Wojciech Cygan zdradza kulisy odejścia Cardenasa. “Ta teza jest nieprawdziwa”

- Wydaje mi się, że Samuel do bycia dyrektorem sportowym musi jeszcze popracować nad kilkoma rzeczami. Nie jeśli chodzi o ocenę piłkarzy, umiejętności skautingowe, czy pracę przy specjalistycznych programach na komputerze, natomiast są rzeczy, które musi udoskonalić i częściowo miało to wpływ (na decyzję o odejściu). Ale proszę mi wierzyć – nie ma mowy o żadnych konfliktach z Markiem Papszunem – powiedział w programie "Tętno Piłki" na kanale Goal.pl Wojciech Cygan.

Marek Papszun i Wojciech Cygan
Obserwuj nas w
Sipa US / Alamy Na zdjęciu: Marek Papszun i Wojciech Cygan

  • Wojciech Cygan był gościem najnowszego “Tętna Piłki”
  • Z przewodniczącym rady nadzorczej Rakowa Częstochowa rozmawialiśmy o transferach Rakowa, odejściu dyrektora sportowego Samuela Cardenasa i celach na ten sezon
  • Cały program możecie zobaczyć na kanale Goal.pl na YouTubie

Tętno Piłki: Kiedy wreszcie dacie nam dziennikarzom pole do tego, byśmy mogli chwalić Raków i zgarniać za to darmowe myszki?

Musimy grać w pucharach

Wojciech Cygan (przewodniczący rady nadzorczej Rakowa Częstochowa): (śmiech) Mam nadzieję, że po meczu z Legią wszystko już pójdzie we właściwym kierunku, a jeśli chodzi o okno transferowe, to ono się już zamknęło.

Co wy właściwie nazwiecie sukcesem w tym sezonie? Tylko mistrzostwo, czy są jakieś półśrodki?

Dość głośno o tym mówiliśmy, że brak europejskich pucharów byłby dla nas dużym problemem i to byłoby coś bardzo trudnego, gdybyśmy znów mieli się zmierzyć z wyzwaniem, jakim jest brak awansu. Więc celem jest to, by znów znaleźć się w eliminacjach do tych pucharów, ale znając ambicje ludzi w tym klubie musimy zerkać w stronę mistrzostwa. Natomiast puchary to coś, co musi być w Częstochowie. Bez tego trudno funkcjonować.

Czyli nie ma podejścia: bez mistrzostwa świat się zawali? Wydaje się, iż Marek Papszun dostał wszelkie narzędzia, by móc o takim celu mówić głośno.

Na pewno mistrzostwo Polski jest czymś, o czym musimy myśleć i rozmawiać w klubie. W tym celu wrócił Marek. Natomiast spokojnie. Jesteśmy po kilku kolejkach Ekstraklasy, a już niektórzy myślą tylko o tytule. Nie chcemy się zamykać w takiej narracji. Na razie mamy przed sobą mecz z Zagłębiem Lubin i liczę na to, że wreszcie wygramy jakieś spotkanie u siebie.          

Czemu odszedł Samuel Cardenas?

Czy powodem, dla którego Samuel Cardenas nie jest już w Rakowie Częstochowa, jest to, że nie pasował Markowi Papszunowi, czy może to, że nie pasował Markowi Papszunowi?

To jest teza nieprawdziwa, więc będę z nią polemizował. Zadecydowało to, że Samuel Cardenas zwrócił się z prośbą o rozwiązanie umowy do zarządu Rakowa, a zarząd się do niej przychylił. Natomiast szukanie konfliktu między Markiem a Samuelem jest mocno przesadzone. Znam relacje wewnętrzne w Rakowie bardzo dobrze i nie dalej jak kilka dni temu rozmawiałem z Markiem na temat zdolności do oceny umiejętności piłkarzy. Ta ocena była bardzo wysoka. Natomiast jest czasami tak, że ktoś po wykonaniu jakiejś pracy uznaje, że to nie jest miejsce dla niego i szuka nowego. Samuel podjął taką decyzję, a szukanie jednowymiarowego połączenia, że to na pewno było związane z Markiem Papszunem jest błędne.

To może inaczej – dlaczego nie wyszło Cardenasowi?

Wydaje mi się, że Samuel do bycia dyrektorem sportowym musi jeszcze popracować nad kilkoma rzeczami. Nie jeśli chodzi o ocenę piłkarzy, umiejętności skautingowe, czy pracę przy specjalistycznych programach na komputerze, natomiast są rzeczy, które musi udoskonalić i częściowo miało to wpływ. Ale proszę mi wierzyć – nie ma mowy o żadnych konfliktach. Ja wiem, że w polskim środowisku jest tak, że ich się szuka, ale to nie ten przypadek. Samuel ma przed sobą bardzo dobrą ścieżkę, jeśli chodzi o bycie szefem skautów, a jak udoskonali pewne rzeczy, to i o bycie dobrym dyrektorem sportowym.

