EuroDziennik #6. Punkt zwrotny przed Euro 2020, optyka szybko się zmieni

Stadion Lechii Gdańsk
Obserwuj nas w
Na zdjęciu: Stadion Lechii Gdańsk

W ostatnich dniach przeczytałem więcej zdań typu “nie czuję atmosfery mistrzostw” niż książek (a staram się zawyżać średnią krajową), ale ani się obejrzycie, a znów w niej utoniecie. Wnioskuję po tym, jak kibice w Trójmieście rzucili się na reprezentację, gdy tylko znalazła się w zasięgu wzroku.

EuroDziennik to codzienny cykl tekstów z miejsca zdarzeń podczas mistrzostw Europy i przygotowań do nich. Zdjęcia, boki, podróże, stadiony. Nie zawsze o piłce, ale z piłką w tle. Codziennie przed południem.

Nawet gdy kadra przed wielkimi turniejami wyjeżdżała na zagraniczne zgrupowania, było wokół niej więcej zamieszania niż w Opalenicy. Ale wystarczyło, że zmieniła swój meldunek na Trójmiasto, a szaleństwo się zaczęło. Serwery internetowej strony gdańskiego stadionu nie wytrzymały obciążenia i przez pewien czas nie wpuszczały nikogo, kto chciał zamówić darmową wejściówkę na trening zespołu Paulo Sousy. Gdyby nie to, 5 tys. biletów rozeszłoby się jeszcze szybciej.

Na razie w mediach jest względny spokój, ale bardzo łatwo wyobrazić sobie, że tuż przed meczem ze Słowacją za piłkę wezmą się dziennikarze polityczni, a prowadzący programy śniadaniowe będą kopać ją ze swoimi gośćmi. Mówienie, że organizacja turnieju w 11 krajach (swoją drogą fatalna decyzja, nigdy więcej!) sprawia, że nie czujecie atmosfery mistrzostw, jest zakłamywaniem rzeczywistości. Jaki wpływ na odczuwanie frajdy z turnieju dla mieszkańca Kielc ma to, że jego drużyna zagra swoje mecze w Petersburgu i Sewilli, a ktoś inny w Baku i Rzymie, skoro i tak obejrzy mistrzostwa we własnym domu? Nie sądzę, że nastrój dziś byłby bardziej piłkarski, gdyby jedni grali w Monachium, a inni w Bremie. Na wszystko – w tym poczucie klimatu – po prostu przyjdzie czas. Tak jak właśnie przyszedł na kibiców w Gdańsku.

Czytaj także poprzednie odcinki EuroDziennika:

***

Ja już wiem, że Euro 2020 – cokolwiek się na nim wydarzy – zapamiętam przez pryzmat robienia testów na koronawirusa. Jesteśmy – mam na myśli dziennikarzy – zmuszani do nich aż do przesady. W ciągu pierwszych sześciu dni mojego wyjazdu, wymazywałem się już pięć razy, a pisząc ten tekst uświadomiłem sobie, że nie wjadę do Rosji bez aktualnego testu PCR (kolejne 420 zł, nieprawdopodobny jest to biznes, poprzedni test robiony i zapłacony we wtorek oczywiście już się przeterminował). Pospiesznie umówiłem w Gdańsku na godz. 18:30, więc zamiast nagrywać materiał wideo – jak wcześniej planowałem – pojadę do kliniki, by podłubano mi w nosie i gardle.

***

A tak w ogóle to piłkarze są odizolowani od świata, jak się tylko da. Bywały czasy, że wywiady robiło się w hotelowym lobby, teraz nie można się nawet zbliżyć do wejścia. UEFA w wewnętrznych obostrzeniach zażyczyła sobie, by wszystkie reprezentacje miały swoje bazy w zamkniętych hotelach bez żadnych dodatkowych gości, więc koszty takiej rezerwacji dodatkowo wzrosły. Poza tym PZPN to dość trudny klient. Siłownia w hotelu Mariott w Sopocie nie spełniała wymogów profesjonalnego zespołu sportowego, więc w ogrodzie postawiono namiot, gdzie związek zorganizował własną. Właściciele obiektu musieli za to zadbać o płot, który uniemożliwiałby wejście do kadrowiczów prosto z sopockiej plaży.

Komentarze