- W ośmiu pierwszych meczach Luciano Spallettiego w roli selekcjonera reprezentacji Włoch w roli stopera wystąpiło ośmiu zawodników – żadnym z nich nie był Riccardo Calafiori, w dodatku Spalletti przetestował trzy różne systemy – i w żadnym z nich nie widział potrzeby sprawdzenia zawodnika Bolonii.
- Do roli odkrycia Mistrzostw Europy w reprezentacji Włoch aspirowało przynajmniej dwóch zawodników o – wydawałoby się – większym potencjale, większych możliwościach i większych szansach na zdobycie serc szerszej publiczności już w 2024 roku – niestety najpierw uraz dopadł Udogie, potem rozsypał się również Scalvini.
- 22-latek z długimi włosami na razie gra jeszcze trochę chwiejnie, zresztą jak cała reprezentacja Włoch, ale już dziś wiemy o nim, że być może zakończył jedną z najpiękniejszych reprezentacyjnych karier – tę Luki Modricia, podejmując straceńczy rajd w ostatnich sekundach meczu przeciw Chorwatom. Dziś wieczorem… pauzuje za kartki.
Szukając odkrycia reprezentacji Włoch
Na początek podzielę się z wami absolutnie przezabawną historią dotyczącą konstruowania naszego Skarbu Euro, w którym opisywaliśmy poszczególne reprezentacje, w tym oczywiście reprezentację Włoch. Wiedzieliśmy, że całość należy dopiąć z ogromnym wyprzedzeniem, więc jako autor tekstu o reprezentacji Włoch już kilkanaście tygodni przed turniejem zacząłem przygotowywać się do tego wyzwania – wówczas ubzdurałem sobie, że w roli potencjalnego odkrycia Euro musi znaleźć się Destiny Udogie. Pasował pod każdym względem – młody, rozpędzony, już dość znany, nic tylko czekać na eksplozję talentu w Niemczech. Udogie złapał uraz. Przy pisaniu tekstu musiałem więc szukać kolejnego odkrycia i ruszyłem na łowy dalej – akurat Atalanta zbliżała się do finału Ligi Europy, naturalnym kandydatem stał się ledwie 20-letni stoper, Giorgio Scalvini, którego Spalletti sprawdził już u boku Bastoniego i wydawało się, że to właśnie on może stworzyć podstawę bloku defensywnego na Mistrzostwach Europy. Scalvini jednak zerwał więzadła. A Skarb Euro miał zostać przerobiony na formę “gazetową” i wydany jako .pdf. Przy trzeciej poprawce zdesperowany sięgnąłem po Giacomo Raspadoriego, bo uznałem, że obronę Spalletti będzie musiał i tak połatać na trytytki.
W teorii mógłbym się czuć zawstydzony całą sytuacją – miałem trzy strzały, a i tak nawet nie pomyślałem o Riccardo Calafiorim. Ale ja jestem tylko pismaczyną z Bałut – Luciano Spalletti jest selekcjonerem reprezentacji Włoch i też bardzo długo nawet nie pomyślał o sympatycznym stoperze z Bolonii.
Gdy oglądałem pierwszy mecz, w którym Calafiori od razu zaplusował fizycznym podobieństwem do klasycznych długowłosych włoskich obrońców, z ciekawości sprawdziłem, skąd w ogóle ten człowiek się wziął. Scalvini – okej, kontuzjowany. Acerbi – następny z urazem, zresztą 36-letni, nic dziwnego, że Spalletti nie wiązał z nim większych nadziei. Ale psia krew, zanim Calafiori dostał szansę choćby w meczu towarzyskim, Federico Gatti zagrał 90 minut z Macedonią Północną w eliminacjach. Z Ukrainą na finiszu ubiegłego roku zagrał Buongiorno, który dostał też swoje minuty na marcowym i czerwcowym zgrupowaniu. O Mancinim nawet nie wspominam, podobnie jak o próbie powrotu do trzech stoperów z Darmianem w roli tego skrajnego prawego w 3-osobowym bloku.
Aż z Turcją, dokładnie 25 dni temu, pięć minut na boisku dostał od Spallettiego Calafiori. Gość w wieku 22 lat zadebiutował w kadrze, a całość działa się w 85. minucie pierwszego spośród dwóch przedturniejowych sparingów. Z Bośnią i Hercegowiną zagrał już 90 minut, podobnie jak w każdym ze spotkań fazy grupowej. Jeśli to nie jest wpakowanie się do już ruszającego tramwaju, to nie wiem, co można by było określić tak barwną i dość włoską metaforą.
Krótki rozbieg, niesygnalizowany strzał
Jego klub, Bologna, był wręcz oburzony w mediach społecznościowych, gdy po spotkaniu z Albanią na dobre ruszył pociąg z pochwałami dla ich młodego stopera. “Gdzie byliście przez ostatnie 9 miesięcy”? Dopytywali rozbawieni administratorzy kont w mediach społecznościowych, ale i kibice bolońskiego klubu. Bo Calafiori faktycznie ma za sobą przede wszystkim absolutnie magiczny sezon, w którym – u boku Skorupskiego i Urbańskiego, dodajmy – doszedł z klubem postrzeganym jako ligowy średniak do piątego miejsca w Serie A i do udziału w przyszłorocznej Lidze Mistrzów. Bologna długo utrzymywała się zresztą na podium, spadła z niego dopiero w 38. serii spotkań – a Thiago Motta, trener tej wesołej ekipy, zapracował sobie na angaż w Juventusie. Za moment zresztą śladami trenera mogą pójść inne gwiazdy Bolonii – szczególnie, że nie tylko Calafiori zdążył już na Euro zabłysnąć – tak, panie Aebischer, widzieliśmy tego gola.
