- Zagłębie Lubin z trenerem Marcinem Włodarskim stanowiło przez chwilę spełnienie snów ekspertów i dziennikarzy – młody, polski skład, dowodzony przez szkoleniowca ubóstwiającego ofensywę, który w dodatku ma już udokumentowane sukcesy w dziedzinie pracy z młodzieżą.
- Gdy 18-letni Marcel Reguła załadował w doliczonym czasie gry derbowego meczu ze Śląskiem Wrocław gola przewrotką i pobiegł cieszyć się ze swoim trenerem, można było pomyśleć, że to początek wspaniałej historii o młodzieńczej fantazji podbijającej Ekstraklasę.
- Od tamtego gola Zagłębie wygrało jeden mecz ligowy, trener Włodarski stracił pracę, a “Miedziowi” nie tyle uwikłali się w grę o utrzymanie, co wręcz stali się jednym z faworytów do spadku.
Zagłębie Lubin, czyli spotkanie teorii z praktyką
Trzech 18-latków wzięło udział w “meczu założycielskim” Marcina Włodarskiego, w meczu, który ostatecznie potwierdził, że to nie jest wyłącznie efekt nowej miotły. Przed derbami Dolnego Śląska Włodarski prowadził Zagłębie Lubin w sześciu meczach, wygrał wprawdzie aż cztery z nich, ale triumfy pucharowe nad Podbeskidziem i Wartą łatwo było deprecjonować choćby poprzez liczne problemy obu rywali, albo po prostu niewielki prestiż pierwszych rund Pucharu Polski. A bez tych dwóch meczów zostają zwycięstwa po 1:0 nad Radomiakiem i Górnikiem, remis 2:2 ze Stalą Mielec oraz porażka z Jagiellonią. Derby Dolnego Śląska miały nam dać odpowiedź – czy “Ciepłolubni” nadal będą grać w kratkę? Nadal będą się snuć między ósmym a dwunastym miejscem? Czy może ten młody, pełen ideałów i wartości trener, tchnie nowego ducha w całą organizację?
Już pal licho tych trzech osiemnastolatków, z których jeden wali przewrotkę w doliczonym czasie. Już pal licho ten wynik, 3:0 nad lokalnym rywalem. Zagłębie naprawdę wtedy wyglądało tak, że każdy kanapowy ekspert mógł się z ukontentowaniem wyciągnąć na ukochanej sofie. Sami Polacy, w składzie tylko jeden Czech, ale za to zaledwie 22-letni. Dojrzali wychowankowie jak Jach czy Woźniak nawigują z ławki najmłodszymi, ale i tą drugą, sporą grupą w Zagłębiu. Piłkarze na zakręcie, piłkarze, którzy przespali swój moment na wyjazd do mocnej zagranicznej ligi. Piłkarze, którymi wzgardzili dwaj najwięksi importerzy Polaków, czyli “taka Piaczenza” (symboliczny przedstawiciel klubów pomiędzy 10. miejscem w Serie A i 1. miejscem w Serie C) oraz “Cośtamspor” (zbiorczy tytuł dla zespołów ligi tureckiej spoza ligowego podium).
Och, jakże wiele rzeczy się tam zgadzało. W II lidze, na trzecim poziomie rozgrywkowym, grały rezerwy Zagłębia, potwierdzając, że akademia nadal jest w ścisłym polskim topie, nie tylko jeżeli chodzi o liczbę i jakość boisk. Marcin Włodarski w wywiadach mógł mimochodem wspominać, że skoro jego dzieciarnia nie przestraszyła się Anglii, to przecież i teraz jego podopieczni nie będą się cofać w lęku przed ofensywą Piasta czy Stali Mielec. Zresztą, to był Śląsk Wrocław pana trenera Jacka Magiery, to byli wicemistrzowie Polski, którzy wcale nie wypadli jakoś fatalnie w Europie, właściwie odpadli przez niezrozumiałe sędziowskie decyzje w rewanżowym meczu z Sankt Gallen. Można było na tym meczu założycielskim sporo zbudować, a grono ekspertów i populistów (czasem to zbiory, które się przenikają) zyskiwało bardzo cennego sojusznika we wszystkich dyskusjach. “Panowie, ale spójrzmy na Zagłębie Lubin trenera Włodarskiego”. I już mogliśmy wyliczać dokładnie, że wystarczy trochę cierpliwości, ofensywnego zacięcia, odwagi we wprowadzaniu młokosów, czasu, który zaoferujemy różnym Makowskim i Ławniczakom.
