Rafał Górak dla Goal.pl: Będę płakał przy wyprowadzce z Bukowej

Rafał Górak prowadzi GKS Katowice od lata 2019 roku. Przeszedł z klubem drogę od 2. ligi do Ekstraklasy. W wywiadzie opowiada o tym, co może zgubić trenera. Ale też o tym, dlaczego wie kto to "sigma" oraz z jakiego powodu nie lubi idealizowania dawnych czasów.

Rafał Górak (GKS Katowice)
Obserwuj nas w
Konrad Swierad / Alamy Stock Photo Na zdjęciu: Rafał Górak (GKS Katowice)
  • Rafał Górak miał trudne momenty w GKS-ie Katowice, ale po awansie do Ekstraklasy jego drużyna wytrzymuje presję walki o utrzymanie
  • W wywiadzie opowiada chociażby o tym, dlaczego wychowanie na bytomskich osiedlach pozwoliło mu przetrwać w GKS-ie
  • Tłumaczy też, dlaczego trzeba podążać za nowym językiem

Rafał Górak – trener GKS-u Katowice

Damian Smyk (Goal.pl): Latem w GKS-ie Katowice panował dość spory ruch transferowy. Wygląda na to, że zimę spędzicie nieco spokojniej – zarówno jeśli chodzi o transfery do klubu, jak i w odwrotnym kierunku.

Rafał Górak (trener GKS-u Katowice): Coś tam w mediach można było o nas poczytać, ale ja jestem spokojny. Wiem, z kim pracuję i wiem, kogo mam do dyspozycji. Dla mnie to jest najważniejsze. Nie jestem typem trenera, który będzie się teraz za pośrednictwem portali przekrzykiwał o to, kogo jeszcze potrzebuje w drużynie. Kilku zawodników wraca też do nas po kontuzjach, co jest w pewien sposób wzmocnieniem kadry. Wolę skupiać się na tym, kogo już w drużynie, a nie na zawodnikach, o których gdzieś się plotkuje.

Okienko jest też otwarte w lutym.

Nie chcemy robić ruchów byle jakich. Takich, żeby tylko w rubryce “przyszli” zgadzała się liczba. To ma być jakość. Wolę mieć zawodnika, który przyjdzie nieco później, niż takiego z łapanki, który akurat jest dostępny. Czasem idzie to połączyć – tak jak w przypadku Konrada Gruszkowskiego. Miał kontrakt z Dunajską Stredą, ale bardzo chciał wrócić do Polski i był zainteresowany naszą propozycją. Kluby szybko się porozumiały i Konrad jest z nami. (już po przeprowadzeniu wywiadu GKS wypożyczył Filipa Szymczaka z Lecha Poznań – red.)

Tylko u nas

Wspomniał pan o powrotach kontuzjowanych. Jak wygląda sytuacja Zrelaka, Repki, Klemenza i Rogali?

Ze Zrelakiem sytuacja jest najtrudniejsza, bo to była paskudna kontuzja, przeszedł zabieg chirurgiczny, ale rehabilitacja przebiega naprawdę dobrze. Repka jest już z nami, gra w sparingach. Klemenz i Rogala wracają do nas, pracują już na coraz większych zakresach – Lukas wróci nieco szybciej, Grzesiek tuż za nim. Mam nadzieję, że na start rozgrywek trzech z tej czwórki będę miał już do dyspozycji.

Z Oskarem Repką zdążył się pan już wyściskać na pożegnanie, a tutaj okazało się, że ściskanie się było przedwczesne.

Pewne sprawy są poza trenerem. Tutaj miałem klarowną sytuację – Oskar wyjechał od nas, ale byłem w kontakcie z dyrektorem sportowym, który przekazał mi, że być może transfer nie dojdzie do skutku. Ostatecznie mamy Repkę ze sobą i będę ostatnim trenerem, który będzie narzekał na to, że ma dobrego piłkarza do dyspozycji. On sam też nie narzeka. To świetny facet.

