Wielka oprawa w Derbach Śląska, mnóstwo policji i Górnik może patrzeć w górę [REPORTAŻ]

Ruch Chorzów w Wielkich Derbach Śląska przegrał z Górnikiem Zabrze (1:2) w ramach 25. kolejki PKO Ekstraklasy. Przed samym meczem i w jego trakcie sporo się natomiast działo na ulicach śląskich miast. Policjantów dbających o bezpieczeństwo było mnóstwo. Nie tylko służby prewencji, ale także policja konna, a z nieba nad wszystkim czuwał helikopter. Na trybunach miało natomiast miejsce prawdziwe święto piłkarskie. Naprawdę warto było pojawić się w sobotę na Stadionie Śląskim.

Ruch Chorzów - Górnik Zabrze
Obserwuj nas w
fot. PressFocus Na zdjęciu: Ruch Chorzów - Górnik Zabrze
  • Ruch Chorzów poniósł porażkę z Górnikiem Zabrze i na dzisiaj wygląda na to, że trudno będzie Niebieskim utrzymać się w PKO Ekstraklasie
  • Ekipa Jana Urbana zaczyna coraz śmielej patrzeć w górę ligowej tabeli
  • Nie brakowało emocji również na trybunach, gdzie fani gospodarzy zaprezentowali kilka opraw, a o dodatkowe atrakcje chciała zabiegać grupka szalikowców gości

Derby Śląska i dwa wielkie herby

Ruch Chorzów po raz 123. mierzył się w sobotę 16 marca 2024 roku z Górnikiem Zabrze. Wielkie Derby Śląska od dobrych kilku tygodni elektryzowały fanów obu ekip. Przedstawiciele Niebieskich i Trójkolorowych nie ukrywali, że to dla nich mecz sezonu. Kibice chorzowian przed samym spotkaniem przygotowali specjalną hip-hopową piosenkę, promującą śląski szlagier. Ogólnie mobilizacja fanów gospodarzy była spora. Finalnie na trybunach pojawiło się ponad 38 tysięcy widzów, co biorąc pod uwagę wyniki chorzowskiej drużyny, jest godne pochwał.

Przed startem samej rywalizacji dużo w mediach było wieści na temat rzekomej niechęci Ruchu do tego, aby na trybunach Stadionu Śląskiego pojawiła się grupa kibiców zabrzańskiego Górnika w takiej samej liczbie, jak to miało miejsce w ramach 20. kolejki. Różne opinie pojawiały się na ten temat. Gospodarze nauczeni doświadczeniami z pamiętnego spotkania z Legią Warszawa, gdy sektor gości wypełnił się w Kotle Czarownic w liczbie grubo ponad czterech tysięcy widzów, sprawił jednocześnie, że przed samym meczem w Metropolii Górnośląsko-Zagłębiowskiej pojawiły się duże kłopoty komunikacyjne. Nie tylko w pobliżu samego Stadionu Śląskiego, ale tak naprawdę już od okolic katowickiego Spodka. Ruch drogowy został zamknięty przez policję. Nawet przedstawiciele mediów, okazując odpowiednie uprawnienia, nie mogli się przedostać w zamknięte strefy. Nie tylko ruch drogowy został sparaliżowany, ale również komunikacja miejska nie funkcjonowała tak, jak powinna. Takie komplikacje skutkowały tym, że działacze Ruchu musieli postawić na zdroworozsądkowe rozwiązanie, związane ze zmniejszeniem ograniczeń ruchu drogowego, przez które tak naprawdę najbardziej cierpieli nie ludzie, udający się na spotkanie, ale społeczność pracująca w pobliskich galeriach handlowych czy mieszkająca na słynnym Osiedlu Tysiąclecia.

