Czy Wisła Kraków kroczy drogą spadkowicza? A może drogą spadkowicza kroczą cztery drużyny, choć przecież miejsc w pociągu do I ligi jest mniej? Dlaczego to najlepszy sezon od lat, a pewnie i na lata? Czy transplantolog zajmuje się transparentami kibicowskimi? Gdzie tetrycy pojechali nagrać pierwszy odcinek “Tetryków w drodze”? Tego wszystkiego dowiecie się z tradycyjnego już, cotygodniowego dwugłosu Leszka Milewskiego i Jakuba Olkiewicza. Zapraszamy!
- Dokąd Wisła płynie? Czy inni w grze o spadek podadzą jej dłoń?
- Kiereś zwolniony. Oj, Górniku…
- Walka o mistrza – bez wyścigów ślimaczych zaprzęgów
- Przed półfinałami Pucharu Polski – unikamy typowania, ale…
Leszek Milewski: Kuba, piłkarze Wisły po meczu z Piastem podeszli pod kibicowski transparent “Cechuje nas pojęcie, którego wy nie znacie”. Wiesz o jakim pojęciu może być mowa?
Jakub Olkiewicz: Dziękuję za to pytanie. Zacznę od odpowiedzi poważnej, by nie utracić swojej wiarygodności w dziedzinie transplantologii (to taka nauka o transparentach). Nie widziałem tej sytuacji dokładnie, natomiast domyślam się, że chodzi o flagę z napisem “Wierność”, która po tym przywołanym dwuwersie ma kontynuację “wczoraj wrogu, dzisiaj bracie”. Całość odnosi się oczywiście do lojalności, której według kibiców Wisły nie miała część fanów Cracovii, która zapomniała o dziecięcej miłości do “Białej Gwiazdy” i w dorosłym życiu zmieniła swoje sympatie klubowe.
Natomiast patrząc na skład oraz wyniki osiągane przez Wisłę Kraków w ostatnich tygodniach, skusiłbym się na konkurs twórczych rozwinięć – jakie pojęcia cechują kibiców Wisły, a jednocześnie nie są znane jej zawodnikom? Zaczynam od kontrowersyjnej propozycji: cechuje nas pojęcie, którego wy nie znacie – polskojęzyczność, której w szatni właściwie nie macie. I od razu, żeby nie było łatwej zrzutki na wielokulturowość szatni Wisły, propozycja numer dwa – cechuje nas pojęcie, którego wy nie znacie, miewamy w życiu szczęście, wy wciąż pechowo gracie.
LM: Przyznam, że wiarygodność w dziedzinie transplantologii ocalona. Myślę, że na tyle, że aż w drugim znaczeniu tego słowa zbudowałeś wiarygodność, choć należy chętnym zaznaczyć, że za narzędzia medyczne uznajesz przede wszystkim rację.
Co do Wisły już tej boiskowej. Korci powiedzieć: tu nie ma co trenować, tu trzeba splunąć przez lewe ramię. Trzy razy. I odpukać w niemalowane drewno. I także – w tajemnicy przed organizacjami na rzecz praw zwierząt – zaopatrzyć się w króliczą łapkę. Jeśli niektórym dziennikarzom najbliższe treningi Wisły wydadzą się dziwne, niewykluczone, że Brzęczek po prostu zorganizował szukanie czterolistnej koniczny. Natomiast, jakkolwiek uważam, że stężenie pecha jest w Białej Gwieździe obecne, jakkolwiek decyzje sędziowskie zabrały Wiśle punkty, tak mecz z Piastem to pretensje przede wszystkim do siebie. Wisła stworzyła sobie bimbalion okazji w pierwszej połowie, ale nie zbudowała takiej przewagi bramkowej, jaką mogła. A defensywa – cóż. Biegański nie dał rady. Do tego Wisły nie trzeba mocno przycisnąć, by popełniła poważny błąd. Robi to nawet nie naciskana. Biała Gwiazda jest obecnie radosnym zespołem, z fajnie funkcjonującą ofensywą, a kociokwikiem w tyłach. To jest ryzykowny mariaż w obliczu gry o utrzymanie.
