Skandal w meczu A klasy? Fairant Kraków podtrzymuje swoją wersję. Szreniawa się broni i straszy sądem

Mecz Szreniawa Koszyce - Fairant Kraków zakończył się głośnym skandalem. Zapytaliśmy obie srony o ich wersje wydarzeń, o głos poprosiliśmy również sędziego tego spotkania. Oto, co usłyszeliśmy.

Fairant Kraków
Obserwuj nas w
Dziurek - Sport/Alamy/Fairant Kraków Na zdjęciu: Fairant Kraków

Szreniawa – Fairant: skandal, czy dęta afera?

W niedzielne popołudnie media sportowe w Polsce obiegła informacja o kolejnym wybryku piłkarskich chuliganów. Szokujący był fakt że doszło do tego na boiskach A klasy, a więc siódmego poziomu rozgrywkowego w Polsce. Umówmy się, rozgrywki w pełni amatorskie, gdzie powinno grać się głównie dla zdrowia i zabawy. Mecz pomiędzy Fairantem Kraków, a gospodarzami, Szreniawą Koszyce został przerwany w doliczonym czasie gry po tym, gdy piłkarz gości miał być uderzony kamieniem. Była to już druga taka sytuacja w tym spotkaniu, pierwsza miała mieć miejsce w 80. minucie. Sędzia główny tych zawodów zabezpieczył oba kamienie i odesłał drużyny do szatni. Po kilku minutach uznał, że zawody mogą być kontynuowane, ale zawodnicy gości z obawy o swoje bezpieczeństwo odmówili wyjścia na boisko.

Oglądaj skróty meczów Betclic 1. Ligi

Oddajmy głos przedstawicielowi Fairanta, który z obawy o swoje bezpieczeństwo poprosił o anonimowość:

Muszę powiedzieć, że to nie był jakiś specjalnie ostry mecz. Oczywiście zdarzały się jakieś faule, ale to nie było coś niezwykłego. Sędzia bardzo dobrze prowadził zawody, można powiedzieć, że pod dużym rygorem. Problemy zaczęły się w drugiej połowie. Najpierw gospodarze doprowadzili do remisu. Przy stanie 1:1 sędzia podyktował dla nas rzut karny, później zmienił swoją decyzje i to właśnie wtedy poleciał pierwszy kamień w naszego zawodnika.

Czyli można powiedzieć że kibice z radości zaczęli rzucać kamieniami?

– Doszło do dwóch incydentów kiedy nasz zawodnik został ugodzony kamieniem. Najpierw w 80. minucie po odwołanym karnym, później już w doliczonym czasie gry kiedy gospodarze strzelili gola na 2:1. Po pierwszej sytuacji sędzia wezwał gospodarzy, żeby załagodzili sytuację. Na początku myślałem, że to ktoś z ławki Szreniawy Koszyce został ukarany czerwoną kartką, ale okazało się, że były to osoby, które uspokajały kibiców i udały się na trybuny.

Po drugiej sytuacji sędzia zdecydował o przerwaniu meczu?

– Tak, szczerze mówiąc my zrozumieliśmy, że mecz zostaje wstrzymany i to Małopolski Związek będzie decydował o tym, co dalej. Ja nie jestem żadnym kozakiem i muszę powiedzieć, że czułem się zagrożony. Kiedy byliśmy w szatni, dochodziły do nas głosy kibiców, że nie wyjedziemy stąd żywi, że nas zaje***. Wtedy zdecydowaliśmy się wezwać policję. 

Co zrobiła policja?

– Radiowóz przyjechał bardzo szybko. Dziwię się jednak czytając teraz w lokalnej prasie komentarz policji, która stwierdziła, że po przyjeździe na stadion prawie nikogo nie zastała. Ja posiadam zdjęcia, na których widać jak cała grupa, która do nas wykrzykiwała stoi właśnie przy radiowozie. Policja tłumaczyła nam, że kibiców nie ma już na stadionie, ale my widzieliśmy tych ludzi jak stali przy naszych samochodach. Skoro nie mieli oporów rzucać w ludzi kamieniami, to skąd mieliśmy wiedzieć że nie będą chcieli zrobić tego samego z autem?