Niepopularna narracja

W przestrzeni medialnej nie wybrzmiał też jeden argument, którego tak naprawdę też nie można wykluczyć. Wiadomo, że przy okazji spotkania Legii z Ruchem fanów Wojskowych wsparła również liczna grupa sympatyków Zagłębia Sosnowiec. W minionym sezonie klub z Zagłębia Dąbrowskiego wyróżnił się serdecznym gestem w kierunku fanów Niebieskich, wpuszczając ich w nadkomplecie na ArcelorMittal Park w trakcie jednego z meczów 1 Ligi. Mimo że na kibicach Ruchu ciążył zakaz stadionowy. Co prawda zawody miały charakter spotkania podwyższonego ryzyka. W każdym razie chorzowianie i tak w nadkomplecie zajęli swoje sektory. Jednocześnie jest w gronie kibicowskim szerzona narracja, że między innymi dlatego fani, chcący wspierać Legii przy okazji starcia z Ruchem, mogli pojawić się na trybunach Stadionu Śląskiego w liczbie 4,5 tysiąca widzów. W ten sposób chorzowski klub chciał się odwdzięczyć za dobry gest sprzed kilku miesięcy, a także za walkę Zagłębia Sosnowiec do końca poprzedniej kampanii – tym też w meczu przeciwko Wiśle Kraków, dzięki czemu finalnie chorzowski Ruch wywalczył awans do elity.

POLECAMY TAKŻE

W kolejnych spotkaniach tego typu nadkomplet poza spotkaniami przyjaźni nie jest już spodziewany, a już na pewno nie przy okazji meczów o dużym ciężarze gatunkowym. Tym bardziej że Stadion Śląski w kontekście wypełniania sektorów gości, szczególnie tych, którzy wybierają się na mecze w zorganizowanej grupie pociągami, nie jest logistycznie dobrze połączony. W teorii można przekonywać, że z jednego z dworców kolejowych w Katowicach, znajdujących się najbliżej Kotła Czarownic, z eskortą policji fani ekipy gości mogą przemierzyć drogę na Stadion Śląski przez znajdujący się w okolicy park. To jednak również duże wyzwanie, generujące ogromne koszty i duże zaangażowanie służb prewencji. W związku z tym istnieje duże prawdopodobieństwo, że takie ekipy jak Lech Poznań czy Cracovia, które też mają jeszcze w swoim kalendarzu przyjazdy na spotkanie z chorzowską ekipą, to jeśli zdecydują się na przyjazd do Chorzowa, to otrzymają regulaminowe pięć procent dostępnych miejsc na dany mecz.

Organizacyjna poprawa w porównaniu do meczu z Legii

Ogólnie pod względem organizacyjnym sytuacja przed i w trakcie Wielkich Derbów Śląska wyglądała znacznie lepiej, niż przy okazji rywalizacji Niebieskich z 15-krotnym mistrzem Polski. Bez większego kłopotu można było udać się na spotkanie komunikacją miejską i to zarówno z Chorzowa, jak i Katowic. Chociaż tym razem w pierwszym przypadku pewne utrudnienia spowodował przemarsz fanów Niebieskich w kierunku Parku Śląskiego, gdzie zlokalizowany jest Kocioł Czarownic. Niemniej nie było to tak uciążliwe, jak przy okazji pierwszego spotkania rundy wiosennej na Stadionie Śląskim w tym sezonie.

Pewne kłopoty mieli natomiast zmotoryzowani kibice, chcący wracać do domu z meczu w kierunku Katowic. W tym przypadku policja kierowała ludzi w stronę Bytomia. To na pewnej grupie fanów mogło się nie podobać. Co natomiast rzuciło się w oczy, to fakt, że bardziej doświadczeni policjanci, byli bardzo uprzejmi i pomagali ludziom, którzy dopytywali o to, jak bez kłopotu dostać się na stadion. Zdecydowanie trudniej wyglądała komunikacja z młodszymi funkcjonariuszami, którzy wyglądali tak, jakby z łapanki byli delegowani na tak trudne wyzwanie, jakim jest dbanie o bezpieczeństwo przy okazji meczu podwyższonego ryzyka. Ta grupa osób, mająca służyć do ochrony bezpieczeństwa ludzi, była wulgarna, opryskliwa i konfliktogenna. Nasza redakcja sama tego doświadczyła, chcąc dostać się na trybunę prasową.

Dwunaste Wielkie Derby Śląska w Kotle Czarownic

Sobotnie starcie Ruchu z Górnikiem było pierwszym od ponad 15 lat rozgrywanym na Stadionie Śląskim. Wówczas górą byli zabrzanie, którzy wygrali po trafieniu Adama Banasia. Były obrońca urodzony w Bytomiu popisał się fantastycznym uderzeniem z rzutu wolnego i Górnik wywalczył pełną pulę. Wielkie Derby Śląska rozgrywane w ramach 25. kolejki PKO Ekstraklasy były jednocześnie dwunastymi, które odbyły się w Kotle Czarownic i ogólnie 123. w historii.

