak naprawdę pięć meczów, w których selekcjoner i jego decyzje mogły być języczkiem u wagi. Tak, ktoś może wyjąć na obronę Michała Probierza remisy z Chorwacją czy Francją, ale ktoś inny może zripostować remisem z Mołdawią, więc skupmy się na tej piątce, gdzie faktycznie graliśmy z reprezentacjami o mniej więcej podobnym potencjale, w warunkach walki o życie. Co widzimy?

Tylko u nas

Z Walią i Austrią Michał Probierz odłożył na półkę swoje przemowy o odwadze, o kreatywnym środku pola, o skupianiu się na ofensywie. Wręcz przeciwnie, Zielińskiego obudował w obu meczach Piotrowskim i Sliszem. Odważna gra? A gdzie tam, murarka jak za dawnych lat. Polotu niewiele, próby ryglowania, ogółem – w wielu segmentach zaprzeczenie wszystkiemu, co Probierz sprzedawał nam na konferencjach czy wywiadach. Ale już dwa mecze ze Szkocją? To była zupełnie radosna, pozbawiona jakichś szczególnych ram i zasad, nawalanka z rywalem. I w wygranym, i w przegranym meczu ze Szkotami mogło się skończyć 4:1, 3:3, albo 1:4. I w wygranym, i w przegranym meczu ze Szkotami było czuć, że te słowa z wywiadów o odważniejszej Polsce faktycznie mają przełożenie na rzeczywistość, że Zielińskiego nie otaczają już dwaj ludzie od destrukcji, ale Szymański i Moder czy Urbański. Wiem, że dzisiaj łatwo wsiąść na kadrowiczów, Probierza i ogółem cały świat futbolu, ale moim zdaniem te dwa mecze udowodniły, że drużyna w jakimś kierunku podąża, do jakiegoś celu zmierza. Jestem świadomy, że aż prosiło się o ripostę, że zmierza do Dywizji C, ale fakty nie kłamią – w każdym meczu ze Szkotami stworzyliśmy z dziesięć razy więcej sytuacji niż z Walijczykami. XG nawet nie ma sensu porównywać i przywoływać. Probierz przesunął wajchę w stronę ofensywnej gry i to faktycznie widać – zwłaszcza w meczach najważniejszych, z rywalami o porównywalnej klasie.

Czy mam przez to na myśli – zobaczcie, Probierz przeciwko równym nam rywalom będzie grał radosną ofensywę i czasem zdarzy mu się wygrać, a w sumie tego pragnęliśmy? Nie do końca.

Ile znaczy selekcjoner?

Przede wszystkim jestem świadomy, że samo bycie selekcjonerem to ciężki kawałek chleba. Nie masz wpływu na jakość piłkarzy, których posiadasz. W przeciwieństwie do piłki klubowej nie masz treningów, na których możesz rozwinąć piłkarzy, nie masz transferów i rotacji. Co więcej – nie masz też wpływu na to, jak ograni są twoi zawodnicy. To trochę jak gra w tysiąca, gdzie ktoś licytuje za ciebie. No zagraj 180 z jednym meldunkiem, czterdziestką. Śmiało, próbuj, kto wie, co leży na musiku!

Ale ostatecznie gdy już ktoś ci przetasował karty i poprowadził za ciebie licytację – sztychy zgarniasz samemu. Sam decydujesz, kiedy złożyć meldunek i kiedy rzucić blotką.

I to właśnie tutaj dostrzegam największe rezerwy u Michała Probierza i jego zespołu. To Michał Probierz wziął na siebie odpowiedzialność związaną z wpuszczaniem na boisko Jakuba Modera – człowieka, który w tym sezonie w kadrze ma więcej meczów (pięć) niż minut w lidze (cztery). To Michał Probierz decyduje o zmianach, o wprowadzaniu i zdejmowaniu piłkarzy z murawy (no, poza Świderskim, ale to jednak wyjątek). To właśnie selekcjoner nie dostrzega istnienia Karola Linettego, selekcjoner obawia się postawić na Kozubala, Bogusza, selekcjoner nie powołuje Casha i selekcjoner rotuje bramkarzami. Zresztą, nazwiska podałem absolutnie przykładowe, nie czuję się na siłach, by oceniać, czy lepszy kapitan Torino czy pacjent klinik w Brighton, po prostu pamiętajmy, że selekcjoner znaczy nie tak dużo, jak sądzi wielu, ale i nie tak mało, by go w pełni usprawiedliwiać. Dalej: też nie rozumiem tego ciągłego eksperymentowania, gdy wydaje się, że duża część składu powinna już po prostu grać od deski do deski razem. Też wydaje mi się, że instytucja zmiany na czas mogłaby zostać czasem wykorzystana z korzyścią dla kadry. Też boli mnie, że jeśli chodzi o defensywę nie widać nawet światełka w tunelu. Że na konferencjach Michał Probierz nie odpowiada na pytania, tylko gdzieś błądzi po obrzeżach, z pełną premedytacją, bo przecież wiemy, że to inteligentny gość.

