Uczeń solidny, sumienny, zawsze mówił na klatce “dzień dobry”. Ale czy ten uczeń kiedykolwiek został królem melanżu, czy ten uczeń kiedykolwiek wygrał jakąś olimpiadę, czy to sportową, czy przedmiotową? Czy może zawsze był “tylko” obecny, tylko solidny, tylko poprawny, bez afer i skandali? Reprezentacja Szwajcarii jeździ na wszystkie turnieje. Odpada ze wszystkich turniejów tuż po wyjściu z grupy. Regularność, która może imponować słabym, ale i regularność, która może powoli wkurzać samych Szwajcarów, liczących na coś więcej.
Szwajcaria okiem Milewskiego i Olkiewicza
Nazwa kapeli: Szwajcaria
Prawdopodobnie jedynym sensem istnienia Szwajcarii na wielkich turniejach ostatnich lat jest wzbudzanie kompleksów u państw o zbliżonym piłkarskim potencjale. Na Szwajcarów wskazują palcem a to Serbowie, a to Polacy, a to Węgrzy czy Austriacy. Jeżdżą na wszystkie duże turnieje, co już budzi zazdrość. Praktycznie na każdym z nich wychodzą z grupy, często nieźle prezentując się na początku turnieju. To już wystarczy, by tam, gdzie akurat poniesiono porażki na etapie eliminacji czy fazy grupowej dopytywać: czemu Szwajcarzy mogą, a my nie?
Ale jest i druga strona medalu. Szwajcaria ani razu nie wychyliła się ponad tę rzetelną solidność, a co więcej – dziś nawet na papierze wydaje się gubić argumenty, by marzyć o czymś większym. Przy starzejących się liderach, niektórych zresztą odfajkowujących już emeryturę w MLS, przy dość wolnym rozwoju młodych gwiazd – Szwajcaria coraz rzadziej będzie chyba podawana jako wzorzec dla całej piłkarskiej “Europy średniej prędkości”. Chyba że w czerwcu wreszcie odpali.
Dyrygent: Murat Yakin
Za moment minie pierwsze ćwierćwiecze XXI wieku, a na liczniku przerobionych selekcjonerów w reprezentacji Szwajcarii dopiero cztery nazwiska. Kobi Kuhn prowadził kadrę przez siedem lat w okresie od 2001 do 2008 roku, kolejną sześcioletnią kadencję zaliczył Ottmar Hitzfeld. Zastąpił go Bruno Petković, który wytrwał na stanowisku od 2014 do 2021 roku. Od tamtej pory lejce przejął Murat Yakin i nic nie zapowiada, żeby w Szwajcarii karuzela trenerska miała jakoś wybitnie przyspieszyć.
Yakin to trochę uosobienie szwajcarskiej piłki – rozpoczynając już na etapie pochodzenia, ale i wyboru tej pierwszej ojczyzny. Yakin pochodzi z tureckiej rodziny, ale urodził się jak wielu innych szwajcarskich piłkarzy już na terenie Szwajcarii, konkretnie w Bazylei. Jego losy są nierozerwanie związane właśnie z Basel, gdzie świętował największe sukcesy zarówno jako piłkarz, jak i jako początkujący trener. Łącznie zdobył dla rodzinnego miasta pięć tytułów, z czego dwa już jako szkoleniowiec. Od początku reprezentował wyłącznie Szwajcarię, podobnie jak jego brat, Hakan. Hakan był nawet strzelcem gola w dość specyficznym starciu z Turcją na Euro 2008 – Yakinowi dogrywał Eren Derdiyok, Szwajcar kurdyjskiego pochodzenia, który legitymował się również tureckim paszportem. Gdzieś za ich plecami biegał Inler, który na Szwajcarię zdecydował się w 2006 roku, tuż po swoim jedynym występie w barwach tureckiej młodzieżówki. Yakin wyrósł w tym klimacie, Yakin wraz z bratem wiedzieli doskonale, w jaki sposób szwajcarska kadra korzysta na tej różnorodności, którą gwarantowały dzieciaki imigrantów.
- Sprawdź także: terminarz Euro 2024
Ale to jedna strona medalu, możemy u Yakina dostrzegać to głębokie zakorzenienie w szwajcarskiej piłce, w jej kulturze i specyfice. Druga strona medalu, że Yakin – podobnie jak cała Szwajcaria – jest uosobieniem solidności. Dla niektórych: aż solidności, bo przecież kilkanaście lat gry na wysokim poziomie i całkiem udane przygody trenerskie w Basel czy Grasshoppers to przyzwoity dorobek. Już jako selekcjoner awansował ze Szwajcarią na Mistrzostwa Świata w 2022 roku, wyprzedając w grupie Włochy i kończąc eliminacje bez ani jednej porażki. Więcej, na turnieju po kapitalnym meczu z Serbami awansował do 1/8 finału, w pełni realizując cel zespołu na misję w Katarze. Eliminacje Euro 2024? Tylko jedna porażka z Rumunią, awans z drugiego miejsca. Tu jednak pojawia się pytanie – a może to jednak tylko solidność? W Katarze po wyściubienia nosa z grupy Portugalia przejechała się po Szwajcarach 6:1. W eliminacjach Euro faktycznie porażek było mało, ale Szwajcarzy w prostej grupie z Rumunią, Izraelem, Białorusią, Kosowem i Andorą aż pięciokrotnie remisowali.