Tak samo ryzykowny jest mariaż Wisły z nie wygrywaniem. Myślę, że Wisła obecnie nie gra źle, ale też myślę, że wśród spadkowiczów – nie tylko polskich – obligatoryjna jest obecność kogoś, o kim można powiedzieć “nie grali tak źle, ale…”.
JO: Powstrzymywałem się bardzo długo, właściwie powstrzymywałem się tygodniami, ale znam taki jeden klub, który a to stracił punkty przez niekorzystne decyzje sędziowskie, a to wykorzystał tylko dwie spośród dwustu sytuacji strzeleckich, a to sprzedał szalonego dryblera w przerwie zimowej, zakładając, że uda się utrzymać bez jednego z najbardziej kreatywnych zawodników ofensywnych. Raz usztywniał tyły i remisował 0:0, a raz stawiał na radosną grę pełną ofensywnej pasji i wtedy najczęściej przegrywał. Nie mówię, że Wisła Kraków pójdzie ścieżką tego wcale nie tak dawnego spadkowicza, ale ma niepokojąco wiele punktów stycznych z wieloma drużynami obecnie bijącymi się na zapleczu Ekstraklasy. Ten mecz z Piastem mógł być manifestem: panowie, gdzie wy nas składacie do grobu, jak my takiego Waldemara Fornalika to gonimy czterema do przerwy, a w drugiej połowie jeszcze dorzucamy do pieca. To mogło być takie twarde pokazanie: stać nas na efektowną, skuteczną grę nawet z dość solidnymi ekstraklasowymi rywalami, więc kochani, nie ustawiajcie nas w jednym szeregu z Niecieczą i Łęczną.
Manifest owszem, był, ale to był manifest charakterystyczny dla spadkowicza. W teorii zrobiłeś wszystko dobrze, w teorii powinno działać, ale potem jest tylko ten mem z okularnikiem rodem z serialu “Chłopaki z baraków”. Powinno wyjść inaczej. Ale nie wyszło, dzięki tej typowej dla spadkowiczów parce: nieskuteczności z przodu i niefrasobliwości z tyłu. Wiem, że w Krakowie nastroje były minorowe chwilę wcześniej, gdy nie było ani gry, ani wyników. Ale jako stary kibic spadkowiczów przestrzegam – zdecydowanie gorszą mieszanką jest “gramy dobrze, ale wyników nadal nie ma”. Sytuacja robi się diabelnie poważna i naprawdę nie zazdroszczę nikomu pod Wawelem.
LM: Cieszy mnie, że nawiązałeś do Zagłębia Sosnowiec, 18/19 był faktycznie ciekawym sezonem tej uznanej firmy. Okularnik z “Chłopaków” to Bubbles, musisz w końcu nadrobić, to będzie wspaniała przygoda, niemal tak wielka i emocjonująca, jak szukanie czasu na oglądanie “Chłopaków”.
Żeby nie było natomiast tak, że skaczemy po Wiśle Kraków i Wisła Kraków skupia w tym momencie wszystko to, co w lidze do obśmiania. Otóż nie. Otóż inni walczący o spadek ciężko pracują. Termalica – trzy pudła w jednej akcji z 98. minuty, akcji na wagę trzech punktów, to rzeczywiście osiągnięcie. Oczywiście wcześniej strzeliła sobie samobója. A we wcześniejszej kolejce miała Górnik Zabrze, gdzie straciła gola w końcówce – gola pozbawiającego popularne Słoniki trzech punktów – choć grała w przewadze. Myślę, że nawet sprowadzenie jeszcze 87 piłkarzy w trybie last minute może nie zaradzić spadkowi po takich meczach.
