Skarb Euro: Rangnick i jego żołnierze – Austria chce utrudnić życie potęgom

Niewiele ponoć brakowało, a misternie budowana drużyna Austrii rozsypałaby się tuż przed Euro 2024. Bayern Monachium chciał ściągnąć do siebie Ralfa Rangnicka, który odmienił nastroje w narodzie wobec austriackiej reprezentacji piłkarskiej. Rangnick odmówił jednak Bawarczykom i Austriacy spróbują zagrać tak, byśmy znów w Polsce pytali "a dlaczego my nie możemy być tak zorganizowani?".

Konrad Laimer, Ralf Rangnick i Nicolas Seiweld
Obserwuj nas w
Peter Schatz/MatchDay Images Limited\DW /ANP/Alamy Na zdjęciu: Konrad Laimer, Ralf Rangnick i Nicolas Seiweld

Nazwa kapeli: Austria

Doskonale pamiętamy nasze starcia w eliminacjach do Euro 2020 z Austriakami. Dwa bardzo męczące spotkania, które u nas wywołały lawinę dyskusji na temat tego, czy można wygrywać w brzydkim stylu. My byliśmy zajęci osądem Jerzego Brzęczka, tymczasem Austriacy musieli pochylić się nad swoim miejscem w europejskim futbolu. Na Euro ostatecznie pojechali po barażach, natomiast kolejne eliminacje do mundialu były piramidalnym rozczarowaniem. Dopiero czwarte miejsce w grupie, wyprzedzili ich nie tylko mocni Duńczycy, ale też stawiani w roli “oni raczej nie pojadą” Szkoci oraz Izraelczycy. Do Austriaków uśmiechnął się format eliminacji w postaci drugiej szansy przez baraż związany z Ligą Narodów, ale tam zatrzymali ich Walijczycy. I to nie w finale, a w pierwszym starciu barażowym.

Tetrycy w swoim stylu omawiają grupowego rywala Polaków na Euro

Sprawdź także: Skarb Euro 2024 – reprezentacja Polski

Reprezentacja Austrii irytowała kibiców. Zeszła właściwie na trzeci plan – za lokalne kluby walczące w rodzimej lidze, za niemiecką Bundesligę. Potrzeba było gruntownych zmian. Nie powrotu do zgranych kart, nie zagranicznego wynalazku w roli selekcjonera, a już na pewno nie kontynuacji myśli Franco Fondy. Jego Austria grała piłkę rodem ze skansenu (ha, znów skądś to znamy, prawda?), która coraz mocniej wypychała kibiców sprzed telewizorów i stadionów. A wtedy przyszedł on. Ralf Rangnick. Facet, który odcisnął niebagatelny wpływ na myśl światową myśl trenerską, choć jego epizod trenerski przed objęciem kadry Austrii był kompletnie nieudany. Ale selekcjonerem jest przynajmniej przyzwoitym.

Dyrygent: Ralf Rangnick

Cristiano Ronaldo powiedział, że nie znał Rangnicka przed tym, gdy spotkali się w jednej szatni w Manchesterze. Może nie jest najbardziej oczywistym nazwiskiem, gdy debatujemy o najbardziej wpływowych osobach na myśl taktyczną ostatnich lat. Ale to jeden z twórców gegenpressingu. Fundamentalna postać dla całego uniwersum piłkarskiego Red Bulla, gdzie odpowiadał za tworzenie struktur sportowych, kreowanie trendów, dyktowanie filozofii budowania klubów.

Reformator, wizjoner, człowiek patrzący na dwa kroki do przodu. Ale po przygodzie z Manchesterem United pojawiały się – zupełnie słusznie – pytania o to, czy w zalewie tych wszystkich komplementów można nazwać go po prostu “gościem, który nie nadaje się na trenera?”. Niektórzy mówili, że to taki europejski Bielsa – kapitalny teoretyk, ale nie będzie prowadził największych klubów świata, bo czegoś mu brakuje. Choć według doniesień niemieckich mediów bardzo chciał go ostatnio Bayern Monachium. Rangnick jednak odmówił, bo miał do wykonania misję w Austrii.