Tylko u nas

Czyli na stanowisko dyrektora sportowego było po prostu za wcześnie.

Pewnie dziś z tej perspektywy można powiedzieć, że tak. To też jest tak, że w Rakowie funkcja dyrektora sportowego jest dość specyficzna, bo decyzje, jeżeli chodzą o transfery, polegają na porozumieniu kilku osób. Dyrektor sportowy jest albo tym, który przynosi kandydatury i one są omawiane, albo/i jest później odpowiedzialny, by te tematy dowieźć. Jeżeli chodzi o ten pierwszy element, kandydatów było bardzo dużo, natomiast to, co się działo potem, to też kwestia, że inne osoby brały w tym udział. To pewna lekcja dla samego Samuela i dla nas. A Samuel to człowiek obdarzony dużą inteligencją i zdolnością do szybkiego przystosowania się do okoliczności. Przyszedł na rynek polski i niemal od razu diagnozował i rozpoznawał pewne specyficzne zależności, jakie mają tu miejsce. Natomiast teraz wybiera inną drogę, choć mam nadzieję, że kiedyś jeszcze nasze drogi się przetną.

To ile osób musi w Rakowie dać “okejkę”, by transfer został zrealizowany?

Finalnie nie da się zrobić transferu, jeśli “okejki” nie da trener Marek Papszun oraz jeśli do transferu nie będzie przekonany Michał Świerczewski. To są głosy stanowcze, a pozostałe osoby mają głos doradczo-opiniodawczy.

W takim razie Rakowowi jest potrzebny w ogóle dyrektor sportowy przy tak silnej pozycji właściciela i trenera?

Przyjmijmy bardzo szeroką definicję transferu. Transfer to nie jest tylko to, że ktoś kogoś spotka, przekona i powie: bądź moim piłkarzem. Transfer to wynalezienie tego piłkarza, sprawdzenie okoliczności z nim związanych, z jego sytuacją kontraktową, potem ustalenia wartości, warunków, kwestia negocjacji, aż wreszcie przypilnowania dokumentów. To się nie może wydarzyć bez osoby, która będzie tego pilnowała. Oczywiście można to różnie identyfikować i mówić, że to będzie członek zarządu, prezes, szef skautów, ale finalnie taka osoba musi w klubie być.

Tą osobą będzie Łukasz Masłowski?

Bardzo dobre pytanie, ale nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć. Myślę, że nikt tak do końca nie wie, kto będzie nowym dyrektorem. Dziś jest czwartek, a dopiero w poniedziałek poszedł komunikat dotyczący Samuela. Dajmy sobie chwilę.

Mamy zbyt mało pieniędzy, by dzielić się z Europą

Zgadza się pan z opiniami, że polski transferowy rynek wewnętrzny jest zdecydowanie za słaby? Nawet jeśli Raków się z tego trochę teraz wyłamuje.

Zdecydowanie tak. To problem, który diagnozuję tak od dłuższego czasu. Robimy wiele, by to trochę naprawić i nie mówię tego tylko jako Raków, ale też jako PZPN, bo kursy dyrektorów sportowych miały służyć też temu, by ci ludzie się poznali i zaczęli ze sobą współpracować. Do tej pory często mamy sytuację, w której klub polski zgłasza się do klubu polskiego, a ten klub woli swojego zawodnika sprzedać na podobnych warunkach za granicę, bo po co wzmacniać konkurencję, a nuż się jeszcze okaże, że na polskim rynku wypali i wyjdziemy na frajerów, że go sprzedaliśmy tak tanio. To absurdalne obawy. Nam zależy na tym, by pieniądze funkcjonowały w polskim obiegu i trafiały do klubów, których potencjał finansowy jest niższy, i by później te pieniądze były też lokowane w niższych ligach. To lepsze niż dzielenie się nimi z Europą. Nie mamy ich aż tak dużo, by to robić.

Wracając do dyrektora Cardenasa – jaki miał udział przy transferach trójki Makuch/Mosór/Ameyaw i czy w ogóle wiedział, że tacy piłkarze istnieją?

Absolutnie wiedział. Opiniował tych zawodników, przygotowywał raporty skautingowe, brał też udział w spotkaniach, w których ich omawialiśmy. Natomiast sam proces negocjacji z klubami – z racji relacji, które towarzyszą niektórym osobom, w tym także i mnie – łatwiej było prowadzić przez inne osoby.

Czyli jest tak trochę, jak pisał Tomasz Włodarczyk – że polski odcinek transferów i tak ogarniał Marek Papszun i Wojciech Cygan?

