Portowcy nie pozostawili złudzeń ekipie z Radomia

Kamil Drygas
Obserwuj nas w
Pressfocus Na zdjęciu: Kamil Drygas

Piątkowe zmagania w ramach 24. kolejki PKO Ekstraklasy zakończyły się w Szczecinie. Pogoń już na samym starcie zepchnęła Radomiak do głębokiej defensywy, szybko otwierając wynik meczu. Po przerwie zaczął się dramat gości, którzy nie mieli już szans, grając w osłabieniu. Ostatecznie komplet punktów padł łupem gospodarzy 4:0 (1:0).

Radomiak nie istniał do przerwy

Zaraz po pierwszym gwizdku sędziego Portowcy szybko przejęli inicjatywę. Zaledwie po sześciu minutach Drygas wpakował piłkę do siatki kapitalnym strzałem głową. Dąbrowski posłał długie podanie z prawej flanki podczas rzutu wolnego, a pomocnik gospodarzy najwyżej wyskoczył do zagrania swojego kolegi.

Natomiast Radomiak nie miał pomysłu, jak przeciwstawić się dobrze zorganizowanemu rywalowi. Zeszłoroczny beniaminek szukał szans na bramkę w kontrach czy stałych fragmentach, ale większość akcji ofensywnych była stopowana przez piłkarzy Pogoni na kilkanaście metrów przed polem karnym.

Na kwadrans przed przerwą sędzia musiał często sięgać po gwizdek. Nagle tempo meczu zwolniło i na boisku zaczęły trzeszczeć kości. Finalnie więcej goli już nie padło, ale w powietrzu pachniało kolejnymi bramkami.

Dramat gości na starcie drugiej połowy

Druga część zawodów fatalnie rozpoczęła się dla Radomiaka. Luizao nie utrzymał nerwów na wodzy i za ostry wślizg otrzymał drugą żółtą kartkę, przez co musiał udać się do szatni. Brazylijczyk mógł zakończyć spotkanie jeszcze przed przerwą, kiedy sędzia był pobłażliwy po jego uderzeniu łokciem, gdy na koncie miał już kartonik.

Zaledwie kilkadziesiąt sekund później Portowcy znów strzelili gola. Tym razem Triantafyllopoulos wpisał się na liste strzelców po uderzeniu głową. Ta akcja do złudzenia przypominała trafienie z początku rywalizacji, więc ekipa z Radomia fatalnie wyglądała w piątkowy wieczór przy stałych fragmentach.

Radomiak robił wszystko, aby wyjść z tego pojedynku z twarzą. Kiedy wydawało się, że już więcej nic nie ma prawa się wydarzyć, Legowski huknął po ziemi z linii pola karnego. Co ciekawe, dla 19-latka to pierwszy gol w Ekstraklasie.

To nie był dobry monet gości. W końcówce ostateczny rezultat ustawił Jean Carlos, który z bliska pokonał golkipera uderzeniem w kierunku lewego słupka. Stąd też zawodnicy Pogoni poprawili nastroje po blamażu z Lechem w poprzedniej kolejce i znów wrócili na fotel lidera.

Komentarze