- Najnowszą aferą PZPN-u wcale nie jest StasiakGate, a afera po oświadczeniu w sprawie afery Stasiaka. I jest jeszcze grubiej niż wcześniej
- Wszystko wskazuje na to, że w tym oświadczeniu PZPN zwyczajnie skłamał, tracąc jednocześnie i wiarygodność, i przynajmniej jednego sponsora
- W najnowszej “Przemowie” jest też o tym, jak powinno się załatwiać takie sprawy
Afera ze Stasiakiem. Co dalej?
Transkrypcja fragmentu odcinka:
Pewnie każdy, kto odpalił ten odcinek zna treść oświadczenia PZPN w sprawie Stasiaka, więc nie będę dokładnie go cytował, ale z grubsza: to nie my zaprosiliśmy Stasiaka na pokład, ale zrobił to jeden z partnerów związku, którego nazwy nie ujawnimy ze względu na zasady poufności. Generalnie popełniliśmy błąd, że nie zweryfikowaliśmy listy gości naszych partnerów, bo nigdy tego nie trzeba było robić, przepraszamy, żałujemy.
No cóż, samo wydanie oświadczenia jest najlepszym dowodem, że coraz trudniej PZPN-owi będzie afery zamilczać, co niewątpliwie było planem, bo od ujawnienia przez Szymona Jadczaka informacji o Stasiaku do wydania oświadczenia zawierającego dokładnie siedem zdań minęło trzy i pół dnia, a spirala wokół tej sprawy zaczęła się nieznośnie nakręcać. Nieznośnie oczywiście z perspektywy PZPN. A teraz opowiem wam coś ze swojej perspektywy. Gdy wyszła sprawa Stasiaka, pierwszego dnia po urlopie wykonałem parę telefonów, by zdobyć jakiś komentarz. Dostałem tylko jeden krótki od jednej z osób z PZPN sprowadzający się do tego, że Stasiak jest zawieszony jako działacz, nie jako człowiek, a w Kiszyniowie nie pełnił żadnej działaczowskiej funkcji, więc w sumie co złego w tym, że tam się pojawił… Chwila milczenia zamierzona. Następnych pytań, które nasuwały się same, nie zdążyłem zadać, zresztą osoba, z którą rozmawiałem chyba szybko wpadła na to, że to nie jest najlepsza linia obrony, bo generalnie rakiem wycofała się ze swoich słów. Powiedzmy, że nieistotne, który z działaczy, bo spodziewam się, że wyrzucił kilka słów pod wpływem impulsu i nie ma co wokół nich robić syfu, to żadne oficjalne stanowisko, na szczęście, ale do czego zmierzam. Wybucha afera w poniedziałek. Dziennikarz dzwoni w środę, a słyszy w odpowiedzi na pytanie wymyśloną na poczekaniu bzdurę. Gdzie jakaś strategia wokół kryzysu? Gdzie jakiś plan na jego rozładowanie? Nie usłyszałem nic o Stasiaku jako gościu jednego z partnerów, więc najzwyczajniej w świecie mam prawo powątpiewać, że tak było – zwłaszcza, że PZPN nie podaje jego nazwy.
Już po nagraniu tego odcinka – bo przyznam się uczciwie, że sprawa jest tak dynamiczna, że ten fragment dogrywam trzy godziny później – partner znalazł się sam i okazała się nim firma inszury. Opublikowali oświadczenie, że to oni, ale moje wątpliwości, co do faktycznego przebiegu zdarzeń wcale nie są mniejsze. Bo przecież pojawiają się pytania. Nic nie twierdzę, a po prostu głośno myślę: jaki interes ma firma w przyznaniu się do Stasiaka, gdzie każdy zawsze patrzy na swój interes, zwłaszcza w biznesie. A skoro była gotowa się przyznać, dlaczego nie ustalono z nią tego na etapie tworzenia oświadczenia z czwartku? Przecież tworzono je 3,5 dnia. Cezary Kulesza teraz pisze, że PZPN zdecydował się na lojalność wobec partnera. Nikomu nie przyszło do głowy, by z tym partnerem wcześniej porozmawiać, jeśli to wszystko prawda?
Całość w plejerce niżej.
Komentarze