- Latem 2022 roku nowym zawodnikiem Ruchu Chorzów został Tomasz Swędrowski, który w kontrowersyjnych okolicznościach zasilił szeregi Niebieskich. Kibice Motoru Lublin mieli duże pretensje do zawodnika, który tuż po przegranych barażach przez ekipę Marka Saganowskiego, wzmocnił 14-krotnego mistrza Polski
- 29-latek w rozmowie z Goal.pl opowiedział między innymi o kilku nieprzyjemnych sytuacjach, które spotkały go po rozstaniu z Motorem, a także dał do zrozumienia, że pod względem organizacyjnym w klubie z Lublina nie wszystko funkcjonowało, jak należy i dopiero po rozstaniu piłkarza z Motorem wyciągnięto w klubie wnioski
- Pomocnik Niebieskich zabrał też głos na temat Wielkich Derbów Śląska, a ponadto ujawnił, że miał już w przeszłości styczność ze Stadionem Śląskim co sprawia, że wie, jaka atmosfera jest na trybunach, gdy dopisują kibice. Zawodnik jednocześnie nie wykluczył, że po zakończeniu kariery na zielonej murawie spróbuje swoich sił w innej dyscyplinie sportu
Ruch odnajduje się w nowych realiach
Jaka aktualnie jest atmosfera w szatni Ruchu?
Pod tym względem jest wszystko ok. Wpływ na to miał przede wszystkim fakt, że drużyna notowała awans za awansem. Aktualnie stawiamy pierwsze kroki w Ekstraklasie. Łatwo nie jest, ale na pewno się nie poddamy.
Ta sinusoida emocji od radości po awansie do PKO Ekstraklasy i później wściekłości po niektórych meczach w elicie jak na Was wpływa?
Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że po awansie poprzeczka przed nami będzie zawieszona wyżej. Wiedzieliśmy, że trudno będzie od razu włączyć się w grę o awans do europejskich pucharów. Spokojnie podchodzimy tym samym do swoich meczów. Celem jest przede wszystkim utrzymanie i do tego dążymy.
Mam wrażenie, że w grze Ruchu brakuje stabilizacji, bo skład zmienia się Wam prawie co spotkanie. Pan co o tym myśli?
Wiadomo, że trener szuka nowych rozwiązań, ale trzeba też pamiętać, że sytuacji nie ułatwiają sytuacje związane z kontuzjami poszczególnych zawodników. W każdym rotacje w składzie mają też pozytywny aspekt, bo każdy musi być gotowy do gry. Po to jesteśmy w Ekstraklasie, aby pokazywać się zawsze z jak najlepszej strony. Każdy, kto otrzyma szanse, musi udowodnić swoją przydatność na boisku.
Trener miał prawo do złości
Po ostatnim sparingu z Piastem Gliwice dołożył do pieca trener Jarosław Skrobacza, który dał do zrozumienia, że nie wszyscy zawodnicy w klubie zasługują na grę w Ekstraklasie. Jak te słowa zostały odebrane przez szatnie?
Muszę przyznać, że nie śledzę wszystkich wypowiedzi trenera. Trudno zatem mi się do tego odnieść. Mogę jednak ze zrozumieniem podejść do jego słów. Byliśmy po przegranym spotkaniu, więc trener pewnie też był rozczarowany wynikiem, stąd też pozwolił sobie na taką opinię.
Ponad rok jest Pan zawodnikiem Ruchu Chorzów. Czuje się Pan już jednym z liderów drużyny?
Szybko zaaklimatyzowałem się w drużynie i czuję się w Ruchu bardzo dobrze. Czy jestem liderem drużyny? Nie mi to oceniać. Pozostawiam to trenerom, czy ekspertom. Ja staram się koncentrować na swojej robocie. Chcę prezentować się jak najlepiej na boisku. Ogólnie nie lubię dużo mówić. Wole przemawiać swoją grą, bo to tak naprawdę jest najważniejsze i boisko wszystko weryfikuje.
W trakcie trwającej kampanii mam wrażenie, że jest Pan jedną z najjaśniejszych postaci w szeregach Niebieskich. Dwa gole w siedmiu meczach chyba to potwierdzają…
Cieszę się, że szybko udało mi się zdobyć premierową bramkę w Ekstraklasie. Strzelenie gola po debiucie w elicie na pewno buduje i sprawia, że chcę się jeszcze więcej pracować. Jednocześnie uświadomiłem sobie, że gra w Ekstraklasie nie jest taka straszna, jak mogą się wydawać i można sobie w niej nieźle radzić. Daje sobie radę, ale wymagać od siebie więcej, bo wiem, że mogłem mieć już więcej trafień na koncie. Mogę być umiarkowanie zadowolony, ale na pewno do pełni szczęścia brakuje tego, abyśmy jako drużyna regularnie punktowali.
