- Skontaktowaliśmy się ze Zbigniewem Bońkiem, by odniósł się do informacji o toczącym się śledztwie, w którym usłyszał zarzut
- Według medialnych doniesień byłemu prezesowi PZPN grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności, ale on sam przekonuje, że jest spokojny
- W rozmowie z nami wyjaśnia, jak z jego perspektywy wygląda sprawa, w której Bońkowi zarzuca się niegospodarność mającą doprowadzić do utraty przez PZPN 1 mln zł
Ustronianka w PZPN – tło sprawy
W 2014 roku PZPN podpisał kontrakt sponsorski z firmą produkującą wodę Ustronianka. Tło pozyskania nowego partnera różniło się jednak od innych tego typu transakcji, bowiem związek przelał prowizję na konto firmy Osttair – realnie kierowanej przez Jakuba T., ówczesnego członka zarządu PZPN i wiceprezesa Cracovii (choć w dokumentach widniało inne nazwisko prezesa, zdaniem prokuratury był to jednak “słup” bez żadnej władzy w Osttair, podstawiony jedynie przez T.). Prokuratura – mówiąc w skrócie – uważa, że wypłata prowizji przez PZPN dla człowieka bezpośrednio związanego z PZPN, to niegospodarność. W czwartek wieczorem skontaktowaliśmy się ze Zbigniewem Bońkiem, by odniósł się do sprawy.
Zbigniew Boniek o sprawie Ustronianki
Przemysław Langier (Goal.pl): Według najnowszych informacji, pojawił się pan w prokuraturze w Szczecinie, a prokuratura postawiła panu zarzuty.
Zbigniew Boniek (były prezes PZPN, wiceprezydent UEFA): Nie zarzuty, tylko zarzut. Konkretnie niegospodarności przy zawarciu kontraktu sponsorskiego. W mediach pojawiają się głupoty.
Czytam, że grozi panu 10 lat więzienia.
I to jest właśnie głupota. Cała sprawa jest wyimaginowana, polityczna, absurdalna i nigdy nie zakończy się aktem oskarżenia. Zarzut można każdemu postawić, ale to nie oznacza, że on jest słuszny. Najlepszy numer jest taki, że gdy w poniedziałek zjawiłem się w prokuraturze, wychodząc spytałem: panowie, jako, że jestem osobą publiczną, chciałbym się was spytać, czy robicie z tego jakiś komunikat. Bo jeśli tak, ja też zrobię. Powiedziano mi, że nie. Więc odpuściłem publikację swojego, choć miałem przygotowany – że spotkałem się z panami prokuratorami, po czym został mi przedstawiony zarzut o niegospodarność, którego nie przyjąłem, bo jest to dla mnie wyimaginowana sprawa, i po zapoznaniu się z dokumentami, ustosunkuję się do tego. Daliśmy sobie czas do listopada. Rozeszliśmy się, i nagle dziś czytam, że grozi mi 10 lat.
Te informacje oparte są na słowach prokuratora Przemysława Nowaka, który dla portalu wp.pl mówi tak: Prokurator zarzucił podejrzanemu, iż w okresie od listopada 2014 roku do sierpnia 2021 roku, jako prezes PZPN, działając wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami, wyrządził PZPN szkodę majątkową wielkich rozmiarów w kwocie przekraczająca 1 mln zł w związku z umową sponsorską.
To kompletna głupota i nieprawda.
To słowa przedstawiciela państwowych organów, a nie coś wymyślonego przez media. Zatem słowa prokuratora to nieprawda?
Oczywiście. A sprawa dotyczy jednej kwestii – podpisania kontraktu ze sponsorem i wyprowadzenia z tego tytułu prowizji.
Jestem ciekaw pana wersji zdarzeń.
W 2014 roku, czyli w czasie, gdy związaliśmy się z firmą Sportfive nową umową gwarantującą im 15 proc. od przyprowadzenia sponsorów do związku, podpisaniu z nimi kontraktów sponsorskich, i pilotowania tych umów, przyszedł do mnie pan Jakub T. Mówi mi, że znalazł firmę, która jest gotowa wziąć jeden pakiet, ale on chce za to prowizję. Odpowiadam mu: Kuba, jak przyprowadzisz klienta i podpiszemy umowę, dostaniesz prowizję, ale najpierw musimy się spytać Sportfive, czy zrezygnują ze swoich 15 proc., bo nie będę przecież płacił dwóch prowizji. Sportfive odpowiedział, że się zgadza, więc nie było przeciwskazań, by działać z T. Podpisaliśmy z nim umowę, że jak doprowadzi sprawę do końca, dostanie 10 proc. prowizji. T. powiedział, że chce otrzymać przelew na swoją firmę, ale dla nas nie miało to żadnego znaczenia. Normalna umowa, w dodatku o wartości niższej niż mieliśmy z Sportfive. Wszystko było normalnie, aż do czasu przed wyborami, gdy zaczęła się nagonka na PZPN.