Werdykt? Jest diabelnie ciężki z uwagi na wszystkie zarzuty wobec selekcjonera. Ja też gdzieś z tyłu głowy mam, że może jakiś Petković albo inny Renard, że może Siemieniec, a może Papszun. Że może byłoby lepiej, że może jednak ktoś pokazałby, że szczęście w losowaniu i korzystnie ułożony terminarz to nie wszystko. Ale do mojej ostatecznej oceny Michała Probierza nie znajdę lepszego argumentu niż końcowe 60 sekund ze Szkocją. To nie Michał Probierz zamiast wrzucić w pole karne, albo dać prostopadłą piłkę wybrał podanie do tyłu. Potem drugie podanie do tyłu. Trzecie podanie do tyłu, czwarte podanie do tyłu, wreszcie to nie Michał Probierz był między słupkami i bez żadnego wyższego pressingu wywalił piłę w pomidory. Ta akcja tuż przed golem Szkotów, gdy zamieniliśmy własną niezłą okazję w bezradne wybicie Skorupskiego byle dalej, to nie było dzieło Probierza. To było zaprzeczenie wszystkim zaleceniom Probierza, to było właściwie unieważnienie każdego zdania, które Probierz wypowiedział od początku kadencji. Nie było tam grama odwagi, nie było milimetra finezji, nie było krzty ognia. Był paniczny, paraliżujący strach, była pełna pielucha, było zrzucenie odpowiedzialności na najbliższego kolegę.

Czy Michał Probierz powinien zostać na stanowisku selekcjonera?

  • TAK
  • NIE
  • TAK 55%
  • NIE 45%

11+ Votes

Uważam, że to właśnie jest najpoważniejszy problem reprezentacji Polski. Nie kiepska jakość stoperów, nie liczba minut rozegranych przez wahadłowego czy środkowego pomocnika, nie Jan Bednarek, Paweł Dawidowicz czy Sebastian Szymański. Nie Michał Probierz i nie Marcin Bułka. Najpoważniejszym problemem reprezentacji Polski jest skrajny brak odwagi, skrajny lęk przed odpowiedzialnością, tym silniejszy, im wyższa stawka meczu. Gdy można bez presji się ponaparzać, jesteśmy w stanie nawet zremisować z Francją. Ale gdy temperatura robi się wysoka, reprezentanci wracają do wizerunku przygarbionego Bednarka tłumaczącego się przed dziennikarzami. To jest coś, co jest częścią wspólną rozczarowań już w końcowym okresie Adama Nawałki, ale co jest częścią rozczarowań kadencji Czesława Michniewicza, Jerzego Brzęczka, Fernando Santosa czy Michała Probierza wreszcie.

Jeśli uznamy, że w piłce reprezentacyjnej najwięcej zależy od losowania i terminarza, a największym ponadczasowym problemem kadry jest panika w kluczowych momentach… Cóż, jedyną słuszną drogą jest zamiana spotkań jak to z Walią na radosne szamotaniny jak dwukrotnie przeciw Szkotom. Albo raczej: jak przeciw Szkotom w pierwszym meczu i przez 60 minut rewanżu.

Ostatnie pół godziny to był przecież czysty strach, totalny brak odwagi, niemal skroplony ekstrakt z lęku. U piłkarzy, ale i u selekcjonera, który biernie się tym 30 minutom przyglądał. I o to mam największy żal. I temu towarzyszy moja największa wątpliwość. Uważam, że długofalowo przyniesie nam skutek tylko wyzbywanie się kompleksów, ryzykowanie i wymiany ciosów. Ale chciałbym, by selekcjoner nie tylko o tym mówił, ale też w to wierzył. Nie tylko przeciw Francji w meczu o honor, ale też w kluczowych 30 minutach najważniejszego spotkania.

Michał Probierz wierzy?

Komentarze