To za duże uproszczenie, bo nigdy we dwóch nie ogarnialiśmy całego tematu. Opinia Samuela była tu bardzo istotna, tym bardziej, że on ich znał dużo wcześniej. Ameyawa widział w Widzewie, w pierwszych sezonach w Piaście. Przez ostatni czas na spokojnie oglądał tych zawodników i jego rola wcale nie była taka mała.

Które transfery były zatem autorskimi zakupami Samuela Cardenasa? Że znalazł, przyprowadził i podpisał?

Ciężko mi powiedzieć, bo nie jestem członkiem działu skautingu. Niektóre transfery przyprowadzał na spotkania, w których brałem udział, ale nie wiedziałem, czy to był autorski pomysł Samuela, czy wynalazki skautów. Spodziewam się, że nasi zagraniczni zawodnicy w dużym stopniu przeszli nasze sito skautingowe, w którym brał udział Samuel. Ale nie wiem, kto jest przypisany do kogo.

Jaką do tej pory najwyższą kwotę Raków zaproponował za piłkarza? Choćby bez nazwisk.

Te kwoty pojawiają się w mediach i one nie odbiegają od prawdziwych wartości. Dalej na rynku polskim trudno słyszeć o transakcji, która miałaby przekroczyć 2 mln euro.

Będzie trzecie podejście pod Lasse Nordasa?

Nie wiem. Dziś okno nie jest już otwarte. Na teraz takiego tematu nie ma.

Oglądaj Tętno Piłki z udziałem Wojciecha Cygana

Piłkarz przychodzi i odchodzi

To pół żartem, pół serio. Raków nie działa czasem, jeśli chodzi o pozbywanie się piłkarzy, metodą na kucharza? Bo odeszło dwóch piłkarzy mających problemy z wagą i pojawiają się głosy, że Raków tuczy piłkarzy, by wrzucić ich na wagę, pokazać, że jest przekroczona i rozwiązujemy kontrakt. Zaskakujące są te powody i szybkość, z jaką ci piłkarze odeszli z klubu.

Powody nie są takie jednowymiarowe. Czytałem te doniesienia o McDonaldach i innych znanych sieciach, ale ktoś dopisał tu historię do zdarzeń. A jeśli chodzi o szybkość, uważam to za naszą zaletę. Nie jesteśmy na etapie związków przechodzonych, tylko podejścia racjonalnego. Jeśli dwie strony nie chcą ze sobą współpracować, to nie ma sensu nikogo do tego przymuszać.

Za szybkie rozstania się płaci. Boleśnie w tym przypadku?

Nie, żadne z tych rozstań nie było bolesne finansowo. Były bardzo dżentelmeńskie, a zrozumienie ze strony zawodników – zwłaszcza jednego, choć mniejsza o to, którego – było na najwyższym poziomie.

Mocno zaskoczyliście transferem Jesusa Diaza z I ligi. Skąd ten pomysł?

W tym przypadku termin i końcówka okna sprzyjała by dokonać ten transfer. Trzymamy kciuki, by Jesus okazał się wzmocnieniem, choć jest to na dziś dość nieoczywiste. Stąd formuła wypożyczenia z opcją wykupu. Pierwsze treningi Jesusa i opinie ze strony sztabu są bardzo optymistyczne.

Raków wciąż myśli o Wiktorze Bogaczu z Miedzi Legnica? Macie dobre relacje z tym klubem.

Zobaczymy, czy to się nie zmieni po 25 września, gdy zagramy mecz w Pucharze Polski, ale faktycznie relacje między Michałem Świerczewskim, a Andrzejem Dadełłą są bardzo dobre. Czy będą jakieś ruchy? Patrzymy dość uważnie na Wiktora, ale myślę, że nie tylko my, więc zobaczymy, jak to się potoczy.

Wiktor Bogacz mógłby porozmawiać z Jakubem Myszorem czy Kacprem Bieszczadem, czy warto iść do Rakowa…

A pan pytał Jakuba Myszora o jego opinię? Nie wiem, skąd taka teza, warto zapytać, warto rozmawiać z zawodnikami i czerpać od nich wiedzę. Wtedy łatwiej o formułowanie prawidłowych tez. Jeśli chodzi o Kacpra Bieszczada, otrzymał kilka szans. Wiemy, jak się skończyła jedna z nich, w meczu z Radomiakiem. W chwili obecnej nie przebija się w Zagłębiu i tyle. Miał być zawodnikiem, który miał stanowić jakieś zaplecze dla nas, powalczyć o coś więcej. Tak czasami jest w sporcie, że nie wszystkie plany są realizowane.