Zobacz WIDEO: Irytujące zachowanie piłkarzy i trenerów w Ekstraklasie
A potem teoria spotkała się z praktyką. Po raz pierwszy, drugi, ósmy, dziewiąty. Od wygranych derbów Dolnego Śląska – jak się później okazało, ze Śląskiem trudniej jest stracić punkty niż zwyciężyć – Zagłębie aż do dziś tylko raz zeszło z boiska z kompletem punktów. Jedenaście meczów. Absurdalne dziewięć porażek.
Życie depcze wyobraźnię
Żebyśmy chociaż mieli się czego chwycić. “Odszedł od wyznawanych ideałów i to go zgubiło” – takie usprawiedliwienie wzięlibyśmy w ciemno. O, albo równie popularne: “zabrakło determinacji przy wprowadzaniu własnej wizji, zaczął iść na kompromisy i to się zemściło”. Ale niestety, nie ma żadnych kół ratunkowych. Zagłębie nie przeżyło zimą żadnego odwrotu od przyjętej drogi, nie zaczęło nagle grać wyłącznie starymi Szwedami w miejsce młodych Polaków. Trener Włodarski nie wyparł się swoich szkoleniowych ideałów, nie ustawił dziesięciu piłkarzy we własnym polu karnym, nie motał się jak każdy trener w kryzysie od jednego kuriozalnego zestawienia nazwisk do drugiego. Zresztą, czy były powody do paniki? Zagłębie koniec końców i tak nie grało ani o puchary, ani o mistrzostwo Polski. Ta jedna czy dwie porażki jako cena za dojście do raju to uczciwy układ. Przewaga wyrobiona świetnym początkiem pracy Włodarskiego na długo pozwalała patrzeć w przyszłość z optymizmem i spokojem. Aż nagle w plecy Zagłębia zapukała Puszcza Niepołomice w parze z Lechią Gdańsk i przypomniała, że 22 punkty to o jakieś piętnaście za mało, by mówić o już wywalczonym utrzymaniu.
Na ostatni mecz swojej kadencji Marcin Włodarski wypuścił do boju dziesięciu Polaków w towarzystwie Ludviga Frtizsona. Grali i Pieńko, i Szmyt, za nimi jeszcze 22-letni Kłudka czy 20-letni Kolan. Tu nie było nawet śladu po tym Zagłębiu Lubin z czasów ostatniego spadku, gdy cała Polska, chyba nawet z dość sporą częścią Lubina, uznała, że to spadek zasłużony i przynoszący ulgę ludziom, którzy byli skazani na oglądanie Zagłębia w Ekstraklasie. Tamta ekipa aż prosiła się o rozpalenie grilla i punktowanie: Widanow, Rodić, Curto, Bilek, Bertilsson, Cotra, mocno antypatyczny w tamtym okresie Rymaniak. Właściwie nie dało się na tę zgrajkę patrzeć, a barwna mozaika czesko-słowacko-bałkańsko-portugalska nadawała się idealnie jako podkładka pod dowolny wykład o słabości polskiej piłki. Bo przepłaceni. Bo zagraniczni. Bo bez ambicji, bo zarobieni, bo obcy, nietworzący żadnych zrębów drużyny. Zagłębie przecież wyciągnęło wtedy wnioski, już powrót do Ekstraklasy w I lidze to był zupełnie inny zespół z zupełnie innym sztabem, z innymi celami i wartościami, a część z podjętych w tamtym okresie reform służy Zagłębiu do dziś.
