Paulo Coelho w prawdziwych – wyjątkowo – słowach, przytoczonych w powieści “Walkirie” stwierdził kiedyś, że wszystko, co zdarza się raz, może już się nie przydarzyć nigdy więcej, ale to, co zdarza się dwa razy, zdarzy się na pewno i trzeci. Gdyby Coelho wiedział o istnieniu Rakowa Częstochowa, mógłby wybrać go na ambasadora tego aforyzmu. Raków ogrywając Astanę 5:0 zaliczył już szósty występ w Europie bez straty gola, co jest tym bardziej imponujące, że jego cała historia na tym polu liczy sobie tylko jeden mecz więcej. A że sukces – w tym wypadku zdobycie Pucharu Polski – też nie zdarzył mu się tylko raz, kwestią czasu są kolejne. Choć ich źródło będzie leżeć w zupełnie innym miejscu niż myśl pisarza.
- Raków Częstochowa kolejny raz dał powód, by wierzyć, że jest to najzdrowiej budowany klub w Polsce
- Robi się to bez wielkich pieniędzy, bo największym aktywem Rakowa nie jest zasobność portfela, a poszczególnych głów
- Właściciel klubu, Michał Świerczewski, chce mieć nad wszystkim kontrolę, co jego podwładnych pewnie może czasem nawet drażnić, ale póki ten model działa, nie można się przyczepić
Jak w grze, tyle że naprawdę
Każdy, kto grał w Football Managera, wie, że w świecie tej gry ta historia byłaby na porządku dziennym. Gdybym poprosił o rzucenie kamienia w moją stronę osoby, które wyprowadziły jakiś klub z niebytu, stały się jednym z ligowym potentatów, seryjnie wygrywały krajowe trofea, a do Europy wjechały w stylu gwarantującym sześć czystych kont w siedmiu premierowych meczach, wyszedłbym z tego mocno obity. Po wyłączeniu komputera to jednak nie zdarza się często. A gdy najważniejszą bronią nie są pieniądze – jak kiedyś u Bogusława Cupiała w Wiśle – lecz głowa właściciela, to właściwie nigdy.
Finansowa przepaść. I co z tego?
Raków Częstochowa budżetowo wcale nie jest hegemonem. Faktycznie ostatnio wskoczył do czołowej czwórki, ale to nie jest ugruntowana od lat pozycja na finansowej mapie Ekstraklasy, a efekt przebijania szklanych sufitów. Jeszcze niedawno mówiliśmy o dwunastym klubie w lidze pod tym względem, a pamiętajmy, że wtedy Ekstraklasa liczyła tylko 16 drużyn. Nawet teraz – mając finanse numer cztery – Raków wyraźnie odstaje od czołówki. W sezonie 2022/23 najwyższy budżet ma Lech (117 mln zł), nieznacznie mniejszy Legia (110 mln), a dalej jest przepaść, za którą wyłaniają się Pogoń (65 mln) i – za kolejną przepaścią – właśnie klub z Częstochowy (43 mln). Różnica między trzecią Pogonią, a czwartym Rakowem jest mniej więcej taka, jak między Rakowem, a czwartą od końca Miedzią Legnica (20 mln).
Oczywiście Michał Świerczewski zainwestował w klub większe pieniądze niż wielu z nas zarobi przez całe życie. Kiedyś – nie zdradzając “globalnej” kwoty – powiedział mi, że jest w stanie ocenić ją z dokładnością do 200-300 tys. zł, co jakieś wyobrażenie przywołuje na myśl. Zasobność portfela właściciela faktycznie pozwoliła więc Rakowowi pokonywać kolejne bariery, ale od dawna nie jest czynnikiem decydującym o sukcesach. W Częstochowie przyjęto model budowania klubu jak korporacji. Legendą obrosło choćby zatrudnianie przed laty Marka Papszuna korporacyjnymi metodami, z rozmowami kwalifikacyjnymi włącznie, a klub zaczął zarabiać na siebie niczym jedna z tych firm mieszczących się w przeszklonym budynku.
Kontrola nad wszystkim
Pieniądze do sukcesu są niezbędne, ale równie ważne, co stan posiadania – a być może ważniejsze – jest to, ile z nich przepalisz. Nie mam żadnych danych, ale spodziewam się, że w tej klasyfikacji Raków nie byłby wysoko. Widać to choćby po danych o prowizjach dla agentów, jakie kluby Ekstraklasy wypłaciły pomiędzy kwietniem 2021 a marcem 2022. Przy tylu jakościowych zawodnikach sprowadzanych pod Jasną Górę, Raków był tu dopiero dziewiąty (1,4 mln zł dla menedżerów), podczas gdy desperacko walczący o utrzymanie Śląsk Wrocław wydał na ten cel 5,5 mln, a spadająca z ligi Wisła Kraków – 2 mln.
