Fabian Piasecki prowadzący Raków do zwycięstwa. Miedź Legnica prowadząca samą siebie do tego samego meczu co zawsze. Wisła Płock, do niedawna jedyny uczestnik Superligi, już tylko punkt za Widzewem, przed sezonem skreślanym przez wielu na walkę o spadek. Ligowy kocioł, do tego zawirowania wokół sprzedaży Lechii, a także zbliżające się mecze kadry. Tetrycy zapraszają na dwugłos.
- Piasecki to dobry piłkarz, zawsze warto przypomnieć
- Miedziowy scenariusz na mecz
- Wisła Płock, czyli jak co sezon
- Lechia, czyli bałagan
- Skrzydła kadry – co to będzie
Jakub Olkiewicz: Leszek, w skali od szans Arkadiusza Milika na czołówkę Przeglądu Sportowego do urody bramek Fabiana Piaseckiego – na ile oceniasz swoje rozczarowanie brakiem powołania dla fussballgotta z Częstochowy? Muszę przyznać, rywalizacja wśród snajperów jest dość mocna, ale Fabian Piasecki strzelił cztery gole i dorzucił dwie asysty w drużynie, w której musi rywalizować z Gutkovskisem. Być może nie ma to odpowiedniej powagi, więc dodajmy – z Gutkovskisem, którego Marek Papszun ceni bardzo mocno. Każda wyszarpana minuta na murawie to wielki sukces, a ostatnia bramka-marzenie to puenta, której epilogiem powinien być wyjazd do Kataru.
Takie jest moje zdanie i żałuję jedynie, że Patryk Makuch jeszcze takiej nie strzelił, bo też bym go widział w kadrze, nie tylko dlatego, że to ełkaesiak. Dla tych, którzy teraz się oburzą – hola, hola, jaki bilet do Kataru, jak tu jeszcze mamy obecne zgrupowanie. Panowie, mecze towarzyskie są od testowania rozwiązań, a są zawodnicy, których testować nie trzeba, bo są gwarancją jakości. Ten duet, znany również z wirtualnych meczów Podbeskidzia, to właśnie taka gwarancja.
Leszek Milewski: Prawda jest taka, że Fabian Piasecki, zupełnie poważnie, to dobry piłkarz. Kto chce go sprowadzać do rangi gościa, którego trzeba trafić w głowę, żeby coś trafił – bardzo się myli. Kto robi z niego fizola, który przepchnie, pomęczy obrońców, ale ze strzelaniem nie za bardzo – myli się jeszcze bardziej. Piękna bramka Piaseckiego, ekwilibrystyczna – to nie przypadek. W zeszłym sezonie też zgłosił kandydaturę do bramki sezonu. On jest cholernie silny, wysoki, ale też świetnie skoordynowany – to pokazują te gole. Tydzień wcześniej w ESA wszedł na 28 minut i zrobił bramkę, asystę. Asysta wyjątkowo inteligentna, pokazująca opanowanie, ale też to, że sporo widzi.
Ja naprawdę nie mam procentów od transferu Piaseckiego. To nie jest też rodzina. Uważam go po prostu za napastnika o niebanalnym jak na polską ligę warsztacie. Wszechstronniejszy niż Śpiączka, którego też bardzo cenię. Lubię jego sposób grania, to wszystko, i wydaje mi się, że jest dziewiątką jak szytą na miarę w Rakowie.
Natomiast Piasecki, Kuba, pierwsze ekstraklasowe szlify łapał w Miedzi Legnica. Miedź – kto by się spodziewał – zagrała najbardziej miedziowy mecz w dziejach. Prowadziła 2:0 na Legii. Miała czystą sytuację na 3:0. I oczywiście przegrała 2:3. Ja wiem, że łatwiej pisze się żarty z Lechii Gdańsk, bo w Trójmieście jest bałagan wielopoziomowy, a w Miedzi porządek, no i niezłe granko. Mecze emocjonujące. Ale uczciwie trzeba oddać, że Miedź solidnie zapracowała na taką a nie inną pozycję w tabeli. Jak tak dalej pójdzie, scenariusz “mecz typu Miedź Legnica” może być jedynym, co zostanie w Ekstraklasie po legniczanach na przyszły sezon.
