Euro 2024: Probierz chce zaskoczyć rywali. Kluczowy element, na który zawsze brakowało czasu

Michał Probierz pytany przez nas o element, który jego zdaniem najbardziej do tej pory kulał w reprezentacji Polski, wskazał stałe fragmenty gry. - Na tym zgrupowaniu wreszcie będzie na nie czas - mówi. Goal.pl porozmawiał zatem z Michałem Mackiem, polskim trenerem specjalizującym się w stałych fragmentach, o tym, czy to się może udać i czego do tej pory brakowało.

Michał Probierz
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Michał Probierz
  • – W meczu z Estonią mieliśmy 17 rzutów rożnych, ale żaden nie zagroził bramce rywala – mówi Probierz, który zaznacza, że stałe fragmenty będą jednym z priorytetów do czasu rozpoczęcia Euro 2024
  • – Jak uczyłem chłopaków w kadrze U-20 rzutów rożnych, miałem trzy minuty. Na wszystkie stałe fragmenty – dwanaście. Więc jeśli mówimy o dwóch tygodniach, to jest to naprawdę optymalny czas – przekonuje Michał Macek
  • Były asystent w sztabach m.in. Arki Gdynia i Korony Kielce mówi też, które drużyny w Polsce imponują mu pod kątem stałych fragmentów gry najbardziej

Reprezentacja Polski wreszcie będzie miała czas

Przemysław Langier (Goal.pl): Michał Probierz uważa, że stałe fragmenty gry, to priorytet numer jeden do poprawy na tym zgrupowaniu. Zgadzasz się z nim?

Michał Macek (trener od stałych fragmentów gry): To nie może dziwić, bo trener zdaje sobie sprawę, przed jakim turniejem jest. Doskonale wie, ile znaczą stałe fragmenty na turnieju, gdzie reprezentacja Polski zagra co najmniej trzy mecze z bardzo trudnymi rywalami. Każda drużyna będzie miała w spotkaniu rzuty rożne, wolne, auty – Polska nie jest tu wyjątkiem. Pozostaje mieć nadzieję, że praca przyniesie efekty.

Dwa tygodnie treningów przedzielone dwoma meczami to w ogóle wystarczający czas, by podciągnąć stałe fragmenty gry?

Swego czasu dostałem zaproszenie od trenera Miłosza Stępińskiego do reprezentacji U-20, by mu pomóc przy stałych fragmentach przed spotkaniem z Portugalią. Dosłownie dwa razy przećwiczyliśmy wariant z rzutem rożnym, a w meczu… dokładnie w ten sposób strzeliliśmy bramkę. Jak uczyłem chłopaków, miałem na to trzy minuty. Na wszystkie stałe fragmenty – dwanaście minut. Więc jeśli mówimy o dwóch tygodniach, to jest to naprawdę optymalny czas dla tak dużego sztabu, jaki mamy w kadrze. Spodziewam się, że na każdego rywala będziemy mieli po kilka różnych wariantów, wszystko sprofilowane pod piłkarzy, którzy będą bronić. Bo pamiętajmy, że nawet jeśli ogólny sposób bronienia w jednej czy drugiej drużynie jest podobny, to ostatecznie i tak sprowadza się on do wykonawców. Do ich wzrostu, elementów wolicjonalnych, najsłabszego ogniwa, które trzeba zaatakować, itd. Bardzo bym chciał, by gol ze stałego fragmentu padł już w meczu z Ukrainą – która broni dwóch w strefie, a reszta indywidualnie – bo z doświadczenia wiem, jak mentalnie zespół potrafi urosnąć, gdy wyjdzie coś, co się ćwiczyło. 

Michał Macek (fot. PressFocus)

Wybór jedenastki na mecz definiuje, jakie stałe fragmenty będziemy grać.

Oczywiście. To wtedy decyduje się, którzy zawodnicy będą nadawali się do wybloku, którzy do zabezpieczenia faz przejściowych, by nie stracić bramki po własnym stałym fragmencie. Póki nie ma składu na mecz, nie ma mowy o schematach. Osobiście nigdy nie praktykuję czegoś takiego, by najpierw mieć schemat, a później do niego dobierać ludzi. Jest dokładnie na odwrót – najpierw spójrzmy na materiał ludzki, a dopiero wtedy stwórzmy dla niego stałe fragmenty.

Dlaczego do tej pory nie udawało się nawet zagrozić bramce rywali?

Bo trener jest od pół roku, zgrupowania są krótkie, jest ich mało, i nie było czasu na dopracowanie tego elementu. Ale teraz jest odpowiedni czas i moment, w którym można liczyć na efekty.

Faktycznie jest tak, że brakuje nam wzrostu, jak raz powiedział Michał Probierz?

