Niby banał, a innym nie przeszedł przez gardło. Panie Santos, niech będzie jak w pana słowach

Gdy podczas tradycyjnego cozimowego poszukiwania nowego selekcjonera naszą opinię publiczną toczyła dyskusja – Polak, czy obcokrajowiec – można było zastanawiać się, o co tu chodzi. Bo powinno o umiejętności, a nie narodowość. Ale czy ta dyskusja była tak do końca bez sensu? Ostatnie lata pokazują, że filozofia i patrzenie na polski futbol może być związane z narodowością.

Fernando Santos
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Fernando Santos
  • Fernando Santos rozpoczął swoje pierwsze zgrupowanie z reprezentacją Polski
  • Dziś nie wiemy, jak będzie wyglądać jego kadencja. Ale wiemy, jak ma wyglądać
  • Santos nie raczy nas żartami jak Czesław Michniewicz. Nie będzie żyć tak dobrze z mediami, jak były selekcjoner przed wybuchem konfliktu w Katarze. Ale nie o to w jego kadencji chodzi

Wiemy, że niewiele wiemy

Na razie nie wiemy prawie nic o Fernando Santosie – selekcjonerze reprezentacji Polski. Ba, pewnie sam Fernando Santos niewiele wie, czego zresztą nie krył na dotychczasowych konferenacjach prasowych. Na tej ostatniej – z powołaniami – mówił wprost, że jest jeszcze daleko od ustalenia optymalnej jedenastki na mecz z Czechami. Wskazywał różnice w porównaniu z poprzednimi drużynami narodowymi, jakie prowadził. O Portugalczykach, co naturalne, wiedział wszystko. O Grekach – z racji swojej przeszłości w tym kraju – bardzo dużo. Polskich piłkarzy dopiero poznawał i jak wynika z jego słów – nawet sto obejrzanych meczów nie dało mu wystarczających odpowiedzi na to, kto w jego debiucie wybiegnie na boisko.

Możemy przypuszczać, że do tak wielkiego nazwiska jak Fernando Santos piłkarze podejdą z adekwatnym respektem, jednak o ich pierwszym wrażeniu wciąż możemy dyskutować jedynie w formie przypuszczającej. Tak, jak o taktyce, wynikach, atmoferze w kadrze i pewnie jeszcze o tysiącu innych rzeczy. Ale jednocześnie w tygodniu premierowego zgrupowania nowego selekcjonera pewne wnioski możemy już wyciągać.

Banały i co z tego?

W ostatnich latach w mniejszym stopniu, ale z wcześniejszych wyniosłem jedno podstawowe skojarzenie związane ze zgrupowaniami reprezentacji przed meczami eliminacyjnymi. Za każdym razem była dyskusja o punktowym “planie minimum” na nadchodzące dni. Dyskusja kompletnie bez sensu, bo z góry zakładająca, że okoliczności nie mają znaczenia dla wydarzeń na boisku. Cztery punkty to odgórny plan minimum, ale jak wywalczymy trzy, to co? Trener do dymisji za niewykonanie planu, w dodatku minimum? Co jeśli w zdobyciu tego czwartego punktu przeszkodzi niecelny strzał do pustej bramki w 90. minucie? Wielkim pozytywem jest tu filozofia Fernando Santosa, który na dzień dobry wszelkie dyskusje o planie minimum wyrzucił do kosza. – Ma być sześć punktów. Interesują mnie tylko zwycięstwa. Napiszę to w szatni przed meczem – mówił ostatnio na spotkaniu z dziennikarzami. Dość banalne, a jednak nie do końca oczywiste. Jerzego Brzęczka przez długie fragmenty jego przygody z kadrą interesowało tylko przetrwanie. Podobnie jak Czesława Michniewicza, którego ostatnie, o co można było posądzić, to gra w każdym meczu o zwycięstwo. Żaden z nich nie wychylił się z takim banalnym zdaniem na swoich konferencjach.

