Śląsk Wrocław i definicja klubu miejskiego. Olkiewicz w środę #146

Śląsk Wrocław wkroczył na scenę w samym środku wielkiej dyskusji na temat jakości zarządzania w polskiej piłce oraz szkodliwości istnienia klubów miejskich, zasilanych wyłącznie przez samorządowe pieniądze. Wkroczył na scenę i przy pomocy m.in. Najwyższej Izby Kontroli pokazał w pełni, jakie zagrożenia i jakie patologie rodzi utrzymywanie klubu przez miasto.

Kibice Śląska Wrocław
Obserwuj nas w
Zuma Press / Alamy Na zdjęciu: Kibice Śląska Wrocław
  • Łatwo jest krytykować Śląsk Wrocław za czysto sportowe kwestie – ostatnie miejsce w tabeli, nietrafione transfery, fatalną grę. Natomiast nawet gdyby Śląsk kręcił się obecnie gdzieś w środku tabeli, na pierwszy plan u kresu 2024 roku wybija się jakość zarządzania tym klubem.
  • NIK bada, czy nie doszło do żadnych nieprawidłowości przy niedoszłej prywatyzacji Śląska Wrocław – zwłaszcza w kwestii niespodziewanego podniesienia wyceny spółki oraz działań, które z zewnątrz mogły wyglądać na próbę zniechęcenia potencjalnego inwestora.
  • Brak planu B, atmosfera tymczasowości nakręcana wieczną presją na natychmiastowy wynik, beztroskie ignorowanie budowy fundamentów, niechęć do jakichkolwiek zmian – gdyby stworzyć listę siedmiu grzechów głównych klubów miejskich, Śląsk mógłby obszernie opowiedzieć o każdym z nich. Trwa w nich od lat.

Śląsk Wrocław i cykl wyborczy

Nie ma prawdopodobnie bardziej otwartego na inwestora klubu, niż miejska spółka tuż przed wyborami samorządowymi. Prezydent Wrocławia Jacek Sutryk z kultowym już plakatem, na którym wypisał swoje wyborcze deklaracje, wydawał się największym zwolennikiem prywatyzacji Śląska Wrocław w całym województwie. Przed wyborami wszystkie większe miasta, wraz ze swoimi elitami, prezydentami, burmistrzami i radnymi stają się na moment ostojami kapitalizmu starej szkoły. Miasto-minimum, obstawiamy tylko najważniejsze obowiązki, zapewniamy komunikację miejską i żłobka, resztę prywatyzujemy. Kluby sportowe? Rany, kto by kluby sportowe trzymał jako spółki miejskie, tylko przez nieuwagę mamy ten Śląsk w portfolio, gdybyśmy wcześniej się zorientowali, już dawno byśmy ten klub sprzedali. Szwagra kuzyn jest tam prezesem? No nic na chrzcinach nie wspominał, nie rozmawialiśmy o pracy akurat. Mój podwładny ufundował mu studia? Bez przesady, chciał się rozwijać. Zresztą, mieliśmy rozmawiać o prywatyzacji, ludzie kochani.

Jest grupa osób, która się na to nabiera, ale zdecydowanie większa jest rzesza sceptycznych. Skoro klub jest miejski od lat, skoro od lat trafiają tam ludzie w ten czy inny sposób związani z ugrupowaniem rządzącym miastem, skoro wszelkie rozmowy o ewentualnej sprzedaży kończą się szybciej niż pierwsze audyty, to skąd ta aktywność przed wyborami – dopytują ci bardziej dociekliwi. Ale prezydenci obiecują, teraz to już ostatni raz, teraz to już naprawdę sprzedajemy, pan inwestor już się zbliża, już puka do drzwi, nie ma opcji, żebyśmy nie dopięli tematu najpóźniej miesiąc po wyborach. O ile oczywiście nam zaufacie i powtórnie powierzycie zarządzanie miastem właśnie naszej ekipie.

Zobacz również materiał wideo na ten temat: Wrocław – polskie Gotham

Potem jest oczywiście moment wyborów i tu zaczyna się przedmiot zainteresowania Najwyższej Izby Kontroli. Według Marcina Torza z “Ujawniamy”, NIK interesuje się we Wrocławiu nie tylko różnymi dyplomami Collegium Humanum, ale również sprawą niedoszłej sprzedaży Śląska Wrocław niemieckiej firmie Westminster. Uwagę przykuwa szczególnie tajemnicza zmiana wyceny – spółka, która miała być sprzedana za symboliczne 5 milionów złotych, nagle zamieniła się w drogocenny skarb, którego miasto nie odda nawet i za 50 baniek. Ktoś bardzo złośliwy i zgryźliwy mógłby nawet zasugerować, że cała szopka w postaci rozmów z Westminster była jedynie rodzajem teatru przedwyborczego – żeby władze miasta miały jakiś twardy argument w rozmowie z mieszkańcami, jakiś dowód na to, że faktycznie pracują nad zmianą formuły zarządzania Śląskiem Wrocław (a przy okazji – również formuły finansowania).