Z drugiej strony Zagłębie Lubin. Ja wiem, że 0:4 z Wartą Poznań, przy całym szacunku dla Warty Poznań, wydaje się jak dzwon, który trudno przebić. A jednak się udało. Wiesz, bo opowiadałem ci o tym meczu, gdy wracaliśmy z Grudziądza. Jagiellonia goniła wynik wpuszczając Wdowika i Trubehę. Zawodnicy sprowadzeni w trybie nagłym, Diego i Marc Gual, od razu mają decydować o ofensywie Jagiellonii – innymi słowy, rzadka desperacja. Co więcej, jeszcze gol za darmo, bo Alomerović postanowił wyprowadzić piłkę przez Szysza. A jednak Miedziowi zdołali dostać w łeb i Wisła ma z nimi kontakt.
JO: Tak, jest mi o tym pisać o tyle niezręcznie, że były takie momenty, gdy tego typu wyścigi frajerstwa mieliśmy na górze tabeli, gdzie często pisaliśmy o wyścigu żółwi, a czasem nawet wyścigu żółwi, które podróżują na zaprzęgu złożonym ze ślimaków. Tym razem ten festiwal pecha, niefortunnych decyzji, nieskuteczności, jeszcze raz pecha i defensywnych skeczów ma miejsce tam, gdzie powinien – czyli na dnie. Zastanawiam się bardzo mocno, kto zrobił w tym sezonie najwięcej, by ten spadek dopiąć. Wisła Kraków walczyła dzielnie obijając słupki i poprzeczki, ale to w jaki sposób zachował się Bruk-Bet… Opowiem ci pewną historię, na szczęście krótką. Ostatnio graliśmy z Grabką Grabica w A-klasie, przy stanie 1:0 dla rywali miałem tuż po przerwie patelnię na 1:1, gdybym trafił, pewnie byśmy poszli za ciosem i zdobyli 3 punkty. Ale, jak to ja, kopnąłem w bramkarza. W szatni nie odezwałem się słowem, cały weekend miałem spaprany, jeszcze w poniedziałek miałem zły humor, a po meczu zasnąłem prawie nad ranem.
A potem zacząłem oglądać mecze ligowe i odkryłem, skąd wynika to zagrzebywanie się na dnie. Gdybym zachował się tak jak niecieczanie w końcówce z Radomiakiem, albo tak jak Zagłębie przy grze w przewadze i z bezpiecznym prowadzeniem, pewnie w ogóle zrezygnowałbym ze snu. A niewyspany, zmęczony – przegrywałbym kolejne mecze. Czy to klucz? Czy lubinianie cierpią na bezsenność wynikającą z powtarzającego się kompromitowania na murawie? I przez niedospanie wpadają w coraz to nowe dołki? Nie wiem, ale się domyślam. Natomiast wrzucę tutaj kolejny wątek: do tej pory rozmawialiśmy o tym, że jeden spadkowicz będzie nieoczekiwany, że jeden będzie sensacyjny. Że czy padnie na Zagłębie, czy na Wisłę, Śląsk, albo inną Jagiellonię – to będzie scenariusz, którego przed sezonem nikt nie zakładał. Ale teraz coraz wyraźniej widzę drugą stronę medalu. Otóż ktoś absolutnie niespodziewanie się utrzyma. Utrzymanie Warty? Przy tej grze wydaje się formalnością. Utrzymanie Wisły, Zagłębia, Bruk-Betu czy Górnika Łęczna? Ktoś z tego kwartetu zostanie w lidze na kolejny rok i biorąc pod uwagę jak układają się mecze tych czterech jeźdźców – to będzie utrzymanie na mocnym kredycie farta.