Zobacz WIDEO na kanale Goal.pl: Rollercoaster trenerski
Co z tego, skoro dziś wynik punktowy jest zbliżony i końcowy efekt w tabeli też może być taki sam? Już nie tacy przepłaceni. Już nie zagraniczni. W teorii wszyscy z wielkimi ambicjami, bo przecież i ci młodsi, i ci 25-letni walczą przede wszystkim o swoje wielkie marzenia o zachodniej piłce, bogatszej, ładniejszej, szybszej, bardziej kolorowej, z ekskluzywnymi kuchennymi drzwiami, przez które łatwiej wejść do reprezentacji Polski. W teorii każdy wychowany na Ekstraklasie, każdy świadomy, jak wielkie konsekwencje może mieć pożegnanie z ligą. Sami Polacy, a więc wiedzą, w jakiej sytuacji się znaleźli, wiedzą, co im grozi. No i ten trener, trener z młodego pokolenia, trener, który posłużył jako inspiracja samemu Viralowemu Tacie. Nie żartuję, internetowy twórca poświęcił rolkę młodym piłkarzom, podkreślając kilkukrotnie, że ci młodzi chłopcy jeżdżą na treningi tramwajami i dlatego mają charakter, dlatego ogrywają Anglię 5:0. Na czele tej bandy stał przecież Włodarski.
Co by zrobił Viralowy Tata, gdyby zobaczył, że dojeżdżający zapewne tramwajami Reguła czy Orlikowski nie są w stanie utrzymać ligi dla tego samego Włodarskiego, tak chwalonego parę sekund temu?
Co możemy zrobić? Nic.
– Może złych Polaków miałeś, innych spróbuj, musisz innych spróbować, bo różni są – można sparafrazować internetową pastę. A może im wszystkim w Lubinie za wygodnie? A może jednak za dużo zarabiają? A może przecenialiśmy Włodarskiego, może zawróciły nam w głowach wyniki osiągane w piłce młodzieżowej, w rocznikach, w których większość państw skupia się na indywidualnym rozwoju poszczególnych zawodników, a nie budowaniu konkretnych juniorskich zespołów? A może cały czas przecenialiśmy takich ludzi jak Pieńko czy Szmyt? A może po prostu futbol jest na tyle nieuchwytny, że uniwersalna recepta na sukces po prostu musi zakończyć się katastrofą, choćby po to, by udowodnić wszystkim, że w piłce nożnej nie ma uniwersalnych recept?
Czy Zagłębie utrzyma się w Ekstraklasie?
38+ Votes
Równolegle przecież w II lidze blisko dna znajdują się rezerwy Zagłębia, mają na koncie 15 punktów – tyle co Skra, ale częstochowianom Komisja ds. Licencji ucięła 8 “oczek” za zaległości. Nie ma sensu kreślić teraz czarnych wizji, że oto cały projekt się sypie, że nikt w Lubinie się nie nadaje, a klub trzeba zaorać i zbudować od nowa. Ba, chyba najwięcej sensu ma zagłębienie się w totalne detale – Filip Trokielewicz z “Piłki Nożnej”, dziennikarz ze świetną orientacją w dolnośląskiej piłce, w artykule portalu “Meczyki” zwracał uwagę choćby na ustawienie oparte na wahadłowych bez jakościowych wahadłowych. Gdzieś indziej padają słowa o dziwnym uporze (ale pamiętajmy, że gdyby Włodarski dźwignął Zagłębie z kryzysu chwalilibyśmy determinację w realizowaniu własnej wizji) czy braku elastyczności (który w innych okolicznościach nazwalibyśmy niezłomną wiarą w wartości). Natomiast sporo osób zauważa po prostu, że Kłudka, Wdowiak czy inny Radwański to piłkarze, od których trudno wymagać gry w pierwszej szóstce.
Czy więc Zagłębie jest potwierdzeniem, że nie warto inwestować w “młodych, polskich Polaków z Polski”, że lepiej postawić na zagraniczny zaciąg, który wyciągnie nas z każdej opresji? Otóż nie. Zagłębie jest kolejnym z długiej listy potwierdzeń – nie ma żadnego panaceum, nie ma żadnej tajemnej receptury, która gwarantuje sukces. Nawet jeśli w jej istnienie głęboko wierzy ten czy inny ekspert telewizyjny.
Komentarze