Świerczewski posiadł ponadprzeciętną zdolność do wyłapywania bumelanctwa i hochsztaplerki. Pewnie po części jest to powiązane z chęcią trzymania władzy nad wszystkim, co dzieje się w jego klubie. Od drobnostek, jak posty w social mediach, które chce zatwierdzać, po wciskanie zielonego przycisku przy transferach. Nawet jeśli w teorii nic by się nie stało, gdyby na moment odpuścił, bo na wszystko pracuje sztab zatrudnionych przez niego ludzi. Tych, którzy przeszli przez rygorystyczne sito rekrutacji lub których dorobek bronił się na tyle mocno, że ryzyko ich zatrudnienia było żadne.
Największa wartość
W programie “Futbolog” na kanale Goal.pl na YouTubie mówiłem jakiś czas temu o tym, że ludzie muszą być największą siłą Rakowa, bo innego wyjścia nie ma. Od tego czasu nie wymyślono prochu na nowo, więc tylko przypomnę tamtą wypowiedź. Jeśli o coś można się martwić w kontekście budowania tu klubu, który w Europie będzie wygrywał w stylu czwartkowego bicia Astany częściej niż incydentalnie, to o naturalne ograniczenia, które niesie za sobą tworzenie piłki w nie największych ośrodkach. Częstochowa jest dużym miastem, ale przecież większe od niej Wrocław czy Gdańsk pokazują, jak trudno wykorzystać potencjał klubu piłkarskiego w celu przyciągnięcia bogatego sponsora. Raków nie ma prawa mieć żadnej przewagi nad klubami, z którymi ostatnio wygrywa. Lech i Pogoń nie mają żadnej konkurencji w swoim województwie, więc jeśli ktoś chce tam inwestować w futbol w Wielkopolsce, albo w Zachodniopomorskiem, kierunek jest oczywisty.
W Rakowie tak łatwo by nie było, zwłaszcza, że o uwagę musiał walczyć nie tylko z innymi klubami swojego regionu, a też innymi sportami, bo wiemy, jak ważne w Częstochowie są żużel i siatkówka. Legia może mieć fatalny sezon, ale potencjałem miasta, marki, stadionu, nawet ośrodka treningowego zawsze będzie przed Rakowem, a jeśli mówimy o budowaniu wielkiego klubu, z czym wiąże się sprowadzanie coraz lepszych zawodników, to ma przecież ogromne znaczenie. Jeśli spojrzymy na geograficzne położenie Częstochowy, to zaraz obok jest cała masa klubów, z którymi Raków mógłby bić się o palmę pierwszeństwa w regionie i to niekoniecznie z powodzeniem. Dlatego bez odpowiednich ludzi z odpowiednią pasją i takim też – nazwijmy to umownie – potencjałem umysłowym nie dałoby się doprowadzić Rakowa do miejsca, w którym obecnie jest.
Podglądają, bo chcą wiedzieć, co ich tam czeka
Jak to się objawia w praktyce? W piłce ważna jest świadomość miejsca, w którym się znajdujesz i myślenie na przyszłość, gdzie dopiero możesz się znaleźć. Jeśli jesteś w stanie przygotować się i na sukces, i na porażkę, lepiej na nie zareagujesz. Raków w grudniu ogłosił zmianę prezesa. Nowym został Adam Krawczak, a pełniący tę funkcję wcześniej Wojciech Cygan stał się przewodniczącym Rady Nadzorczej. Michał Świerczewski mówił o potrzebie reorganizacji struktur, by zmierzyć się z zadaniami wynikającymi z – jak to określił – wrzucenia wyższego biegu. – Uważnie śledzimy różne modele zarządzania w europejskiej i polskiej piłce – znajdujemy w nich takie wzorce, w których członkowie organów nadzorczych bardzo mocno angażują się w bieżące funkcjonowanie klubu. Właśnie taki model chcemy zastosować w Rakowie. Kluczem do jego powodzenia będą przede wszystkim jasny podział kompetencji, zadań i odpowiedzialności pomiędzy poszczególne osoby tworzące pion wykonawczy i nadzorczy. Długo przygotowywaliśmy się do tej zmiany – stwierdził w dniu ogłoszenia światu zmian w klubie.
