Ronaldo kupił Cruzeiro, Marcelo drugoligowy klub z Portugalii, Flamengo negocjuje tamże zakup Tondeli, za to amerykański bogacz John Textor przejął kontrolę nad legendarnym Botafogo. Pewnie to nie koniec, bo od plotek huczy, ale zmiany są rewolucyjne, świadczące o wychodzeniu brazylijskiego futbolu z 20-letniego szoku po wejściu prawa Bosmana.
- Wielcy brazylijscy piłkarze inwestują w duże kluby, które mają od kilku lat kłopoty
- Co ciekawe, duże kluby także chcą przejmować mniejsze. W akcji jest świetnie znane w Polsce w ostatnich dniach Flamengo
- Całość sprowadza się do stworzenia pomostów finansowych między Brazylią a Europą lub umocnienia istniejących w wielkim biznesie futbolowym
Ronaldo na ratunek
Kupno Cruzeiro nie byłoby możliwe gdyby klub nie popadł w totalny marazm. Trzeba wiedzieć, że wygrywali kilka razy mistrzostwo Brazylii, dwa razy Copa Libertadores, a teraz grają ogony w drugiej lidze. Coś jak Nottingham Forrest, kiedyś potęga, dzisiaj słucha się o nim jak o Zawiszy Czarnym albo Potworze z Loch Ness. Subtelna różnica polega na tym, że Forrest wyparowali z czołówki w czasach, kiedy nie znali się jeszcze rodzice Kyliana Mbappe, a Neymar ssał mleko matki. Cruzeiro za to jeszcze w 2014 wygrywało mistrzostwo Brazylii, a trzy lata potem puchar. W 2019 spadło do drugiej ligi i przez kolejne dwa sezony błąkało się w ogonie drugoligowej rywalizacji. Dawne tytuły wygrywało na kredyt, długi urosły, nie ma kto ich spłacać. Gdyby nie Ronaldo i jego grupa inwestycyjna, droga ku trzeciej lidze otworzyłaby się niczym autostrada. Długi, bałagan organizacyjny, przeszacowane wpływy, życie na kredyt. Ronaldo spadł klubowi jak z nieba.
Dokładnie to samo można pisać o Botafogo. Z tą subtelną różnicą, że właśnie zapewniło sobie powrót do pierwszej ligi, acz po kolejnym spadku w XXI wieku i ujawnieniu kolejnej dziury budżetowej w 2020, kibice tracili już nadzieję na wyjście z permanentnego kryzysu. John Textor, amerykański bogacz, właściciel Crystal Palace z angielskiej Premier League, ma wlać nową jakoś w chaos organizacyjny uskuteczniany przez Fogao przez kilka minionych dekad. Botafogo, obok Vasco da Gama uchodzi za jednego z czołowych przedstawicieli klubów żyjących dzięki dawnym mitom, klubów przez dekady zadłużających się po uszy, nie płacących podatków, składek, zalegających z wypłatami, ratami transferowymi itp, itd.
Kilka lat temu do tej grupy dołączyło Sao Paulo FC, co było tyleż zaskakujące, że jeszcze 10 lat temu klub ów dysponował ogromnym budżetem i zarządzany był w naprawdę przemyślany sposób. Niestety, cała seria trudnych do pojęcia drogich transferów i wypożyczeń “dużych nazwisk” z Europy (Luis Fabiano, Kaka, Rivaldo etc.) spowodowała nakręcenie spirali zadań finansowych, które po kilku sezonach stały się nie do dźwignięcia. W dobie pełzającego kryzysu i paraliżu decyzyjnego w kwestii wprowadzenia radykalnych zmian w sposobie zarządzania klubem przypałętała się pandemia. Zatrzymanie sprzedaży biletów, spadek wpływu z merchindisingu, kiepskie okienka transferowe i klub stoi jedną nogą nad przepaścią. Też szuka inwestora!