LM: Ale z drugiej strony dopiero co mówiliśmy, że Wisła przewodzi w lidze w pechu, więc jednocześnie jakbyśmy powiedzieli, że utrzymają się fartem… No, to w sumie się sprawdzi, wiem o co ci chodzi. Niemniej pewne jest – i to muszą mieć na uwadze wszyscy następni, którzy awansują – że standardy poszły w górę. Ja wiem, że Wisła nie wygrywa, że łatwo z niej żartować, ja wiem, że Zagłębiu – UWAGA, BĘDZIE ODKRYWCZO – jest za wygodnie, żeby się zmotywować. Ale Wisła to były selekcjoner za sterami, są pewne wzmocnienia – Manu, Poletanović – które pokazują wartość, tak samo Zagłębie to Stokowiec, Burlikowski, paru ludzi z poważnym CV. Łęczna walczyła jak mogła, Bruk-Bet sprowadził 121 zawodników. Powtarzam się z tym wnioskiem nie tylko dlatego, że Widzew pierwszy raz od nie wiem kiedy jest łączony z powrotem do Ekstraklasy.
A swoją drogą. Co sądzisz o sprawie Kieresia, pod kryptonimem roboczym “Siekieresiada”? Kiereś wyczarował awanse z niczego. Nikitović mówił przed sezonem, że Górnik Łęczna celuje w przygodę, tak jakby przed nimi była nie gra w Ekstraklasie, ale seans “Niekończącej się opowieści”. A teraz, przy tych kontekstach… nie wiem czy kopniak, skoro to Kiereś złożył rezygnację, ale z drugiej strony: Kuba Białek na Weszło napisał, że Kiereś mógł tylko uprzedzić ruch klubu.
Myślę, że Kiereś się obronił już tym, co wycisnął z Górnika – przecież także ćwierćfinał PP – bo wieszczono mu dużo gorszy wynik. Kto wie – może zwolnienie paradoksalnie być mu na rękę, w tym sensie, że ma większe szanse na pozostanie na ligowej karuzeli, niż jakby przegrał jeszcze parę meczów. Ze strony Górnika… Jeśli faktycznie chcieli się rozstać, to nie popieram. Natomiast wiem, kto jest wolny. “Wild Maciej Bartoszek appears!” ma memiczny potencjał.
JO: Głos fachowości w twoim domu: nie da się przewidzieć, czy zwolnienie trenera w trakcie walki o utrzymanie to dobry pomysł. To jest w piłce nożnej absolutnie najgorsze, że do każdej tezy jesteś w stanie dopasować sobie dowolne fakty. Mamy pod korek przykładów, gdy drużyna w samym środku wielkiego kryzysu zwalniała trenera, a potem okazywało się, że przy całej sympatii dla Piotrka Tworka, Dawid Szulczek potrafi punktować lepiej. Ale mamy też pod korek przykładów, gdy drużyna w samym środku wielkiego kryzysu zwalniała trenera, a potem okazywało się, że Wojciech Stawowy nie grał, ani tym bardziej nie punktował o wiele lepiej od Kazimierza Moskala.
Górnik Łęczna jest o tyle specyficzny, że naprawdę wydaje się odstawać pod każdym względem. Ani finansowo, ani organizacyjnie, ani kibicowsko, ani pod względem formy, ani pod względem jakości poszczególnych zawodników – nie potrafię sobie właściwie wyobrazić kategorii, w której mógłbym z czystym sumieniem powiedzieć: Górnik Łęczna jest pośród 15 najlepszych w Polsce. Przepraszam: Górnik Łęczna na pewno jest pośród 15 najlepszych Górników w Polsce, zwłaszcza przy obecnym kryzysie skądinąd sympatycznych wałbrzyszan. Łęcznianie wydawali się pragmatyczni, wydawali się twardo stąpać po ziemi. Nikitović podkreślał – mamy świadomość, że awansowaliśmy z szóstego miejsca w I lidze, że stało się to w ostatnich 90 minutach sezonu, JUŻ MNIEJSZA O OKOLICZNOŚCI. Mamy świadomość, że ta Ekstraklasa spadła na nas niespodziewanie i że siła drużyn w niej obecnych też okazała się dość spora. Dziś jakikolwiek panikarski krok byłby poniekąd zaprzeczeniem tego trzeźwego osądu sprzed pół roku. Nikitović powiedział pięknie: lepiej przegrywać 1:4 w Ekstraklasie, niż wygrywać 1:0 w I lidze. To jest cała prawda, pod każdym względem nawet jeden sezon w elicie to jest ogromna wartość. Ale czy Górnik naprawdę stać na ten drugi sezon? Czy naprawdę nowy trener jest w stanie tego dokonać? Czy naprawdę z tych piłkarzy da się wykrzesać utrzymanie? Ja mam potężne wątpliwości. Choć jednocześnie dostrzegam – utrzymać się jest zawsze odrobinkę łatwiej, niż awansować, w coraz bardziej konkurencyjnej I lidze.
