- Nigeryjski skrzydłowy to według nieoficjalnych wieści najdroższy transfer w historii Górnika Zabrze, do którego trafił z francuskiego Lorient
- Zawodnik Górnika opowiedział w rozmowie z Goal.pl o ambicjach związanych z Górnikiem, ale też planach na dalszą część kariery
- Ismaheel może być jednym z kluczy do zwycięstwa nad Jagiellonią. Choć do Zabrza przyjeżdża mistrz Polski, to Nigeryjczyk jest przekonany, że trzy punkty zostaną na Roosevelta
W Zabrzu wiążą z nim duże nadzieje
Taofeek Ismaheel ma już doświadczenie z gry w Skandynawii i Belgii, do niedawna był też piłkarzem francuskiego Lorient. Nieoficjalnie słyszymy, że to najdroższy zakup w historii Górnika, choć część płatności to ewentualne bonusy. Tak czy inaczej w Zabrzu wiążą z nim duże nadzieje.
Nigeryjczyk gra efektownie, choć jeszcze nie do końca efektywnie. Sam piłkarz ma nadzieję, że w Zabrzu będzie jak w Norwegii, gdzie po słabym starcie tak się rozkręcił, że został uznany najlepszym piłkarzem tamtejszej drugiej ligi.
Piotr Koźmiński, Goal.pl: Zagrałeś 11 ligowych meczów w barwach Górnika, strzeliłeś gola i zaliczyłeś asystę. Masz bardzo duże możliwości, robisz zamęt pod bramką rywala, ale moim zdaniem trochę brakuje ci jeszcze wykończenia, zarówno w podaniach jak i strzałach. Zgodzisz się z taką opinią?
Taofeek Ismaheel, piłkarz Górnika Zabrze: Jak najbardziej. Początek miałem dobry, był pierwszy gol i asysta, choć akurat w przegranym meczu, a ja jako zawodnik grający dla drużynie nie odczuwa wtedy większej satysfakcji. Później było kilka meczów, w których chyba za bardzo chciałem. Czy to strzelić, czy zaliczyć asystę. A jak za bardzo chcesz, to czasem nie wychodzi. Potem znów się “uspokoiłem”. Nie napinałem się, pomyślałem, że te gole czy asysty, jak mają przyjść, to i tak przyjdą. Myślę, że to jest dobre podejście w tym momencie. Tym bardziej, że pamiętam moje początki w Norwegii. Przez pierwsze 10 meczów pod względem liczb nic mi nie wpadło. A potem jak “odpaliłem”, to już było naprawdę dobrze. Myślę więc, że trzeba tu jeszcze trochę cierpliwości.
Ostatecznie przyszedłeś latem do Górnika, ale miałeś też inne opcje. To dlaczego Górnik?
Potrzebowałem miejsca, w którym mi zaufają, w którym będę dużo grał. Mieszkam sam, bez żony, nie wychodzę praktycznie z domu. Tak było w Anglii, tak było w Norwegii, tak jest tutaj. Bo choć jestem przyjacielski, to ci, którzy lepiej mnie znają, wiedzą, że niemal nie sposób mnie wyciągnąć na zewnątrz. W takiej sytuacji piłka jest więc dla mnie niemal wszystkim. I tylko grając, jestem szczęśliwy. A Górnik mi to zapewnia. Pewnie, że miałem inne opcje, już mogłem grać w europejskich pucharach, ale czasem lepiej zrobić mniejszy krok niż większy. Na pewno Lukas Podolski miał wpływ na to, że tu przyszedłem. Rozmawiałem z nim, ale on rozmawiał też na mój temat z Laurentem Koscielnym. Grali razem w Arsenalu, a Koscielny działa teraz w Lorient. Któregoś dnia podszedł do mnie i powiedział mi: “Poldi cię chce”. Odpowiedziałem, że ja też chcę do Górnika. I tak to się potoczyło.
Podolski chce dobrze dla innych
Podolski często w trakcie meczu pokrzykuje na partnerów, pokazuje jak mają grać. Jak to przyjmujesz?
Nawet, gdy w danym momencie wydaje ci się, że nie ma racji, to potem dochodzisz do wniosku, że on chce dla ciebie dobrze. Że te podpowiedzi mają pomóc przede wszystkim tobie, bo on już w piłce swoje udowodnił. Jest mistrzem świata, musiał na to wszystko mocno się napracować. Widzę w nim inspirację. Że, aby do czegoś dojść, to musisz naprawdę mocno zasuwać. A poza tym to niezwykle pomocny człowiek i super żartowniś. Dobrze go mieć w szatni Górnika.
