Olkiewicz: Gruzja i piękno piłki nożnej, Gruzja i przekleństwo piłki nożnej

Wczoraj cały świat najpierw z niedowierzaniem spoglądał na ekrany smartfonów, gdy przy fladze Gruzji wyskoczyła jedynka, potem już z uwagą śledził to starcie na ekranach telewizorów. Gruzja pokonała Portugalię, wywalczyła miejsce pośród szesnastu najlepszych ekip Europy i udowodniła, że w piłce nożnej nie ma rzeczy niemożliwych. Co jest piłki nożnej pięknem, ale i piłki nożnej przekleństwem.

Obserwuj nas w
Gruzja kibice Na zdjęciu:
  • Gruzja bez wątpienia zasłużyła na awans swoją postawą w każdym z trzech meczów grupowych – przeciw Portugalii najpierw wykorzystała bezlitośnie błędy rywala, a potem spokojnie trzymała kciuki za wysokie loty Giorgiego Mamardaszwilego, bramkarza, który wraz z Kwaracchelią i Mikautadze wprowadził debiutanta do najlepszej szesnastki Europy.
  • Bezprecedensowy sukces Gruzinów jest o tyle nieoczekiwany, że za nimi naprawdę trudny okres w kadrze – w eliminacyjnej grupie Euro uciułali zaledwie 8 punktów, pokonali dwukrotnie jedynie Cypryjczyków, a w meczu z Hiszpanami skompromitowali się, przegrywając 1:7.
  • To największe piękno piłki nożnej – czasem wystarczy moment zaćmienia u jednego z jedenastu zawodników na murawie, by odmienić losy całego państwa. Czasem jednak to również wielkie przekleństwo – bo wszystko można o piłce nożnej napisać, ale z pewnością nie to, że jest sprawiedliwa.

Bramkarz i gwiazda, czy to tak dużo?

Ależ to się przyjemnie oglądało. Chwicza Kwaracchelia, niezmordowany, rozczochrany i nakręcony, rusza do kolejnej kontry. I kolejnej. I jeszcze jednej. Bez kompleksów wbiega w dwóch, trzech rywali, ale wie, że dzisiaj na tym polega jego rola. Im dłużej utrzyma się przy piłce, tym więcej oddechu da kolegom z obrony. Mecz Gruzji z Portugalią ułożył się tak, jak każdy underdog chciałby ułożyć swój mecz. Portugalczycy wyszli rezerwowym składem, w dodatku grającym tak powoli, niechlujnie i bez zaangażowania, że momentami bolały zęby. Nie było praktycznie akcji u podopiecznych Roberto Martineza, w której któryś z zawodników nie stanąłby z piłką przy nodze i nie rozłożył bezradnie ramion. Poza tym dwa katastrofalne błędy, takie szkolne, z których aż żal nie skorzystać. Gruzja skorzystała, strzeliła dwa gole, resztą zajął się Giorgi Mamardaszwili, broniący w sposób po prostu spektakularny.

To nie był wielki mecz Gruzinów, zwłaszcza w pierwszej połowie, gdzie oddali tylko ten jeden celny strzał, już w 91. sekundzie gry, gdy bezlitośnie wykorzystali gapiostwo obrońców Portugalii. To nie był popis wyjątkowo przemyślanej gry defensywnej – bo przecież parokrotnie Gruzinów musiał ratować bramkarz. Ale co z tego? Wystarczyło, a ulice Batumi czy Tbilisi zalały się ludźmi owiniętymi białymi flagami z czerwonymi krzyżami.