Do tego trzeba też dodać, że nie znamy przebiegu tych rozmów w Łęcznej – być może sam Kamil Kiereś czuł, że to już koniec jego możliwości.
LM: No dobrze Kuba, rzeczywiście ciekawiej było w tej kolejce jeśli chodzi o grę o utrzymanie, bo grający o mistrza zgarnęli komplet punktów. Ale ciekawe jest dla mnie to, że każdy zaimponował inaczej. Lech Poznań – tym, że wyszedł eksperymentalnym składem, że Śląsk u siebie to przecież nie są mimo wszystko ruchome pachołki, a są trzy punkty. Takie mecze – trudne, niewygodne, a jednak wygrane – są częściej spotykane w składzie mistrzów niż azotan sodu w produktach spożywczych. Raków – dwa stałe fragmenty gry, zwycięstwo, dziękuję, można wracać do domu. Odfajkowany trudny teren, Dawid Dobrasz też dziś przyznawał w poranku, że Raków wyglądał bardzo pewnie. No i Pogoń, która po prostu złapała rywala i go dusiła. Zabawa, żadnej presji, fajerwerki boiskowe.
JO: Spełnia się mój wymarzony scenariusz o tym, by przynajmniej jeden, a najlepiej dwóch kandydatów do mistrzostwa oczarowało w trakcie kolejki ligowej. Na początku 2022 roku trochę mi tego brakowało, jeśli nie zawodziła gra, to zawodziły wyniki, jeśli nie zawodziły wyniki, to mogłem się przyczepić do stylu, w jakim trójka z podium zdobywała punkty. Ale teraz? Kurczę, 12-punktowa przepaść między 3. a 4. miejscem, przy czym na samym szczycie ścisk jak w kolejce do organizacji pato-gal MMA. Całość jest o tyle znacząca, że przecież Lech i Raków czekają jeszcze mecze półfinału Pucharu Polski. Pokuszę się o wniosek – ci, którzy grają na dwóch frontach, wygrali minimalnym nakładem sił, Pogoń z kolei zagrała kolejny koncert, bo jej zadaniem jest już wyłącznie koncertowanie do samego finiszu ligi. Świetnie się to ogląda na flashscorze i 90minut.pl, bo ta tabela naprawdę zaczyna nawiązywać do najbardziej urokliwych wyścigów mistrzowskich w mocnych ligach – na przykład w takiej Hiszpanii, gdzie Atletico godziło Barcelonę i Real. To jest odmiana, w ubiegłym sezonie tylko mistrz, Legia Warszawa, przekroczył barierę 2,00 punktu na mecz. Dzisiaj cała trójka punktuje na poziomie 2,03-2,07 punktu na mecz. Do Serie A (2,20) jeszcze trochę brakuje, ale nadal – to jest dość mocny odskok od peletonu, odskok, na który liczyłem.
Zastanawia mnie coś innego. Wczoraj w Grudziądzu ustaliliśmy, że do Europy poza TOP 3 Ekstraklasy wysyłamy Olimpię. Ale jeśli na Narodowym wygra ktoś inny niż nasi znajomi – to kto na czwartego? Walka o tytuł “pierwszego poza podium” toczy się w takim tempie, że zaraz faktycznie nawet Legia może się w to wmieszać.
