Czy Mariusz Piekarski kupił nas własną próbą wytłumaczenia decyzji podjętych przez Macieja Rybusa? Czy interesy z rosyjskimi klubami w obecnej sytuacji w ogóle da się wytłumaczyć, a jeśli tak – to czy na pewno trzeba w to wplątywać morderstwa w Polsce? Dzisiaj Tetrycy, czyli Leszek Milewski i Jakub Olkiewicz, analizują przede wszystkim moskiewskie farmazony, ale nie zabraknie w ich cotygodniowym dwugłosie również akcentów kadrowych, wrocławskich czy wiślackich.
- O dolewaniu benzyny do ognia
- O narracji ramię w ramię z rosyjską propagandą
- Z cyklu: wielkie powroty. 4-2-3-1
- A co tam u Paulo Sousy?
Jakub Olkiewicz: Leszek, muszę przyznać, że nie doceniliśmy Mariusza Piekarskiego, nie doceniliśmy Macieja Rybusa. Sądziliśmy, że cała szopka i dziwaczny taniec na linie uprawiany od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę to po prostu próba przeczekania nacisków na szybkie odcięcie od wszystkiego, co rosyjskie – a następnie ewakuowanie się już na lepszych warunkach finansowych, z większym komfortem, jeśli chodzi o możliwość opuszczenia Rosji bez palenia za sobą mostów. Pamiętam te nasze wypowiedzi, gdy Rybus odmówił pozdrowień dla rosyjskich kibiców “w tym trudnym dla nich czasie”, pamiętam, gdy bardzo ostrożnie zarzucaliśmy, że marcowo-kwietniowa saga z odejściem Szymańskiego to tylko spektakl, by zawodnik nie miał na zgrupowaniu reprezentacji zbyt wielkich ciężarów wizerunkowych. Wówczas sądziliśmy, że obaj panowie serduszka mają ulokowane tam, gdzie powinien mieć ulokowane serduszko człowiek wychowany w państwie tak doskonale zaznajomionym z rosyjskimi szablonami rozwiązywania problemów sąsiedzkich. Sądziliśmy, że w imię zwiększenia bądź utrzymania wpływów są w stanie wystawić się na czasowe niedogodności wizerunkowe, ale gdy już rosyjscy dziennikarze wyłączają mikrofony, obaj są z nami.
Tymczasem Mariusz Piekarski bez żenady wypala, że Rybusowie w Moskwie są bardziej bezpieczni niż w Warszawie, Rybus zupełnie bez wstydu przekonuje, że nie zastanawiał się nad ofertą Spartaka ani sekundy i tak dalej. Właściwie nie wiem, jak się do tego ustosunkować, bo nie byłem na taki scenariusz przygotowany. Przypomniało mi się, jak Mariusz Piekarski z Mateuszem Borkiem odbierali propsy od Rosjan za bycie “Lachami z mózgiem”, bo wybierają się do Moskwy na baraż Rosji z Polską. Po prostu mi… wstyd? Chyba tak, chyba to najbardziej właściwie określenie, wstydzę się, że przez tak długo łudziłem się co do Piekarskiego i co do Rybusa.
Leszek Milewski: W zasadzie to jestem ciekaw spojrzenia Macieja Rybusa na występ Mariusza Piekarskiego w Meczykach. Bo mam wrażenie, że to było klasyczne dolewanie kilku kanistrów benzyny, gdzie ktoś myślał, że przyniesie wodę. Wątpię, by pod niektórymi argumentacjami – jak haniebna narracja nawiązująca do Pawła Adamowicza – podpisał się Maciej Rybus. Ale jak sam mówisz, nie będę już zgadywał, co sądzi w danym temacie Maciej Rybus, bo przejście Polaka do najbardziej medialnego rosyjskiego klubu…
No cóż, w tym wszystkim najbardziej boli mnie to, że doskonale wiem, jak to wszystko będzie wykorzystane propagandowo. Tak Rybus i jego granie dla Spartaka, jak wypowiedzi Mariusza Piekarskiego. Osoby, które śledzą “rosyjski internet” już donoszą, że słowa Piekarskiego zataczają kolejne kręgi. O tym, jak w Polsce niebezpiecznie, jak polski reprezentant i jego rodzina obawialiby się o swoje bezpieczeństwo, gdyby teraz mieli wrócić do kraju. To wszystko wpisuje się doskonale w propagandową narrację Kremla. W budowanie oblężonej twierdzy, w demonizowanie Polski i Polaków. Bardzo, bardzo smutne, że Mariusz Piekarski dał tamtejszej propagandzie ostrą amunicję – propagandzie nastawionej niebywale przeciwko nam, systemowo, od ładnych kilku lat, co jest tematem na osobne opowiadanie. Ostatnio czytałem nawet o grach komputerowych, które mają być współfundowane przez Kreml, a które mają ukorzeniać wizerunek Polaków jako wielkiego wroga Rosjan – zagranie pod młodsze pokolenia.