Yakin ma solidne CV, solidne wyniki, solidny bilans wyjazdów na duże imprezy. I niewiele – a może nawet wprost, nic ponad to. W listopadzie krytyka wobec selekcjonera była na tyle duża, że głos musiała zabierać federacja, zapewniając o pełnym wsparciu, przynajmniej do turnieju Mistrzostw Europy. Wątpliwości? Czy można oczekiwać czegoś więcej, gdy i kadra ma status co najwyżej solidnej?
Solista: Granit Xhaka
W tym sezonie wybitnie łatwo jest opisywać losy tej grupy piłkarzy. Cała ekipa, łącznie z rezerwowymi, jest trochę jak filmowy Krzysztof Jarzyna ze Szczecina. Argumenty, opinie, jakieś szczegółowe wyliczenia – to wszystko jest totalnie zbędne, gdy pojawia się wizytówka. Dzień dobry, ja gram w Bayerze Leverkusen, biegam pod Xabim Alonso.
I nic więcej nie trzeba dodawać, wszystko jest jasne.
Granit Xhaka ma właśnie ten wielki zaszczyt, ma ten fantastyczny wpis w CV – występował w Bayerze Leverkusen pod rządami Xabiego Alonso w sezonie 2023/24. To w sumie dobry pomysł na tytuł biografii, coś w stylu “Byłem jednym z Orłów Górskiego”. Xhaka, choć już 31-letni, stanowił w tym sezonie jedno z najważniejszych ogniw prawdopodobnie największej rewelacji sezonu, nie tyle w Niemczech, czy w Europie, ale na całym świecie. Neverkusen, jak złośliwie przezywano Bayer, zamieniło się w Neverloosen, zespół, który nawet gdy przegrywa do ostatnich minut dwiema bramkami, zawsze wynajdzie sposób, by przynajmniej zremisować. Z perspektywy reprezentacji Szwajcarii Xhaka w takiej ekipie to właściwie skarb. Bo o ile Holendrzy mogą się obawiać, na ile Frimpong przeniesie formę klubową na kadrę, czy będzie w stanie funkcjonować w systemie nieco innym, niż ten proponowany przez Alonso, o tyle Szwacjarzy mogą być spokojni. Xhaka w Bayerze stanowił płuca zespołu, rozegrał blisko 4000 minut, wziął udział w blisko 50 meczach. Ofensywę zostawił wahadłom, strzelił ledwie trzy gole, zaliczył jakieś marne dwie asysty.
Ale bez jego gry i pracowitości, trudno sobie ten obecny Bayer wyobrażać. Takiego Xhakę w Szwajcarii będą chcieli oglądać kibice, takiego pewnie widziałby Yakin. Zresztą, tu akurat mamy do czynienia z wybitną powtarzalnością – od początku 2022 roku, Xhaka zagrał we wszystkich meczach reprezentacji, raz zszedł na pół godziny przed końcem, ostatnio w przerwie meczu towarzyskiego. Poza tym – 90 minut niezależnie od formy, okoliczności, rywala. Filar, na którym Szwajcaria musi się oprzeć – nawet nie z uwagi na jego wybitną formę i pełen sukcesów sezon, ale z uwagi na fakt, że… innych filarów za bardzo nie widać.
Może fałszować: Xherdan Shaqiri
Miejmy to za sobą: ależ nam wtedy zasadził. Okej, teraz po uznaniu klasy niskiego Szwajcara możemy z czystym sumieniem przejść do omawiania jego obecnej sytuacji, która odbiega od idealnej. Shaqiri to oczywiście wciąż bardzo groźny zawodnik, do tego wcale nie taki stary – 32-latek spokojnie powinien sobie poradzić z trudami turnieju. Problem polega jednak na jego sytuacji klubowej – były zawodnik Liverpoolu czy Bayernu dwa lata temu wyfrunął do MLS, a konkretnie do Chicago Fire.
W obecnym sezonie jego zespół zajmuje przedostatnie miejsce w Konferencji Wschodniej z zaledwie 10 punktami w 14 rozegranych spotkaniach. Sam Shaqiri rozegrał tylko dwa pełne mecze – coraz częściej schodzi z boiska, bywa też wprowadzany z ławki, dwa spotkania w ogóle opuścił, klub akurat ugrał dwa remisy. Gole? Bieda, ledwo dwa. Asysty? Jedna, w jego najlepszym jak dotąd meczu z Houston. Poza tym kapitan rozczarowuje jak cały zespół, bo przecież i sezon wcześniej Chicago skończyło na trzecim miejscu od końca, daleko poza strefą play-off. Shaqiri dał wtedy 5 goli i 4 asysty. Teraz jeszcze obniżył loty. Niby Szwajcaria już się na nim nie opiera, niby oczekiwania zostały urealnione w stosunku do tych sprzed lat, ale z Irlandią w marcu strzelił jedynego gola.