  • Oglądaj poniższy materiał wideo: Wielkie podsumowanie Polski na Euro 2024

Gruzja zagrała tak naprawdę trzy bardzo porządne spotkania w fazie grupowej Euro 2024. Z Turcją poszli na wymianę ciosów, wet za wet, bez kalkulacji nawet w samej końcówce, gdy Mamardaszwili pobiegł w pole karne rywali, próbując stworzyć przewagę przy ewentualnym golu na 2:2. Pozornie nieistotny moment, a jakże wiele mówi nam o Gruzinach na tym turnieju. Przecież byli świadomi – każdy był – że przy klasyfikacji trzecich miejsc może się liczyć liczba straconych goli. Bywały grupy, bywały turnieje, gdy porażka 1:3 oznaczała klęskę, a 1:2 awans. Ale Gruzini przecież nie przyjechali do Niemiec kalkulować, przyjechali się bawić. Zresztą, nie można się takiemu podejściu nawet przez chwilę dziwić. Jakie logiczne argumenty stały za ekipą, w której biega Kakabadze z Cracovii? W eliminacjach Gruzja nastukała całe 8 punktów, dwa razy pokonali Cypryjczyków, urwali po remisie Szkotom i Norwegom. Zajęli czwarte miejsce w grupie, z Hiszpanią przerżnęli 1:7. Na ścieżce barażowej pokonali Luksemburg 2:0, a następnie wymęczyli w rzutach karnych zwycięstwo nad Grekami.

Tak, Gruzja miała za sobą niezłą Ligę Narodów, gdzie pewnie ograła grupę z Bułgarami, Gibraltarem i Macedonią Północną, ale właśnie – mówimy o meczach z Gibraltarem i Macedonią Północną. Willy Sagnol, dzisiaj już chyba jeden z gruzińskich bohaterów narodowych, miał zresztą spore problemy już na początku swojej kadencji. Dziewięć pierwszych meczów to zaledwie jedno zwycięstwo, tylko 5 strzelonych goli i seria pięciu porażek, w tym u siebie, z Kosowem i Grecją. To nie było tak, że Gruzji zapowiadał się niezły turniej, to nie było tak, że Gruzini od początku liczyli na rolę czarnego konia. Nie, oni przyjechali się bawić, korzystać z każdej minuty na wielkim turnieju, pierwszym w historii ich państwa. Do bólu wyczuwalne było to z Turcją. Ale po remisie z Czechami apetyt urósł. Po pomyłce portugalskich stoperów w 2. minucie gry ostatniej kolejki – apetyt owładnął całym zespołem.

Szczęście czyli podstawa futbolu

Być może zabrzmi to jak świętokradztwo, być może narażę się tutaj nie tylko futbolowym bogom, ale każdemu zwolennikowi teorii, że Polska jest najsłabszą reprezentacją w historii futbolu. Uważam jednak, że Gruzini mieli coś więcej niż tylko niezmordowanego “Kwaradonę”. Coś więcej niż mityczną moc przyjaźni, widoczną tak doskonale na materiałach z szatni, gdy Gruzini śpiewają narodowe pieśni i tańczą tradycyjne tańce. Gruzini mieli coś więcej niż świetnie dysponowanego bramkarza z topu ligi hiszpańskiej, coś więcej niż trenera, który potrafił taktycznie rozpracować Portugalczyków.

Sprawdź ostatnie materiały wideo związane z Euro 2024.

Gruzini mieli farta. Tony szczęścia, ze dwa galeony szczęśliwych zrządzeń losu. Dziś oczywiście najprościej byłoby napisać ckliwą historię o jedenastu bohaterach, którzy dźwigają na plecach cały 3-milionowy naród. Łatwo byłoby się pogrążyć w tej pięknej, romantycznej historii – popierali protestujących ludzi na ulicach, ostro krytykowali władze, stanęli twardo przeciw Rosji. Tworzą monolit, bo kochają Gruzję, biegają jak szaleńcy, bo przez serducho przechodzi krew z Abchazji. Grają za naród, walczą za swoje marzenia o wielkiej Gruzji, są zdolni do rzeczy wielkich, bo latami się przygotowywali do tej roli. Ale moim zdaniem – to byłoby dopisywanie teorii do faktów. Gruzini oczywiście mieli bardzo dużo zalet, których brakowało np. Czechom. Gruzini trafili z formą Kwaracchelii, a Mamardaszwili ugruntował swoją pozycję na europejskim rynku. Oczywiście Sagnol miał duży wpływ na poukładanie tego zespołu, pewnie, że przy ich kolejnych zablokowanych strzałach czuć było tę unikalną zbiorową determinację, znaną świetnie ze szkoły, gdy cała klasa próbuje przełożyć sprawdzian, albo z osiedla, gdy razem z bandą musicie stanąć oko w oko z chłopakami z sąsiedniej ulicy. Tego Gruzinom nikt nie odbiera.