Grał już Pan w Ruchu na pozycji 6, 8 i 10. Gdzie się czuje Pan najlepiej?
Żadna z nich nie jest mi obca, bo każda z tych ról opiera się na grze w środku pola. Na pewno nie jestem jednak stricte zawodnikiem ofensywnym, nieumiejącym bronić. Wręcz przeciwnie. Odnajduje się w takiej rzeczywistości i to z niezłym efektem. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że jestem zawodnikiem uniwersalnym.
Zaczęto wyciągać wnioski z przeszłości w Motorze
Zanim trafił Pan do Ruchu, to występował w Motorze Lublin. Wydawało się, że to klub, mający wszystko, aby stać się znaczącą siłą w polskiej piłce. Dlaczego, gdy Pan był w klubie, finalnie nie wypaliło?
Gdy trafiłem do Motoru, to drużyna była w III Lidze. Odbudowa klubu tak naprawdę dopiero się zaczynała. Droga do Ekstraklasy była zatem wydłużona. Udało nam się awansować do II Ligi. Czego zabrakło, aby zrobić krok dalej? Trudno powiedzieć. Dzisiaj natomiast klub może wyciągać korzyści z istniejącej Akademii Piłkarskiej. Teraz zespół jest w I Lidze, więc życzę Motorowi jak najlepiej.
Decydując się na zmianę klubu, analizował Pan to, co poza aspektem sportowym może zaoferować Ruch, aby nadal się rozwijać?
Najważniejsze było to, że miałem możliwość gry klasę wyżej. To był najistotniejsze dla mnie. Jeśli chodzi o warunki do treningów, to można powiedzieć, że było to na podobnym poziomie. Może nawet dzisiaj lepiej pod tym względem jest w Ruchu, niż wtedy, gdy byłem w Motorze. Oprócz boiska treningowego mamy do dyspozycji główną płytę. Ponadto jest siłownia, czego w Lublinie nie było. Były zatem różne plusy i minusy. Podjąłem decyzję o przeprowadzce do Chorzowa i na pewno z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nie żałuję. Duże znaczenie przy moim wyborze miało też to, jakim zainteresowaniem kibiców cieszy się Ruch, a także historia i tradycje.
W nieco kontrowersyjnych okolicznościach trafił Pan do Ruchu, bo kibice Motoru zarzucali Panu, że porozumiał się z nowym klubem jeszcze przed decydującym spotkaniem barażowym. Jasne jest, że dementował to już Pan w rozmowie z klubową telewizją. Czy jednak z tego powodu spotkały Pana jakieś nieprzyjemności?
Były jakieś wiadomości wysłane do mnie. Czasami zdarzają się jednak takie sytuacje, gdy ludzie zrobią coś głupiego, a później przepraszają. Nie przywiązywałem jednak do tego większej wagi, bo miałem czyste sumienie. To, że było coś wypisywane na mój temat w mediach społecznościowych, to już w ogóle mnie nie rusza.
“Przyczyniłem się do awansu do II Ligi”
W przypadku ewentualnej wizyty w Lublinie mógłby się Pan poczuć jako nieproszony gość w tym mieście?
Przypuszczam, że nic złego by się nie stało. Chociaż w kilku nerwowych sytuacjach z kibicami Motoru brałem udział. Zdarzyło mi się powiedzieć kilka mocniejszych słów, gdy nie zapanowałem nad swoimi emocjami. Ogólnie jednak fani Motoru myślę, że pod względem sportowym nie mogli mieć żadnych pretensji do mnie, bo zawsze na boisku dawałem z siebie wszystko dla drużyny. Przyczyniłem się też do awansu do II Ligi.
Gdy odchodził Pan z Motoru, nie brakowało opinii, że drużyna została poważnie osłabiona…
Muszę powiedzieć, że dobrze czułem się w Lublinie, bo to naprawdę fajne miasto do życia. Klub też dysponuje piękną areną, a na dodatek kibice żyją tym klubem. Życie jednak toczy się dalej, ja chciałem spróbować swoich sił szczebel wyżej. To się udało i koncentruję się na tym, co przede mną. Tak jak natomiast powiedziałem wcześniej, Motorowi życzę dobrze.
BYŁ SANTOS I NIE MA SANTOSA. ZA NIEGO M.P.? | Uniwersum Polskiej Piłki/Reprezentacji
A było coś, co Panu przeszkadzało w klubie?
Faktem jest, że nie wszystko było w Motorze poukładane jak trzeba tak, jak to ma miejsce dzisiaj. Na przykład do ostatniej chwili czekano ze sprawami dotyczącymi nowych kontraktów. Kto wie, czy gdyby takie prozaiczne sprawy były lepiej dograne, to dzisiaj klub nie byłby w innym miejscu. Wnioski zostały jednak wyciągnięte po odejściu ważnych zawodników.