Trudno mi w jakikolwiek sposób zrozumieć słowa o braku bezpieczeństwa rodziny Rybusa. Piekarski mówi, że Rybus często wyjeżdża, więc nie wiadomo co by się mogło stać. Sugeruje, że przyszliby Polacy lub Ukraińcy, bo to też wprost jest powiedziane, i zrobili krzywdę rodzinie Rybusa. Jest też fragment o tym, że jak dziecko Rybusa poszłoby do przedszkola, to miałoby problemy. Nie wiem jak to nawet skomentować. Powiedzieć, że wątpię? Skrajne niedopowiedzenia. Albo, że jak się naprawdę czegoś obawia, to są inne sposoby zabezpieczenia rodziny, niż bycie wprzęgniętym w machinę rosyjskiej propagandy?
JO: Przypomniała mi się wizyta Garriego Kasparowa w Polsce. Rosjanin ledwo uszedł z życiem, nieomal doszło do linczu, szczytem wszystkiego była ta partia szachów, gdy na jednego biednego Kasparowa rzuciła się cała banda Polaków. Do tego te dziesiątki Ukraińców, którzy mówią po rosyjsku na naszych ulicach – niejeden musiał się grubo tłumaczyć, bo czułe ucha polskich bojowników bezbłędnie potrafią odróżnić rosyjski od ukraińskiego oraz odwrotnie. Odwołanie się do Pawła Adamowicza to jest tak wyrafinowana zagrywka, jakby pisał ją wprost jeden z tych kremlowskich spindoktorów, nawijających bez żenady o tym, jak polskie siły ustawiają się już na granicy, by odbić Lwów.
Widziałem na Twitterze szybkie zestawienie nagłówków w Rosji, oczywiście wszędzie w leadzie jest o bezpieczeństwie dzieci. Smutne jest to, że Piekarski nie wyglądał na jakiegoś wyjątkowo spanikowanego, te słowa wydawały się przemyślane. Tak, Polska to piekło, gdzie nawet dzieci nie mogą się czuć bezpiecznie. Tak, Polska to miejsce, gdzie zabija się nawet polskich polityków, a co dopiero przyjezdnych Rosjan. I dla kontrastu cyk, ta piękna i bezpieczna Moskwa. Co prawda Rybus nie może powiedzieć, co myśli o wojnie, ale jest pięknie i bezpiecznie. Zgadzam się z twoją tezą – najlepiej dla zawodnika i jego środowiska byłoby nabrać wody w usta i udawać francuską firmę – głęboko w duchu oburzoną, ale na zewnątrz prowadzącą normalne interesy z Rosją i Rosjanami. Przy tym, co Piekarski naopowiadał – to już nie jest wizerunkowy pożar, ale wizerunkowa zapaść. Nie ma drogi powrotu.
Swoją drogą, Piekarski też już chyba zaczyna żałować, że zachęcił dziennikarzy do prześwietlania klubów, z którymi robi interesy. Wyszło, że nawet w Grecji upatrzył sobie rosyjskich oligarchów…
LM: Karol Bochenek, nasz były kolega redakcyjny z Weszło, też doskonale znający Rosję i Rosjan, od razu rozbroił te farmazony Piekarskiego. Zdaniem agenta Rybusa, samo brzmienie języka rosyjskiego miało narazić rodzinę Rybusa na nie tyle nieprzyjemności, co niebezpieczeństwo. Karol powiedział, że rozmawia po rosyjsku, na przykład w barze w Krakowie, i nikt nawet krzywo nie spojrzał. Jak to ujął Karol: “Tworzenie teorii na siłę, byle tylko usprawiedliwić decyzję”. Notabene, Karol zauważył też, że Rosjanie są zachwyceni wypowiedziami Piekarskiego. Śmieją się, że Zachód jest przeciw Rosji, a tu Polak mówi, że nie ma bezpieczniejszego miejsca niż Moskwa. Oczywiście ktoś może mówić, że nam to nie zaszkodzi, bo to jedna osoba – ale rosyjska propaganda jest mistrzem wyławiania pojedynczych osób, a potem budowania wokół tego szerszej narracji. Patrz swego czasu wizyta Korwina-Mikke na Krymie, wyolbrzymiana, robiąca rundy po najważniejszych mediach.