Gdy słuchałem pana konferencji prasowych z jesieni, to miałem wrażenie, że trochę irytuję pana narracja o tym, jak świetnie radzą sobie beniaminkowie…

I w istocie tak było. Przygotowywałem się na wszelkiego rodzaju scenariusze – że jak będziemy wygrywać, to będą nagłówki o tym, że Ekstraklasa jest słaba i każdy pierwszoligowiec może tu się szturmem znaleźć. A jak będziemy przegrywać, to będą nas wskazywać palcem i pytać “kto ich tu w ogóle wpuścił na salony?”. A prawda jest taka, że obie te tezy są odchylone od rzeczywistości. Nie ma jednego szablonu, nie ma jednego właściwego sposobu dla grania przez beniaminków. Wie pan, czego uczy futbol?

Nie.

Że każdy mecz jest osobną historią. Te narracje o beniaminkach fajnie wypadają w mediach, gdy mamy tabelę i jakieś tendencję w przegrywaniu lub wygrywaniu. Ale ty musisz tego bronić co tydzień. My już mieliśmy różne mecze – od gładko przegranych po przekonujące zwycięstwa. I na podstawie tych skrajnych 90 minut moglibyśmy kreować przeciwstawną rzeczywistość. Mniej interesuje jedno – gdzie będziemy po 34. kolejce. Tyle.

Kiedy trener Ekstraklasy może ofrunąć?

Aleksandar Vuković mówił, że z Legią nie jest tak dobrze, gdy jest chwalona. I nigdy tak źle, jak się mówi, gdy przegrywa.

Paradoksalnie najtrudniejszy moment dla trenera jest wtedy, gdy wygrywasz.

Dlaczego?

Bo łatwo odfrunąć. Dlatego ważne – przynajmniej dla mnie – jest to, by trzymać się tego rytmu “mecz po meczu”. W Katowicach jestem szósty sezon i zawsze gramy o coś, mamy jakąś stawkę. I ten cel jest ważny, a nie to, by wpadać w panikę po dwóch słabszych meczach lub skakać pod sufit po dwóch lepszych spotkaniach.

To czego nauczyła pana Ekstraklasa? Czegoś w kontekście stricte szkoleniowym czy właśnie tego bycia na medialnym świeczniku?

Pod kątem kwestii szkoleniowych, to tak naprawdę niczego nowego. Obojętnie na którym szczeblu rozgrywkowym bym pracował, to będę go traktował na swoich zasadach. Można powiedzieć, że przygotowywałem się do bycia trenerem z Ekstraklasy zanim byłem trenerem z Ekstraklasy. Natomiast pod kątem tego całego zainteresowania to jest zupełnie inny poziom. Wcześniej oglądałem to z zewnątrz, dzisiaj jestem w środku tego magla. I nie dziwię się, że przy dobrych wynikach pojawia się pokusa, by wypiąć klatę do orderów.

Stanąć przed kamerami i powiedzieć “okej, teraz mnie słuchajcie, nauczę was futbolu”.

Generalnie wydaje mi się, że piłka nożna w Polsce jest troszkę przedoktoryzowana. Czasem opowiadamy w piłkę w tak zagmatwany sposób, tak merytoryczny, że zastanawiam się, czy jesteśmy w stanie przełożyć to na boisko. Ja też lubię pogadać sobie o futbolu. Moglibyśmy siedzieć tu i dwie godziny, rozkładać to na detale. Ale na koniec dnia najważniejszą rzecz jest trening. I to jest podstawowa sprawa. W metodyce jest siła, a nie w snuciu różnego rodzaju wywodów.

Ewolucja języka futbolu

Mieliśmy w zeszłym roku taką dyskusję w mediach – czy lepiej opowiadać o futbolu tak, jak trener Szwarga? A może bliżej panu do tezy trenera Tułacza, że wprowadzanie multum nowych pojęć sprawia, że kibic nie wie, o czym trenerzy mówią?

Tomek Tułacz to mój kumpel, starszy kolega, bardzo go szanuję. Ale mam tutaj akurat inne zdanie. Pracuję z dużą liczbą młodych trenerów i powiedziałem już sobie jakiś czas temu – chcę rozmawiać o futbolu do 75., może 80. roku życia. Patrzę na trenera Gmocha i widzę, ile ma pasji. Chcę mieć tyle samo obsesji futbolu, ile on! A jeśli chcę brać udział w tej dyskusji, to muszę umieć słuchać i mówić tym samym językiem, co młodzi trenerzy.

Ewolucja języka nie dotyczy tylko futbolu.