Ale Portugalczycy naprawdę wyszli rezerwowym składem. Portugalczycy naprawdę sami sobie strzelili gola, a i przy karnym zachowali się jak zespół z kompletnie innych regionów rankingu FIFA. Dwa takie błędy w jednym meczu, w dodatku takiego zespołu jak Portugalia? Chcę tutaj dobrze wyważyć akcenty pomiędzy docenianiem Gruzinów, a zwracaniem uwagi na czynniki od Gruzinów nie do końca zależne. Ale oglądam powtórkę faulu przed rzutem karnym, oglądam to podanie do rywala z pierwszych minut i widzę przede wszystkim portugalski sabotaż. Te błędy nie były nawet jakoś bardzo wymuszone, ten pressing nie był tak morderczy, by Portugalia pogubiła się w tak idiotyczny sposób.

Nikt tego nie będzie pamiętał, nikt nie będzie tego czynnika szczęścia ustawiał choćby w pierwszej trójce przyczyn, dla których Gruzja odniosła sukces. A przecież to właśnie Gruzja pozwoliła Czechom nastukać xG ponad 3,00, jedno z wyższych na tym turnieju. Mamardaszwili zaliczył wtedy aż dziewięć interwencji, naprawdę, warto obejrzeć sobie skrót tego spotkania choćby dla obu interwencji z czwartej minuty spotkania. Czesi mogą sobie jednak tymi setkami co najwyżej wytapetować garaż – i to już za chwilę, bo pewnie są obecnie w drodze do domu. Gruzini z kolei mogą spokojnie użyć karty: “iks gie, chyba iks de, essa”. I pojechać na mecz z Hiszpanią.

Pokusa uniwersalnych rozwiązań

Tego obawiam się najmocniej – że awans Gruzinów posłuży jako pałka na polski futbol. Zobaczcie, powinniśmy grać jak Gruzini! Bronić niemożliwe sytuacje, jak Gruzini przeciw Czechom, oraz wykorzystywać szkolne błędy rywala, jak oni przeciw Portugalczykom. Jasne, sprowadzanie wszystkiego do roli szczęścia to też z mojej strony pewna hiperbola, natomiast mimo wszystko – większym wyolbrzymieniem jest zestawianie obecnego sukcesu Gruzji z naszą kadrą oraz jej możliwościami. Zupełnie nie martwią mnie porównania z Austriakami, gdzie istotnie widać bardzo dokładnie plan oraz jego stopniową realizację. Nie przerażają mnie porównania z Rumunią, choć pamiętajmy – oni też wczoraj przez moment byli na czwartym miejscu w grupie. Jeśli jednak zaczniemy się porównywać z anomaliami – a taką jest całokształt imprezy w wykonaniu Gruzinów – możemy dojść do błędnych wniosków, a co za tym idzie – podjąć kiepskie działania naprawcze.

To co jest w tym całym matematycznym rachunku pewnym błędem, to… częstotliwość. Dobre rzeczy zdarzają się naprawdę różnym reprezentacjom – raz Gruzji, raz Chorwacji, raz Czechom, raz Ukraińcom. A nam wciąż nie.

Może po prostu mamy pecha? Albo śpiewamy za mało pieśni narodowych i tańczymy za mało krakowiaka z kujawiakiem. Na wszelki wypadek zacząłbym od śpiewów i tańców, potem przeszedł do zbierania czterolistnych koniczynek.

Komentarze