- Piotr Ceglarz przez lata tułał się po niższych ligach – rozegrał ponad 300 meczów w 1., 2. i 3. lidze
- Dziś gra jest kapitanem Motoru Lublin, gra w Ekstraklasie i cieszy się stabilizacją
- W wywiadzie opowiada m.in. o tym, jak dawał sobie radę przy pracach wykończeniowych mieszkań oraz jaką specjalną moc ma jego żona
Piotr Ceglarz – Motor Lublin
Damian Smyk (Goal.pl): Jak po tej pierwszej rundzie w Ekstraklasie odczuwasz przeskok między nią i 1. ligą?
Piotr Ceglarz (Motor Lublin): Jeśli chodzi o fizyczność, to tutaj nie czuję jakiejś wielkiej różnicy. Już w 1. lidze wyróżnialiśmy się na tym tle, a teraz jeśli spojrzeć na łączny dystans czy high speed running (szybkie biegi – red.), to też jesteśmy w czołówce tabeli. Natomiast czuć, że spotykasz się z większą jakością. Czasem sobie myślisz – “okej, ten to potrafi, ale gość z ligi niżej by przyjął lub zagrał inaczej”.
Miałeś taki mecz, po którym pomyślałeś, że rywal był wyraźnie za mocny?
Chyba ten pierwszy mecz w sezonie z Rakowem u siebie. Na “dzień dobry” dostajesz rywala z ligowego topu, powrót trenera Papszuna do klubu, u nas duża napinka… Wtedy na mojej stronie grali Tudor i Racovitan. Nie powiem, że odbiłem się od ściany, ale czułem po tym meczu, że to już Ekstraklasa. Natomiast fajne z naszej perspektywy jest to porównanie obu meczów z Rakowem. W pierwszej kolejce – 0:2, byli wyraźnie lepsi, stwarzali nam sporo problemów. A ten mecz grudniowy? Zupełnie inna rozmowa. Uratowali remis w doliczonym czasie gry i nie mogliśmy się czuć gorsi.
Dzięki temu widzisz konkretny rozwój.
Widzę, że idziemy naprzód. Dzięki meczom zbieramy doświadczenie, a dzięki treningom szlifujemy nasz model gry. Uczymy się też tego, by trzymać większą kontrolę nad spotkaniami. Chociaż ktoś może powiedzieć, że przecież bywały takie starcia, gdzie właściwie graliśmy w dwa ognie. My na was, wy na nas. A w Ekstraklasie nie da się tak na dłuższą metę. Wyjdziesz tak na Lecha czy Legię, zrobisz dwa błędy i jesteś 0:2 w plecy.
Chociaż akurat z Lechem w Poznaniu zagraliście niewiarygodnie skutecznie.
W obronie każdy wiedział, co ma robić. Ustawiliśmy się nisko, szukaliśmy szybkich wyjść, byliśmy bardzo szczelni przy własnym polu karnym. Jasne, pewnie boisko premiowało bardziej nas niż Lecha, ale nie będziemy się obrażać na takie warunki. Więc generalnie optymistycznie patrzę w przyszłość, bo widzę, że ten zespół krok po kroku się rozwija.
Ile jest prawdy w tym stwierdzeniu, że kluby Ekstraklasy niepotrzebnie sięgają po obcokrajowców, bo w niższych ligach jest wiele nieodkrytych talentów? Pytam ciebie, bo zagrałeś ponad 300 meczów w 1., 2. i 3. lidze.
Trener Feio mówił, że u niego zagraniczny piłkarz musi być dwa razy lepszy od Polaka, żeby w ogóle takiego gościa ściągnął. I to moim zdaniem dobre podejście, bo pozwala na poszukiwania zawodników, którzy już tu są i nie trzeba ich szukać na drugim końcu świata. A czy są ci ciekawi piłkarze w niższych ligach? Oczywiście. Mi do głowy przychodzi od razu Adam Radwański, który w 1. lidze wyglądał jak gość z innej półki. Jeszcze nie pokazał swojego potencjału, teraz leczył jakiś uraz, ale to tylko jeden przykład. Znaleźlibyśmy ich więcej – popatrz tylko w Motorze, ilu takich zawodników jest.