O, właśnie! Ja mam w domu dwóch synów – jeden ma 23 lata, drugi 18. Jestem na bieżąco. Wiem, kto to jest “sigma”. I wiem, co to znaczy “rel”. Gdybym został takim wapniakiem, co to nie chce się uczyć nowego, to bym stracił ten kanał komunikacji z młodszym pokoleniem. A nie chcę tego robić. Nienawidzę tego gadania, że “kiedyś to było”…

A kiedyś to były czasy, kiedyś to był futbol…

Nie cierpię takiego gadania. Świat się zmienia, lata płyną, mamy nowe wynalazki, nowy język, nowy styl. Kiedyś byśmy na zgrupowaniu siedzieli przy kieliszku i papierosach. Nie mówię, że każdy wtedy pił, ale taki był sposób spędzania wolnego czasu. Dzisiaj jest inaczej. Mam zostać w starej epoce, bo… No właśnie – bo co?

Są pewnie jednak jakieś uniwersalne zasady, które przetrwały.

Oczywiście, że tak. Rywalizacja przetrwała. Masz być lepszy każdego dnia i na boisku ma być ogień. Ale świat się zmienia, a futbol nie został pod kloszem chroniącym go przed zmianami wokół niego. To tak nie działa. Jeśli zmienia się język w ekonomii, polityce, edukacji, to zmieni się też w piłce nożnej. Ja mógłbym się zaprzeć nogami i wziąć używać pojęć sprzed trzydziestu lat, ale co bym na tym wygrał? Nic. A straciłbym kontakt z młodszymi zawodnikami czy inspirującymi trenerami. Ale powiem panu, że jeszcze jedna rzecz mnie trochę denerwuje w dzisiejszej piłce.

Słucham z zainteresowaniem.

Jesteśmy za surowi wobec naszego futbolu.

Ale też nie ma chyba co go chwalić, gdy dzieje się coś złego.

To się zgadzam, ale chodzi mi o coś innego. Reprezentacja Polski spadła do dywizji B w Lidze Narodów, tak? I czytam, że to pogrzeb polskiego futbolu, że to koniec świata… Przecież nic takiego się nie stało. Najwyżej zaraz wrócimy do dywizji A. W futbolu ciągle coś się dzieje – ktoś spada, ktoś awansuje, jest rotacja. Raz ci są mistrzami, raz ci grają o utrzymanie. Mam wrażenie, że za często wpadamy w tej skrajne nuty. Myślę, że ten świat medialny mógłby bardziej pomóc kibicowi w osadzaniu go w pozytywnych emocjach. Niekiedy jesteśmy zbyt surowi. Reprezentacja Polski przegra? To przez następne dwa miesiące polskich futbol do niczego się nie nadaje i go zaorać. A przecież po drodze mamy świetne widowiska w Ekstraklasie, mamy zwycięstwa Jagiellonii czy Legii w pucharach. Naprawdę nie jest u nas aż tak źle, by wpędzać kibiców w futbolową depresję.

Czy trenerzy miewają przesyt piłki nożnej

A pan ma czasem przesyt piłki?

Gdy jeszcze nie pracowałem w Ekstraklasie, to i tak ją uwielbiałem. Chłonąłem tyle meczów, ile mogłem. Często szukałem tam inspiracji. Zwłaszcza u trenerów, którzy potrafili odcisnąć swój ślad na prowadzonych przez nich drużynach. Podobnie w Europie – jak leciał mecz zespołu De Zerbiego, to go oglądałem i szukałem czegoś, co mogę wziąć dla siebie. Teraz na przykład sporo oglądałem Manchesteru City, ale nie dlatego, bym powiedział u siebie chłopakom ze środka “róbcie to, co de Bruyne”. Bardziej interesowało mnie to, jak Guardiola jest w stanie wyjść z tego dołka. Albo zastanowić się nad tym, jak to się stało, że przestali być smokiem, który pożera kolejnych rywali?

Ale potrafi pan usiąść i obejrzeć mecz na luzie? Dzisiaj codziennie można coś obejrzeć: od piątku do poniedziałku Ekstraklasę, od wtorku do czwartku europejskie puchary.