I tak jak rozżalenie bolońskich kibiców, że Calafiori wypływa dopiero teraz jest całkiem zrozumiałe, tak warto docenić – to też jeden z uroków wielkiego turnieju. Szczególnie, że przecież Calafiori pisze dość wyjątkową historię. Już świetny występ z Albanią sprawił, że zagościł na czołówkach wielu zagranicznych portali – i nie oszukujmy się, fakt że wygląda jak laboratoryjne skrzyżowanie Maldiniego, Nesty i młodego Cannavaro też miał na to wpływ. Wyjmowanie statystyk, tworzenie memów, montowanie zdjęć tak, by trzymał się za bary z legendarnymi długowłosymi Włochami. Może nawet lepiej, że nadszedł też ten “swojak” z Hiszpanią? Zawaliła zresztą w tym meczu cała drużyna Włochów, może poza Donnarummą, raz po raz wzbijającym się na nadludzki poziom, by utrzymać licznik goli Hiszpanów na skandalicznie niskim poziomie. Aż przyszedł mecz z Chorwacją.
Modrić i spółka zawodzili na tym turnieju, Albańczykom dali się zepchnąć do obrony, wielu dopatrywało się w nich nawet największego rozczarowania fazy grupowej. Ale z Włochami zagrali na naprawdę wysokim poziomie, co więcej – wydawało się, że już nie popełnią tego samego błędu, co w drugim meczu, gdy zbyt głębokie cofnięcie się we własne pole karne poskutkowało golem na 2:2. Scenariusz układał się pod kolejny wielki dzień Luki Modricia – po tym gdy zmarnował rzut karny, ale jeszcze w tej samej, kilkunastosekundowej akcji zdołał strzelić na 1:0, wydawał się nieśmiertelny i niezniszczalny. Ten sam Luka Modrić, tak harujący dla ojczyzny, który już z dziesięć razy mógł się udać na emeryturę. I to jaką – emeryturę prawdziwie spełnionego piłkarza, nie tylko w klubie, gdzie wygrał wszystko po kilka razy, ale i w kadrze, gdzie przebił największe osiągnięcia w historii państwa, wrzucając do gabloty dwa mundialowe medale. Teraz wprawdzie na chwilę upadł, ale podniósł się w stylu, który jutro zawłaszczy czołówki wszystkich portali.
Włosi po przerwie nie oddali jeszcze ani jednego celnego strzału, a weszliśmy już w doliczony czas gry. Italia odkrywała się coraz częściej i pachniało jakąś kontrą Chorwatów na 2:0. Jedną z nich przerwał Calafiori, otrzymując żółtą kartkę – i wówczas stało się jasne, że w 1/8 finału już nie zagra. To była trzecia minuta doliczonego czasu, cztery minuty później z kolei gość wziął piłę pod pachę i zaciągnął ją gdzieś ze swojej połowy aż pod pole karne Chorwatów. Klepa do prawej strony, oddanie do lewej. Zaccagni dokończył robotę mierzonym strzałem. Stojący przy ławce rezerwowej Modrić po raz drugi tego dnia zapłakał – gdy leżał przy linii po strzelonym golu były to łzy szczęścia i gigantycznej ulgi, po końcowym gwizdku – pewnie łzy człowieka świadomego, że czas coraz mocniej depcze po piętach.
Calafiori swoim rajdem podstemplował całą fazę grupową, gdzie był jednym z najważniejszych piłkarzy do omawiania – czy to po Albanii, gdy zachwycił, czy to po Hiszpanii, gdy jedyny gol padł po jego niefortunnej interwencji. Jakże bolesna zrobiła się nagle ta zdobyta pięć minut wcześniej żółta kartka.
By turniej nie skończył się także Calafioremu
Futbol, zwłaszcza turniejowy, pisze niewiarygodne historie. Być może to właśnie Calafiori zakończył reprezentacyjną karierę Luki Modricia – Chorwat jeszcze się zastanawia, może da się namówić na udział w nadchodzącej Lidze Narodów, a potem powalczy o wyjazd na kolejny mundial. Ale być może Calafiori zakończył też swój turniej. Spalletti przyznał już na konferencji, że w jego miejsce wskoczy 28-letni Gianluca Mancini, doświadczony stoper Romy, który zanim pojawił się Calafiori, zagrał w czterech z dziewięciu spotkań pod wodzą nowego selekcjonera. Jeśli Włosi odpadną – z pewnością pojawią się pytania, co by było, gdyby Calafiori nie przeciął tamtej kontry Chorwatów.
Ale jeśli przejdą dalej, jeszcze przy solidnej grze bloku obronnego – kto wie, czy Mancini nie odzyska miejsca w składzie, które młodszy o 6 lat kumpel zabrał mu dosłownie “za pięć dwunasta”.
Natomiast nie wiem, czy Riccardo Calafiori ma jakiekolwiek powody do zmartwień. Wczoraj przeczytałem trzy artykuły – w dwóch był typowany do wzmocnienia defensywy Realu Madryt, w trzecim padła propozycja, by towarzyszył van Dijkowi w Liverpoolu. Jak dodają słynne “włoskie media”, w tym oczywiście La Gazzetta dello Sport – w grze są również Juventus, Tottenham oraz Arsenal.
Mistrzostwa, czy to kontynentu, czy świata, to bankomat, który raz na dwa lata wypluwa nam zamiast pieniędzy takie szczerozłote historie.
Komentarze