Oznacza to mniej więcej tyle, że Raków dąży do doskonałości poprzez podglądanie i naśladowanie tych, którzy są już w miejscu, w którym Raków chce być. Krawczak też nie znalazł się w klubie z polecenia, a został wybrany przez Świerczewskiego jako człowiek mocno i z sukcesami sprawdzony w biznesie, do tego nie mający niczego wspólnego z nieco zblazowanym polskim światem futbolu. Pracował w dużych markach znanych na całą Europę, które zostawił po usłyszeniu propozycji od właściciela Rakowa. Sam zresztą podkreślał, że nie jest przekonany, czy gdyby trafiła się opcja z innego klubu niż Raków, zgodziłby się na nią.
Niedługo po nominacji w wywiadzie dla Newonce mówił tak: – Moje bezpośrednie działania w najbliższym półroczu na pewno będą dotyczyły obszarów biznesowych, organizacyjnych i marketingowych, bo w nich mam największe doświadczenie. W tematach piłkarskich będę brał udział, ale jeśli chodzi o kwestie transferowe, czy tematy związane z pierwszą drużyną, mamy w klubie solidne kompetencje. Moją rolą będzie pomaganie tym ludziom w realizowaniu ich planów. Z czasem, gdy nabiorę większego doświadczenia, pewnie także w ten aspekt będę się angażował bardziej.
Zdrowo, prawda?
Najlepsi fachowcy w kraju?
Dalsze słowa Krawczaka sporo mówią o tym, jak budowany jest Raków i dlaczego na tych ludziach. – Mamy dużo silnych kompetencji w różnych obszarach. Właściciel to wizjoner, marzyciel, ambitny człowiek. Wojciech Cygan ma niesamowitą wiedzę w sprawach piłkarskich i duże doświadczenie. Jest też wiceprezesem zarządu PZPN i wiem, że mogę liczyć na jego wsparcie w tematach piłkarskich. Mamy fajną relację. Widzimy się praktycznie codziennie. Trener Papszun to najlepszy fachowiec w kraju. Daleko mi do tego, by mówić mu, jak ma wykonywać pracę. Moją rolą jest jak najlepiej go zrozumieć i wspierać tak, by miał możliwość rozwoju. Tak samo jest z dyrektorem akademii. Marek Śledź ma ogromne doświadczenie, mamy dobrą relację, ale nie jest moim zadaniem mówić mu, jak ma prowadzić akademię. Mam zrozumieć specyfikę jego pracy na tyle, by jak najlepiej pomóc mu realizować wizję na akademię Rakowa. Robert Graf, czyli dyrektor sportowy, to fantastyczny facet, który wie, co robi i ma duży potencjał. Będę musiał zrozumieć, w jakim kierunku chcemy rozwijać dział skautingu, jak go powiększać, byśmy pozyskiwali coraz lepszych zawodników w coraz korzystniejszych dla klubu kwotach. Będę zaangażowany we wszystkie obszary, ale jako strażnik wizji, który ma równomiernie prowadzić cały klub do przodu.
Robert Graf, o którym wspomina Krawczak, przyszedł do Rakowa w miejsce Pawła Tomczyka, po tym jak został podebrany Warcie Poznań. Nie było to działanie na hurra, a w Częstochowie uznano, że ma wyższe kompetencje od wspomnianego Tomczyka. Pewnie jest zbyt wcześnie, by wystawiać cenzurkę, ale chodzi o sposób działania – w Rakowie wszystko jest zaplanowane, każdy ruch da się logicznie wytłumaczyć, nie ma – a jeśli są, to bardzo dobrze ukryte – żadnych działań doraźnych, bo wyskoczyło coś zaskakującego i w tydzień trzeba gasić pożar, bo zaraz się rozprzestrzeni.
Jest też dusza
Do tego dodajmy jeszcze to, że wszyscy w Rakowie powtarzają jedno – każdy pracownik oddycha tym klubem. Michał Świerczewski stworzył tam strukturę, która uzupełnia się zarówno na poziomie emocjonalnym, jak i merytorycznym. Tu nic nie dzieje się przypadkiem, a jest naturalną konsekwencją wszystkich wcześniejszych zdarzeń i decyzji.
Kilka lat temu w świecie piłki znalazło się miejsce dla jeszcze jednej historii rodem z Football Managera. Leicester City, które miało spaść z ligi, skutecznie walczyło o mistrzostwo Anglii. Gdybyśmy poszukali genezy tamtego sukcesu, byłoby nią to, że w jednym czasie udało się uzyskać życiową formę najważniejszych zawodników, a Claudio Ranieri jakimś cudem doprowadził do sytuacji, że przez cały rok nie uległa ona większym zawahaniom.
Raków poszedł krok do przodu. Zamiast liczyć na szczęście, pokazał, jak można je wypracować.
Komentarze