Nie ma co ukrywać, że wzrost to główny aspekt, jeśli chodzi o stałe fragmenty, bo widzimy, ile spustoszenia sieją zespoły mające dwumetrowych piłkarzy, ale szczerze mówiąc, to myślę, że trener mógł w tym przypadku zastosować zasłonę dymną. My też mamy zawodników, którzy potrafią grać w powietrzu.

Gdybyś miał sięgnąć kilka lat wstecz, u którego selekcjonera stałe fragmenty były najlepsze?

Powiem z przymrużeniem oka. W barażu Polska – Szwecja, gdy pomagałem trenerowi Michniewiczowi (śmiech).

Michał Probierz nie ma i uważa, że nie potrzebuje trenera od stałych fragmentów. A jak to jest w innych reprezentacjach – powiedzmy z naszej półki. Bo wiem, że najlepsi mają.

Nie ma żadnego stałego trendu, zależy od reprezentacji. Właśnie teraz taki trener dołączył do kadry USA, Niemcy też już mają, ale to nie jest tak, że obligatoryjnie trzeba mieć. Wszystko jest uwarunkowane od pierwszego trenera, który wie doskonale, czy potrzebuje wsparcia, czy nie. Przecież ludzie w sztabach też najczęściej są kompetentni i mają wiedzę o stałych fragmentach, nawet jeśli nie jest to stricte ich specjalizacja. Tak najpewniej jest w polskiej kadrze.

Ekstraklasa, a stałe fragmenty gry

Nie ma też trenerów od stałych fragmentów w polskich klubach. Niektóre wychodzą na tym nieźle, jak Jagiellonia, ale na przykład w Legii czekali do końca sezonu na gola z rzutu rożnego.

Tym nasze kluby już się różnią od najlepszych. Lubię przykład Arsenalu, który w tym sezonie zdobył bodajże 17 bramek po samych rzutach rożnych. Kiedyś usłyszałem takie słowa, że posiadanie takiego trenera, to dodatkowe pięć do piętnastu goli w sezonie, ale nie zawsze jest to regułą. Przywołana Jagiellonia zdobyła całą masę bramek w ten sposób. Z samych rzutów rożnych zdobyła aż dziewięć, gdzie współczynnik skuteczności jest najwyższy w lidze – 5,24 proc. To pokazuje, że mistrzostwo Polski można zdobyć stałymi fragmentami. Osoba odpowiedzialna w Jadze za ten element pokazała, że dziewięć goli z rożnych, a ogólnie 17 ze stałych fragmentów bez rzutów karnych – najwięcej w lidze – może przynieść tytuł. Pamiętajmy też, że doszło do fenomenu na skalę ligi polskiej. Jaga zdobyła pięć bramek bezpośrednimi uderzeniami z rzutów wolnych. Dawno coś takiego się nie zdarzyło.

Bawiąc się we wróżbitę – Jagiellonia zdobyłaby mistrzostwo bez stałych fragmentów?

Tu nie trzeba wróżyć. Jakby odjąć im 17 bramek, to miejsce pewnie byłoby niższe. Ale tam od początku było wielkie skupienie na ten element.

To odwracając pytanie – czy stałych fragmentów nieco nie zabrakło Śląskowi, by być mistrzem Polski?

Bardziej bym poszedł w narrację, że Śląsk jest kolejnym klubem, gdzie to działało i że to raczej dzięki stałym fragmentom – oczywiście między innymi – Śląsk otarł się o mistrzostwo i skończył ligę na tak wysokim miejscu. Mówimy o zespole, który zdobył siedem bramek po rzutach rożnych i trzy po rzutach wolnych. Jeśli można mówić o przegraniu mistrzostwa, to bardziej niewykorzystanymi sytuacjami z gry.

Tylko u nas

Tomasz Tułacz zachwyca

Który zespoł byś wyróżnił za stałe fragmenty z perspektywy nie tyle liczb, które można sprawdzać, co stwarzanego zagrożenia?

Bezapelacyjnie Puszczę Niepołomice i pana trenera Tomasza Tułacza. On pokazał, jak należy pracować nad stałymi fragmentami. To, co robi sztab Puszczy i w jak piękny sposób oni zdobywają bramki, to jest coś niebywałego. Ja miałem przyjemność grać przeciwko Puszczy, gdy byłem w sztabie Arki, i już wtedy wiedzieliśmy, że to ich główna broń. To nie jest tak, że nagle się obudzili ze stałymi fragmentami. Powiem więcej – oni są w tym nie tylko dobrzy, ale i wzbudzają strach u przeciwników. Weźmy ich wrzuty z autów – przecież to jest dzieło sztuki. Swoją drogą przypomina mi się, jak będąc w Koronie w sztabie Leszka Ojrzyńskiego, trenowaliśmy właśnie auty. Ludzie naprawdę się z tego śmiali i mówili: po co wy wrzucacie tę piłkę i się jej pozbywacie. A dziś sześć czy siedem zespołów w lidze gra dokładnie w ten sposób, bo to po prostu przynosi efekt. Z Puszczą jako wzorem, bo ten zespół wcale nie miał w tym sezonie dużo stałych fragmentów. 142 rzuty rożne Puszczy przełożyły się na lepszy efekt niż przykładowo 212 Pogoni Szczecin. Jakość, nie ilość.

