Podobnie jak omawiani w naszym skarbie wczoraj Włosi – Hiszpanie są właśnie w samym środku wymiany pokoleniowej. W przeciwieństwie do innych państw (wcale nie patrzymy tu tylko na własne podwórko) nie oznacza to panicznego szukania kogokolwiek, kto prosto kopnie piłkę. Ale nie znaczy to wcale, że misja jest łatwa.
Nazwa kapeli: Hiszpania
Tylko dziesięciu piłkarzy, którzy pojechali z reprezentacją Hiszpanii na Mistrzostwa Świata w Katarze, znalazło się w drużynie, która Luis de la Fuente wybrał na Euro 2024. Nie mówimy tutaj o zmianie połowy kadry. Mówimy o tym, że o wymianie blisko 2/3 zawodników z 26-osobowej kadry na wielki turniej. Owszem, można mówić, że przecież kraj o takim potencjale piłkarskim ma wielką grupę naborową, więc siłą rzeczy przy tak dużej rywalizacji musi dochodzić do rotacji. Bierzesz tych, co są w formie.
Ale to przeobrażenie La Roja ma podłoże wielopoziomowe. Po pierwsze – dwa lata temu oglądaliśmy ostatni taniec tych ostatnich elementów wielkiej drużyny, która błyszczała przed dekadą na arenie międzynarodowej. Nie ma już Busquetsa, nie ma też Alby. Po mundialu odpadł też Koke. Gdy rzucamy okiem na przedmeczowe fotki Hiszpanów z lat 2014-16, to czujemy nostalgię, ale i ból w plecach, bo jeśli jarałeś się tamtą Hiszpanią, to znaczy, że najpewniej przekroczyłeś przynajmniej trzydziestkę. Z tamtego zespołu nie ma już nikogo.
Tetrycy o Hiszpanii – Euro 2024
Drugi aspekt przemian w Hiszpanii tyczy się tego, że de la Fuente wciąż szuka zaplecza dla wyjściowej jedenastki i nie ma kłopotu bogactwa. Gdy Hiszpania ogłosiła powołania, to trudno było się doszukać wielu głosów, które krzyczałyby z wściekłością, że selekcjoner zapomniał o tym, czy tamtym piłkarzu. Wziął po prostu najlepszych, a że nie ma ich aż tak wielu, to trudno mówić o jakichś wielkich nieobecny. Pedro Porro? Fakt, on pewnie zasłużył na wyjazd na Euro, ale to wciąż jedynie Pedro Porro. Lucas Vazquez, Gerrard Moreno… No tak, przydaliby się, ale czy to nazwiska, o które można rozrywać szaty? Raczej nie.
Popularna teza głosi, że Hiszpania ma konkurencyjną wyjściową jedenastkę i przyzwoite zaplecze dla pierwszej drużyny, ale w tym zapleczu nie ma kozaków, którzy byliby w stanie zmienić obraz meczu. To nie przypadek Francji, która wystawia swój trzeci skład i wciąż mówimy “tak, oni mogliby powalczyć o złoto”.
Zresztą wymowne jest na tej liście powołanych nazwisko Ayoze Pereza. 30-latek, miał swoje momenty w Premier League, nigdy nie zagrał w kadrze. Nagle de la Fuente powołuje go na turniej po tym, jak miał dobry finisz sezonu w Betisie. W Hiszpanii konsternacja, selekcjoner broni powołania, że przecież każdy moment jest dobry, wiek nie ma znaczenia i tak dalej. Jeśli w 2024 roku musisz ratować się Ayoze Perezem, to znaczy, że – mówiąc najbardziej eufemistycznie, jak się tylko da – Hiszpania nie wysyła na Euro 2024 najlepszego zespołu w XXI wieku.
Dyrygent: Luis de la Fuente
Przez blisko dekadę pracował z hiszpańskimi młodzieżówkami. Poprowadził zespołu U18, U19 i U21 w blisko stu meczach. I gdy federacja pogoniła już po fatalnym mundialu Luisa Enrique, de la Fuente wydawał się całkiem sensownym wyborem. Lubiany, ceniony za pracę z młodzieżą. Miał dopuścić do kadry świeżej krwi, a dodatkowo odejść do idealistycznej wizji Enrique, który był zbyt mocno przywiązany do jednego planu na mecz.
62-latek w istocie zaczął układać ten zespół po swojemu, odświeżył kadrę, ale po pierwszym zgrupowaniu (porażka ze Szkocją, zwycięstwo w kiepskim stylu z Norwegią) huczało w hiszpańskich mediach od doniesień, że federacja… chce szybko wymiksować się z błędnej decyzji i rozwiązać umowę tuż po lub tuż przed turniejem finałowym Ligi Narodów. Piłkarze go jednak wspierali, Luis Rubiales przytulał go na otwartych treningach. Ale w mediach wałkowano ciągle, że jeśli Hiszpanie przegrają półfinał Ligi Narodów…
Nie przegrali. Ograli Włochów, w finale po rzutach karnych odprawili Chorwatów i sięgnęli po pierwsze trofeum od lat. Niby reprezentacyjny odpowiednik Pucharu Ekstraklasy, ale zawsze coś.