Sędzia główny chciał jednak kontynuować zawody.

– Po jakimś czasie, kiedy kibice opuścili już obiekt, arbiter powiedział że z jego perspektywy zawody mogą być wznowione. Poprosił o naszą decyzję. Nasze stanowisko było już takie, że na boisko nie wychodzimy. 

Po meczu mieliście kontakt z kimś ze strony gospodarzy?

– Nie, nie mieliśmy żadnego kontaktu. Na naszych portalach społecznościowych mierzymy się obecnie z komentarzami drugiej strony. Widzimy że cała ta sprawa jest bagatelizowana, że tak na prawdę to nic się nie stało, druga strona sugeruje, że nasz zawodnik wymyślił to sobie, że został rzucony kamieniem, że sam podniósł przypadkowo znaleziony kamień i zaniósł go do sędziego. 

Jesteście znaną drużyną niższych lig w Małopolsce, to co się działo w niedzielę zdarza się częściej?

– Na pewno nie. Powiem że był to ewenement. Nic nie wskazywało na to, że ten mecz się tak zakończy. Zostaliśmy mile przyjęci w Koszycach, zachwalaliśmy ich boisko, bo żadko się zdarza grać na takiej płycie w A klasie. Ja wiem, że teraz pojawiają się komentarze, że niedokończenie meczu było nam na rękę, bo przegrywaliśmy, ale proszę nam uwierzyć, że jesteśmy grupą znajomych, która gra wyłącznie dla przyjemności. Czasem wygramy, czasem przegramy, nasi zawodnicy nie mają żadnych premii za zwycięstwa. Wręcz przeciwnie, każdy kto gra w naszej drużynie płaci miesięczną składkę. 

Tylko u nas

Sędzia nie ma wątplwiości: też bym nie wyszedł

O komentarz do zaistniałej sytuacji poprosiliśmy sędziego głównego Pana Łukasza Żurka:

– Nie mam jakiegoś długiego  stażu jeśli chodzi o sędziowanie, bo jest to zaledwie pięć lat. Wcześniej, jak ja to nazywam, kopałem się po czole na boiskach od A klasy do czwartej ligi, no i później poszedłem w gwizdek. Muszę powiedzieć że jako zawodnik, a później już jako sędzia nie miałem takiej sytuacji jak to co wydarzyło się w niedzielę. 

Często agresja kibiców jest wymierzona właśnie w arbitra, czy pan w którymś momencie czół się zagrożony?

– Śmiejemy się z kolegami, że na szczęście na tyle dobrze prowadziłem zawody, że żadnych pretensji w naszą stronę nie było. To naprawdę był spokojny mecz, oczywiście do pewnego momentu. Obie drużyny na boisku, służby porządkowe zachowywały się wobec siebie w porządku, nie było żadnej złej krwi.

Pan rozumie decyzje Fairanta że nie zdecydowali się dokończyć spotkania?

– Jasna sprawa, z perspektywy zawodnika też bym nie wyszedł na boisko za drugim razem. Tak jak powiedziałem wcześniej, gospodarze z Szreniawy Koszyce chcieli zrobić wszystko, żeby zachować bezpieczeństwo, ale niestety na stadionie przebywali chuligani, kibice bandyci i mimo chęci nie udało się zapewnić spokoju do końca meczu. Tych panów, którzy ze strony gospodarzy chcieli zapanować nad porządkiem na trybunach było chyba trzech lub czterech, a ta grupa kibiców była naprawdę spora. To byli głównie młodzi ludzie. 

Pan zabezpieczył oba kamienie?

– Tak, dołączyłem je do dokumentacji z meczu. Teraz związek i wydział dyscyplinarny będzie decydował co dalej.

