Zaledwie kilka miesięcy zajęło mu pokonanie drogi od underdoga do faworyta i zepchnięcia dotychczasowego pewniaka na tak głęboki margines, że stawianie pieniędzy na jego zwycięstwo jest już poniżej progu opłacalności. W środę Cezary Kulesza zostanie wybrany nowym prezesem PZPN.
- Na razie w programie Cezarego Kuleszy brakuje konkretów, ale to nie zarzut, a potwierdzenie tego, jak wyglądają takie wybory – rzadko głosuje się na konkretne reformy, częściej na ludzi, od których usłyszało się kilka dobrych słów
- Najważniejszym elementem po wyborach będzie niepowielanie błędów Zbigniewa Bońka, który zbyt mocno uwierzył w swoją nieomylność
- Wybory nowego prezesa PZPN już w środę 18 sierpnia, ale wydaje się, że są one rozstrzygnięte jeszcze przed oddaniem pierwszego głosu
W poniedziałkowym wydaniu „Przeglądu Sportowego” Łukasz Olkowicz dał przestrzeń do wypowiedzi ludziom polskiej piłki. Wśród wszystkich uwag najmocniej w oczy rzuca się ta Jarosława Mroczka, prezesa Pogoni Szczecin. – Patrzę na kampanię przed wyborami w PZPN i jest mi smutno, jak niewiele było w niej merytoryki. Nic nie słychać o konkretnych rozwiązaniach, niezależnie od kandydata. Właściwie to mówiło się tylko o tym, kto z kim, gdzie i w jakim pokoju rozmawiał, komu jaki stołek obiecał. Kandydaci nie wyszli z propozycją, że zrobimy to i to, dlatego głosujący nie mają wielkiego rozeznania. Kierują się sympatiami.
„Taki mamy klimat”, a konkretnie miejsce, w którym się znaleźliśmy. Wśród głosów oddanych na Kuleszę – nie piszemy tu o Marku Koźmińskim, bo nie on jest bohaterem tekstu – będą takie, które nie mają niczego wspólnego z wizją rozwoju polskiej piłki, a partykularnym interesem głosującego. Co nie oznacza, że Kuleszę na starcie trzeba skreślać i z góry zakładać, że zajęcie przez niego gabinetu po Zbigniewie Bońku będzie wiązać się z powieszeniem tam portretu Grzegorza Laty, jako patrona nadchodzącej prezesury.
Brak konkretów
W słowach Mroczka jest jednak sporo prawdy. Na twitterowym koncie Cezarego Kuleszy utworzonym dokładnie w dniu ogłoszenia jego startu w wyborach, zatem narzędziu mogącym stać się platformą do sprzedawania konkretów, tych brakuje. Są gratulacje dla kolejnych prezesów klubowych i związkowych z okazji ich sukcesów, dla juniorów Zagłębia Lubin za mistrzostwo Polski, podziękowania za rekomendacje potrzebne do startu w wyborach oraz filmik, na którym przyszły sternik polskiej piłki się przedstawia. Najbardziej konkretny jest link do strony z jego programem, ale z niego niewiele wynika. Założenia Kuleszy opierają się na czterech filarach – szkoleniu młodzieży i trenerów, wsparciu małych, lokalnych klubów, integracji polskiego środowiska piłki nożnej i profesjonalizacji w każdym elemencie funkcjonowania futbolu. Mamy hasła o systemowym doskonaleniu i rozszerzaniu metodologii szkoleniowej, wdrożeniu monitoringu uzdolnionych juniorów, współpracy ze szkołami w zakresie szkolenia najmłodszych, czy dofinansowaniu szkoleń dzieci i kursów dla trenerów z najmniejszych klubów. Słowem – ładnie brzmiące obietnice, które będą coś warte jedynie wtedy, jeśli stanie za nimi konkret i odpowiedź na pytanie: jak to zrobić.
Na razie tego brakuje, a odpowiedzi nie przynoszą także wywiady z Cezarym Kuleszą, które w przypadku pytań o program brzmią mniej więcej jak słowa z jego strony internetowej. W niektórych kwestiach przyszły prezes PZPN dopiero będzie szukał rozwiązań. Pytany przez Sport.pl o pomysł na zwiększanie budżetów polskich klubów do tego stopnia, by mogły z powodzeniem rywalizować w Europie mówi: – Żeby wzmocnić kadrę, trzeba zakontraktować jeszcze kilku zawodników z wyższej półki, a do tego są potrzebne pieniądze. Nie każdego na to stać. Dlatego też musimy szukać rozwiązań systemowych, chociażby w szkoleniu osób zarządzających klubami czy akademiami. To proces, który może przynieść owoce za co najmniej kilka lat.
Otoczyć się profesjonalistami
To wszystko nie miało brzmieć jak zarzut, a pokazanie, jak działa mechanizm wyborów. Mało kto głosuje na program. Bardziej na kandydata, który przekona do siebie uśmiechem, ewentualnie nie będzie „tym drugim”, u którego obietnice złożone twarzą w twarz wypadają blado. W ostatnim „Stanie Futbolu” Krzysztof Stanowski mówił, że Kulesza ma nad Koźmińskim tę przewagę, że jest lepszym naturalnym biesiadnikiem. W czasie spotkań reprezentacji miał chodzić z kieliszkiem wina od stolika do stolika, podczas gdy jego rywala obracał się w towarzystwie dwóch-trzech tych samych osób.
Kulesza ma większe szanse na zostanie dobrym prezesem, jeśli zaakceptuje swoje niedoskonałości, czyli zrobi to, z czym największy problem miał Zbigniew Boniek. Ustępujący prezes miał wszystko, by wyprowadzić polską piłkę na właściwe tory – dobry PR, przychylne spojrzenie mediów i kibiców, wiedzę, umiejętność poruszania się na salonach. Przaśny PZPN za jego czasów stał się doskonale funkcjonującą korporacją, która zbudowała potężne zaplecze finansowe. Ale przy tym Boniek był zawsze przekonany, że to on ma rację. Stąd zatrudnienie Jerzego Brzęczka i późniejszy brak chęci do jego zwolnienia. I inne sytuacje, w których naciągał linka z jego ego była naciągnięta do granic możliwości. Współpracownicy albo nie chcieli mu powiedzieć, że programy jak Akademia Młodych Orłów to palenie pieniędzmi w piecu, albo robili to nieprzekonująco. Być może sam dobrał takich, którzy tego nie widzieli i mu po prostu przytakiwali na wszystko.
Nowy prezes nie zbawi polskiej piłki w pojedynkę i jego sukces w dużej mierze jest zależny od tego, czy sam o tym wie. Dziś program Kuleszy – jak każdy program wyborczy w każdej dziedzinie życia – wygląda jak kartka z frazesami. Pytanie kto, jak i z jaką niezależnością będzie elementy tego programu wprowadzał w życie.
Komentarze