Nie o punkty, a o początek czegoś innego

Nie było już od dawna dużej piłkarskiej imprezy, na której mielibyśmy aż tak silnych rywali. Jednocześnie nie było od dawna imprezy, przed którą wyglądalibyśmy słabiej pod względem personalnym - choć to akurat banał, biorąc pod uwagę, że ostatnią dekadę znaczyły turnieje z udziałem najlepszego piłkarza w historii rodzimej piłki w swoim szczytowym okresie. Oczekiwania są rekordowo niskie, ale to nie znaczy, że nie ma ich wcale. Ba, być może stawka, zwłaszcza dzisiejszego meczu, jest jeszcze wyższa niż w niedawnych występach na mundialach czy na Euro. 

Michał Probierz
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Michał Probierz
  • O tym, jak słaba jest reprezentacja Polski na tle wszystkich trzech grupowych rywali napisano już wszystko – zdaje się, że każdy Polak zdążył też już w przynajmniej jednej rozmowie zaznaczyć, że nie posiada wobec zespołu żadnych oczekiwań. 
  • Zbiorowe nastawianie się na w miarę łagodne przyjęcie trzech przegranych meczów (no, dwóch i remisu z Austrią) jest słusznym podejściem w świetle problemów reprezentacji.
  • To, o czym muszą pamiętać dziś wszyscy reprezentanci oraz sam Michał Probierz, to że nawet przegranym meczem da się wygrać serca kibiców. I to właśnie jest realna stawka tej fazy grupowej.

Wybaczyć, ale nie zapomnieć

Jan de Zeeuw, były dyrektor reprezentacji Polski, wypalił ostatnio z dość mocnego działa m.in. do Zbigniewa Bońka, ale ja inaczej bym to uszeregował. Kto jest winny miejsca, w którym jesteśmy? Cóż, w pierwszej kolejności jednak Fernando Santos. Jego kadencja to jeden wielki pokaz garnków, podczas którego wcieliliśmy się w rolę emerytów rolowanych przez wynajętego w tym celu aktora. Uwierzyliśmy w gościa, zaufaliśmy jego znanej twarzy i bogatemu CV, a on bezczelnie, na rympał, wciskał nam pas uciskowy, dzięki któremu powinniśmy w maksymalnie trzy tygodnie dorobić się prawdziwego “sześciopaka” na brzuchu. Natomiast nawet sprzedawca garnków, nawet handlarz dywanami z giełdy podmiejskiej, nie potrafiłby na tyle zepsuć kadry, by ta nie poradziła sobie z Mołdawią. 

Tu więc na scenę winowajców wchodzą sami piłkarze, którzy swoją bojaźliwą grą, swoim bezjajecznym podejściem do kolejnych meczów oraz drastycznym obniżaniem lotów po założeniu reprezentacyjnej koszulki zdjęli sporo winy z samego Santosa. Zresztą, ta grupa piłkarzy zawodziła i przed Santosem, i już po Santosie, czego najlepszym dowodem drugi remis z Mołdawią. Nie da się zdjąć z nich odpowiedzialności, nie da się o tej grupie gagatków zapomnieć.

To główni sprawcy – ten konkretny selekcjoner oraz ta konkretna drużyna. To przez nich jesteśmy skazywani na pożarcie już nie tylko w meczach z potęgami, ale nawet z Austrią – a więc ekipą z dala od światowej czołówki. 

Można oczywiście szukać dalej, ale z każdym nazwiskiem zanurzamy się coraz bardziej w zwykłe czepialstwo. Cezary Kulesza, za to że zaufał Santosowi? No kto by nie zaufał mistrzowi Europy. Wspomniany przez de Zeeuwa Boniek, odpowiedzialny za szkolenie w czasie, gdy piłkarsko dojrzewali obecni piłkarze reprezentacji Polski? Bardzo naciągane. Czesław Michniewicz, który zrobił sporo, by kibice przestali czerpać przyjemność z oglądania kadrowiczów? Jerzy Brzęczek, który trochę zmarnował prime time Lewandowskiego? Nie, powoli robi się polowanie na czarownice. Listę ludzi odpowiedzialnych za miejsce, w którym wylądowaliśmy otwiera Santos, zamykają piłkarze. Santos swoje odcierpiał – został zwolniony, teraz z kolei będzie się użerał w Azerbejdżanie, nie brzmi jak spełnienie dziecięcych marzeń. 

A piłkarze?

Tylko u nas

Parasol ochronny, ale i niewygojone rany

Piłkarze bardzo długo pracowali na utratę sympatii zwykłego kibica reprezentacji. Naturalnie kluczowe były wyniki, drastycznie odmienne od potencjału, jaki posiadała ta grupa piłkarzy. Ale przecież równie wielkie spustoszenie w kwestii zaufania kibiców do kadry poczyniła afera premiowa oraz sposób jej wyjaśniania przez piłkarzy. Zwalnianie kolejnych selekcjonerów, czy po prostu mniej lub bardziej aktywne zrzucanie na nich winy za własne niepowodzenia – to też nie poprawiało atmosfery wokół biało-czerwonych. Stąd też rozmawiając o norze, w której obecnie się urządziliśmy, nie można pomijać aspektu ogólnego klimatu wokół drużyny.

