To nieprawda, że przed Cezarym Kuleszą jest teraz jeden wybór – selekcjonera reprezentacji Polski. Prezes PZPN musi wybrać dwa razy – zanim wskaże nazwisko, musi zdecydować, czy wybiera trenera, dla którego priorytetem będzie gra w barażach, czy długoterminowa budowa zespołu.
- Do 19 stycznia poznamy nowego selekcjonera reprezentacji Polski
- Omawiamy wszystkich kandydatów, którzy pojawiają się w medialnych informacjach, natomiast – jeśli Cezary Kulesza nie wymyśli nikogo spoza tej listy – realnie na zatrudnienie powinno liczyć tylko czterech z nich
- Wśród zagranicznych trenerów jest jeden, który znajduje się na innym etapie kariery od pozostałych, co też powoduje, że warto o nim wspomnieć osobno. Jednak nie wydaje się odpowiednią osobą na tu i teraz
Spływają nazwiska
Ten serial jest znany od zawsze – w dowolnej reprezentacji zwalnia się miejsce na ławce, a trenerzy z całego świata uważają, że są tymi, którzy powinni je zająć. Tak się akurat złożyło, że teraz aplikują do PZPN, a my z lekką ironią zastanawiamy się, kto będzie następny. Padają kolejne nazwiska, które – o dziwo – z pewną regularnością potwierdzają się w następnych dniach. Ale gdzieś w oparach tych kpin ucieka nam jedno – spośród tych wszystkich, czasem irracjonalnych, kandydatur, jedna zostanie wyłoniona. Dlatego my postanowiliśmy wybrać pięć najgłośniejszych nazwisk i przedstawić, co ci trenerzy mogą dać reprezentacji Polski oraz jakie ryzyko niesie ich zatrudnienie.
Przy okazji każdego wyboru nowego selekcjonera, podnoszą się zawsze głosy o konieczności spojrzenia za polską granicę. W końcu rynek weryfikuje naszych szkoleniowców dość brutalnie – wyjątkową rzadkością są transfery polskich trenerów do lepszych lig, a jakkolwiek byśmy stali za nimi murem, to o czymś świadczy. Jednak sytuacja, w jaką wpakował nas swoją decyzją Paulo Sousa, każe na kandydatów z Zachodu spojrzeć nieco inaczej, z dużo większą ostrożnością. Niby wiedzieliśmy, że do Polski przyjadą tylko trenerzy będący na zakręcie kariery, lub nawet na jej aucie, w najlepszym wypadku po prostu przeciętni, ale dopóki nie przekonaliśmy się o tym na własnej skórze, wielu wierzyło, że jest inaczej. Dlatego wydaje się, że przynajmniej na jakiś czas faworytem do objęcia reprezentacji będą Polacy.
- Czytaj także: Byliśmy jak szarańcza. A szarańczy się nie lubi
Dlaczego nie brać z zagranicy
Z wymienionych w mediach nazwisk trenerów zagranicznych, tylko jedno nie pasuje do pozostałych – Andrea Pirlo. I jest to zdecydowanie jego plus – dlatego jego kandydaturę omówimy szerzej. Pozostali trenerzy szukają po prostu punktu zaczepienia dla podtrzymania przy życiu własnej kariery i trudno wierzyć, że faktycznie mogą pomóc – i to niezależnie, czy ocenimy ich przez pryzmat pracy krótkoterminowej (na którą oni sami i tak by się nie zgodzili), czy dłuższego kontraktu. Jedno z największych nazwisk – Dick Advocaat – w swojej ostatniej pracy z reprezentacją Iraku zanotował wstydliwy bilans 0-4-2 i sam zrezygnował po niespełna czterech miesiącach. Wcześniej z kadrą Holandii nie zdołał awansować na mistrzostwa świata w 2018 roku i mimo kariery, w której da się odnaleźć sukcesy, trudno dziś traktować go poważnie. Marco Giampaolo – jeśli nie dostanie pracy w Polsce, a to bardzo wątpliwe – będzie miał problem znaleźć zatrudnienie we własnym kraju po tym, jak źle wyglądały jego Milan, a następnie Torino (zdobywał średnio mniej niż jeden punkt na mecz). Ante Cacić prowadził Chorwatów na Euro 2016, jednak z turnieju odpadł rundę wcześniej niż Polska Adama Nawałki, by po dwóch latach bez sukcesów znaleźć zatrudnienie w lidze egipskiej. Avram Grant od lat sunął po równi pochyłej, aż w 2017 roku całkiem wypadł z obiegu. Podobnie można traktować Juergena Klinsmanna, który do tego wszystkiego o rezygnacji z pracy w Hercie Berlin poinformował… na Facebooku. Fabio Cannavaro ma trenerskie CV niegodne pracy z reprezentacją mającą aspiracje bycia europejskim średniakiem z górnej półki.
