- Trudno przypomnieć sobie, kiedy skala problemów kadrowych reprezentacji Polski była tak ogromna jak obecnie
- Masa kontuzji, zdecydowana obniżka formy lub zerowe szanse na grę po zmianie barw klubowych – to obraz Biało-Czerwonych tuż przed meczami z dwoma najgroźniejszymi rywalami w walce o awans na Euro 2024
- Polska zacznie eliminacje meczem z Czechami w Pradze (24 marca), a następnie zmierzy się u siebie z Albanią (27 marca)
Jeden cytat z Michniewicza wciąż aktualny
Najlepszym meczem Czesława Michniewicza w reprezentacji Polski był ten pierwszy o stawkę. W barażu o mundial ze Szwecją (2:0) Polska zagrała doskonale taktycznie i nawet jeśli swoje dołożył świetny tego dnia Wojciech Szczęsny, trudno było Michniewiczowi nie bić brawa. Chyba nie będzie przesady, jeśli powiemy, że do tego poziomu jego kadra zbliżyła się tylko raz – przeciwko Holandii w Rotterdamie (2:2), ale nie na pełnym dystansie, bo jakoś od 60. minuty Polacy mieli już problem z opuszczeniem 30. metra własnej połowy. Dziennikarze w kolejnych miesiącach chętnie wracali do starcia ze Szwecją, jako do tego bliskiego perfekcji. Obserwując styl sprawiający tyle przyjemności, co wizyta u dentysty, cały czas wracało pytanie: czemu nie można tego powtórzyć. Wreszcie wyraźnie zirytowany Michniewicz na którejś konferencji prasowej ustosunkował się do tego krótko, choć konkretnie: bo tamtej drużyny już nie ma. Ktoś jest w zupełnie innej formie, kogoś innego brakuje przez kontuzję – zwłaszcza Jakuba Modera, który na swojej pozycji nie ma najmniejszej konkurencji w kadrze, no i jeszcze kilka powodów dałoby się pewnie wymienić. W gruncie rzeczy nie było to w piłce nic szczególnego, bo tylko osoba nie obcująca z nią regularnie mogłaby stwierdzić, że pół roku w futbolu to nie jest epoka.
Ale trzy miesiące? Ile się może zmienić w takim czasie? Okazuje się, że niemal wszystko. Gdyby Santos chciał odwołać się na kolejnej konferencji do jakichkolwiek słów Michniewicza, mógłby ponownie użyć: tej drużyny już nie ma. Ktoś mógłby powiedzieć, że patrząc na to, jak Polska grała w Katarze, to nawet dobrze. Problem w tym, że innej drużyny mogącej zastąpić tę z mundialu też na próżno szukać. Byliśmy ubodzy piłkarsko, a teraz pod tym względem szykuje się przynajmniej tymczasowy dramat.
Koszmarna wyliczanka
Nie spodziewam się, by Fernando Santos miał zamiar narzekać czy żalić się na los, bo to nie jego styl. Natomiast jeśli rozpiszemy sobie podstawową jedenastkę z ostatniego meczu reprezentacji – tego z Francją – i sprawdzimy, co słychać u poszczególnych zawodników, zauważymy skalę rozpadu tego zespołu. Santos przyszedł w idealnym momencie, bo na początku czteroletniego cyklu, w dodatku z perspektywą rozegrania łatwych eliminacji do wielkiego turnieju, ale miesiąc później zastał skalę problemów, której nie mógł się spodziewać. Nie wliczając Wojciecha Szczęsnego, u którego akurat wszystko w porządku, u piłkarzy z pola wygląda to w ten sposób:
Matty Cash – odzyskał miejsce w składzie, ale forma daleka od ideału. W porównaniu do innych, jego sytuacja i tak jest w miarę wesoła.
Kamil Glik – od 21 stycznia bez kontaktu z murawą ze względu na kontuzję, jakiej doznał na treningu. Początkowe doniesienia z Włoch mówiły, że problem nie jest zbyt poważny, a Glik szybko powinien znów się pojawić na murawie. Nic z tych rzeczy – ostatecznie 103-krotny reprezentant Polski musiał przejść artroskopię kolana, a jego udział w marcowym zgrupowaniu wydaje się wykluczony. Inna sprawa, że nawet, gdyby doszedł do siebie, to wystawienie go do składu po dwóch miesiącach bez treningu byłoby szaleństwem.
Jakub Kiwior – ostatni mecz rozegrał 19 stycznia jeszcze w barwach Spezii. Jego otoczenie przekonywało po transferze do Arsenalu, że sam trening z zawodnikami tej klasy da mu więcej, ale to robienie dobrej miny do złej gry. Co oznacza wystawienie środkowego obrońcy bez gry widzieliśmy, gdy Czesław Michniewicz postanowił sprawdzić formę Jana Bednarka w sparingu z Chile. Nawet jeśli Kiwior w ostatnim czasie jakością przerósł Bednarka, nie ma możliwości, by dwa miesiące posuchy nie odbiły się w nim w żaden sposób.