Mnie mecz w tle uspokaja. Wolę odpalić mecz do jakichś obowiązków domowych, niech sobie leci. Bo jak puszczę film, to się nie skupię, coś ucieknie, nie będę nic pamiętał. Przesytu piłki nie mam, ale faktycznie nie jestem w stanie oglądać meczu z kolegami czy z rodziną.

Albo mecz, albo rozmowy?

Otóż to. Jak mówię, że spotykamy się ze znajomymi, ale w tle leci mecz, to nie mówię, że przyszedłem na mecz. On tam szumi, ale go nie oglądam. Oglądanie jest wtedy, gdy faktycznie jestem na tym meczu skupiony.

Ekstraklasę przyjemnie się ogląda?

Tak jak mówiłem – przez lata oglądałem Ekstraklasę mimo gry na niższych poziomach rozgrywkowych. I tak sobie mówiłem, że z jakąkolwiek drużyną bym tam grał, to nie byłbym w stanie z niej spaść.

Dlaczego?

Bo wydawało mi się, że DNA taktyczne tamtych zespołów jest tak słabe, że samą organizacją gry będziemy w stanie się utrzymać. A później stanąłem na pustym stadionie Arki, gdy już mieliśmy awans, to sam do siebie powiedziałem “no to teraz, Górak, zobaczymy… taki cwany byłeś, taki wyszczekany”. Dzisiaj już jestem bardziej ostrożny, nabyłem więcej pokory.

POLECAMY TAKŻE

To co się zmieniło w Ekstraklasie na przestrzeni tych ostatnich lat?

Dzisiaj można rozpoznać wiele drużyn poprzez wpływ trenerów na grę zespołu. Dzisiaj mógłbyś puścić mi mecz dwóch zespołów Ekstraklasy, zamazać piłkarzom twarze, ubrać ich w szaro-czarne koszulki, a po samym sposobie gry bylibyśmy w stanie wyróżnić kto z kim gra.

Robi nam się “liga trenerów”?

Na to wygląda. Idzie nowe pokolenie – ze wszystkimi swoimi zaletami i wadami.

Dla tego młodego pokolenia kluczem są kompetencje w zarządzaniu? Konspekty treningowe i wiedzę merytoryczną mogą ściągnąć w dwie minuty z internetu.

Dam panu przykład na to, jak to zarządzanie jest ważne. Rozmawiamy na obozie w Turcji. Cała ekipa GKS-u Katowice liczy tutaj 46 osób. Samego sztabu jest 15 osób. I dla każdego ja dzisiaj jestem szefem. Dla obrońcy, asystenta i człowieka od mediów też. Każdy ma swoją odpowiedzialność, a odpowiedzialność za dobre funkcjonowanie całość spoczywa na mnie. Jeśli rozejdzie się to wszystko na boki, to ostatecznie rozejdzie się przez to, że Górak czegoś nie dopilnował. Albo pozwolił na to, by coś pozostało niedopilnowane. Zatem ja nie mogę nikogo rozpieszczać.

Twardy chów?

Zarządzanie według określonych zasad. Bo druga strona medalu jest taka, że ja nie wyobrażam sobie, bym nie rozumiał któregokolwiek z tych ludzi. Oni są dla mnie w pierwszej kolejności ludźmi, dopiero później pracownikami, zawodnikami czy członkami sztabu. I tak też dobieramy sobie tych ludzi, byśmy w pierwszej kolejności szanowali się na tej płaszczyźnie. Nikt nie chce pracować z człowiekiem, którego po ludzku nie trawi. Ale też nikt chyba nie powie, że jestem takim dobrym wujkiem, co to na każdy błąd przymknie oko.

O tym, jak kibice domagali się odejścia Góraka

Istnieje coś takiego, jak “styl życia trenera”? Coraz częściej ludzi uprawiających ten zawód mówi o wypaleniu zawodowym, o popsuciu sobie relacji z rodziną przez pracoholizm.

Sporo rzeczy sceduję na swoich asystentów – po to mamy tak szeroki sztab. Ja w młodym wieku zajeżdżałem się. W Ruchu Radzionków mieliśmy sztab trzyosobowy. I tak przeszliśmy od czwartej do pierwszej ligi. Zapierdzielałem od rana do nocy. Wracasz do domu, chcesz poświęcić czas rodzinie, a gdy oni idą spać, to znów chcesz coś nadrobić dla drużyny. Tak się nie da na dłuższą metę.