Marcelo właścicielem klubów
Inwestorem okazał się Marcelo. Tak, ten z Realu Madryt. Po 13 latach zarabiania w największym klubie świata, dorobił się już sporej fortuny. A że ma już swoje lata, to czas na poważne inwestycje. W tym roku Brazylijczyk kupił niewielkie kluby w Brazylii i Portugalii. Idea jest prosta, szkolenie według wzorców hiszpańskich i portugalskich, transfer do portugalskiego klubu CD Mafra (obecnie druga liga) i stamtąd dalej. Nie pierwszy wpadł na ten pomysł, bo swego czasu największa wówczas agencja reprezentująca brazylijskich piłkarzy – Traffic – zrobiła dokładnie tak samo. W stanie Sao Paulo mieli klub Desportivo Brasil, a w Portugalii Estoril Praia. Skandal z łapówkami płaconymi czołowym urzędnikom CONMEBOL i CONCACAF wymiótł tą potężną firmę z rynku.
I to właśnie idea założycieli Traffic Group ewidentnie przyświeca kolejnym inwestorom wchodzącym na brazylijski rynek piłkarski. Textor ma już w Europie Crystal Palace, Ronaldo jest głównym udziałowcem hiszpańskiego Valladolidu, do międzykontynentalnego biznesu wejść chce też… Flamengo!
- Czytaj także: Sousa porozumiał się z Flamengo
Słynny klub z Rio prowadzi zaawansowane negocjacje ws przejęcia portugalskiego CD Tondela. Wprawdzie już w sierpniu mówiło się, że do końca roku transakcja zostanie sfinalizowana, lecz do tej pory trwają analizy i negocjacje. Trudno jednak nie zauważyć dlaczego działacze Flamengo tak naciskają na portugalskich trenerów, bo kontekst przejęcia portugalskiego klubu z pierwszej ligi uświadamia potrzebę posiadania w Rio ludzi znających się na futbolu po drugiej stronie Wielkiej Wody. 21 listopada minister odpowiadający za brazylijską gospodarkę, Paulo Guedes, ogłosił, że wielkie fundusze inwestycyjne z Bliskiego Wschodu prowadzą rozmowy w sprawie kupna dwóch brazylijskich klubów. Do dziś krążą plotki, o które z klubów chodzi, ważne jednak, że i w tym wypadku inwestorzy chcą stworzyć pomost Brazylia – Europa Zachodnia.
Sprawa bowiem jest prosta jak drut: Brazylia jest największym dostawcą talentów piłkarskich na świecie, a Europa Zachodnia największym rynkiem transferowym. Najwięksi inwestorzy muszą więc szukać najprostszej drogi do połączenia tych dwóch platform. A szukać muszą tym bardziej im UEFA walczy z third party ownership będącym podstawą rynku transferowego w Brazylii, w Europie od lat zakazanym. Nie ma bowiem takiej możliwości, by wielki kapitał nie znalazł sposobu na robienie biznesu tam gdzie jest podaż (Brazylia) i popyt (Europa). Dla brazylijskiego rynku futbolowego oznacza to kolejne zmiany, bo kluby od tego roku już mogą stawać się spółkami, a nie jak do tej pory stowarzyszeniami sportowymi. Pytanie: czy umocni to ich struktury, spowoduje większy profesjonalizm w działaniu i wpłynie na poprawę jakości brazylijskiej piłki klubowej, czy będzie już tylko jeszcze łatwiejszą formułą na drenowanie z talentów tamtejszego rynku piłkarskiego?
Nim poznamy odpowiedź już możemy zapowiedzieć, że Kaka i kilka innych “dużych nazwisk” współpracuje z inwestorami chcącymi wejść na tamten rynek, przejąć kluby i budować kolejne pomosty. Szkoda, że jak zawsze w Polsce możemy tylko o tym poczytać. Bo jednak mimo braku brazylijskich klubów w Europie, Brazylijczycy są czwartą najliczniej reprezentowaną nacją w Lidze Mistrzów!
Komentarze