Bartosz Bereszyński – od transferu do Napoli dziewięć meczów w pełnym wymiarze spędził na ławce. Jedyny występ, za to 120-minutowy, zaliczył przeciwko Cremonese w Pucharze Włoch. Więcej szans w tych rozgrywkach nie dostanie, bo Napoli – również po jego błędzie – sensacyjnie odpadło. Przy Giovannim di Lorenzo nie może liczyć na łapanie minut, chyba że Luciano Spalletti uzna, że 20-punktowa przewaga nad wiceliderem w Serie A to wystarczająco dużo, by dać odpocząć liderom. Wydawało się, że znaleźliśmy wreszcie lewego obrońcę w kadrze, bo Bereszyński mundial miał świetny, ale na zgrupowanie przyjedzie zawodnik „inny” zawodnik.
Jakub Kamiński – gra w Wolfsburgu regularnie. Ze składu wypadł tylko na moment ze względu na chorobę, ale wydaje się, że lada moment do niego wróci.
Piotr Zieliński – na mundial jechał w wybitnej dyspozycji, właściwie co mecz notując liczby. Od czasu mundialu gra sporo, ale bez goli i bez asyst. W tym czasie do bramki nie trafił ani raz, zanotował tylko jedno podanie kończące się celnym strzałem kolegi. A mówimy o jedenastu rozegranych spotkaniach…
Grzegorz Krychowiak – tu akurat status quo, ale trudno mówić, że to dobrze. Wciąż na peryferiach futbolu. Lepszy niż w Katarze nie będzie.
Sebastian Szymański – na początku lutego doznał kontuzji w meczu z Twente i od tego czasu wciąż nie wrócił do treningów. Jeśli przyjedzie na zgrupowanie, to zaraz po wyleczeniu urazu, w mocno wątpliwej formie.
Przemysław Frankowski – chyba jedyny piłkarz wśród zawodników z pola, który od mundialu poszedł do góry. Zero kontuzji, pewne miejsce w składzie Lens.
Robert Lewandowski – najsłabsza forma od lat, w dodatku teraz kontuzja. Wyleczy ją przed zgrupowaniem, zdąży nawet zagrać jeszcze dla Barcelony, ale nie jesteśmy przyzwyczajeni, by akurat o jego dyspozycję się martwić.
Na dziesięciu piłkarzy, czterech poważnie kontuzjowanych lub zupełnie bez gry. Trzech kolejnych w znacznie gorszej formie niż trzy miesiące temu. Jeśli ktoś chce szukać nadziei wśród zawodników, którzy w Katarze dostali swoje szanse w nie najgorszym wymiarze, tu też można wyliczać:
Krystian Bielik – kontuzja i kilka tygodni przerwy. Może nie wrócić na początek eliminacji Euro 2024.
Arkadiusz Milik – ostatni mecz rozegrany 29 stycznia, później kontuzja. Massimiliano Allegri przyznał w poniedziałek, że do gry wróci dopiero po przerwie na reprezentację.
Karol Świderski – na szczęście zdrowy, ale dopiero teraz rozpoczął sezon. MLS w ostatni weekend rozegrała 1. kolejkę, Świderski zagrał przez 90 minut.
Nicola Zalewski – gra sporo, ale wreszcie do pełni sił wrócił też Leonardo Spinazzola. Ostatnio Jose Mourinho znalazł miejsce na boisku dla obu (Włoch zagrał z Salzburgiem w Lidze Europy z prawej strony), ale gdy z Weroną wystawił mistrza Europy z 2021 roku na jego nominalnej pozycji, Zalewski po dłuższej przerwie usiadł na ławce. Poza tym, gdy gra – nie zachwyca.
Pozytywną wiadomością jest powrót do gry i nie najgorszej formy Jana Bednarka. Niemal wszystko inne stanęło na głowie.
Selekcja negatywna, bo będzie musiał
Gdy jesienią 2013 roku Adam Nawałka rozpoczynał pracę z reprezentacją, rozesłał całą masę powołań dla piłkarzy, których przeciętny kibic nie kojarzył. Miało to stanowić bazę do tzw. selekcji negatywnej, zatem szybkiego odrzucenia zawodników, którzy na grę w kadrze są zbyt słabi. To był wybór nowego selekcjonera, który dość szybko przekonywał się o tym, co właściwie wszyscy wiedzieliśmy. Z tej selekcji wyłonił jednak Krzysztofa Mączyńskiego, który stał się jego żołnierzem i po kilkunastu miesiącach nikt jego roli w reprezentacji nie podważał.
Santos wyboru nie ma, a do powołań, których byśmy się nie spodziewali, zostanie zmuszony. Całkiem możliwe, że swoją szansę otrzyma Maik Nawrocki. Nieszczególnie zdziwi gra Mateuszem Wieteską jako starterem. Dawid Kownacki? Być może zacznie kadencję Santosa jako numer 2, a gdyby uraz Roberta Lewandowskiego wykluczył go na dłużej niż się obecnie mówi – z napastnika, który nie zmieścił się w kadrze na mundial może wyrosnąć do roli chwilowej jedynki. Pojawi się sporo dyskusji, do której będzie można dopasować inny cytat z Czesława Michniewicza, który kiedyś opowiadał swoją rozmowę z taksówkarzem pytającym go, dlaczego tak uparcie wystawia Grzegorza Krychowiaka. – A wskaże mi pan, kogo jeśli nie jego?
Komentarze