Czyli ludzie słusznie oszaleli na punkcie stałych fragmentów Puszczy.

Na pewno nie bezpodstawnie. Chyba największe szaleństwo było po rzucie wolnym przeciwko Lechowi. Wtedy pojawiła się cała masa opinii, że Puszcza wymyśliła coś fenomenalnego, co jest oczywiście prawdą, ale sprzedam jako ciekawostkę, że… nie było to nic nowego. Trener Tułacz dokładnie taki sam rzut wolny rozgrywał już cztery albo pięć lat temu w meczu z GKS-em Bełchatów. Ale gama rozegrań jest tak ogromna, że nie trzeba co chwilę powtarzać tego samego. Absolutny top w Polsce.

Złapałeś się za głowę po wypowiedzi Mariusza Rumaka, że Puszczy piłka po prostu dobrze spada w polu karnym?

Nie chciałbym tego oceniać. Powiem tylko, że gdy dwukrotnie w swojej karierze analizowałem, jak się wybronić przed stałymi fragmentami Tomasza Tułacza, miałem z tym masę roboty na treningach.

“Wkrótce trenerzy od stałych fragmentów będą standardem”

A co można powiedzieć o stałych fragmentach Legii, która ma naprawdę fatalne statystyki, mimo że jako zespół jakościowy, okazji ma więcej od słabszych drużyn? To może być dzieło przypadku, pecha, czy jednak coś tam nie grało?

Nie da się tego jednoznacznie ocenić z dystansu. Nie byłem w sztabie Legii, nie widziałem, jaką pracę wykonywano nad tym elementem. Ale przy ponad 200 rzutach rożnych skuteczność poniżej jednego procenta to faktycznie bardzo mało. Można się zastanawiać, gdzie Legia kończyłaby sezon, gdyby zdobyła przynajmniej te sześć-siedem bramek po rzucie rożnym lub wolnym. Ale dla kontrastu zwróciłbym uwagę na defensywę Legii. W Ekstraklasie trudno szukać lepszej pod kątem bronienia się przed stałymi fragmentami rywali. Robiła to naprawdę wyśmienicie.

W Radomiaku pierwszym trenerem został trener, który w Lechu specjalizował się w stałych fragmentach gry, a jednak Radomiak był jedną z najgorszych drużyn pod tym względem. Jak to uzasadnić?

Nie jestem w stanie, bo – jak w przypadku Legii – nie było mnie w sztabie. Nie wiem, czy trener Kędziorek sam prowadził stałe fragmenty, czy zostawił je któremuś z asystentów. Znamy liczby Radomiaka i jeśli chodzi o sfg są fatalne, zwłaszcza w defensywie, za wyniki jest oczywiście odpowiedzialny pierwszy trener, ale czy za stałe fragmenty? Spodziewam się, że jako “jedynka” je po prostu oddał.

To na koniec powiedz mi, jaka jest przyszłość stałych fragmentów gry? Będą się rozwijać, czy w drugą stronę – znikną w tłumie miliona innych rzeczy?

To pierwsze. Pamiętam czasy, gdy trenerzy bramkarzy byli w klubach nowością. Później to samo z trenerami motorycznymi. A dziś i jedni, i drudzy, do tego dietetyk, stają się normą. Tak więc myślę, że za jakiś czas standardem będzie też posiadanie szkoleniowca od stałych fragmentów. W Premier League i we Włoszech tacy trenerzy są już w każdym sztabie. Do Polski też to dojdzie. Coraz więcej młodych trenerów dopytuje mnie o ścieżkę rozwoju pod tym kątem, czasem prowadzę jakieś konferencje i widzę zainteresowanie. Na whatsappie z trenerami z całego świata mamy grupę dyskusyjną i oni zawsze mnie pytają: czemu w Polsce to jeszcze nie jest popularne? Kiedyś będzie. Skoro taka osoba potrafi dać do piętnastu bramek w sezonie, to znajdź mi napastnika, który tyle nastrzela i będzie kosztował tyle, co trener od stałych fragmentów…

Komentarze