Mecz na wkurzenie wszystkich. Szaleństwo to było, ale nie dziś

Widząc skład, na jaki zdecydował się Michał Probierz przeciwko Francji, można było powiedzieć: selekcjoner oszalał. Ale to odwrócona logika. Ostatni mecz Polaków na Euro udowodnił, że szaleństwo było, ale cztery dni wcześniej w Berlinie.

Reprezentacja Polski
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Reprezentacja Polski

Francja – Polska, czyli mecz, po którym będziemy pytać, co by było, gdyby…

To nie był wybitny mecz reprezentacji Polski. Nie taki, po którym będziemy wracać do niego jak do Wembley, nie taki, który stanie się mitem założycielskim drużyny – choć wynik przekonanie o własnej wartości powinien podbić. Ale był to mecz, który udowodnił, jak potężnym błędem było zestawienie składu na poprzednie spotkanie. Michał Probierz do tego się nie przyzna – przekonuje przecież, że 75 minut przeciwko Austrii było bardzo dobre – ale ten jeden raz zrobił krok wstecz i się nie opłaciło. Bo, patrząc na ostatnie lata naszej kadry wcale nie jest takie oczywiste, lepiej gra się mając na boisku piłkarzy, którym piłka nie przeszkadza, niż takich, którzy nie czują się z nią do końca komfortowo. Z Austrią nastawiliśmy się na wojnę, czyli grę na ich zasadach. A czas pokazał, co – prawdopodobnie, bo nigdy już tej teorii nie potwierdzimy – byłoby lepsze.

Bo Austria to nie Francja.

Jeśli tak długimi fragmentami wyglądaliśmy godnie na tle Francji, są powody, by zastanawiać się, co by było, gdyby.

Tylko u nas

Michał Probierz udowodnił sobie, że jakiekolwiek schodzenie z drogi, którą roboczo nazwijmy “graniem w piłkę”, jest potrzebne jak śnieg w lecie. Oceniając turniej już po jego zakończeniu, aż trudno uwierzyć, że właśnie Austrii przestraszyliśmy się najbardziej. Że jedynym rywalem, z którym postanowiliśmy odejść od tworzenia nowej tożsamości, był właśnie ten zespół. Mocny, zdyscyplinowany, mądrze budowany od kilku lat, wybiegany i groźny w pressingu.

Ale nie będący Brazylią w peaku.

A my ją tak potraktowaliśmy.

– Z Francją chcemy zagrać ofensywnie i pokazać, że można grać z nimi w piłkę – zapowiadał przed wtorkowym spotkaniem selekcjoner reprezentacji Polski. Wcześniej kilkukrotnie przypominał, że nasze ostatnie spotkanie na Euro będzie pierwszym etapem przygotowań do Ligi Narodów oraz że z drogi, na którą wjechała jego kadra nie ma już powrotu. Gdyby wyrzucić ten nieszczęsny drugi mecz, moglibyśmy mówić, że otrzymaliśmy odpowiedź, iż w słowach Probierza nie ma blefu.

We wtorek w rolę defensywnego pomocnika wcielił Jakuba Modera, dla którego nie jest to nowość, ale przecież przed turniejem na tej pozycji ranking tworzyli wyłącznie gracze o destrukcyjnych zapędach. Od pomocników się zaroiło, bo zamiast dwójki napastników, zobaczyliśmy jednego – Roberta Lewandowskiego – wspieranego Kacprem Urbańskim i Sebastianem Szymańskim. Środek uzupełnił Piotr Zieliński. Całą czwórkę łączy jedno – są piłkarzami, którzy proszą się o piłkę. Pierwsza myśl każdego z nich ucieka w kierunku “strzelić”, nie zaś “nie stracić”.

Bardziej defensywnie kadra Probierza wyglądała nawet w meczu z Mołdawią, co przywołuje pytania – czy selekcjoner pozwolił sobie na wystawienie takiego składu, bo mecz z Francją już o niczym nie decydował w kontekście Euro 2024, czy naprawdę tak ma to wyglądać w przyszłości. A jeśli tak – to dlaczego zdecydował się na tak wyraźne odstępstwo w meczu z Austrią?

Były tajemnice mundialu, przez lata będziemy to wspominać, jako tajemnicę Euro.

Oglądaj także: Domówka z meczu Francja – Polska

Komentarze