Katastrofa Pogoni, Raków na garnuszku. Jak czytać sprawozdania finansowe polskich klubów? | Przemowa #90

Sprawozdania finansowe wielu polskich klubów zostały już opublikowane. Ale jak właściwie je czytać i co z nich wynika poza tym, że w Pogoni doszło do finansowej katastrofy? O tym w najnowszej Przemowie.

Jarosław Mroczek
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Jarosław Mroczek
  • Ostatnio pojawiła się wśród kibiców moda na komentowanie wyników finansowych naszych drużyn
  • Stąd też ten odcinek Przemowy – powiedzmy jako suplement
  • Oczywiście nie dam rady przeanalizować tutaj wszystkich sprawozdań, więc zrobię to w miarę dynamicznie przykładzie trzech klubów prywatnych – Stali Mielec, Pogoni Szczecin i Rakowa Częstochowa

Sprawozdania finansowe – Ekstraklasa

Najpierw warto sobie zadać pytanie, po co w oczach właścicieli, inwestorów czy prezesów w ogóle istnieją spółki – wszelakie, w tym kluby piłkarskie. Może nie w stu procentach, bo zawsze znajdziemy wyjątki, ale w bardzo dużym procencie. Ich celem nadrzędnym jest podnoszenie własnej wartości. Wszystko inne, jak wypracowywanie zysków, czy w przypadku klubów sportowych sukcesy na boisku, jest tylko środkiem do realizacji celu, jakim jest podnoszenie wartości spółki. W generalnym ujęciu każdy prezes ma jasne zadanie – jego spółka, w tym wypadku klub, za pięć, siedem, dziesięć lat, ma być warta więcej, niż jest warta dziś. Te wyjątki, o których mówiłem, można nazwać romantycznymi. Takim wyjątkiem była przez lata Wisła Kraków, którą Bogusław Cupiał kupił dla realizacji swoich marzeń o dominacji w Polsce i grze w Lidze Mistrzów – co się nie udało – ale spodziewam się, że Cupiałowi nie zależało na podnoszeniu wartości Wisły w znaczeniu rynkowym, bo raczej nie planował jej odsprzedawać z zyskiem.

Dziś być może takim wyjątkiem jest Raków Częstochowa, którego właściciel swego czasu sam siebie w wywiadach nazywał marzycielem. I gdy zerkniemy sobie zaraz w finanse Rakowa, dojdziemy do prostych wniosków, że nie za bardzo tam jest podnoszona wartość klubu, nawet jeśli dziś mówimy o dwukrotnym zdobywcy Pucharu Polski i jednokrotnym mistrzu w czterech ostatnich sezonach. Ale do tego jeszcze przejdziemy. Natomiast przy zdaniu sobie sprawy z tego totalnie prostego mechanizmu – czyli podnoszenie wartości spółki, jako celu nadrzędnym – dojdziemy do jeszcze prostszego wniosku – nie ma czegoś takiego, jak inwestor zagraniczny, a i poza bardzo nielicznymi wyjątkami inwestor polski, który wejdzie w klub z romantycznych pobudek typu: wyłożę własne miliony, by dać kibicom trochę radości. Jeśli na horyzoncie pojawi się Alex Haditaghi czy Paulo Urfer, to tylko dlatego, że widzi realną szansę na zarobienie na klubie. Nawet nie wierzcie w inne hasła, bo to bajki. To działa na zasadzie: kupię klub X za kwotę Y, bo kiedyś to będzie warte Y razy dwa i jeszcze zarobię. Kiedy taki właściciel zdaje sobie sprawę, że zarobić będzie trudno, robi coś takiego jak Urfer: czyli minimalizuje straty. Nie chce dokładać więcej, bo wie, że tego dołożonego więcej nie odzyska, ale też nie chce sprzedać klubu znacznie poniżej wartości zakupu, bo chce mieć chociaż tyle, co zainwestował. Mówię o Urferze, bo to on widnieje w centralnym rejestrze beneficjentów rzeczywistych, gdy w wyszukiwarkę wpisze się NIP Lechii. Ale to tak na marginesie.

Cały odcinek Przemowy w poniższej plejerce

Komentarze