Zobacz także: typy na mecz Polska – Holandia

Wiele spośród ran, zadanych nam przez reprezentację Polski, wciąż jeszcze się nie wygoiło. Wciąż pamiętamy im te fatalne eliminacje, podczas których nie dało się na nich patrzeć. Ale pamiętamy też wypowiedzi Grzegorza Krychowiaka o tym, że skoro piłkarze nie dostaną premii za mistrzostwa świata, to nie będzie też przelewów na cele charytatywne, które zawodnicy by wykonali po otrzymaniu premii. Wciąż pamiętamy wypychanie do wywiadów Bena Ledermana, wciąż pamiętamy wszystkie afery, aferki i afereczki wewnątrz oraz wokół tej drużyny. 

Michał Probierz zrobił naprawdę wiele, by nieco oczyścić tę stajnię Augiasza. Niektóre twarze porażek sprzed miesięcy turniej w Niemczech będą oglądać z perspektywy kanapy przed telewizorem. Niektóre tłuste koty, dość mocno oderwane od rzeczywistości w każdej kolejnej wypowiedzi o kadrze, wylądowały na marginesie, do szatni zaś wpuszczono sporo świeżego powietrza. Selekcjoner z miejsca stworzył sobie paru żołnierzy, dał też zadebiutować kilku absolutnie nowym zawodnikom, z których niektórzy zaczynają wyglądać obiecująco. To nie jest rewolucja, ale… Siłą rzeczy twarzą reprezentacji z różnych względów stają się Puchacz, Zalewski czy Moder. Przy dzieleniu kasy z premierem Morawieckim Puchacza i Modera w ogóle nie było, a Zalewskiego trudno podejrzewać o wiodącą rolę w negocjacjach. 

Natomiast wracając do meritum – Probierz nie jest magikiem, nie da się nagle sprawić, że Polacy doskoczą do poziomu piłkarskiego Francuzów czy Holendrów. Ale da się sprawić, by mecze z Francją czy Holandią oglądać bez obrzydzenia. 

Naprawdę chcemy wam kibicować

Obrzydzenie. To słowo z pewnością towarzyszyło wielu spośród kibiców reprezentacji Polski, mniej więcej od proszenia o litość z Argentyńczykami, po schyłkowego Santosa. Obrzydzenie grą naszych piłkarzy. Ich bojaźliwością. Ich absurdalnymi wypowiedziami, wiecznym kręceniem nosem i na trenerów, i na cały świat. Mówiąc wprost – chwilami było bardzo ciężko w ogóle dobrze życzyć tej całej ekipie – momentami sprawiającej wrażenie, jakby zgrupowania reprezentacji Polski były dla nich największą karą. 

Głównym celem biało-czerwonych na Euro 2024 jest moim zdaniem kontynuowanie pracy rozpoczętej przez Michała Probierza jeszcze w eliminacjach. Pracy nie nad poprawą wyników sportowych, pracą nad tym, by z piłkarzem reprezentacji Polski znów można się było utożsamiać. By znów z czystym sumieniem i bez niesmaku piłkarzowi reprezentacji Polski kibicować. 

Już teraz Probierz, ale i sami kadrowicze zrobili sporo, by odbudować zaufanie kibiców. Zwłaszcza w tych piłkarsko słabszych momentach ostatnich meczów towarzyskich było widać swoistą zmianę mentalną u naszych orłów. Nie sugeruję oczywiście, że każdy polski piłkarz powinien zacząć od lepuna na twarz rywala – Salamon “nieco” przesadził. Ale różnicę w poziomie zaangażowania było widać głowym okiem. Przy każdym powrocie do obrony, każdym zablokowanym strzale, każdym dryblingu na skrzydłach. Tę nową twarz kadry widać też na konferencjach, widać w działaniach, nawet w powołaniach i wideoblogach ze zgrupowania. Probierz buduje grupę, której zadaniem jest zerwanie z Polską 2023. Zamknięcie tamtego etapu na razie wychodzi nieźle – bo nawet w dość słabym piłkarsko starciu z Turcją, trudno nie chwalić kadry. 

Teraz trzeba “jedynie” pokazać to samo, co wtedy. Hart ducha. Walkę. Brak strachu. Szacunek dla kibiców, tych na trybunach, którzy wydali gigantyczną kasę, by wesprzeć Polaków z sektorów w Hamburgu, i tych przed telewizorami. Tak jak w piłce klubowej – zniesiemy spadki, zniesiemy porażki, zniesiemy kompromitujące rezultaty, stracone gole. 

Ale będzie bardzo ciężko znosić nadal robienie sobie z nas jaj.

Michał Probierz i jego podopieczni nie grają dzisiaj o punkty, bo nikt od nich punktów nie oczekuje. Nie grają o to, by Holendrów piłkarsko zniszczyć, by udowodnić, że jesteśmy od nich silniejsi – no bo przecież nie jesteśmy. 

Michał Probierz i jego podopieczni grają dzisiaj o serca kibiców. O to, byśmy już się tej drużyny nie wstydzili, by nie przerażała nas perspektywa kolejnych spotkań, by szczerze bić brawo, nawet po porażce, by wreszcie zaśpiewać: “nic się nie stało” bez żadnej szydery, za to z dumą, że nasi ludzie dali z siebie absolutnie wszystko. 

Mogę pisać tylko za siebie, może za najbliższych znajomych, ale mam wrażenie, że jest nas więcej. Nie oczekujemy trzech punktów, nie oczekujemy nawet jednego. 

Oczekujemy tylko, by każdy z piłkarzy po meczu wszedł do szatni i był w stanie prosto w oczy trenera Probierza powiedzieć: dałem z siebie wszystko. 

A wtedy zaczniemy wszystko od nowa. Razem. Niezależnie od wyniku na Euro. 

POLECAMY TAKŻE

Komentarze