Gdzieś mi tu brakuje konkretu, do którego przyczepiła się prokuratura.
Prokuratura ma problem z tym, że od początku listopada 2014 T. wymieniał maile z sekretarzem generalnym na temat Ustronianki, z którą umowę podpisaliśmy 29 grudnia – nawet bez mojego udziału, bo nie było mnie w Polsce. Z T. natomiast podpisaliśmy umowę w połowie stycznia. Daty się nie zgadzają, więc dla prokuratury jest to przekręt.
Bo faktycznie się nie zgadzają. Dlaczego?
Dwie kwestie – T., jak wspomniałem, chciał przelew otrzymać na swoją firmę. Chcieliśmy tę firmę sprawdzić pod kątem KRS, czy wszystko gra, i dopiero wtedy podpisać umowę. Poza tym to był rok 2014. Czas, w którym PZPN się rozbudowywał po słabych latach, tworzyliśmy nowy, fajny związek. Przyszedł nowy sponsor, podpisaliśmy z nim umowę, podpisaliśmy z T., który był pośrednikiem, i kompletnie nikt nie myślał, że można się do tego przywalić. To, że się przywalono, jest czystą polityką. Odpryskiem sprawy Gawłowskiego (sprawę umowy z Ustronianką odkryto badając tzw. “aferę melioracyjną” – przyp. red.), w której prokuraturze nie udało się niczego wyjaśnić, a potrzebują czegoś, czym można to przykryć. Nagle CBA weszło do PZPN, mimo że można postawić jedno pytanie: na jakiej podstawie? Przecież mamy do czynienia z umową dwóch prywatnych podmiotów, które podpisały ze sobą umowę. W tej sprawie nie ma poszkodowanych, nigdy nie poszło żadne zgłoszenie, że ktoś jest oszukany, a ja mam uwierzyć, że prokuratura się sama tą sprawą zajęła? To jest heca.
Ale władza się w Polsce zmieniła, a sprawa się rozwija. To już za czasów nowej władzy dostaje pan zarzut.
To są ludzie, którzy zostali wrzuceni do prokuratury w Szczecinie z nominacji Ziobry. I nie jest tak, że przyszła nowa miotła, więc wszystkich powyrzucano. To są ludzie, którzy muszą coś udowodnić. A sprawa jest polityczna, choć ja w życiu nie byłem z żadną partią związany. Moje problemy zaczęły się wtedy, gdy jako normalny człowiek, nie związany z polityką, napisałem tweeta o Andrzeju Dudzie. To po nim pojawiła się seria tekstów w “Gazecie Polskiej”, a trzy tygodnie później miałem CBA na głowie.
Oglądaj także: Tetrycy. Kiedy nie miałeś szczęścia, ale już masz
Co grozi Zbigniewowi Bońkowi?
Grozi panu 10 lat więzienia?
Nic mi nie grozi, bo nie ma żadnego aktu oskarżenia. Póki co jest zarzut – można go przyjąć lub nie. Myśmy sobie dali czas, by się do tego ustosunkować do końca listopada. Tak naprawdę ja nie wiem, dlaczego postawiono mi zarzut. Przejrzę dokumenty i odpowiem. A później prokuratura może mnie wyłączyć z postępowania, albo działać dalej. Czy czuję, że coś mi grozi? Nie. Bo za co? Nie żartujmy.
Znaczy inaczej – mogą poszargać mi wizerunek. Ludzie czytają tylko nagłówki, natomiast sprawa jest tak czysta, że mój sekretarz generalny nie powinien dostać zarzutów i kajdanek, a medal za to, jak zarządzał sprawami PZPN. Biznesowo normalną praktyką jest prowizja dla pośrednika. Jak by mi pan przyprowadził do związku Mercedesa, a Sportfive zrzekłby się swojej prowizji, to przecież ta prowizja prawnie należałaby się panu. Gdybym jej nie wypłacił, mógłby pan dochodzić tej sprawy w sądzie. To, że T. miał w swojej spółce bałagan, to już nie jest kwestia PZPN. KRS się zgadzał, z naszej perspektywy wszystko było w porządku.