LM: To jest dobre pytanie Kuba. To wygląda tak, jakby każdy patrzył na Śląsk, który rok temu na finiszu wtarabanił się do pucharów, a teraz – głosem Michała Probierza – dotknął go pucharowy wirus, a może nawet pucharowy pocałunek śmierci. Więc może lepiej nie. I stoją w tej kolejce do pucharów i słychać te pokątne dialogi: może jednak pan, panie Radomiak, przede mną? Nie, nie, może Lechia jednak. Ja się nie spieszę, beniaminkiem jestem, do pucharów trzeba usiąść na spokojnie. W tym festiwalu przepuszczania się w drzwiach wydaje mi się, że jednak zwycięzcą nie będzie Legia, ale taki Piast? Jestem sobie w stanie to wyobrazić. Przewaga punktowa Lechii i Radomiaka wciąż jest, i to całkiem znaczna, ale topnieje i topnieje.
JO: Piast, który mógł na Wiśle przegrywać trójką już do przerwy… Wiesz, co powiem? Liga jest cholernie ciekawa, nawet ze względu na ten środek. Jeśli ktoś jeszcze miał wątpliwości parę kolejek temu, teraz chyba się ich wyzbywa – za nami jeden z najlepszych sezonów ostatnich lat, a biorąc jeszcze pod uwagę personalia, nie tylko takie jak Podolski czy Grosicki, ale też Kędziora czy Verbić – myślę, że ciężko będzie to przebić w najbliższej przyszłości. Niesamowicie się cieszę, że w takich okolicznościach zamiast delektować się meczami elity postanowiliśmy odwiedzić III-ligowy Grudziądz. Zbliżając się powoli do końca chciałbym zapytać wprost: z kim Olimpia wygra na Narodowym, z Rakowem czy z Legią? To o tyle ważne, że każda minuta Olimpii w Pucharze Polski będzie nabijać wyświetlenia pod naszym jutrzejszym filmem, a obaj dobrze wiemy – wyświetlenia są w obecnym świecie wartości między złotem a ropą naftową.
LM: To prawda, już zapraszam na ten film, a także na sam mecz. A Olimpia w finale – tu problem, bo znajduję równie wiele argumentów za Rakowem, co Legią. Raków Puchar już ma, i jakkolwiek zawsze tam była presja na Puchar, a także spinka na Legię, tak jednak mistrzostwo byłoby nieporównywalnie ważniejszym skalpem. Raków jest oczywiście lepszym zespołem, ma szerszy skład, natomiast Legia się ogarnęła, wygląda lepiej, w Częstochowie też wypadła dobrze… Jak zwykle, taktycznie, powiem “niech wygra lepszy”, zauważając jednak, że tyle argumentów za Legią w tym momencie to jej sukces.
Na zakończenie Kuba: z Moderem na mundial? Zdąży? Większy bagaż pecha niż Wisła Kraków?
JO: Zdąży. Powiem tak: ja, 28-letni amator, operowałem więzadła w październiku, a w maju już grałem na pełnych obrotach. Moder jest minimalnie młodszy, a ma opiekę medyczną na takim poziomie jak ja, albo i lepszym (choć pamiętając jak fachowo mnie poskładano i zrehabilitowano – trudno mi to sobie wyobrazić). Zobaczy Moder, jeszcze Moder będzie Arabii gole strzelał. Dużo zdrowia, siły i cierpliwości, bo ta rehabilitacja jest dość upierdliwa, ale moim zdaniem – będzie śmigał jak złoto, pozostaję optymistą. Zwłaszcza, że Modera bardzo lubię i cenię, a ostatnio nawet kupiliśmy go ze Stasiem do ŁKS-u w Fifie 20. To niejako zamyka dyskusję – taki człowiek musi grać na mundialu, kropka.
Komentarze