Co do wystawienia się – na pewno. Ta lista osób, z którymi współpracował, robi wrażenie. Natomiast od innej strony, ktoś zauważył, że chyba kiepsko z punktu widzenia menedżerskiego, jeśli nie potrafił wielokrotnemu reprezentantowi Polski znaleźć ciekawego klubu w innym kraju – choćby w Turcji. Bo w sumie skąd to ciągłe nawiązywanie do Polski? Czy to jedyny inny kraj, w którym mógłby grać Rybus? Rodzina Rybusa nie chciała mieszkać w Polsce, mogli gdzie indziej. Tomek Włodarczyk też spytał – dlaczego nie poczekaliście? Piekarski odpowiedział, że może w późniejszym terminie byłyby propozycje, ale rodzina Maćka chciała zostać. No cóż, układów rodzinnych państwa Rybusów nie będę analizował, ale mimo to wydaje mi się, że dało się ją przekonać. To jest dodatkowo bolesne – że nawet nie poczekano, czy nie pojawiłaby się szansa.
Swoją drogą, Tomek Włodarczyk powiedział też, że Rafał Augustyniak miał na stole ofertę na milion euro z Rubina, ale odmówił.
JO: Niektóre argumenty naprawdę rozbrajające. Rosjanie i Rosjanki – wiadomo, domatorzy. Monte Carlo im śmierdzi, na wakacje tylko Soczi. Zero podróży, zero wyjazdów, mieszkanie poza Moskwą nie wchodzi w grę, bo zaraz się zaczyna płacz za Matuszką. W Polsce niebezpiecznie i koniec, fakt, że były reprezentant Polski jest brany z pocałowaniem ręki w każdym Cośtamsporze i co drugiej Cośtamrugii z Serie B – przemilczany. Ta cała narracja wokół Spartaka jest tak zbudowana, jakby Piekarski umyślnie chciał jak najbardziej zohydzić i swojego piłkarza, i swoją agencję. A przecież warto pamiętać, że już wcześniej spotykał się z zarzutami, że porządnie sprzedać piłkarza potrafi tylko do Rosji – widywałem wielkie dyskusje na Twitterze pomiędzy lechitami i legionistami dotyczące właśnie dalszych losów piłkarzy sprzedawanych z tych klubów. Przeniesienie Rybusa z Moskwy do Moskwy to jest ugruntowanie tych stereotypów, moim zdaniem dość bolesnych dla menedżera uchodzącego za ścisły polski top.
A jest jeszcze ten gorący kartofel w rękach Michniewicza. Bo przecież w polskich realiach trener rzadko ma menedżera, bo przecież sami się śmialiśmy, że po przyjęciu posady selekcjonera ten związek z Piekarskim będzie momentami obciążeniem, każde powołanie z agencji Unidos będzie szeroko omawiane. Teraz? Najlepiej by chyba było usłyszeć od Michniewicza jasną deklarację co do Rybusa…
LM: Nie no, nie wierzę, żeby Rybus był powołany do kadry. Wypisał się z niej. Michniewicz też dał temu wyraz. Musiał, choćby przez agencję Unidos, wiedzieć co się święci w sprawie Rybusa. I na zgrupowanie, gdzie pojechali wszyscy, a na lewej stronie gramy prawonożnym zawodnikiem, nie pojechał. Natomiast sam fakt, że Michniewicza reprezentuje Piekarski… Zwróciłbym uwagę, że trwa chyba najdłuższy sezon świata, szczególnie w kontekście Michniewicza. Przecież w pewnym momencie na pewno sam Michniewicz bardzo poważnie rozważyłby ofertę z ligi rosyjskiej, był taki swego czasu wywiad, oczywiście jeszcze na dość długo przed wojną.