Czyli zarzuca się panu, że z pana PZPN-u zniknął 1 mln zł, podczas gdy realnie konto zostało zasilone?
Tak. T. wziął 10 proc., a 90 proc. tej umowy trafiło na konto związku. Ba, nawet nie 10 proc. poszło do T., bo umowa była później przedłużana na lepszych dla PZPN warunkach, na wyższych kwotach, a T. wciąż otrzymywał 10 proc. od pierwotnej kwoty kontraktu. Finalnie to wyszło może 7 proc. prowizji, gdy przy pilotowaniu tego przez Sportfive, związek musiałby zapłacić 15 proc. Gdzie tu niegospodarność? Przecież to nie było tak, że T. otrzymał przelew, a później się tym przelewem podzieliliśmy – jeszcze dołączając do tego sekretarza generalnego. Co za absurd. Ja z całą sprawą miałem do czynienia przez dokładnie 7 minut. Tyle trwała moja rozmowa z T., gdy przyszedł, że ma sponsora i powiedział, że chce prowizję, a ja odpowiedziałem, że jak się dogadamy ze Sportfive, to możemy działać. Przekazałem to Maćkowi (sekretarzowi generalnemu – przyp. red.) i tyle.
W ogóle jak to brzmi – związek przez niegospodarność w latach 2014-2022 stracił 1 mln zł. Pobawmy się więc w matematykę: to wychodzi jakieś 125 tys. za rok. Przy budżecie 250-300 mln na rok to jest 0,05 proc. To jest nic. Nawet, gdyby ktoś przez pomyłkę tyle coś zrobił, że te pieniądze zniknęłyby ze związku – choć podkreślam, że tu nie doszło do żadnej pomyłki, tylko to była wartość prowizji i obsługiwania kontraktu – to trudno mówić o wyrządzeniu sporej straty finansowej. A tutaj się formułuje tekst tak, żeby 1 mln zł robił wrażenie i sprawiał, by każdy myślał o tym, jak o wielkim szwindlu. Firma T. co miesiąc wystawiała nam faktury, które szły do działu marketingu, tam były podpisywane, później trafiały do prawników, którzy znów podpisywali, następnie do działu finansowego i szedł przelew. Wszystko funkcjonowało tak, jak powinno. I nagle: niegospodarność.
Poza tym równie dobrze ja mogę zadać panom prokuratorom pytania: czy PZPN musiał odprowadzać od każdej umowy sponsorskiej 15 proc. prowizji dla firmy, z którą ma umowę? Tak. Czy w tym przypadku zapłacił? Nie. Czy zapłacił T.? Tak, znacznie mniej niż 15 proc. Czy T. przyprowadził Ustroniankę? Tak. To w takim razie o co wam chodzi? Ale oni tak nie myślą. Oni są przekonani, że coś wykryli. Ta sprawa jest do ucięcia po 5 minutach. Przecież jak jakiś sędzia spojrzy na to normalnie, to wyśmieje i spyta: o co tu chodzi? Czy my nie mamy na co czasu tracić? A chodzi o to, że wydali miliony na ściganie Gawłowskiego i nic im w ręku nie zostało, więc chcą szybko dokończyć sprawę.
O jakiej wartości umowy z Ustronianką mówimy?
Około 20 mln zł. Żeby przyszły do PZPN, trzeba było zapłacić prowizję. Więcej dla Sportfive lub mniej dla T. Więc gdzie tu ta niegospodarność z mojego zarzutu? Gdzie tu jakakolwiek logika? Ten zarzut miałby sens tylko w jednym przypadku – gdybyśmy przelali prowizję za fikcyjną umowę. A ta umowa była, później nawet ją przedłużano, ostatecznie dostarczyła grube miliony do związku.
Jakie miał pan relacje z Jakubem T.?
Był po prostu członkiem zarządu PZPN, w dodatku nie wprowadzonym przeze mnie, a przez Ekstraklasę. W stosunku do mnie był zawsze fair. Wie pan co jest najgorsze?
Słucham.
Że jeden głupi coś wymyślił, a dziesięciu mądrych musi teraz się zastanawiać, co z tym zrobić. Dla mnie ta sprawa jest uwłaczająca. Mam 68 lat, nigdy w życiu nikomu pół grosza nie ukradłem, a nagle czytam w gazetach, że grozi mi 10 lat. Przecież to jest chore.
Komentarze