De la Fuente kupił sobie czas udanymi eliminacjami, bo po porażce ze Szkocją nie było już wpadek. Pewny awans, fiesta goli w starciach z Cyprem czy Gruzją (6:0 i 7:1), kolejne debiuty młodzieży. Owszem, gdzieś tam po drodze była afera ze słowami o tym, że selekcjoner jest fanem corridy. Że niewłaściwie zareagował na problemy Gaviego i nie uchronił go przed zerwaniem więzadeł podczas meczu kadry. I że za głośno bił brawo podczas słynnego przemówienia Rubielesa po aferze z zachowaniem szefa federacji wobec piłkarek.
Ale dziś de la Fuente sprawia wrażenie trenera, który nie dolewa oliwy do ognia. W Hiszpanii są duże oczekiwania, ale każdy zdaje sobie sprawę z tego, że to nie jest złote pokolenie hiszpańskiej piłki. I że przyszedł taki moment, gdzie trzeba dokonać kilku cięć, które będą jak najmniej bolesne dla teraźniejszości. 62-latek radzi sobie z tym przyzwoicie, ale prawdziwym testem bólu będzie Euro. Umowę ma tylko do końca turnieju.
Solista: Rodri
Jeśli Pep Guardiola mówi, że ktoś jest najlepszym pomocnikiem świata, to wybaczcie, ale trudno nam z tym polemizować. A właśnie takim komplementem okrasił Rodriego szkoleniowiec Manchesteru City. Przypomnijmy, że ten gość codziennie pracuje też z Kevinem de Bruyne, prowadził Iniestę i Xaviego, pracował z absolutnie topowymi rozgrywającymi świata, więc chyba coś się zna.
Rodri nie wygrał tytułu MVP Premier League przed rokiem, ale wtedy szalał Erling Haaland. Nie wygrał też i teraz, gdy Citizens obronili tytuł. A w sumie – mógłby. Ostatecznie nagroda trafiła w ręce Phila Fodena, spekulowano o Cole’u Palmerze, ale Rodri też miał swoich zwolenników.
Oglądaliście “Whiplash”? Jest tam scena, gdzie surowy nauczyciel przez kilka minut próbuje wymusić na młodymi perkusiście zagranie w tempie, jakiego belfer oczekuje. Irytuje się, bluzga, wreszcie rzuca bębnami i talerzami. Rodri nie musi nic z tego robić. Jego zespoły grają w tempie, jakie hiszpański pomocnik zaordynuje. Ma być szybko? Jest szybko. Ma być moment wyciszenia? Proszę bardzo. Metronom środka pola.
Pewnie w samej kadrze La Roja znajdziemy lepszych dryblerów, skuteczniejszych strzelców czy gości, którzy znają więcej sztuczek. Ale takiego rozumienia gry, dokładnego podania i czucia boiska nie ma chyba nikt w tym zespole.
Scena debiutów: Lamine Yamal
Katalońskie media określiły go mianem “geniusza w powijakach”. Najmłodszy zwycięzca plebiscytu NXGN dla najbardziej ekscytujących nastolatków świata futbolu. “Definicja La Masii”, do której trafił jako pięciolatek. Początkowo ustawiany jako napastnik, później znaleziono mu miejsce na skrzydle. Gdy w sezonie covidowym młodziaki z Barcelony grali mało spotkań, to władze akademii uznały, że nie ma co go dłużej kisić w tej samej drużynie przez kolejny krok. Awansem przerzucili go do jeszcze starszej kategorii wiekowej, bo aż tak skrajnie wyróżniał się talentem. Na treningach pierwszej drużyny Barcy pojawił się jako piętnastolatek. Choć w klubie każdy powtarzał, że z Yamalem nie można się zbytnio spieszyć, to umiejętności tego chłopca po prostu rozsadzały każdą kolejną drużynę, do której trafiał.
“Sport” pisał po letnim okresie przygotowawczym przed sezonem 2023/24, że “od czasu występu Messiego w starciu z Juventusem nie widziano takiego debiutanta, jak Yamal”. Wkrótce Luis de la Fuente porównywał go do Messiego i Maradony. Rafa Marquez wskazywał podobieństwa między Yamalem i Ronaldinho. W Barcelonie już wtedy wiedzieli – choćby cała katalońska swita próbowała trzymać Yamala pod kloszem, to tzw. hype-train już nie wyhamuje.
Jest po swoim pierwszym sezonie w La Liga. Uzbierał łącznie 50 spotkań, strzelił siedem goli i dorzucił do tego dziesięć asyst. Przypominamy: mówimy o szesnastolatku, który dopiero wita się z seniorską piłką. Dość powiedzieć, że Yamal nie ma żadnego występu w kadrze Hiszpanii U20 i U21. W reprezentacji do lat 19 zdążył zagrać dosłownie raz. A we wrześniu zeszłego roku stał się piłkarzem seniorskiej kadry, dla której już rozpoczął strzelanie.