Czysto teoretycznie miasto mogłoby się bronić: rozpoczynaliśmy rozmowy, gdy Jacek Magiera utrzymywał Śląsk Wrocław siłą przyjaźni i korzystnymi wynikami w rozgrywanych równolegle spotkaniach. W międzyczasie zrobiliśmy wicemistrzostwo Polski, co jasno pokazuje, że nie sprzedajemy już brzydkiego kaczątka, sprzedajemy okazałego łabędzia. Tylko tutaj właśnie trzeba niestety przywołać tę bezlitośną rzeczywistość. Wicemistrzostwo Polski w wykonaniu Śląska Wrocław nie było logicznym następstwem fantastycznego zarządzania, ale splotem dość szczęśliwych okoliczności. I wspominał o tym właściwie każdy, kto śledził drogę wrocławian do drugiego miejsca w tabeli.

Czy klub to tylko wynik ostatniego meczu?

Najkrócej rzecz ujmując: na Śląsk Wrocław Komisja ds. Licencji PZPN-u nałożyła nadzór finansowy. Stało się to w kwietniu, podczas rozdawania licencji na nowy sezon. Śląsk przepalił gigantyczne pieniądze na zamieszanie z Patrykiem Klimalą. Patryk Załęczny oferował Marcinowi Torzowi złote góry i stanowisko wiceprezesa, co szczegółowo opisał sam Torz – przyznając się jednocześnie, że był gotów ofertę przyjąć. Nasz redakcyjny kolega Kuba Szlendak przeanalizował sprawozdanie finansowe Śląska – w którym klub wykazał prawie 30 milionów złotych straty. Kenneth Zohore to historia najnowsza. Exposito, Nahuel Leiva, Borys – te sagi transferowe też pilotował Śląsk Wrocław w czasie, gdy mu żarło na boiskach.

Nie chodzi o to, by deprecjonować osiągnięcia klubu, ale osadzić je w pewnym kontekście. Wiosną Śląsk punktował tragicznie – w pierwszym półroczu 2024 roku zebrał 22 punkty, o 4 więcej niż Warta Poznań, o 3 więcej od Ruchu. Jasne, to i tak był szósty wynik, bo liga była szalenie wyrównana, natomiast nie ma większych złudzeń – Śląsk wicemistrzostwo zrobił przede wszystkim jesienią, gdy po utrzymaniu i doprowadzeniu do formy Erika Exposito Jacek Magiera wygrał 12 z 19 rozegranych meczów. Punktowanie na przestrzeni całego 2024 roku i wcześniej, w sezonie 2022/23 wydawało się mniej więcej odpowiadające potencjałowi klubu, sile zebranej kadry i jakości poszczególnych ogniw. Jedna udana runda, jedna jesień zdecydowanie zafałszowała obraz i na dłuższy czas pozwoliła zasłaniać liczne skandale organizacyjne. Deficyty w codziennym zarządzaniu klubem. Przygotowywanie go na przyszłość, szykowanie na czas, gdy Magiera nie wystruga sobie nowego lidera drużyny.

David Balda im dłużej był w Śląsku, tym gorzej wypadał, kończył już właściwie jako czeski bajerant, tak zresztą barwnie określił go były analityk Śląska, Andrzej Gomołysek. Balda jednak nie zmienił swojego stylu pracy. Stylu wypowiedzi, działania, logarytmu, którym posługiwał się przy transferach. Zarzuty, które pojawiały się wobec niego przed zatrudnieniem w Śląsku Wrocław i które szczegółowo rozpisano już po jego zwolnieniu ze Śląska, najwyraźniej ani na moment nie zniknęły. Po prostu jego amatorskie zagrywki w całości zamaskował piłkarski wynik w jednej rundzie – przez co Balda mógł opowiadać w wywiadach, że jest najmądrzejszy. To nie jest hiperbola, on tak powiedział.