To jednak ciekawostka. Ja tylko mam nadzieję, że w sprawie Szymańskiego nie będzie już żadnych fikołków. Przestrzeń pod fikołki gdzieś została w tym wywiadzie, ale wydaje mi się, że to, co aktualnie dzieje się wokół Maćka, tym bardziej pchnie obóz Szymańskiego do zdecydowanych ruchów i kategorycznie przekreśli jakiekolwiek kompromisy.
JO: Oby, oby i jeszcze raz oby, nie tylko dlatego, że po prostu lubię to słowo. Leszek, ale zręcznie tutaj przeszliśmy do tzw. aktualności. Czy Sebastian Szymański jeszcze jest nam potrzebny, skoro okazało się, że wracamy do starego dobrego 4-2-3-1 z wiatrakami na skrzydłach? I co więcej, okazało się, że mamy wiatrak i na lewe, i na prawe skrzydło? Sam wiesz, że uwielbiam tonować nastroje, uwielbiam obniżać oczekiwania, ale czy sądzisz, że Nikola Zalewski ma szansę stanąć na podium plebiscytu Złotej Piłki jeszcze przed mundialem w Katarze? I czy Przemysław Frankowski jednak wyląduje nad Lionelem Messim i Kylianem Mbappe, jeśli chodzi o najlepszych piłkarzy klasyfikacji kanadyjskiej przyszłego sezonu Ligue 1?
Trochę zbytkuję, ale… jakoś się stęskniłem za taką kadrą. Oczywiście, trudno dryblingi i nieoczywiste decyzje Zalewskiego zestawiać ze słynnym turbo Grosickiego, ale jestem miłośnikiem przebywania w strefie komfortu. A mecz z Holandią mi przypomniał o tej strefie komfortu z czasów Adama Nawałki, gdy tak naprawdę wszystko zaczęło się psuć, gdy Nawałka zaczął przy swoim 4-2-3-1 majstrować. Jak myślisz, czy zostaniemy na dłużej przy tym planie meczowym, czy to testowanie podczas Ligi Narodów wyłoniło jeszcze innych wygranych/przegranych, tak personalnie, jak i w ramach pewnej strategii meczowej? Możemy chyba uznać, że na tle 4-3-1-2 z Walią czy 4-Bóg-wie-co w meczu z Belgią, to ustawienie i sposób gry z Holandią wyglądały obiecująco.
LM: Na pewno był to sposób gry bardziej zachowawczy, lepiej przystosowany do tego, co chyba możemy grać. Natomiast Kuba, ja nie przeczytałem “Futbolowej Piramidy”, ani nie zostało mi do jej końca 160 stron, także nie będę aż tak się zagłębiał w kwestie taktyczne. Powiem tylko, że jakkolwiek owszem, 4-2-3-1 spoko, tak parę dobrych drużyn grających trójką w tyłu widziałem, a i chciałbym, żebyśmy mieli plan B, na przykład taki, w którym gramy na dwóch napastników – szczególnie, że czego by o Sousie nie powiedzieć, to akurat potrafiło zadziałać. Nie obrażam się więc na próby poszukiwania, choć oczywiście, porażka w stosunku niemal takim, jak Smuda z Cetnarskim i Nowakiem przeciw Hiszpanii, nie tłumaczy niczego. Na szersze podsumowania poczekałbym jednak chętnie do zakończenia zgrupowanie.
A skoro przy Sousie. Powiedz, sprawiło ci satysfakcję, że Flamengo pokazało mu drzwi? Jest w tym szukaniu satysfakcji coś niestosownego, powinniśmy być ponad to, czy jednak można jak z Jan Rodzeniem?
JO: Na początku tylko rzuciłem okiem na to powyższe zdanie i przeczytałem zamiast “Rodzeniem”, to “Ramirezem”. Tak, historia pokazała, że ja potrafię wznieść się ponad jakieś prywatne urazy związane z nie do końca eleganckim opuszczeniem niemal tonącego okrętu, niezależnie czy chodzi tutaj o wymuszony transfer kluczowego zawodnika, czy dezercję selekcjonera. Tak zupełnie serio – możemy spokojnie się cieszyć, Siwy Bajerant dostał dokładnie to, na co zasłużył, a jeśli jakoś mu wybitnie smutno, to zawsze może otrzeć łzy pieniędzmi, które jeszcze przez jakiś czas będzie mu przelewać Flamengo.