JO: Ujął mnie ten kilkusekundowy fragment, gdy najpierw bezlitośnie kasowany jest jeden z piłkarzy Miedzi Legnica, potem bezlitośnie kasowany jest drugi z piłkarzy Miedzi Legnica, a finalnie kamera uchwyciła Wojciecha Łobodzińskiego z miną: “przyszedłem na strzelnicę w rękawicach bokserskich”. Miedź jest trochę dżentelmenem w rękawicach bokserskich, który właśnie się zorientował, że “Klub Walki Gladiator” jednak w nazwie nie nawiązywał do waleczności i determinacji gladiatorów, ale do tego, że w środku ludzie tną się gigantycznymi mieczami w towarzystwie rozszalałych lwów.
Żal mi legniczan, ich ambitnego projektu, ich odważnych założeń, bo przez moment uwierzyłem, że pewnych błędów da się uniknąć. Pamiętasz na pewno ten pierwszy spadek Miedzi Legnica, ale i komentarze po tym, jak Miedzianka rozsadzała w ubiegłym roku zaplecze Ekstraklasy. Wydawało się, że wyciągnięto mityczne wnioski, że nauka na własnych błędach jak zwykle okazała się najbardziej efektywna. A potem spoglądasz na dysproporcję w jakości ofensywnych i defensywnych zawodników Miedzi i nabierasz wątpliwości. Spoglądasz na to, ile miejsca ma FIlip Mladenović – a naprawdę, nie trzeba być skautem klubu Ekstraklasy, by wiedzieć, że ten człowiek posiada pewne walory w grze ofensywnej – i nie jesteś pewny, czy ta Miedź na murawie na pewno ma punkty styczne z Miedzią kreśloną na kartce w klubowych gabinetach.
Natomiast ważne, by zachować odpowiednie proporcje. Przy zastanawianiu się, jak można było roztrwonić to 2:0, gdy jeszcze masz nieuznaną trzecią bramkę, warto jednak zauważyć, że Legia gra dobrze. Punktuje dobrze. Ma szeroki wachlarz możliwości w ofensywie. Wreszcie jest tutaj jakieś uzupełnianie się, czasem worek z węglem na barki bierze Carlitos, czasem znów błyszczy Josue, innym razem – jak teraz z Miedzią – świetnie grają Wszołek i Mladenović. Zaczynam sądzić, że to 4:0 z Rakowem nie mówi nam o tej drużynie całej prawdy, że o wiele więcej, mówią mecze właśnie jak ten z Miedzią. Dzisiaj w poranku przekonywałem cię, nie trwało to zbyt długo, że w tym sezonie dobre drużyny grają dobrze. Dla mnie to nadal niespodzianka, jestem bardzo przywiązany do prawideł “logiki Ekstraklasy”, na co dzień obcuję twarzą w twarz z pierwszą ligą, więc gdy na szczycie drugi sezon z rzędu pozostają Raków czy Pogoń, a i Lech zaczyna nieźle godzić ligę z pucharami, pozostaję zaskoczony. Ale jeszcze bardziej zaskakuje mnie, że w tym gronie na jednym tchu można wymieniać Legię, drużynę, która tak niedawno miała tak gigantyczne i rozległe problemy. Pamiętam świetnie tę ewolucję wypowiedzi Kosty Runjaicia, od “potrzebujemy 2-3 wzmocnień do pierwszego składu” do “wiemy, że w tym sezonie budżet nieco ogranicza dyrektora sportowego i mnie”. Pamiętam świetnie troskę kibiców Legii, że idą naprawdę chude lata, pamiętam lekceważenie ze strony kibiców Rakowa czy Lecha, projektów o wiele bardziej stabilnych. Tymczasem Legia na przerwę na kadrę zjeżdża jako lider, który miał swoje haniebne mecze, absolutnie położone – z Rakowem czy Cracovią – ale jednak, zebrał najwięcej punktów w stawce.