Te pierwsze dwie Santosa zresztą pełne są banałów, ale narzekać na to może tylko osoba nie pamiętająca czasów Adama Nawałki. – Piłka jest prostą grą, w której trzeba strzelić więcej goli od przeciwnika – to chyba najlepszy dowód, że nie mamy do czynienia z postacią, która chce ubarawiać spotkania z dziennikarzami niczym jego poprzednik żartujący o zamienianiu wody w wino, którego przedstawicielom mediów miało brakować w Katarze. Nie będzie się z Santosem dziennikarzom żyło tak dobrze, jak z Michniewiczem – oczywiście przed mundialowym konfliktem – ale jakie to ma znaczenie?

Tylko jeden podobny

Nie możemy jeszcze powiedzieć, że reprezentacja pod wodzą Santosa będzie grać porywający, proaktywny futbol, i że w każdym meczu będziemy widzieć wolę zwycięstwa. Jednak pewne wnioski z wypowiedzi Portugalczyka da się wyciągnąć. Jako najbardziej bliskie jego wizji reprezentacji Polski za poprzedniego selekcjonera, wskazał 25 minut meczu z Francją na mistrzostwach świata. Te, w których momentami zepchnęliśmy ówczesnych mistrzów świata do defensywy. – Gdyby udało się te fragmenty przenieść na 90 minut w meczach za mojej kadencji, byłbym zadowolony – stwierdził. To była odpowiedź na pytanie o mecz-wzór z ostatnich miesięcy. Na swojej powitalnej konferencji Czesław Michniewicz dostał podobne i wskazał spotkanie Polski z Anglią na Narodowym (1:1). Tam Polacy wcale nie atakowali przesadnie mocno, a skutecznie blokowali znacznie mocniejszego rywala. Perfekcja w widzeniu Santosa opiera się zatem na ofensywie w podobnym stopniu, co u Michniewicza na obronie.

Wspomniany mecz z Anglią był jakby wyjęty z tego, co przez rok pobytu – hmm, “pobytu” – w Polsce wypracowywał Paulo Sousa. U niego też mieliśmy grać przede wszystkim ofensywnie, jednak po nieudanym Euro i z lekka wymykających się eliminacjach następnego turnieju, zaczął przestawiać wajchę na pragmatyzm. Pragmatycznie zdobywaliśmy punkty czy to z Anglią, czy na wyjeździe z Albanią, jednak ogólna filozofia “atakować i grać wysoko”, ze wspomnianymi wyłączeniami, się nie zmieniała. Sousa widział w naszych piłkarzach potencjał do stawiania się największym w nieco mniej prymitywny sposób, niż robiliśmy to później w Katarze.

Santos też planuje grę opartą na posiadaniu piłki, co przywołuje skojarzenia bardziej z Sousą niż z Michniewiczem lub Brzęczkiem. Podczas kadencji Michniewicza tylko dwa razy zdarzył się mecz, w którym Polska miała wyższe posiadanie od rywala – dwukrotnie miało to miejsce przeciwko Walii. Jeśli Santos nie próbuje sprzedać nam kitu, to ma się drastycznie zmienić. Pierwsza weryfikacja będzie już w debiucie, bo Czesi to doskonały papierek lakmusowy. Reprezentacja nie za silna, by odgórnie zakładać, że może nas zdominować, i nie za słaba, by być pewnym, że nie będziemy schodzić z ich połowy.

Oczywiście można mówić, że to zbyt krótki czas, by cokolwiek poddawać weryfikacji, bo przecież w Pradze zagramy po jakichś czterech treningach u nowego selekcjonera, jednak nie mówimy tu o jakości samej gry, a o filozofii. Płynność, mechanizmy i proaktywność są procesem i trudno oczekiwać najwyższego poziomu już na starcie. Filozofia jest stała. Sousa na dzień dobry nie zagrał dobrego meczu w Budapeszcie, ba – szczęśliwie nie przegraliśmy. A jednak to my przez 63 proc. czasu posiadaliśmy piłkę, podchodziliśmy do wysokiego pressingu i mieliśmy obronę ustawioną na środku boiska. To zostało wdrożone błyskawicznie i pokazało, jaką drogą będziemy podążać. U Santosa to się okaże w piątek.