Żona, dzieci albo zdrowie wystawią rachunek.

Dlatego cieszę się, że ten etap już za mną i dzisiaj w GKS-ie mam sztab kapitalnych ludzi, którzy wzajemnie się wspierają.

A czuję się pan doceniony po tym awansie? Wiemy jak było – część kibiców mocno naciskała na to, by się z panem pożegnano.

W tamtym momencie prowadziłem ze sobą najważniejszy pojedynek mojego życia. Wielokrotnie może nawet i powinienem tę białą flagę wywiesić i powiedzieć “okej, chcecie, to odchodzę”. Ale we mnie jest ten charakter chłopaka z bloku. Bo w zasadzie to ja jestem chłopak z bytomskiego bloku. I tam bywały różne historie. Jak chciałeś wywiesić białą flagę, to siedziałeś w domu i się uczyłeś, nie miałeś kumpli. A ja taki nie byłem. Trzeba było być codziennie na ławce, trzeba było wypowiadać swoje zdanie, trzeba było knuć i pilnować, żeby ci drudzy nie rządzili na naszym terenie. I ja sobie tego chłopaka z bloku przypomniałem.

Klasyczne “ja wam jeszcze pokażę”?

Rodzina też mi mówiła, że tylko się niszczę tym wszystkim od środka. “Tata, weź to zostaw, gdzie indziej też możesz powalczyć o fajne cele”. Ale wytrwałem i dzisiaj mam taką satysfakcję. Ale nie dlatego, że ktoś mi mówi “trenerze, chciałem pana wykopać z klubu, a dzisiaj mówię przepraszam”. Nie o to chodzi. Dumę odczuwam z tego, że jak stanę dzisiaj przed lustrem, to mogę sobie powiedzieć “Górak, nie pęknąłeś, byłeś nieustępliwy”. I synowie też mówią “tata, twardy byłeś, szacun”.

Jak mówił Łazarek – “trzeba być basiorem, a nie pipolokiem”.

Świetne ten cytat jest. Miałem to szczęście, że mogłem uczyć się od trenera Łazarka, gdy robiłem kurs UEFA A i UEFA Pro w Warszawie. Trener rozdawał tam wtedy karty. Wyjątkowy człowiek.

W klubie czuć atmosferę wyczekiwania na przenosiny na Nową Bukową?

Powiem panu tak… Ja mam 51 lat i staję się już sentymentalny. Kiedyś było inaczej, a dzisiaj już wiem, że będę płakał, gdy wyjdę z tej naszej Bukowej po raz ostatni. Boję się tego momentu. To są takie emocjonalne rzeczy, które gdzieś zostają na dnie serca. Lubię te stare stadiony. Kiedyś wjeżdżałem na nie, nawet jak nie grałem tam meczu – ot, żeby chociaż popatrzeć, poczuć atmosferę. A na Bukowej atmosfera była zawsze fantastyczna. Nie wiem, jak to działa, ale ta akustyka “Blaszoka” i trybuny naprzeciwko tworzą taki klimat, że jak graliśmy przy 2000 ludzi, to też niosło się to niesamowicie.

To na nowy stadion pan nie czeka?

Ależ czekam! Oczywiście, że chcemy iść naprzód. Że jak będzie zima, to w środku będzie zawsze ciepło. I jak pada, to nie będzie padać też i na korytarzu. Cieszymy się straszliwie na te nowe warunki, bo to nasza proza życia. Ja w klubie spędzam po 8-10 godzin dziennie, więc oczywiście, że chciałbym te godziny spędzać w jak najlepszych warunkach. Ale na tej starej Bukowej, to ja każdego szczura znam po imieniu. Ten nie ma ucha, ten nie ma łapy. To są moi kumple z roboty, a trzeba będzie ich zaraz zostawić…

To na koniec – co pan czyta przed startem nowej rundy?

(Górak wędruje do pokoju i przynosi dwie książki) Kończę “Kairos” Macieja Siembiedy. Kapitalna historia, coś fantastycznego. Górny Śląsk, do tego Lwów, a mój ojciec jest z Lwowa. A do tego kolejna pozycja od Szczepana Twardocha. Nasz człowiek ze Śląska, nie może być inaczej – musi być nadrobione!

Komentarze