Cały szkopuł Barcelony i hiszpańskiej federacji tkwi w tym, by Lamala nie zajechać. Historie Pedriego czy Gaviego uczą, że młode organizmy mają swoje ograniczenia. W tych wszystkich zachwytach o “piłkarzu, którego doknął sam Bóg” (de la Fuente) czy “najważniejszych graczu następnej dekady” (Mascherano) nie można zapomnieć o tym, że mówimy o dzieciaku, który w 2030 roku będzie wciąż relatywnie młodym 23-latkiem.
Może fałszować: napastnik
Tu miało być nawiązanie do tego, że Hiszpania na mundialu w RPA grała bez napastnika i zdobyła mistrzostwo. Ale jest to tak oklepany zwrot, że już trochę trąci myszką. Swoją drogą – zwrot “trąci myszką” sam też już trąci myszką. Ale co do meritum – nie jest to teza odkrywcza, że Hiszpania ma problem z produkcją elitarnych napastników. W każdej generacji ma pomocnika lub nawet kilku pomocników, którzy trzęsą piłkarskim światem. Przez ostatnie 10-15 lat mieli zawsze choćby jednego obrońcę z absolutnie topowej półki.
Ale napastnicy? No nie, tutaj są poważne deficyty.
Spore nadzieje można było pokładać w Alvaro Moracie, który pięknie wszedł w ten mijający sezon. Mówiło się, że wreszcie coś mu przeskoczyło, strzelał gole seriami, brał Atletico na plecy i niósł ku zwycięstwom. Ale skuteczność się skończyła – od lutego strzelił łącznie dwa gole.
Alternatywą dla Moraty, a pewnie i nawet pierwszym wyborem na Euro, jest Joselu. Kapitalna historia za nim stoi, ma naprawdę bardzo udany sezon względem pokładanych w nim oczekiwań, olśniewającego występu w półfinale Ligi Mistrzow przeciwko Bayernowi nikt mu nie zabierze, strzelił siedemnaście goli. Ale wciąż mówimy tylko o zawodniku z pogranicza wyjściowego składu i ławki Realu. W kadrze ugrał dziesięć meczów.
De la Fuente może kombinować z alternatywami, wystawiać na szpicy któregoś ze skrzydłowych, ale patrząc na eliminacje – raczej będzie grał z typową dziewiątką. Morata i Joselu. Joselu i Morata. Jakkolwiek byśmy to zestawili z napadem Francji czy Anglii… Cóż, nie trzeba zerkać w liczby, by wiedzieć, że zestawiać tego nie ma sensu.
Gdyby byli utworem: Kombii – Pokolenie
Czas biegnie, wielcy odchodzą, bohaterowie przemijają, ale Olimp nie stoi pusty zbyt długo, bo przecież w kolejce stoją już młodzi, gniewni… Dość, bo naprawdę zaczyna to przypominać wersy zespołu IRA. A przecież ten kawałek Kombii jest naprawdę niezły!
Hiszpanie są w fazie przejściowej. Wielkie pokolenie odeszło, nowe dopiero nadchodzi, jest kilka ogniw stojących w rozkroku i wyciągających ręce do młodziaków, którzy chcą zdobywać świat. A jak śpiewał pan Skawiński – na szczycie są ślady po pokoleniach. Yamal może nie jest jeszcze Villą, Cubarsiemu daleko do Ramosa… Ale trzeba rzucić dom, by dom swój założyć. Czy jak to leciało.
Miejsce na liście przebojów: Ćwierćfinał lub przy dobrych wiatrach półfinał
Będzie się ich dobrze oglądało. Fundament w postaci komfortu z piłką przy nodze, ale już bez tego wpadania w pułapkę sterylnego posiadania futbolówki. Mają trochę dynamitu na skrzydłach, w eliminacjach nie stronili też od wrzutek na typową dziewiątkę. Rodri będzie trzymał ręce na kierownicy, kilka razy zachwycimy się barcelońskimi dzieciakami, zapytamy po cichu “o, to tak wygląda pomocnik, który nie musi poprawiać piłki trzy razy po przyjęciu?”.
Ale ostatecznie zabraknie im gwiazd na to, by dojść do finału. Wiele będzie zależało od tego, jak ułoży się drabinka turniejowa i kto stanie na drodze La Roja. No i od tego, czy Chorwaci jeszcze będą w stanie coś wymyślić w fazie grupowej. Jeśli ograją ich na inaugurację w Berlinie, to dalej powinno być z górki – wystarczy jeszcze ograć Albańczyków i faza pucharowa wita.
Hiszpania ma jakość, ma świetną wyjściową jedenastkę, ale na ostateczny triumf w turnieju raczej będzie za krótka.
Komentarze