Ale to nie jest ostatnia spośród dobrych informacji ostatnich dni. Bo poza potknięciem Sousy, było też potknięcie trenera Charlotte FC, który stracił robotę. Następca zaczął już od tego, od czego powinien rozpocząć trener zagranicznej drużyny posiadającej w składzie trzech Polaków. W MLS zadebiutował Jan Sobociński. Ale jak już tak przy sympatiach, antypatiach, nie mogę nie zapytać: jak mocno cieszysz się, że Stal Mielec dopina kolejne transfery? Dzisiaj gruchnęło, że mielczanie wykupują z ŁKS-u Macieja Wolskiego, coraz dalsza jest ta utopijna wizja, że Arkadiusz Kasperkiewicz stworzy blok trzech stoperów wraz ze swoją prawą dłonią (pół-prawy stoper) i lewą dłonią (stoper pół-lewy). Jest podjarka?
LM: Może Janek wreszcie przeczytał książkę o Radosławie Kałużnym, którą mu pożyczyłem. Jeśli tak, to lepiej późno, niż wcale. A co do Stali Mielec – wypieram się tej wizji, chcę zobaczyć Arka Kasperkiewicza samodzielnie na boisku. A tak serio, to może Stal dokonuje ruchów kadrowych później, niż zapowiadała, niemniej pamiętajmy, że ostatnio dokonywała ich w okolicach 7 kolejki Ekstraklasy.
JO: No to został nam naturalny, ostatni temat do błyskawicznego omówienia. Wydaje się, że Adam Pietrowski, Mats Hartling, ich elektryczne auta wydrukowane w drukarkach 3D zasilane zieloną energią pozyskiwaną z drożdży jednak nie staną się pośrednikami między Śląskiem Wrocław a Arabią Saudyjską. Czego bardziej żałujesz – że nie przyjedzie żaden aktor przebrany za szejka pokroju pamiętnego Vanny Ly, czy że Krzysztof Mączyński nie zagra w duecie z Luką Modriciem, bo pewnie tak wyglądałby środek pola za nowych rządów we Wrocław Soccer Club.
LM: No cóż, Wrocław Soccer Club i tak na zawsze w naszych sercach. Ale jeszcze Kuba, dopiero co odbyła się zapowiadana konferencja Wisły Kraków. Padło, między innymi, określenie “perspektywa marsjańska”, 1145 razy “ciężka praca”, a także że Wisła ma być bardziej polska. To trzecie zapewne wynika tyleż z kierunku, co z racji faktu, że do pierwszej ligi trudniej obcokrajowców ściągnąć. Ale w czym też pobrzmiewają tony byłych selekcjonerów mówiących, że jak Polak był trenerem, to sięgaliśmy po medale mistrzostw świata. Stół na konferencji był długi, ale chyba jednak, sądząc po opiniach, na zadowolonych liczbą konkretów usłyszanych na szumnie zapowiadanej konferencji kibiców Wisły wystarczyłby znacznie krótszy.
JO: Konferencję Wisły Kraków powinniśmy szeroko omówić w jutrzejszym poranku, próbując przez godzinę powiedzieć tyle, by ktoś próbujący streścić konkrety miał problemy ze złożeniem jakiegokolwiek zdania. Na ten moment zdaje się, że w Wiśle zawiodły więzadła Jakuba Błaszczykowskiego, no i oczywiście wspomniany balans obcokrajowców i Polaków. O tyle ciekawe, że mistrzem została drużyna posiadająca piłkarzy zagranicznych, ale to pewnie błąd systemu. Albo błędem systemu, i to takim jak stąd do kosmosu, było organizowanie konferencji, na której wprost przyznaje się: było źle, jest źle, nie wiemy, czemu jest źle i co zrobić, by nie było źle. Gdyby polski futbol potrzebował takich konferencji, wynająłby do tego nas.
Jakub Olkiewicz i Leszek Milewski
Brawo