W różnych nastrojach do sobotniej rywalizacji przystępowały obie ekipy. Ruch miał za sobą porażkę ze Stalą Mielec (1:3). Chorzowianie przegrali, grając w mocno eksperymentalnym zestawieniu. Było to podyktowane atakiem wirusa. Jednocześnie zdziesiątkowana drużyna Niebieskich nie była w stanie postawić się ekipie Kamila Kieresia. Przed spotkaniem z Górnikiem sytuacja została jednak opanowana. W szeregach chorzowskiej ekipy do wyjściowego składu wrócili zatem: Robert Dadok, Adam Vlkanova, Patryk Stepiński, Tomasz Wójtowicz czy Patryk Sikora. Górnik Zabrze miał natomiast za sobą zremisowane starcie z Lechem Poznań (0:0). Wyjściowe jedenastka była natomiast prawie taka jak przeciwko Kolejorzowi. Jedyna zmiana miała miejsce w ataku, gdzie Sebastian Musiolik zastąpił Soichiro Kozukiego.

Sporo opraw kibicowskich i napinka gości

Na trybunach kibice obu ekip od pierwszych fragmentów rywalizacji starali się pokazać swoją siłę i dominację. Fani Niebieskich zaczęli od zaprezentowania kartoniady, tworzącej napis “Super Ruch”. Między napisami znajdowało się też 14 gwiazdek, symbolizujących liczbę mistrzowskich tytułów ekipy z Chorzowa. Na tym jednak kibice Ruchu nie poprzestali, bo mieli jeszcze w zapasie świece dymne oraz duże zapasy pirotechniki, które były wykorzystane przy kolejnych oprawach. Była też oprawa, będąca szpilka w kierunku grup kibicowskich gości.

Fani Górnika weszli natomiast w samo spotkanie bardzo spokojnie. Tym razem byli ubrani na czarno, więc nie było żadnych nieszablonowych rozwiązań, jak te z Wielkich Derbów Śląska z 2009 roku, gdy mieli na sobie czapki w klubowych barwach. Goście na początku skupili się na głośnym dopingu. Kibicowskimi atrybutami w postaci machajek zaczęli działać dopiero po zdobyciu bramki przez swoich pupili. Po zmianie stron zaprezentowali też krótki pokaz pirotechniczny. W przerwie natomiast kilkuosobowa grupka miała plan, aby przedostać się w sektory gości. Szybko jednak została powstrzymana przez służby ochrony, która w celu ostudzenia gorących głów kilku osób rządnych dodatkowych atrakcji, użyła gazu.

Ruch dominował, Górnik strzelał

Na boisku pierwsza połowa zdecydowania należała do Ruchu. Chorzowianie dominowali pod względem stwarzania sobie sytuacji strzeleckich i utrzymania przy piłce. Razili jednak nieskutecznością. Swoje okazje mieli Juliusz Letniowski i Daniel Szczepan, ale po ich próbach piłka nie znalazła drogi do siatki. Po strzale Filipa Starzyńskiego na chwilę Kocioł Czarownic odleciał. Po analizie VAR okazało się jednak, że przy akcji bramkowej miał miejsce faul Roberta Dadoka na Damianie Rasaku i trafienie pomocnika Niebieskich zostało anulowane.

Górnik sprawiał natomiast wrażenie zespołu, który nie był przyzwyczajony do tak głośnego dopingu ze strony kibiców rywali, jaki miał miejsce w sobotni wieczór. Mogło to krępować gości. Odniósł się zresztą do sprawy Lukas Podolski po zakończeniu spotkania, biorąc taki scenariusz pod uwagę. Finalnie jednak na przerwę w lepszych nastrojach udali się zabrzanie. W doliczonym czasie pierwszej odsłony niesamowitym rajdem wyróżnił się Adrian Kapralik. Słowak poradził sobie z kilkoma zawodnikami gospodarzy, a następnie oddał strzał. Z tą próbą poradził sobie Dante Stipica, ale wybił piłkę przed siebie. Przy natychmiastowej drugiej próbie Kapralik już się nie pomylił i sektor fanów Trójkolorowych eksplodował z radości.

