Probierz zamyka mi mordę, ale nie pompujemy balonika!

Gdy Michał Probierz przejmował reprezentację, spotkał się z paradoksem. Na terenie, na który wszedł było jednocześnie bagno i spalona ziemia. Nie wiem, czy zdobędzie na Euro choć punkt, ale na dziś nie ma ani bagna, ani spalonej ziemi. Gdybyśmy pół roku temu pomyśleli, gdzie marzy nam się być 11 czerwca, to byłoby dokładnie to miejsce, w którym jesteśmy.

Michał Probierz
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Michał Probierz

  • Rozdzielając dwa etapy pracy Michała Probierza – na czas przed Euro i na sam turniej, pierwszy etap zdecydowanie przerósł oczekiwania
  • Probierz dopiero co spotykał się z komentarzami nawiązującymi do jego stylu z Cracovii, tyle że – jak się okazało – zostawił to daleko za sobą
  • To nie jest pompowanie balonika. To zwykła ocena dotychczasowej pracy

Co z tym balonikiem?

Nie ma w słowniku polskiego kibica bardziej irytującego słowa niż balonik. Piszesz o reprezentacji przed turniejem – balonik. Oceniasz zwycięski sparing jako poprawny – balonik. Chwalisz Probierza za pojedyncze decyzje – balonik. Cholera jasna, ktoś kiedyś rzucił tym hasłem, a reszta powtarza bez opamiętania. Mamy pierwsze Euro bez tego elementu, bo bez żadnych oczekiwań. A i tak ciągle jakieś marudy nie pozwalają o nim rozmawiać swobodnie, bo “znów się zaczyna pompowanie”.

Choć i tu następuje zmiana. Jak memy – to coraz więcej pozytywnych. Z Pawła Dawidowicza zaliczającego skok wyjęty żywcem z Willingen, żartujemy, a nie besztamy. Fragment meczu ze znikającym Probierzem nie jest podstawą do pisania, co się stanie z nim po Euro.

Bo dlaczego nie wspominać, co w kadrze się zmieniło? Z ogromnym rozjazdem między tym, jak kadencja następcy Fernando Santosa miała wyglądać, a jaką jest w dotychczasowej rzeczywistości. Przypomnijcie sobie, jak wyobrażaliście sobie reprezentację Polski po nominacji Michała Probierza. Jedno z pierwszych pytań na premierowej konferencji dotyczyło legendarnej Dośrodkovii. Kolejne zamiłowania do starych Słowaków. Ale zostawiając nawet memy, Probierz jawił się jako orędownik antyfutbolu, człowiek, który bronił fatalnego stylu, mówiąc, że przecież to też styl. A skoro tak, to jego drużyna go ma. Wszyscy znaliśmy jego podejście do młodzieży – nie było przypadku, że Cracovia mocniej na nią postawiła dopiero, gdy jej wieloletni trener odszedł. Probierz wyciągał przykłady wprowadzanych piłkarzy do drużyny, sprytnie omijając takich, którzy przy nim tracili.

Do Michała Probierza, nie bez powodu, przylgnęła łatka człowieka, który brawurowo walczy z teoriami, których nikt nie wygłosił. Ale z tymi wszystkimi wyżej musiał się zmierzyć naprawdę. I jeśli mamy oceniać aktualny stan tej walki, dość niesprawiedliwe byłoby trzymanie się dziś przy tym, co mówiło się wtedy. To nie ma nic wspólnego z – niedobrze mi – balonikiem, ale ponad półroczna kadencja na stanowisku selekcjonera zadaje kłam wizerunkowi, na jaki Michał Probierz pracował przez lata. Najlepszym zawodnikiem stał się u niego młody Nicola Zalewski, błysk zaliczył Kacper Urbański (a zaliczył, bo Probierz nie uparł się, że młody to nie może grać). Jeśli odstrzelił jakiegoś piłkarza, to był to – o, ironio losu – produkt zagranicznego futbolu i posiadacz paszportu także innego kraju.

