Polska pokazała dwa oblicza w meczu z Anglią, ale remis 1:1 wywalczyła charakterem. Gdy wydawało się, że gol Harry’ego Kane’a pozbawi nas złudzeń o urwaniu faworytowi punktów, w doliczonym czasie gry Robert Lewandowski dośrodkował na głowę Damiana Szymańskiego, a ten zapewnił nam punkt w elimiacjach mistrzostw świata.
– To będzie mecz dwóch równorzędnych drużyn, bardzo wyrównany. Na pewno nie ograniczymy się do murowania bramki, a będziemy atakować Anglików jak najbliżej ich pola karnego – mówił dzień przed starciem z Anglią Paulo Sousa. Jeśli mecz trwałby 45 minut, powiedzielibyśmy, że nie kłamał, grał w otwarte karty, a co najważniejsze – sprawił, że słowo stało się ciałem. Reprezentację Polski schodzącą na przerwę po pierwszej połowie żegnały głośne brawa, bo choć “tylko” remisowała, nie pozwoliła nikomu odczuć, że podejmuje wicemistrza Europy, czwartą drużynę świata. Ekipę, która ma taką głębię składu, że jej selekcjoner może z meczu na mecz dokonać jedenastu zmian bez utraty jakości.
Sytuacji nie stworzyliśmy w tym okresie gry wielu. Groźnie było tak naprawdę raz, gdy Karol Linetty podciął piłkę nad głowami obrońców, a Robert Lewandowski próbował przelobować Jordana Pickforda. Nie miał jednak “z czego uderzyć” i bramkarz bez trudu złapał piłkę. Ale Anglicy okazji bramkowych nie mieli w ogóle. Bronił się każdy wybór portugalskiego selekcjonera, poczynając od doskonałego w odbiorze Grzegorza Krychowiaka, przez pewnego w obronie Pawła Dawidowicza, po dynamicznych wahadłowych, ale i pracujących w defensywie Kamila Jóźwiaka i Tymoteusza Puchacza.
Wydawało się, że drużyna jest tak nakręcona, że najgorsze, co się jej może zdarzyć, to zmuszenie jej do przerwy. I faktycznie – po powrocie na murawę ktoś podmienił zespół Paulo Sousy. Przed przerwą nie dał się zdominować ani przez moment, po jej zakończeniu – pierwszy kwadrans absolutnie należał do naszych rywali. Konkretów z tego było niewiele, ale z minuty na minutę coraz mocniej śmierdziało golem. To my przestaliśmy radzić sobie z wysokim pressingiem i oddawaliśmy piłkę jeszcze na swojej połowie i nie wyglądało to na planową ciszę przed burzą.
Paradoksalnie to, co najgorsze, stało się w momencie, w którym przewagę rywali przetrwaliśmy, tuż po pierwszej dobrej ofensywnej akcji Polaków po przerwie. Strzał Lewandowskiego z dystansu złapał Pickford, błyskawicznie wznowił grę wyrzutem ręką na naszą połowę, a gdy odebraliśmy Anglikom piłkę, tę z powrotem oddał im Jakub Moder. Nikt nie doskoczył do Harry’ego Kane’a na 30. metr, ten uderzył mocno z rotacją odchodzącą od środka bramki, a Wojciech Szczęsny nie zdążył zareagować.
To pozwoliło Anglikom na spokojne kontrolowanie meczu z dala od własnej bramki aż do… 92. minuty. Wtedy w dużym kotle w polu karnym gości piłkę przechwycił Robert Lewandowski, dośrodkował wprost na głowę Damiana Szymańskiego, a zmiennik Grzegorza Krychowiaka zapewnił nam remis. W ten sposób Biało-czerwoni zostali pierwszą drużyną, która urwała Anglikom punkty w eliminacjach mistrzostw świata. Po sześciu kolejkach zajmujemy trzecie miejsce ze stratą jednego oczka do Albanii, która ma jednak przed sobą wciąż mecz na Wembley.
Pozytywne zaskoczenie. Pierwsza połowa bardzo dobra w naszym wykonaniu, były jakieś tam okazje, a co najważniejsze udało się skutecznie kontrolować Anglików. Druga połowa już znacznie gorsza i Anglicy jak najbardziej zasłużenie wyszli na prowadzenie, ale gra się do końca i za to brawa dla naszych.
Przyznam, że bałem się trochę tego zgrupowania. Pamiętajmy, że gramy bez napastników nr 2 i 3 w kadrze (Milik i Piątek) oraz bez najlepszego kreatywnego pomocnika (Zieliński).