Na jednym trafieniu ekipa Jana Urbana nie skończyła. W drugiej odsłonie błysnął Soichiro Kozuki, który wykorzystał błąd Miłosza Kozaka i po strzale z lewej nogi zawodnik wypożyczony z FC Schalke podwyższył prowadzenie Górnika. Gospodarze jednak się nie załamali. Sygnał do odrabiania strat dał Soma Novothny, popisując się celnym uderzeniem głową. Gol kontaktowy był jednak wszystkim, na co było stać Ruch i trzy punkty zainkasowali zabrzanie, notując trzecie z rzędu zwycięstwo nad Ruchem, licząc też Fortuna Puchar Polski.

Utrzymanie Niebieskich coraz trudniejszym wyzwaniem

Górnik potwierdził, że może namieszać w czołówce tabeli. Przed spotkaniem pojawiały się głosy, że zabrzańska drużyna może się określić po starciu z Niebieskimi, czy będzie walczyć o coś więcej niż tylko środek tabeli i wygląda na to, że do potyczki z Legią Warszawa, która odbędzie się w Wielkanocny Poniedziałek, 14-krotny mistrz Polski podejdzie jako sąsiad Wojskowych w ligowej stawce. Skomplikowała się natomiast sytuacja Ruchu, któremu pozostało już tylko dziewięć meczów w tym sezonie. Coraz bardziej widmo spadku zagląda zatem w oczy zawodnikom drużyny z Chorzowa.

Po zakończeniu rywalizacji postawę Ruchu docenił trener gości, ale to na pewno marne pocieszenie dla chorzowskich kibiców. – Już myślałem, że znowu jest wielki szlagier, a będzie smutno i nudno, ale tak nie było. Ruch miał zdecydowanie więcej akcji, ale to my zdobyliśmy bramkę. To sprawiło, że było spokojniej. Skończyło się 2:1. Byliśmy skuteczniejsi. Czy dopisało nam szczęście? Tak bym nie powiedział. Ruch jednak tworzył więcej sytuacji. Robert Dadok? Potrafi namieszać. Miał kilka okazji. To normalne, że był dodatkowo zmotywowany. To zawodnik mogący być wartością dodaną. Wydaje mi się, że adaptacja do meczu dużo nas kosztowała. Mieliśmy sporo strat, co nie zdarza się nam. Drużyna zasłużyła natomiast na kilka dni odpoczynku – powiedział po spotkaniu Jan Urban.

Siłą rzeczy mniej powodów do radości miał z kolei szkoleniowiec chorzowian, który wskazał konkretnie, co było powodem porażki. – Przede wszystkim zawiodła decyzyjność przed polem karnym i w polu karnym. Zespołowi nie można odmówić tego, że chciał. Jeśli mamy ciężko, to łapiemy się za bary i trenujemy ciężko. Filip Starzyński? Z każdym tygodniem rośnie. Wyjście w pierwszym składzie nie było przypadkowe. Jeśli chodzi o nieobecność Miłosza Kozaka w wyjściowej”11″, to wpływ na to miał i plan na mecz i to, że był też jednym z ostatnich zawodników z wirusem – rzekł Janusz Niedźwiedź.

Wielkie Derby Śląska 2024 będą na pewno na długo zapamiętane. Kiedy odbędą się kolejne? Trudne pytanie, na które nie ma dzisiaj jednoznacznej odpowiedzi. Wszystko jest tak naprawdę uzależnione od tego, jak w ostatnich dziewięciu kolejkach ligowych zaprezentuje się Ruch. W kolejnym meczu przed Niebieskimi poprzeczka będzie zawieszona wysoko, bo na ich drodze stanie Raków Częstochowa. Z kolei przed Górnikiem kolejny szlagier. Zabrzan czeka starcie u siebie z Legią Warszawa. Jeśli i w tym starciu Górnik odniesie zwycięstwo, to wówczas naprawdę realne mogą być pozycje premiowane grą w eliminacjach do europejskich pucharów. Tym bardziej że dzisiaj do Lecha Poznań zespół Jana Urbana traci tylko pięć oczek.

Wielkie Derby Śląska 2024 spełniły oczekiwania?

Tak 64%
Nie 9%
Nie mam zdania 27%
11+ Głosy
Oddaj swój głos:
  • Tak
  • Nie
  • Nie mam zdania

Komentarze