Aż wreszcie docieramy do Cesarego Prandellego, który jeszcze niedawno prowadził Fiorentinę, więc w teorii można spierać się, czy on też jest dziś na aucie. Ale tylko w teorii właśnie, bowiem odchodząc z Violi sam się na ten aut wyrzucił – jako powód podając wypalenie. Inna sprawa, że w czasie kilku ostatnich miesięcy pracy nie był w stanie postawić Fiorentiny na nogi, a jego następcy – Vincenzo Italiano – udało się to niemal błyskawicznie. Sama kandydatura Prandellego może zatem dziwić i budzić pytania: czy on sam wie, że jego agent aplikował do PZPN?
Kto selekcjonerem reprezentacji Polski? Nasz ranking
Zawsze jest jeszcze jedna opcja – że Cezary Kulesza sam też ma pomysł na swojego kandydata i mimo iż nie dostał od niego CV, planuje się do niego odezwać. Ale to mało prawdopodobne, zwłaszcza w perspektywie potrzeby zatrudnienia kogoś natychmiast. Dlatego naszym zdaniem nowy selekcjoner może zostać wybrany z grona czterech Polaków – Adama Nawałki, Czesława Michniewicza, Marka Papszuna i Macieja Stolarczyka. Do opisu dorzucamy jeszcze wspomnianego Pirlo, bo ta kandydura wydaje się znacznie ciekawsza, niż powszechnie się uważa, choć zdecydowanie zgadzamy się, że nie jest to dobry moment na zatrudnienie Włocha.
- Adam Nawałka
Tylko na pierwszy rzut oka ta kandydatura mogła wyglądać mało poważnie, ale im bliżej się jej przyjrzeć, tym łatwiej się skłonić do skorzystania właśnie z takiego rozwiązania. Zgadza się dosłownie wszystko. Estyma u najważniejszych kadrowiczów, bo nawet jeśli w pewnym momencie doszło do przesytu i wyczerpania formuły, mówimy o wydarzeniach sprzed 3,5 roku. To z kolei może okazać się kluczowe przy pracy krótkoterminowej. Etos pracy, do którego Nawałka przyzwyczaił – jego nazwisko zatem gwarantuje doskonałe przygotowanie merytoryczne do barażów, nawet jeśli od dłuższego czasu były selekcjoner był na emeryturze. Plusem jest także to, że Adam Nawałka prawdopodobnie mógłby być rozpatrywany zarówno jako selekcjoner zadaniowy – mający po prostu awansować na mundial i po wykonaniu celu zwolnić miejsce (nie mówimy tu nawet o decyzji PZPN, a samego trenera, który może być chętny na takie rozwiązanie), jak i w perspektywie średniej (awans na mundial i poprowadzenie na nim drużyny). W pewnym stopniu mogłaby to być też kandydatura długoterminowa, choć nie bezpośrednio – Nawałka mógłby „wychować” sobie następcę, który w płynny sposób i bez dokonywania rewolucji przejąłby zespół po jego odejściu.
Zgadzają się nawet takie detale, jak to, że Adam Nawałka próbował przez jakiś czas grać taktyką z trzema obrońcami i gdyby – choćby doraźnie – do niej wrócił, dostałby drużynę mającą znacznie większe pojęcie o tym ustawieniu. Te wszystkie cechy powodują, że nawet jeśli dziś były selekcjoner jest na trenerskim aucie, nie można tego traktować identycznie, jak w przypadku zagranicznych kandydatów. To ostatnie jest oczywiście minusem, ale zdecydowanie przysłonionym przez plusy.
- Czesław Michniewicz
Naszym zdaniem kandydatura numer dwa. Niektórzy wciąż wypominają mu dwa remisy z Wyspami Owczymi jego kadry U-21, jednak nie jest żadną tajemnicą, że Michniewicz lepiej czuje się w roli underdoga. Dlatego obok wspomnianych wstydliwych wyników szły znacznie lepsze – zwycięstwa z Portugalią, Włochami i Belgią. Te dwa pierwsze odniesione na terenie rywali, co dodatkowo może podbić wartość jego akcji – wszak baraż z Rosją zagramy w Moskwie.
Michniewicz jest jednym z autorów klęski Legii w obecnym sezonie, jednak czy można w jakikolwiek sposób łączyć kryzys klubowy – w dużej mierze wynikający ze zbyt wąskiej kadry w stosunku do liczby meczów – z pracą w reprezentacji? Wątpliwe. Za to już sam sposób wyeliminowania Slavii Praga, gdy Michniewicz jednorazowo i z konieczności musiał przestawiać piłkarzy na nieswoje pozycje, pokazuje, ile warty może być jego krótkoterminowy plan. Awans na mistrzostwa świata wymaga dobrania odpowiedniej taktyki do przeciwnika, co akurat Michniewicz potrafi.
Wadą jest to, że raczej kandydatura Czesława Michniewicza nie jest najlepszym rozwiązaniem, jeśli chodzi o pracę długoterminową. Ale pytanie, czy my faktycznie szukamy kogoś na dłużej właśnie teraz?