Co musisz wygrać z Górnikiem, aby stwierdzić, że warto było tu przyjść?
Chciałbym, żeby za jakiś czas kibice Górnika wspominali nasz zespół mówiąc: “O tak, tamta ekipa była dobra”. Dla mnie sukcesem z Górnikiem byłoby zakwalifikowanie się do pucharów. Na przykład do UEFA Conference League. I myślę, że stać nas na to. Mamy fajny zespół, dobrych piłkarzy. Możemy to zrobić. Teraz mamy dwa zwycięstwa z rzędu na koncie, a jestem przekonany, że w weekend zaliczymy trzecie.
Przed wami trudny mecz…
Wiem, wiem. Ale jestem pełen dobrych myśli. Stać nas na pokonanie Jagiellonii.
Teraz wszystko układa się dobrze, a jaki był twój najtrudniejszy moment w karierze?
Myślę, że to co działo się po podpisaniu mojego pierwszego kontraktu w karierze, w Skeid, w Norwegii. Na początku nie grałem zbyt dużo, w pewnym momencie nie puścili mnie do innego klubu, z norweskiej ekstraklasy. Potem spadliśmy do trzeciej ligi. I jeszcze te dojazdy… W sumie dotarcie na trening i z powrotem zajmowało mi tam codziennie niemal pięć godzin.
Pięć godzin?! To nie miałeś jakiegoś klubowego środka transportu?
Nie. Mieszkałem pod Oslo, stamtąd musiałem docierać na zajęcia. Jeździłem pociągiem, do którego zabierałem skuter elektryczny.
Skuter do pociągu?
Tak. Bo nim ppkonywałem część trasy. Ten skuter jechał tak ze 20 km na godzinę, ale zawsze to szybciej niż na piechotę. Problem polegał na tym, że w Norwegii często pada śnieg, a wtedy ciężko już było się poruszać skuterem. Wtedy podróż jeszcze bardziej się wydłużała. Ale skuter miałem też w moim kolejnym norweskim klubie.
A jak to wygląda w Zabrzu? Też skuter?
Nie, tu już dojeżdzam na zajęcia samochodem.
Marzenia? Liga Mistrzów, Premier League, reprezentacja
Mówiliśmy o najtrudniejszym momencie. A jakie są twoje piłkarskie marzenia?
Chciałbym zagrać w Lidze Mistrzów i trafić do jedenastki najlepszych piłkarzy Ligi Mistrzów.
A reprezentacja?
To też! Gdy grałem w Beveren, byłem już blisko powołania. Dwa razy z listy skreślała mnie jednak kontuzja.
To była pierwsza reprezentacja?
Nie, zespół U23. Do pierwszej, czyli do Super Eagles, bardzo trudno się dostać. Musisz grać w którejś z lig Top 5, a Polska do nich nie należy. Ale może kiedyś? Bo pod względem ligi to marzę, aby kiedyś zagrać w Anglii. Kiedyś byłem na studiach w Anglii, trenowałem też wtedy w Crystal Palace, więc trochę już ten futbol poznałem. A podsumowując temat marzeń: jeśli zagram w Lidze Mistrzów, w lidze angielskiej i w kadrze to wtedy powiem, że tak, że to była taka kariera jakiej chciałem.
Wspomniałeś, że w Zabrzu mieszkasz sam… To się może zmienić?
Tak. Jestem żonaty, mam nadzieję, że żona do mnie dołączy. Bo jednak móc z kimś pogadać w domu to nie to samo co grać w FIFA, czy oglądać seriale.
A to na pewno. Dopytam jeszcze: to więcej czasu spędzasz na grze w FIFA, czy telefonicznych rozmowach z żoną? Doradzam, abyś dobrze się zastanowił nad odpowiedzią…
(śmiech). Wiem o co ci chodzi. Na pewno więcej czasu spędzam na rozmowach z żoną. Aha, lubię też jeszcze gotować. Najczęściej afrykańskie potrawy.
Składników ci nie brakuje?
Nie, nie. Byłem niedawno w afrykańskim sklepie w Katowicach i solidnie się zaopatrzyłem. Śniadania jadamy w klubie, ale obiad i kolacje przyrządzam już sam. Generalnie dobrze mi się tu żyje. A jeśli do tego na boisku zrealizujemy cele, o którym marzę, to już w ogóle będzie super.
Komentarze