POLECAMY TAKŻE

Jacek Magiera oczywiście też miał swoje wady, przywary, ale kluczem do zrozumienia jego pozycji jest fakt, że prowadził drużynę Exposito, bez Exposito. A potem jeszcze drużynę Nahuela, następcy Exposito w roli niepodważalnego lidera, bez Nahuela. Z utrzymania przez niego pracy tak długo, czy też odwrotnie, ze zwolnienia go z klubu nie robiłbym wobec klubu wielkiego zarzutu. Ot, zwykła codzienność trenerska w Ekstraklasie.

Natomiast ta litania błędów już teraz jest dosyć długa, nawet jeśli zupełnie pominiemy temat trenera. Co z tym zrobił Śląsk Wrocław? Co z tym zrobił Patryk Załęczny, prezes klubu?

Klub miejski, czyli klub permanentnie zaskoczony

Z dzisiejszej perspektywy trudno powstrzymać się od wniosku, że w Śląsku nikt nie miał większych zastrzeżeń do stylu pracy Baldy, że nikt nie brał pod uwagę zużycia się planu z Jackiem Magierą, że niespecjalnie rozplanowano co zrobić w przypadku odejścia i Exposito, i Nahuela Leivy, że nikt nie przejmował się specjalnie przyszłością, bo przecież “jakoś to będzie”. Takiego rodzaju myślenie jest w polskiej piłce ponad podziałami – zupełnie lekkomyślne i naiwne potrafią być też kluby prywatne, właściciele mogą bez końca dosypywać pieniędzy, by ich ukochany klub jednak powalczył o utrzymanie czy też o awans. Ale jako miłośnik Johna Locke’a jestem zwolennikiem kar naturalnych. Jaka była kara dla Zbigniewa Jakubasa za to, jak wyglądał jego Motor w czasach rządów warszawskiej ekipy? Cóż, utrata pieniędzy z portfela Zbigniewa Jakubasa. Za swoje błędy swoimi pieniędzmi płacili Jarosław Królewski, Tomasz Salski, Andrzej Dadełło i wielu innych, którzy albo z czasem uczyli się futbolu, albo znajdowali kogoś, kto im ten futbol w klubie spokojnie rozrysuje.

Klub miejski? Bazuję tutaj wyłącznie na ocenie ostatnich tygodni, bez żadnych insajderskich newsów. Klub miejski wydaje się klubem permanentnie zaskoczonym. Czy Rafał Grodzicki jest najbardziej logicznym następcą Davida Baldy, czy po prostu był najbliżej? Czy duet trenerski i przywrócenie do polskiej piłki nieobecnej przez chwilę funkcji Pana Słupa to był plan szykowany już w okresie wzmożonych plotek o zwolnieniu Jacka Magiery, czy po prostu spontanicznie tak wyszło? Jak Śląsk przygotował się na chude lata, na kryzysy, wyrobił sobie górkę finansową jak Stal Mielec Jacka Klimka, czy może nieśmiało przebąkuje, że 20, albo i 25 milionów z miasta, to byłoby coś fajnego?

Czy Śląsk Wrocław utrzyma się w Ekstraklasie?

  • TAK
  • NIE
  • TAK 25%
  • NIE 75%

12+ Votes

Obecnie trwają oczywiście poszukiwania trenera-strażaka, któremu postawiony zostanie jasny cel: utrzymanie w Ekstraklasie, za wszelką cenę. Dyrektor Grodzicki zapewne otrzyma stosowne środki, by wzmocnić drużynę, bo przecież tak dumne miasto nie może sobie pozwolić, by 40-tysięcznik zagościł w I lidze. Myśli o tym, co po ewentualnym spadku, na razie wydają się dość mocno wypychane na margines. Znów tymczasowość. Znów działania na tu i teraz, znów pragnienie wyniku, już, w tej chwili. Smutne dopięcie całej historii o tym, czym jest miejski Śląsk Wrocław.

A miejski Śląsk Wrocław jest klubem, który zachłysnął się trochę przypadkowym sukcesem. Który może i mógłby zostać sprywatyzowany, ale jest zbyt ważny na lokalnej mozaice układów i powiązań. Który nie ma planu B, improwizuje ad hoc, totalnie zaszokowany tym, że da się grać i punktować jeszcze gorzej niż wiosną. W którym szeroką wizję wyznacza jedynie kalendarz wyborczy, a długofalowa perspektywa kończy się przy pierwszym poważniejszym kryzysie.

Śląsk Wrocław jest klubem, który zmierza do I ligi. I biorąc pod uwagę jaka droga i jakie zarządzanie za nim stoją – trudno to nazwać zaskoczeniem. Nawet jeśli to wciąż aktualny wicemistrz Polski.

Komentarze