- Marek Papszun
Pierwszy kandydat długoterminowy. Jeśli Cezary Kulesza zdecyduje się na budowanie czegoś na przyszłość, wybranie Papszuna wydaje się możliwe. Plusem jest też – przynajmniej w niewielkim stopniu – to, że o ile u Czesława Michniewicza gra na trójkę obrońców była wymuszona tym, co zastał w Legii, o tyle u trenera Rakowa jest to standardowe ustawienie. Mógłby zatem w pewnej mierze sprawić, że nie wszystko, co działo się w ostatnim roku, okaże się czasem straconym.
Problemem jest jednak to, że Marek Papszun rzadko zalicza wejścia smoka, a raczej potrzebuje czasu na osiągnięcie zadowalających wyników. Jeśli spojrzymy na przeszłość, to o ile zatrudnienie Michniewicza na baraże maksymalizuje szanse awansu, o tyle trudno powiedzieć, że tak się stanie w przypadku Papszuna. Jeśli ten czynnik weźmie pod uwagę Cezary Kulesza, szanse dla szkoleniowca wicemistrzów Polski na kontrakt z PZPN tu i teraz nie będą zbyt wysokie.
- Maciej Stolarczyk
Bardzo ryzykowna kandydatura, bo wciąż mówimy o trenerze na dorobku. Natomiast są powody, by uważać go za jednego z kandydatów. Po pierwsze jest dostępny niemal od ręki, gdyż już w tej chwili – jak trener reprezentacji U-21 – jest na kontrakcie z PZPN. Po drugie wyniki pokazują, że nie wypadł sroce spod ogona, choć ta ocena w dużej mierze bazuje na zwycięstwie 4:0 nad Niemcami (gdyby nie ten triumf, wyniki ocenialibyśmy jednoznacznie negatywnie). Tak czy inaczej szanse na angaż Macieja Stolarczyka są raczej niewielkie, a jest to bardziej opcja rezerwowa – gdyby z żadnym kandydatem, którego Cezary Kulesza uważa za sensownego, nie udało się dogadać. Co też nie jest wykluczone, bo nazwisko Stolarczyka brzmi na dziś poważniej niż omówieni przed tym rankingiem obcokrajowcy.
- Andrea Pirlo
W poniedziałek w mediach pojawiło się jego nazwisko i gdyby nie to, że potrzebny jest trener na już, wcale nie byłaby to kandydatura zła. Oczywiście można rozliczać Pirlo przez pryzmat wyników Juventusu z poprzedniego sezonu. Przez to, że po dziewięciu latach dominacji tego klubu właśnie Pirlo skończył sezon drżąc o awans do Ligi Mistrzów, że nie zaliczył bodajże ani jednej serii zwycięstw dłuższej niż trzy mecze, ale problemy Juve sięgały znacznie głębiej niż Andrea Pirlo.
Pirlo dał się poznać jako człowiek elastyczny taktycznie, szukający dla swoich piłkarzy różnych miejsc na boisku. Taki Dejan Kulusevski był sprawdzany co najmniej w trzech miejscach. Podobnie Federico Bernardeschi. Nie zawsze to wypalało, ale też nie kończyło się raczej katastrofą. A eksperymenty miały sens, bo Juventus miał naprawdę spore problemy z jakością kadry.
Mamy więc coś wspólnego z reprezentacją Polski. Ale jest tego więcej. Na przykład Pirlo jest trenerem, który pewnie mógłby szerzej wykorzystywać to, co zostawił po sobie Paulo Sousa, bo on też preferował ustawienie niesymetryczne. U Sousy piłkarz, który był w fazie ataku bocznym pomocnikiem, w fazie defensywnej stawał się bocznym obrońcą – tak to właśnie funkcjonowało po lewej stronie. U Pirlo linia pomocy za to składała się często z trzech środkowych pomocników, z których jeden był rozpisany po lewej stronie, ale w fazie ataku schodził do środka robiąc miejsce na skrzydle bocznemu obrońcy. Nie jest to to samo, ale pewne części wspólne można znaleźć w roli lewego defensora. Oczywiście, jeśli Pirlo chciałby podobnie grać z reprezentacją Polski.
I jeszcze jedna ważna rzecz – Andrea Pirlo przejął Juventus u progu poprzedniego sezonu. Bez możliwości przygotowania drużyny, gdy z marszu musiał grać o wynik. Dlatego, mimo iż nie jesteśmy entuzjastami tej kandydatury, nie wydaje mi się aż tak głupia. Dodajmy też, że nie mówimy o człowieku klasy Paulo Sousy, a jednak o kimś, kto ma fenomentalną reputację. Wątpliwe, że pokusiłby się kiedykolwiek o taką dezercję jak Portugalczyk. Gdyby jednak miał dostać szansę, to nie teraz. Nie w chwili, gdy jest potrzebny ktoś od zrobienia wyniku tu i teraz. Ryzyko jest zbyt wielkie.
Komentarze