Ale tu też zawsze jest kontra – łatwiej wejść z niższych lig z tym samym zespołem. Gorzej, gdy wyciąga się takiego wyróżniającego się piłkarza na transfer i w innym środowisku ginie.
To zależy od tego, na jakich ludzi trafiasz w klubie. W moim przypadku odpowiedni ludzie trafili się w Motorze. Taki Krystian Getinger też przechodził przez kolejne szczeble ze Stalą Mielec i nikt chyba go z Ekstraklasy nie wygania, prawda? I to też jest pytanie – czy gdyby trafił wcześniej na odpowiedniego trenera albo wpadł w oko zdeterminowanemu prezesowi, to w Ekstraklasie zagrałby wcześniej?
Czy w niższych ligach czuć rozgoryczenie?
Ty byłeś rozgoryczony tak długim siedzeniem w 2. czy 3. lidze?
Nie nazwałbym tego rozgoryczeniem czy żalem do kogokolwiek. Ja sam podjąłem w pewnym momencie złą decyzję. Odszedłem z Termaliki Nieciecza do GKS-u Katowice. Poszedłem za trenerem Moskalem, choć w Bruk-Becie chcieli, bym został i przedłużył kontrakt. Wybrałem współpracę z trenerem Moskalem, którego po kilkunastu meczach zwolniono, a Termalica rok później awansowała do Ekstraklasy. W GKS-ie mieliśmy wtedy chyba trzech trenerów w sezonie, nie było stałości, jakiejkolwiek stabilizacji.
“Stabilizacja” to chyba najczęstsze słowo, które mówisz w wywiadach.
Zobacz na Motor. Mamy monolit w zespole, myśl trenerska jest zachowana, właściciel jest ten sam. Nie ma ciągłych zmian koncepcji, że przed jedną rundą budujemy zespół taki, a za pół roku inny. W tym zespole wiemy, co mamy robić i ulepszamy ten model od dłuższego czasu. Między trenerem Feio i trenerem Stolarskim nie doszło do jakiegoś wywrotu taktycznego. Ale wracając do tego żalu, że nikt nie dzwonił z Ekstraklasy – tamto odejście z Bruk-Betu sprawiło, że musiałem zdecydowanie dłużej poczekać na to, co mam teraz.
Ceglarz czekał na Ekstraklasę
Miałeś poczucie, że ta Ekstraklasa jest ci przeznaczona? Że te ta – dajmy na to – 2. liga jest zbyt niska jak na to, co potrafisz?
Gdy oglądałem mecze Ekstraklasy, to miałem takie poczucie “spoko, dałbym też radę”. Nie mówię, że siedziałem przed telewizorem, biłem się pilotem w głowę i mówiłem “takie leszcze tam grają, a mnie nie chcą zatrudnić”. To na pewno. Ale czułem, że mógłbym się obronić. Zresztą to samo słyszałem od kolegów, którzy grali w Ekstraklasie już dłuższy czas – od Michała Nalepy i Kuby Czerwińskiego. Gdy zrobiliśmy awans, to napisali “brawo, wreszcie trafiłeś tam, gdzie twoje miejsce”.
Słowo “stabilizacja” nie pada w twojej karierze w kontekście trenerów. Liczyłeś kiedyś to, ilu ich w ogóle miałeś?
Oj, wielu. Pewnie ponad 20 spokojnie.
Według Transfermarkt zagrałeś u 24 trenerów.
I znów mogę powtórzyć to słowo, o którym wspominałeś. Stabilizacja. Generalnie uważam, że rzeczą absolutnie kluczową w piłce, w budowaniu czegoś w kontekście szerszego planu, jest postawienie na odpowiednie osoby i danie mi czasu. Jeśli chcesz coś w klubie robić, sensownie funkcjonować, rozwijać się, to ten warunek jest niezbędny. Dlatego cieszę się, że tak to wygląda w Motorze. Jestem już w takim wieku, że nie mam ochoty i czasu na permanentny bałagan i trwanie w tymczasowości.