Lederman: o powołaniu dowiedziałem się dopiero na konferencji trenera
Ben Lederman

“Powołanie było pozytywnym zaskoczeniem” W piątek miała miejsce pierwsza konferencja prasowa reprezentacji Polski podczas marcowego zgrupowania. W jego trakcie Biało-czerwoni zmierzą się z Czechami i Albanią w eliminacjach do Euro 2024. Na konferencji pojawił się absolutny debiutant, Ben Lederman. Dziennikarze spytali piłkarza Rakowa Częstochowa, co poczuł po powołaniu do kadry? – Dzień dobry. To było

Czytaj dalej…

Symbol zmiany

Póki co nie ma powodów, by nie wierzyć Santosowi, gdy opowiada o planach na zagarnięcie piłki oraz gdy twierdzi, że we wszystkich meczach za Michniewicza widział – pamiętając o stylu z tego czasu, trudno w to uwierzyć – dobre wyszkolenie techniczne u naszych zawodników. Tym bardziej, gdy się spojrzy na listę powołanych piłkarzy.

W Internecie często krąży challenge polegający na tym, by opowiedzieć o czymś bez użycia kluczowego słowa. Santosowi moglibyśmy sprawę przedstawić w ten sposób: powiedz, że chcesz zerwać z siermiężną piłką bez mówienia o planowanym stylu gry. Portugalczyk zrobił to, nie powołując Grzegorza Krychowiaka oraz jednocześnie nie próbując odmładzać kadry. Bo w przypadku tego piłkarza nie o odmłodzenie drużyny chodziło. Wiele było narzekań na Krychowiaka w ostatnich latach, natomiast w czasie mistrzostw świata jego boiskowa postawa ewoluowała z irytującej na grę na alibi. Zawsze schowany, nie szukający wyjścia do partnerów, by tylko nie być tym, który zaraz straci piłkę. Symbolicznym obrazkiem w Katarze był ten, gdy w jednym z meczów rywale wypchnęli Roberta Lewandowskiego pod linię boczną, a Krychowiak – mimo iż był blisko sytuacji – zrobił wszystko, by nie dostać podania. To rozsierdziło Lewandowskiego, który błyskawicznie i głośno wyraził swój przeciw dla takiej gry.

U Michniewicza Krychowiak był kluczowy, co zresztą dało się odczytać już po powołaniach. Były selekcjoner mając do wyboru na poszczególne pozycje zawodnika kreatywnego oraz destruktywnego, zawsze wybierał tego drugiego. Jeśli mówimy o symbolach, dla planu odejścia od futbolu, jaki znaliśmy z 2022 roku większego symbolu niż brak powołania dla Krychowiaka nie będzie. No i jeszcze jedno zdanie z konferencji: – Podczas pierwszych treningów ćwiczyć będziemy przede wszystkim grę pod posiadanie piłki. Chcę, by później na boisku moi piłkarze czuli się komfortowo mając ją u nogi.

Krychowiak zdecydowanie komfortowo z piłką się nie czuł.

Może wszystko

Fernando Santosa jako selekcjonera ocenimy najwcześniej za kilka miesięcy. Jednak jeśli ocenę trzeba byłoby wystawić za sens podjętej decyzji w chwili jej podejmowania, trudno, by nie była najwyższa. Santos to typ samca alfa, który nigdy nie pozwoli, by piłkarze wchodzili mu na głowę. Nie pozwoli sobie na to, by ktoś próbował robić z niego wariata. Zbiór jego dokonań z ostatnich siedmiu lat daje mu niemal nieskończoną legitymację do wprowadzenia rządów twardej ręki, nawet jeśli jako podstawę budowania relacji z zawodnikami wskazuje komunikację.

Dziś nie wiemy, co z tego mariażu wyjdzie. Za to wiemy, że to jeden z najciekawszych eksperymentów w ostatnich latach. I bez wątpienia pożywka pod następną dyskusję, która przecież znów nas będzie czekać: brać Polaka, czy obcokrajowaca.

Komentarze