Tylko u nas

Przerośnięte oczekiwania

Probierz co najwyżej nie osiągnął jeszcze żadnego sukcesu na Euro, ale jak na pierwsze kilka miesięcy lista pozytywów jest naprawdę długa. Gdybyśmy w dniu nominacji tego trenera zastanowili się, w którym miejscu chcemy być na trzy dni przed startem mistrzostw, pewnie moglibyśmy wskazać po prostu: na Euro. Albo: chcemy być ofensywni. Mieć inne atuty niż młócka w środku pola. Nie jechać na turniej z myślą o przetrwaniu i błaganiu rywali – przecież dopiero to miało miejsce w Katarze – by litościwie nie strzelali nam kolejnej bramki.

Powiedzielibyście też: przecież z Probierzem to niemożliwe. Sam bym tak powiedział, bo głównym atutem, który u niego dostrzegałem, było niebycie Santosem. Wiedziałem, że dogada się z kadrą, bo prywatnie to naprawdę fajny facet, ale trenersko ograniczony. Fajnie, że póki co zamyka mi mordę. Jeśli jego kadencję podzielimy na dwa etapy – przed Euro i na samo Euro, to ten pierwszy kończy się w najlepszym stylu, w jakim mógł. Drugi – tam faktycznie jeszcze nic nie osiągnał.

Co zmienił Probierz? Nastawienie – drużyna wychodząca w Kiszyniowie na drugą połowę jak na wakacje, od czasu Cardiff pakuje nóż między zęby i idzie na wojnę. Odwagę – jak nie wierzycie, odpalcie sobie przykładową 50. minutę meczu w Warszawie przeciwko Wyspom Owczym. Domyślam się, że zobaczycie obrońców klepiących piłkę między sobą. Chciałem dodać, że wykreował też wreszcie żelazną jedenastkę (a nie od przypadku do przypadku), ale to w sumie nie jest prawdą, tyle że powód jest inny niż zazwyczaj – rosną nam zawodnicy z ławki i ból głowy polega na tym, że trzeba myśleć o wstawieniu kogoś lepszego, a nie mniej gorszego. My już nie dyskutujemy na poziomie “najlepszy to ten, który nie grał” (co swoją drogą kończyło się jego wyjściem na boisko w kolejnym meczu i podobnym odczuciem, co przy występie tego, którego zmieniał).

Oglądaj także: Witaj nadziejo, stara kusicielko

Reprezentacja momentów

Ta reprezentacja wciąż jest drużyną momentów, ale tych momentów jest coraz więcej. Po Walii mówiliśmy o braku celnych strzałów na bramkę, a gdy na Turcję wyszła co do joty ta sama jedenastka, okłamalibyśmy statystyki, mówiąc tak ponownie. Gdy graliśmy zupełnie innym składem z Ukrainą – było jeszcze lepiej. Jakby wysyłając sygnał, że możemy mieszać i w personaliach, i w ustawieniu, bez strat dla ogólnego planu. Minusów nie brakuje, od niepewnej defensywy, której raz za razem wpadają piłki za plecy, przez środek pola, który dawał się Turkom zdominować, po zbyt dużą przestrzeń zostawianą rywalom wbrew intencji. Ale przypominam – oceniamy także progres. Progres, w który absolutnie nie wierzyliśmy.

Paweł Zarzeczny miał dość znane powiedzenie na moment, w którym się znaleźliśmy – to o lizaniu się. Ale nie o lizanie tu chodzi, lecz wyraźne wyartykułowanie, że kadencja Probierza jest inna, niż mogliśmy się spodziewać. I że wszystko, co do tej pory musiał udowadniać, udowodnił.

Tyle że bez jakiegoś wymiernego sukcesu na Euro – a takim byłoby może nawet godne zaprezentowanie się, nawet bez wielkiej zdobyczy punktowej – znów skończy się na memie “niby człowiek wiedzioł”.

Komentarze