Jakie ma Pan ogólnie wspomnienia z relacji ze Zbigniewem Jakubasem?
Tak naprawdę trudno mówić o jakiś relacjach. Sprawami mojego transferu do Motoru z Bytovii zajmował się mój menedżer. Z kolei w momencie, gdy wiązałem się z klubem z Lublina, to władze na stanowisku prezesa miał Leszek Bartnicki. Być może Pan Jakubas za większość spraw odpowiadał, ale tak naprawdę zawodnicy nie byli w te kwestie zaangażowana.
Wielkie Derby Śląska: naprzeciwko siebie dwie wrogie drużyny
Dzisiaj jest Pan w Ruchu, a lada moment starcie z Górnikiem Zabrze w Wielkich Derbach Śląska przy ponad 21 tysiącach widzów. Serce już mocniej bije?
Szczerze? Nie. Podchodzę do tego meczu jak do każdego innego. Być może, gdy wyjdę na boisko i poczuję się atmosferę tego spotkania, to człowiek inaczej będzie reagował. Każdy z nas jednak wie, że to mecz o dużym ciężarze gatunkowym. Bardzo ważny, a może nawet najważniejszy dla otoczenia związanego z Ruchem, na czele z kibicami. Ogólnie jednak podchodzę do tego starcia z dużym spokojem.
Jakiej gry kibice Niebieskich mogą spodziewać się w starciu w Zabrzu?
Można mieć plan na spotkanie, a jak dwie drużyny staną naprzeciwko siebie i zacznie się mecz, to wszystko może natychmiast ulec zmianie. Na pewno nie będziemy chcieli się cofać do obrony, co pokazaliśmy już w tym sezonie. Mamy zamiar zagrać wysoko jak do tej pory. Jaki będzie tego efekt? Zobaczymy. Na pewno nie wybierzemy się do Zabrza po to, aby czekać na jedną kontrę.
Na dzisiaj na Waszym koncie jest sześć punktów. Szklanka jest do połowy pełna, czy do połowy pusta?
W wielu spotkaniach, w których braliśmy udział, nie byliśmy gorszą drużyną. W meczu z Legią Warszawa kluczowa dla losów rywalizacji była czerwona kartka. Chociaż zdawaliśmy sobie sprawę, że to było jedno z tych spotkań, którego tak naprawdę nie mogliśmy wygrać. Z kolei w meczu z Jagiellonią Białystok o naszej porażce zdecydowała pechowo stracona bramka, mimo że spotkanie było bardzo wyrównane. Podobnie było w rywalizacjach przeciwko Warcie Poznań i Piastowi Gliwice, które finalnie zremisowaliśmy. Wszystkie nasze mecze w ostatnim czasie są na styku.
Stadion Śląski stanie się nowym domem dla Ruchu
Wkrótce Ruch wróci do gry w roli gospodarza do Chorzowa, ale nie na obiekt przy Cichej, ale na Stadion Śląski. Jakie emocje temu towarzyszą: radość, niepokój, niepewność?
To będzie ciekawe doświadczenie. Jeśli jeszcze trybuny będą wypełnione w 100 procentach, to już w ogóle będzie spełnienie marzeń. Sam byłem jako kibic na meczu reprezentacji Polski przeciwko Irlandii Północnej w 2009 roku na Stadionie Śląskim i wiem, jaka jest atmosfera na tej arenie, gdy trybuny są wypełnione. To będzie fajna sprawa zagrać w Chorzowie na legendarnym stadionie.
Ogólnie traktuje Pan pobyt w klubie z Chorzowa jako ostatni przystanek w karierze piłkarskiej, czy może wyobraża Pan sobie w niedalekiej przyszłości zmianę pracodawcy, licząc na kolejny rozwój?
Jestem w Ruchu i nie wybiegam w przyszłość, co będzie za rok. Staram się grać tak, aby działacze byli ze zadowoleni ze mnie. A co będzie za jakiś czas? Życie pokaże. Nie ma sensu nic planować.
Zaczynał Pan przygodę z piłką nożną na hali. Ostatnio tak się złożyło, że Ruch ma też swoją sekcję w piłce halowej. Czy po zakończeniu kariery piłkarza na boisku trawiastym mógłby się Pan pokusić o to, aby pozostać w piłce, ale będąc zawodnikiem futsalowym?
Nie zamykam się przed takim scenariuszem. Mam predyspozycje do gry na hali, ale do tego jeszcze daleka droga. Na razie mam jeszcze coś do zrobienia dla Ruchu na boisku trawiastym i oby pod tym względem wyniki były takie, które spełnią oczekiwania nas piłkarzy, ale też władz klubu i kibiców. Tego sobie życzę.
Czytaj więcej: Talent Piasta o transferze zagranicznym. “Przyjdzie czas, aby się nad tym zastanawiać” [WYWIAD]
Komentarze