LM: To prawda, zapomniałem, że śledząc pierwszoligowe boje możesz być stosunkowo odległy od przekonania, że dobre drużyny będą dobre. W pierwszej lidze dobre drużyny zajmują losowe miejsca, w tym przynajmniej jedno spadkowe. Zeszły sezon Ekstraklasy jednak właśnie taki był – dobre drużyny były dobre, to przekonanie weszło mi w krew. Scenariusze typu Kapidzić ograniczone do minimum, a bywało, że miały decydującą rolę. Był czas przywyknąć i tego też teraz się spodziewam. Legię jak najbardziej widzę w tym wyścigu długofalowo. Nie są faworytem do mistrza – tym Raków – ale biorą udział w wyścigu. W kontekście Legii trzeba pamiętać o kontekście czasowym: ile powstawał Raków Papszuna, a ile trwa projekt Legii Runjaica? Czas sprzyja Legii, a już potrafią wyciągnąć się z niejednej meczowej mielizny. Wiem, że kibice Legii są bardzo wymagający, i trudno zachować spokój po 0:4 od Papszuna, który już witał się z Łazienkowską, już był w ogródku. Ale ja ten spokój bym zachował.
Co Kuba, skończyły się wysokie loty Wisły Płock? Kolejna lekcja z gatunku: rok w rok to samo. Mam wrażenie, że co roku mamy jakąś rewelację początku sezonu, której zaczyna się wieszczyć wszystko, a która potem, gdy już zostanie obwołana mianem zespołu, który “NIE NO, TERAZ TO JUŻ TRZEBA ICH TRAKTOWAĆ POWAŻNIE”, zaczyna pikować. Wisła Płock prawie mnie nabrała. Po jednym, drugim, czwartym meczu mówiłem: spokojnie. Już kiedyś to przerobiłem z Górnikiem Brosza, który zwolnił Vuko fantastycznym meczem na Łazienkowskiej. Ale grali dalej i grali, strzelali mnóstwo, nieźle bronili. Dziś natomiast są punkt za Widzewem.
Swoją drogą, Widzewem, co do którego twoje przewidywania były bliższe. Przyznajmy, twoje relacje z Widzewem są dość znane. Może nawet bywasz w uczuciach do Widzewa nieobiektywny. A jednak trafniej oceniłeś szanse Widzewa niż większość z nas, dziennikarzy, spodziewając się bardzo trudnego wejścia do ESA. Tymczasem Widzew ma już szesnaście punktów, cztery zwycięstwa w pięciu ostatnich meczach. No i ani jednego jednoznacznie słabego spotkania – nawet w najgorszych albo potrafił zareagować, albo punktował.
JO: Mecz ze Stalą Mielec wyglądał jak mecz typowego beniaminka – tylko Stal Mielec wcieliła się w jego rolę. Podpuścić, dać się wyszaleć, potem wykasować z bolesną precyzją. Moim zdaniem Widzew – w przeciwieństwie na przykład do Miedzi Legnica – trafnie zdiagnozował, co w Ekstraklasie będzie najbardziej istotne. A jest to dziki tur z przodu oraz solidna, ograna i niepotrzebująca żadnych aklimatyzacji defensywka. Takim momentem przełomowym, w którym pomyślałem sobie, że Widzew ma potencjał na powtórzenie historii choćby Radomiaka było naprawdę bezkompromisowe i pozbawione sentymentów pożegnanie ze współarchitektami awansu, z Nowakiem na czele.
Moim zdaniem to wcale nie jest koniec widzewskiej szarży, bo też czas wydaje się działać na korzyść najmocniejszego z tegorocznych beniaminków.
Ale swoją drogą, wspomniałeś o Wiśle Płock. Tymczasem ja jestem tak stary, że pamiętam jeszcze pochwały dla Stali Mielec. Dwanaście straconych goli w ostatnich pięciu meczach, cztery porażki, z czego trzy wysokie. Przewaga nad strefą spadkową stopniała do dwóch punktów. Opinie?
