- Reprezentacja Polski nie zdołała pokonać u siebie Mołdawii (1:1)
- Teraz jej sytuacja w eliminacjach do Euro 2024 jest niezwykle skomplikowana
- Przemysław Frankowski zwrócił uwagę na to, co zadecydowało o wyniku
“Daliśmy znowu ciała”
Reprezentacja Polski w niedzielę sprezentowała fanom kolejne fatalne widowisko. Zaledwie zremisowała u siebie z Mołdawią (1:1) i jeżeli w ogóle awansuje na Euro 2024, to tylko poprzez baraże.
– Pierwsza połowa była przespana, nieakceptowalna. Nie możemy tak wyjść i tak się prezentować przez całą pierwszą połowę. Stąd może ten wynik. Mieliśmy sytuacje, brakowało może wykończenia, spokoju… staraliśmy się, myślę, że to było widoczne. Myślałem, że po naszej bramce ruszymy, że postawimy kropkę nad i. Niestety się nie udało. Daliśmy znowu ciała, trzeba znowu to przyjąć. Ciężki moment – osądził po ostatnim gwizdku Przemysław Frankowski. – Po pierwszej odprawie z trenerem każdy wiedział, jaka jest taktyka, jakie są założenia. To my graliśmy u siebie, chcieliśmy dominować, wyjść wysokim pressingiem. Pierwsza połowa w ogóle nam nie wyszła, graliśmy bardzo słabo. Stąd ten wynik. W drugiej połowie się troszkę obudziliśmy, strzeliliśmy bramkę na 1:1. Dążyliśmy do tego, żeby strzelić drugą, koniec końców się nie udało. To jest piłka też, wiadomo… – dodał.
Czy Polacy zasłużyli na awans na mistrzostwa Europy?
– Myślę, że za tym idzie przede wszystkim wynik. Tabela pokazuje, czy zasługujemy, czy nie. Mogę mówić, że zasługujemy, ale wszystko weryfikuje tabela i boisko. Jeżeli chcemy przemawiać, to najlepiej robić to tam, tam być kozakiem. Teraz możemy sobie pluć w brodę – stwierdził 28-latek.
Przed Biało-czerwonymi już tylko jeden mecz w eliminacjach. 17 listopada zmierzą się z Czechami.
Czytaj więcej: Peda: może jeszcze przydarzy się jakiś cud w grupie.
Komentarze