Wracając do piłkarzy, których w Rakowie już nie ma, faktycznie dobrze, że nie zdecydowaliście się na związek przechodzony, ale geneza rozstania leży w ich sprowadzeniu. Kiedyś słyszałem, że Raków doskonale prześwietla piłkarzy pod każdym kątem, nie tylko sportowym. Sądząc po wpadkach, trochę się to chyba rozjechało…

Myślę, że nie odbiegamy jakoś bardzo od normy. Nikt nie ma stuprocentowej skuteczności transferów, my także jej nie mamy. A jeśli chodzi o prześwietlenia, wy też, panowie, czasem staracie się coś prześwietlić, a później się okazuje, że w uzyskanej paczce informacji czegoś brakuje i dana osoba ma coś jeszcze, na co nie wpadliście. Przekładając to na piłkę, czasem jest tak, że jakiś zawodnik trafia do nowego środowiska, do nowego miasta, i nie czuje się w nim dobrze. A czasem czuje się dobrze, ale okoliczności życia prywatnego – jak na przykład rozłąka z rodziną, sytuacja w związku – okazują się kluczowe. I oderwane od oceny piłkarza na boisku, tym jak go widzimy przed transferem, jego potencjał i możliwość szybkiego dołączenia do drużyny. Oczywiście jest to niepokojące, że w jednym oknie mamy aż dwa przypadki, gdzie ledwie ktoś przyszedł, a już rozwiązujemy kontrakt. Musimy wyciągnąć z tego wnioski, choć jak patrzę w przeszłość, to odkąd jesteśmy w Ekstraklasie, mieliśmy już piłkarzy, którzy odchodzili po 8-10 miesiącach.

Jest piłkarz, którego powrót byłby jak duży transfer. Ivi Lopez jednak od dawna jest kontuzjowany, choć wiosną wchodził już na boisko. Słychać głosy, że pewne błędy w sztuce zostały tu popełnione…

Byłbym ostrożny w mówieniu o błędach. Ivi miał bardzo poważny uraz. Wrócił do nas i być może te minuty, które dostał na wiosnę nie pomogły w szybszym powrocie, ale takie decyzje wówczas zapadły. Wtedy wydawało się, że może już grać w takim wymiarze. Po tym wrócił na rehabilitację do siebie, a obecnie normalnie bierze udział w treningach i jest zdrowy, natomiast powrót do odpowiedniej dyspozycji jest czymś innym niż powrót do zdrowia.

Stadion? Życzę wam zdrowia

Kiedy Raków zagra na nowym stadionie?

Na nowym stadionie Rakowa, czy jakimkolwiek?

Rakowa.

(długie milczenie) Życzę wszystkim wam dużo zdrowia i mam nadzieję, że w zdrowiu ten mecz obejrzymy.

Zostając przy infrastrukturze – Raków ma w planie budowę wielkiego ośrodka szkoleniowego? Czegoś, co w Częstochowie zostanie na zawsze i nawet, gdyby Michał Świerczewski stwierdził, że jego nową pasją są samoloty, po czym by z Rakowa wyszedł, to klub będzie miał podstawę, by dalej rosnąć?

Myślę, że plany infrastrukturalne nie sięgają tak daleko, by dziś mówić o budowie dziesięciu boisk czy wielkiego ośrodka. Na razie walczymy o to, by dokończyć przebudowę jedynego boiska treningowego pierwszej drużyny. Na dniach ta inwestycja ma się zakończyć. W Częstochowie zdajemy sobie sprawę – i mówię to jako osoba urodzona w tym mieście, mieszkająca tu przez długi czas – że Raków Częstochowa jest nierozłącznie związany z Michałem Świerczewskim i jeśli on przerzuciłby się na samoloty, to byłoby to z dużą szkodą dla klubu… Nie sądzę, że byłby w stanie się utrzymać na poziomie najwyższej klasy rozgrywkowej.

Dron do szafy

Jak pan odbierał ostatnie gierki z trenerem Feio?

Z uśmiechem. Nie brałem w tym jakiegoś wielkiego udziału, ale przyznam, że kulminacja nastąpiła na pomeczowej konferencji, z której dowiedziałem się, że najważniejsze jest to, że treningi nie zostały nagrane, a nie to, jaki był wynik na boisku. Jak usłyszałem, że wygrała drużyna gorsza, a przegrała lepsza, to uznałem, że nie odsłucham całej konferencji, bo jeszcze bym się zbyt wielu ciekawych rzeczy dowiedział. Cenię sobie, że wokół meczów w Polsce zaczynają tworzyć się historie nie tylko na boisku.

Dronujecie Zagłębie Lubin?

Aż tak daleko dronów nie wysyłamy. Jak mieliśmy jednego, to wysłaliśmy nad Legię, ale teraz już nie można, bo zainstalowali tam system antydronowy, więc pozostaje nam schować go do szafy.

Komentarze