Ruch austriackiego związku z zatrudnieniem go w roli selekcjonera został przyjęty z ostrożnym optymizmem. Ale jego kadencja pokazuje, że to był strzał w dziesiątkę. Już Liga Narodów pokazała, że jego Austria wchodzi na etap przeobrażeń. Tak, spadła do dywizji B, natomiast miała bardzo trudną grupę (Chorwację, Danię i Francję). Odniósł tylko jedno zwycięstwo (3:0 z Chorwatami), ale zmieniał zespół. Gdy w czerwcu 2022 roku poszedł na wyianę ciosów z Francuzami, to w mediach zawrzało. To już nie była drużyna rodem ze skansensu. To była redbullowa reprezentacja – z wysokim pressingiem, szybkim przejściem z obrony do ataku, zorganizowana, energetyczna. Taka, która w eliminacjach zdobyła 19 punktów, przegrała tylko raz z Belgami, odstawiła daleko w tyle Szwedów. I też taka, którą po prostu polubili kibice – między innymi dzięki pomysłowi Rangnicka, by nie grać tylko w Wiedniu, ale pojeździć po kraju i pozwolić fanom dotknąć kadry z bliska.

Ralf Rangnick
Ralf Rangnick, fot. Peter Schatz/Alamy

Solista: Konrad Laimer

Pewnie większe nazwisko ma David Alaba. Mocniejszy potencjał na niezłą kompilację efektowych zagrań posiada Marcel Sabitzer. Ale jeśli ktoś uosabia ducha obecnej drużyny Austrii, to niewątpliwie Konrad Laimer.

Swego czasu był nazywany “austriackim N’Golo Kante”. – Nie wiem, czym go karmią i co on pije. Ale to niemożliwe, by biegać tak dużo – mówił Marko Arnautović o Laimerze po meczu z Macedonią Północną. Jednoosobowa maszyna pressingowa, pożeracz wolnego terenu, zawodnik systemu.

Laimer to wychowanek akademii Red Bull Salzburg. W momencie debiutu w austriackiej Bundeslidze miał zaledwie 17 lat i był wówczas drugim najmłodszym zawodnikiem w historii ligi. Ledwie dwa sezony w Salzburgu potrzebował na to, by zdobyć tytuł gracza sezonu w całych rozgrywkach.

Później była już klasyczna droga wschodzących gwiazdek ze stajni Red Bulla – transfer do Lipska, ugruntowanie pozycji w Bundeslidze i wreszcie rok temu przejście do większego klubu. W tym przypadku do Bayernu Monachium. Czy Laimer stał się gwiazdą Bawarczyków? Nie. Ale to nie ten typ zawodnika, który robi furorę. Jest po prostu ważnym elementem całości. Zagra i na prawej obronie, i jako środkowy pomocnik, i jako rygiel defensywny w środku pola, i jako prawy skrzydłowy. W kadrze jest podobnie. Gra tam, gdzie jest potrzebny. Ostatnio częściej na prawej stronie pomocy w ustawieniu 4-3-3, ale w razie potrzeby może zagrać obok Schlagera jako mobilna “ósemka”.

Autor bloga “The Mastermind Site” nazywał go jeszcze w czasach RB Lipsk “box to box enginge”. Trudno to przełożyć na język polski, ale to typ zawodnika, którego chce każdy trener – biega, myśli i sprawia, że czasem masz wrażenie, że jego zespół gra w dwunastu.