LM: Korona też tuż nad kreską. No cóż, wniosek jest chyba taki, że sezon trwa dłużej niż do końca sierpnia. Warto o tym pamiętać. Ta liga jest cholernie wyrównana i trudna. Wspominałeś sezony, gdy dobre zespoły nie były za dobre. Ja pamiętam też, gdy utrzymywał się najmniej słaby z całego grona słabeuszy. Teraz wokół strefy spadkowej kręcą się Stal, Korona, Warta. A przecież była okazja tyle razy każdy z tych zespołów chwalić. Każdy coś do Ekstraklasy wniósł, nawet jeśli Warta mało efektowne wyrachowanie. Nie dziwi ich miejsce tak nisko na tym etapie, ale jak dobre się okazały, a mimo to są, gdzie są.
Zaryzykuję i powiem, że poziom Ekstraklasy naprawdę idzie w górę. I jest jeszcze Lechia Gdańsk.
Podobało mi się jak wspomniałeś, że widać w Lechii długofalowe myślenie, bo Marcin Kaczmarek to ekspert od awansów. Po spadku będzie jak znalazł. To co, reszta sezonu dla Lechii jest krystalizowaniem kadry na pierwszoligowy sezon? Nie wiem, ale nic się w Gdańsku nie porządkuje. Agnieszka Syczewska mówi, że Lechia nie będzie sprzedana, chyba że ktoś rzuci 15 milionów euro. Adam Mandziara, który zdążył już odciąć się od Lechii, nagle jednak się nie odcina i na Instagramie informuje, że sprzedaż jednak trwa, wbrew słowom Agnieszki Syczewskiej. W tle oczywiście spotkanie kibiców z zarządem, sztabem i piłkarzami, gdzie bynajmniej nie częstowano sernikiem.
To nie tak, że ostatnie miejsce Lechii w tabeli jest zaskakujące, co że jest logiczne.
JO: Taczka w sali pucharowej to jest ten element rzeczywistości piłkarstwa polskiego, który lubię oglądać. Paweł Żelem żegnany na spotkaniu kibiców okrzykami, które nie zagrzewały go do boju, ale do wyjścia z sali, krytykowany Dusan Kuciak, “słowa, które zostały mylnie zinterpretowane” – to jest autentyk z Instagrama Adama Mandziary… Wszyscy wiemy, że gdyby rodzimy futbol był filmem, byłby “Weselem” od Smarzowskiego, ale tym starym, klasycznym, z Dziędzielem, który prosi gości, by już naprawdę wypierdalali. Ale cała heca, cały dowcip polega na tym, że nigdy nie wiesz, który klub akurat wcieli się w rolę kontrowersyjnego biznesmena próbującego przepisać ziemię dziadka. Tym razem padło na Lechię Gdańsk i muszę przyznać, że w tej całej kawalkadzie postaci, które przewijają się na gdańskich ekranach naprawdę można odnaleźć sporo świeżości. Przypominam: nie tak dawno temu wątkiem na tapecie był ajent z Lubina, który zaprzeczał, że jest z Lubina.
Leszek, ale my tu gadu-gadu o Ekstraklasie, która układa się do tradycyjnej jesiennej drzemki. Bo oto na scenę wchodzą oni, bohaterowie narodu, wybrańcy, rezerwowi z ligi beligjskiej oraz Robert Lewandowski (jako pierwszy) i Arkadiusz Milik (gdzieś tam z boczku). Jakie odczucia przed tym zgrupowaniem, jakie nastroje, jakie potrawy na czwartkową domówkę, jakie zakłady przed meczami Ligi Narodów, czy będzie zerowanie kwasu chlebowego? Ja, nie będę ukrywał, czekam przede wszystkim na to, co się wydarzy z Arkadiuszem Milikiem oraz wokół Arkadiusza Milika. Bardzo szybko, bardzo dynamicznie skradł nasze serca, stał się niemalże naszym sztandarem i jeśli reprezentanci Polski to przede wszystkim ludzie reprezentujący Polaków, to MIlik bez wątpienia reprezentuje nas. Trzymam za niego kciuki w sposób, w jaki dawno nie trzymałem kciuków za kogokolwiek w kadrze. I jednocześnie obawiam się, co z tego wyniknie. Ostatnio trzymałem kciuki za Polaków z Francją i Niemcami, do dzisiaj śni mi się po nocach wielka jak bochen chleba łapa Rudy’ego Goberta.