Albo przeprosiny, albo sąd

Zupełnie inny scenariusz niedzielnych wydarzeń przedstawia kierownik Szreniawy Koszyce Sylwester Chadzak, jak zapowiada sprawa zakończy się w sądzie:

– Jestem i byłem pewny, że prawda jest po naszej stronie, ponieważ nie widziałem nic złego co miało się tutaj wydarzyć. Te wszystkie opisy w mediach są skandaliczne, bo czegoś takiego nie było. Na obiekcie posiadamy monitoring, który do tej pory nigdy nie był wykorzystywany, więc nie wiedzieliśmy jaka będzie jakość nagrań. Dzisiaj policja zabezpieczyła monitoring, przejrzała go i stwierdziła, że żadnego zagrożenia nie było. Na nagraniach widać również doskonale jak zawodnik gości sam podnosi kamień, mamy to utrwalone z kilku ujęć. Nie widać w żadnym momencie sytuacji, żeby ktoś tym kamieniem rzucił w stronę gracza gości. Ta sprawa skończy się w sądzie, jeśli Fairant nas nie przeprosi. To jest podobna sytuacja jak ta z Kevinem Komarem. Oskarżenia, medialna nagonka a później okazało się, że to wszystko nieprawda.

Sędzia główny powiedział, że na miejscu piłkarzy Fairanta również by nie wyszedł już na boisko.

– Do arbitra również mam pretensje, ponieważ powiedział, że zawodnik gości został uderzony kamykiem. Kiedy zapytałem go, czy to widział potwierdził mi że tak. Na nagraniach z monitoringu jednak widać doskonale że nie mógł widzieć tej sytuacji. 

Wasze stanowisko jest takie że żaden kamień na boisko nie poleciał?

– Według nas zawodnik Fairanta sam podniósł go z boiska. Przy drugiej sytuacji w doliczonym czasie gry byłem pewien, że żaden kamień nie poleciał, ponieważ po pierwszej sytuacji w 80. minucie sędzia zwrócił nam uwagę, że piłkarz gości przyniósł mu kamień, którym został uderzony. Od razu wysłaliśmy na trybunę trzech ludzi którzy pilnowali tam porządku. To jest mecz A klasy, więc tam mogło być maksymalnie 70 kibiców, W tym kobiety, dzieci, osoby starsze i grupa, jak ja to nazywam, wyrostków po osiemnaście lat w grupie około 15-20 osób. Osoby, które od 80. minuty pilnowały tam porządku, zapewniły mnie, że nie ma możliwości żeby jakiś kamień na boisko poleciał.

Drużyna gości informowała również o groźbach które były kierowane w ich stronę.

– Ja osobiście nie mogę wszystkiego zagwarantować. Przy mnie takich sytuacji nie było. Kibice na naszą prośbę opuścili stadion bez żadnych protestów. Chcieli oglądać mecz już spoza ogrodzenia. Wspomnę jeszcze, że trybuny od boiska ogrodzone są siatką, więc nie ma możliwości, żeby ktoś w strefę szatni czy boiska się dostał. Wezwana policja na stadionie pojawiła się bardzo szybko i stwierdziła, że żadnego zagrożenia nie ma. Pod naciskiem komendy głównej z Krakowa pojawili się u nas drugi raz i po przejrzeniu monitoringu stwierdzili, że nie ma żadnej winy po naszej stronie. Jedynie co nam zasugerowano to żeby oskarżyć drugą stronę o zniesławienie. Jeśli nas nie przeproszą, to na pewno to zrobimy, bo ta sytuacja poszła już za daleko. My jako klub bardzo poważnie podeszliśmy do pierwszego upomnienia przez sędziego, bo myśleliśmy, że ta sytuacja faktycznie miała miejsce. Teraz po ujęciu z trzech kamer jesteśmy przekonani, że tego pierwszego kamienia w ogóle nie było. Wszystko było w porządku do momentu kiedy goście prowadzili. Muszę powiedzieć, że nie wszyscy, ale kilku zawodników z Krakowa zachowywało się skandalicznie. Wulgarnie odnosili się do kibiców, do nas do działaczy. Czekamy teraz na decyzję, jak potraktuje nas Małopolski Związek.

Nie wiemy jak zakończy się ta sytuacja, czy faktycznie znajdzie finał w sądzie. Chciałoby się napisać, że kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem, ale kamieni w tej historii jest już wystarczająco. Przykre jest to, że wydarzenia, które mają być świętem, zwykłym powodem do spotkania się i zdrowej sportowej rywalizacji kończą się w taki sposób.

Komentarze