Konrad Laimer
Konrad Laimer, fot. Peter Schatz/Alamy

Może fałszować: napastnik

Coś jest nie tak z tymi kadrami Austrii i Szwajcarii. Na wielu pozycjach mają naprawdę dobrych piłkarzy, ale z napastnikami od lat są problemy. Szwajcarzy muszą odwoływać się do nieszczęsnego Seferovicia, a Austria? Cóż, Marco Arnautović to bez wątpienia postać ciekawa, kontrowersyjna, ale czy to napastnik klasy światowej? W swoim prime pewnie był na półce “wyższej klasy europejskiej”, ale to już 34-letni rezerwowy Interu, który w ostatnich pięciu latach tylko dwa razy uzyskał dwucyfrową liczbę zdobytych bramek.

Dlatego wiele wskazuje na to, że “jedynką” w ataku będzie Michael Gregoritsch. 30-latek to wyga niemieckich boisk (blisko 250 meczów w Bundeslidze, ponad 50 goli). Miał swój czas w Augsburgu, od dwóch lat strzela dla Freiburga. Wysoki, postawny, nieźle grający z rywalem na plecach, ale na pewno nie jest typem gracza, o którego zabijałyby się lepsze kluby europejskie.

To właśnie Gregoritsch był najlepszym strzelcem Austrii w eliminacjach do Euro 2024. Wystarczyło mu do tego strzelenie… czterech goli. Nie jest to dorobek, na widok którego Francuzi czy Holendrzy będą drżeć ze strachu.

Zobacz również: terminarz Euro 2024

Scena debiutów: Nicolas Seiwald

Gdy RB Salzburg straciło Konrada Laimera na rzecz Lipska, to po prostu… wychował sobie naturalnego następce w akademii. Seiwald pod względem stylu gry jest bardzo podobny do swojego starszego kolegi – wybiegany, mogący grać jako “szóstka” i “ósemka”. – Znam tego chłopca trzy-cztery lata i byłem przekonany, że wyjdzie z Austrii. Na swój wiek jest niezwykły – mówi Rangnick w 2022 roku. Seiwald przeszedł modelową ścieżkę Red Bulla – regularna gra w młodzieżowej Lidze Mistrzów, wejście do pierwszej drużyny, komplet meczów w Lidze Mistrzów, a następnie milionowy transfer do Niemiec. A jakże – do RB Lipsk.

23-latek był najmłodszym podstawowym piłkarzem Austrii w eliminacjach. Zagrał wszystko. Dosłownie – wszystko. Od pierwszego do ostatniego meczu eliminacji nie opuścił choćby minuty.

Nicolas Seiwald
Sipa US/Alamy

Gdyby byli utworem: “Sonata księżycowa” – Ludwik van Beethovena

Jeden z najpopularniejszych utworów muzyki klasycznej. Garściami czerpali z niego muzycy przez kolejne lata. Był inspiracją dla tuzinów twórców. Ale trudno sobie wyobrazić, by był klubowy hitem czy radiowym przebojem zbliżającego się lata. Może podchwyci go jakiś Tiesto i wplecie go zgrabnie w jakiś remiks, może kilka akordów trafi do refrenu Dua Lipy, ale sam w sobie jest bliski sercu tylko koneserom.

Miejsce na liście przebojów: Trzecie miejsce w grupie z widokami na drugą lokatę

Układ nowego Euro, który pozwala wyjść z trzeciego miejsca w grupie, bardzo sprzyja Austriakom. Trafili do jednej z najtrudniejszych grup mistrzostw w XXI wieku – i to wcale nie przez to, że grają w niej z nami. Ale czy są kompletnie bez szans? Niby Liga Narodów z mocarzami im nie wyszła, ale to był początkowy etap rozwoju tej drużyny za kadencji Rangnicka. Poszli do przodu – w sparingu ograli Niemców, potrafili zremisować na wyjeździe z Belgią, z tymi Belgami stoczyli też zacięty bój u siebie.

Będą się podobać. Będziemy mówić “czemu taka Austria może, a my nie?”. Ale co to Austriakom da? Coś między trzecim i drugim miejscem w grupie. Na Holendrów organizacja gry może wystarczyć, ale gdy staną naprzeciw dużo lepszej indywidualnie drużyny, to będą po prostu za krótcy.

Komentarze