LM: Arkadiusz Milik, to musi być jego zgrupowanie. Musi być drugim najlepszym, tym, o którym by się mówiło, gdyby nie ktoś inny, kto rewelacyjnie wypadł wbrew wszelkim oczekiwaniom. Zaakceptuje też, jeśli Milik będzie rozczarowaniem, ale tylko jeśli drugim największym. Z tego zderzenia oczekiwań powinien wyniknąć średni występ, akurat podgrzewający temperaturę. A tak serio, jestem też bardzo ciekaw tego jak wypadną skrzydła. Skóraś – debiutant. Grosicki – mój rówieśnik, czyli starzec. Kamiński – Wolfsburg cienko przędzie, Kamiński aktualnie na ławce. Pamiętam jak sytuację na skrzydłach miał ratować Jóźwiak, bo faktycznie, potrafił w kadrze wypaść lepiej, niż wskazywała na to jego forma w klubie. Ale Jóźwiaka już nie ma. Przemek Frankowski już nie ściga się z Messim na dokonanie liczbowe w Ligue 1. Szymański to nie skrzydłowy. No, to zgrupowanie powinno wykreować, co tu w ogóle zrobić. Może Zalewski z kolejnym mocnym sygnałem?
Ciekaw jestem też jak wypadnie środek naszej obrony. Szczególnie Jakub Kiwior, z którym, jak wiesz, rozmawiałem dawno temu. A także Kamil Glik, z podobnych powodów. Moim zdaniem to powinny być filary mundialu.
JO: Dorzuciłbym do nich Jana Sobocińskiego, bo z nim rozmawiałem dawno temu ja, ale już trudno, przeboleję, że Charlotte FC nie stało się odpowiednikiem pamiętnej Borussii Dortmund przysyłającej na reprezentację trzech kluczowych zawodników. Poruszyłeś ciekawą kwestię z tymi skrzydłowymi – zakładam, że na tym zgrupowaniu Czesław Michniewicz będzie chciał już powoli testować rozwiązania taktyczne, które będzie mógł wykorzystać w Katarze. Nie jestem w pełni przekonanych, czy gra na klasycznych skrzydłowych znajdzie się na podium wśród planów meczowych. Ale znowu – jeśli jakaś wariacja na temat 3-4-3, to jak zmieścić wszystkich na boisku? Dla mnie na przykład zagadką pozostaje tercet Zieliński-Lewandowski-Milik, który trochę sam się narzuca, przy obecnej formie każdego z tych trzech zawodników. Zieliński za plecami dwóch napastników? A może dwie “dziesiątki” za plecami jednego ustawionego na szpicy? Zieliński i Milik operujący trochę szerzej, czy wręcz przeciwnie – w towarzystwie dwóch bocznych pomocników? Ale jak wtedy zbalansować defensywę, jeśli wystawimy dwóch skrzydłowych i trzech zawodników na wskroś ofensywnych?
Dużo pytań, na które chciałbym otrzymać jakieś odpowiedzi. Ale oczywiście nie naciskam, może to być też zgrupowanie bez żadnych odpowiedzi, najgorzej, to jak sobie człowiek sam oczekiwań narobi. Jedno jest pewne: zaczyna się już delikatna podjarka mundialowa. To nie jest zgrupowanie typu: “meh, znowu grają”. To jest zgrupowanie typu: “dawajta mi tu jakość, która pozwoli na nadmuchanie potężnego balona oczekiwań, przebitego przez niespodziewany strzał Saudyjczyków z 43. metra”.
LM: Zdumiewa mnie to – za dwa miesiące mundial. Przecież to rzut beretem. Jak na tak niedługi czas, tej podjarki tak nie czuć, bo sezon w pełni, jest czym zająć myśli. Ale tak, od meczu z Holandią – podjarka wjedzie na pełnej.
JO: Zgrabnie wybrnąłeś z pytania o potrawy na czwartkowej domówce. Do zobaczenia!
Jakub Olkiewicz i Leszek Milewski
Komentarze