Jesteś też takim gościem na co dzień? Że co by się nie działo, to porządek musi być?
Zdecydowanie. Możesz zapytać mojej żony, że w domu wszystko musi być na tip-top. Mam swój notes, gdzie pozapisywałem sobie wszystkie wydatki, koszty stałe, prąd, internet, rachunki. Patrzę – o, tutaj mogliśmy mniej wydać, tutaj więcej. To jest dla mnie naprawdę ważne, żeby mieć to poukładane, lepiej mi się wtedy funkcjonuje. Dlatego powtórzę, że cieszy mnie, że postawiłem na Motor, bo już w momencie mojego przyjścia wiedziałem, że ten klub ma potencjał. Pan Prezes Jakubas, kolejni mądrzy trenerzy, miasto…
Przesyt piłki, czyli “Bartuś, trzeba wyluzować”
W temacie miasta – macie sporo drużyn na najwyższym poziomie rozgrywkowym w kilku dyscyplinach. Lubisz sobie czasem wyskoczyć na niekoniecznie piłkarski mecz?
Rzadko, prawie wcale. Wolę ten czas spędzić z rodziną. No i Ekstraklasa… Mam znajomych w różnych klubach, człowiek sobie siada i ogląda. Często z Bartkiem Wolskim robimy tak, że oglądamy ten sam mecz w swoich domach i na bieżąco komentujemy. I ostatnio nawet piszę do niego: – Bartuś, trzeba wyluzować z tym, aż jest przesyt tej piłki. Gdybyś chciał, to codziennie możesz siedzieć przed telewizorem z meczami. Piątek-poniedziałek Ekstraklasa, wtorek i środa Liga Mistrzów, w czwartek Liga Konferencji. A przecież sam też masz treningi, mecze, wyjazdy. Trzeba to sobie dawkować, żeby złapać perspektywę.
Ta otoczka medialna Ekstraklasy robi wrażenie, gdy już trafisz do środka?
Dobrze to się ogląda, ale miło jest też być w samym środku. Magazyny, programy, mecze… Wiesz, ja pamiętam, jak jeszcze z żoną rozmawialiśmy, gdy grałem w 2. czy 1. lidze. Ja zawsze oglądałem Ekstraklasę, bo ją lubiłem, do tego właśnie grali tam koledzy, jak Kuba Czerwiński. I żona tak mówiła: – Piotrek, ty spokojny bądź, zaraz tam będziesz.
I co odpowiadałeś?
Że dobra, że spokojnie, że póki co tylko sobie oglądam. Ale gdzieś z tyłu głowy była ta nadzieja, że odpalisz sobie Canal+, a tam Ceglarz będzie podawał lub strzelał. I co? I wyszło, że żona wie lepiej. Generalnie śmiejemy się, że żona przewiduje przyszłość. Co powie, to wkrótce tak się dzieje i czasem sobie myślę “nie no, skąd ona to wiedziała? Przewiduje przyszłość czy co?”.
Ceglarz złota rączka, czyli praca, gdy nie płacą
Z negatywnymi rzeczami też to tak działa?
Może niech sobie o nich pomyśli, ale nie mówi na głos… Ale tak na serio, to odkąd jesteśmy te ponad pięć lat po ślubie, to razem poszliśmy w górę i bardzo dobrze się uzupełniamy. Jest kosmetologiem, ma na głowie gabinety kosmetologiczne i też zaliczyła duży progres na przestrzeni tych lat. Pozytywnie się nakręcamy. Ja się mogę zgodzić z tymi tezami, że jeśli piłkarz ma mądrą kobietę u boku, to jest podstawa do tego, by się rozwijać. Są różne momenty, gorsze i lepsze, ale jeśli podchodzisz do wszystkiego cierpliwie i pozytywnie, to na koniec przyjdą dobre efekty.