Na Euro jednak – nie zdziwiłaby nas rola dżokera. I to takiego, który niekoniecznie musi zgarnąć sztycha.
Scena debiutów: Zeki Amdouni
6 goli w eliminacjach Mistrzostw Europy, w tym arcyważny dublet przeciw Rumunom. A trzeba przecież pamiętać, że Amdouni przed rozpoczęciem tej kampanii eliminacyjnej miał w barwach Szwajcarii rozegrane oszałamiające 11 minut. Tak naprawdę to dopiero pierwsze szlify 23-latka w reprezentacji, wciąż jeszcze łapanie doświadczenia, wciąż nauka, a już wydaje się, że Amdouni będzie dla Szwajcarów tym, kim nigdy nie był Haris Seferović. Zresztą, Seferović grał w kadrze 11 lat, zdobył 25 bramek, Amdouni jeszcze dobrze nie wywalczył miejsca w pierwszym składzie, a już ma sześć – i to łapiąc jeszcze po drodze dwa gole na młodzieżowym Euro, gdzie Szwajcaria U-21 odpadła dopiero w ćwierćfinale, w którym – a jakże – Amdouni ukąsił Hiszpanów.
Nic dziwnego, że Bazylea zarobiła na nim prawie 20 baniek w europejskiej walucie, nic dziwnego, że Amdouni dostał sporo minut od samego swojego wejścia do Burnley. Pięć goli w Premier League to nie jest może jeszcze poziom Erlinga Haalanda, ale przy uwzględnieniu siły klubu – wstydu nie ma. Zeki ostatnio zresztą strzelił na wagę punktu z samym Manchesterem United.
Aha, Zeki naturalnie zaliczył też jeden występ w młodzieżowej reprezentacji Turcji, zanim ostatecznie zdecydował się na kadrę państwa, w którym przyszedł na świat. Rzecz się dzieje w Szwajcarii, nie zapominajmy o tym nawet na moment. Przynajmniej nie będzie niezręcznej ciszy na zgrupowaniach – zawsze może pogadać z trenerem, jak to Szwajcar tureckiego pochodzenia ze Szwajcarem tureckiego pochodzenia.
Gdyby byli utworem: Sanah – No sory
Może i to było fajne. Może nawet i się wielu osobom podobało. Ale po pierwsze – jest już dość stare, po drugie – nigdy nie wykroczyło poza rzetelną solidność, poza brak błędów. Mogło budzić sympatię, ale niekoniecznie zachwyt, mogło wywoływać delikatny uśmiech, ale nie perlisty śmiech. A może po prostu było trochę zbyt cukierkowe i uładzone? Nie wiadomo, czy to pierwsze ultra-popularne utwory Sanah, czy jednak losy szwajcarskiej reprezentacji. Zwłaszcza, że jedna powtarzana fraza może być dla Szwajcarów wyjątkowo prawdziwa.
Mówią, że ja nigdy, nigdy nic nie będę znaczyć. Lata mijają, szwajcarskie talenty się starzeją, a największym nowożytnym sukcesem pozostaje ćwierćfinał Euro 2020. I i tak to osiągnięcie przebija 1/4 finału mundialu w 1954 roku, mundialu rozgrywanego… w Szwajcarii właśnie.
Miejsce na liście przebojów: znów 1/8 finału?
Na dziewięć ostatnich turniejów rangi mistrzowskiej Szwajcaria awansowała na siedem, w ósmym przypadku była gospodarzem. Dokonania? Raz ćwierćfinał, dwa razy odpadnięcie w fazie grupowej i aż pięć wylotów z turnieju na etapie 1/8 finału. O klątwie raczej nie ma mowy, prędzej o – cóż, to lejtmotyw tej kadry – rzetelności, solidności, realnej wycenie potencjału. Szwajcarzy dokonują rzeczy wielkiej – jeżdżą na praktycznie wszystkie duże turnieje i rzadko rozczarowują swoich kibiców już na etapie fazy grupowej, gdy przecież niejednokrotnie wykładały się potęgi. Sęk w tym, że tak jak w samej kadrze wydaje się nieco brakować szaleństwa, tak i w jej wynikach – solidność to jednocześnie minimum oraz maksimum możliwości.
Nikogo chyba nie zdziwi identyczny scenariusz – pewne wyjście z grupy, zresztą dość łatwej, ze Szkotami i Węgrami, a potem powrót do domu po napotkaniu na swej drodze kogoś z europejskiego topu. Ćwierćfinał chyba byłby dla Szwajcarów sukcesem. I oczywiście odwrotnie – odpadnięcie już w grupie postrzegane byłoby jako klęska.
3 lata temu elimincacja francji i porażka w karnych z hiszpanią to jednak jest trochę “szaleństwa” i coś ponad solidność