A byłbyś dobry w wykańczaniu mieszkań, gdybyś poszedł w to mocniej?
(śmiech) Wiesz co… Na pewno! Żadnej roboty się nie boję i tak też było z tymi pracami wykończeniowymi. W domu wszystko zrobię. Jakaś mała hydraulika, coś z kablami, montaż mebli – nie mam z tym problemu.
YouTube, dwa poradniki i leci?
Nawet tego nie potrzebuję, po prostu jakoś tak sam z siebie mam dryg do tego, może z domu to wyniosłem. Żona mówi, że to super sprawa, bo nie trzeba dzwonić po fachowcach – a wiesz, że to dzisiaj trochę kosztuje, a i panowie nie maja terminów od ręki. Ostatnio coś tam przeciekało w domu, to mówię “dobra, gdzie cieknie?”, poszukałem części, zamówiłem, wymieniłem i gotowe.
Nie musisz dopisywać kolejnych wydatków w notesie.
A, no tak, oszczędność kasy to druga sprawa. Ale ja też to lubię takie majsterkowanie, więc zero problemu. Ale pytałeś o wykończeniówkę – faktycznie, przez jakiś czas dorabiałem w ten sposób jeszcze chyba w 2. lidze, gdy w jednym z klubów nie dostawaliśmy wypłat. Znajomy wiedział, że mamy pewne problemy, więc zagadałem sam. “Miałbyś coś dla mnie? Dojechałbym, mam dwie ręce do roboty, nie będę tylko stał i patrzył”. Zgadaliśmy się i normalnie po treningach czy od rana przed zajęciami jeździłem z nim na robotę. Kasa przynajmniej była, nie trzeba było kombinować, uczciwie zarabiałem. Później zmieniłem klub i jakoś tak to się rozeszło.
Dzisiaj w Motorze dorabiać już nie musisz.
I to cieszy. Ale gdyby trzeba było…
Nazwisko nawet by pasowało.
“Ceglarz – usługi budowlane”. Brzmi nieźle!
Na koniec pytanie o sztab Motoru. Trener Stolarski jest od ciebie młodszy o rok, trener Jasiński o cztery lata, wasz nowy analityk o kilkanaście lat. Od razu kupiłeś ich czy musieliście się chwilę posprawdzać?
Nie ma to żadnego znaczenia. Mówię zupełnie szczerze. Dzisiaj piłkarza nie kupisz farmazonem – krzykiem czy jakimś tanim bajerowaniem. Kupisz go tylko mądrą i rzetelną praca. A nasz sztab tak właśnie pracuje. I od razu czujesz to, czy masz do czynienia z profesjonalistą, czy z facetem, który tylko sprawia wrażenie przygotowanego do pracy gościa. Dla mnie nie ma znaczenia, czy trener ma 30 lat, czy może 60. Jeśli czyjaś praca jest efektywna, to ja z tym idę w ciemno.
U trenerów szybko idzie wyczuć ten fałsz?
Bardzo szybko. Jeśli widzisz, że trener mówi do ciebie jedno, a robi drugie – to pierwszy sygnał ostrzegawczy. I jeśli miota się od ściany do ściany, to drugi. Dajmy na to: przez tydzień forsuje jedną rzecz taktyczną, ale nie wypali to w pierwszym spotkaniu i wywraca to do góry nogami… No nie, to tak nie działa. Od razu widzisz, że tu nie ma planu, tylko jest działanie po omacku. W Motorze mamy fundamenty oparte na szczerości i profesjonalizmie. Możemy porozmawiać o tym, jak drużyna pewne rozwiązania czuje. Trener Stolarski powtarza, że nic na siłę i jeśli czegoś nie czujemy, to żebyśmy tępo w to nie brnęli. Jednocześnie ufamy mu, że on chce dla nas dobrze. To są partnerskie rozmowy z poszanowaniem obu stron. I to się sprawdza.
Komentarze