Każdy detal ma znaczenie, Lech przed świętem w Sztokholmie

Lech Poznań na mecz 24. kolejki PKO Ekstraklasy udał się na szczęśliwy teren, mierząc się z Piastem Gliwice przy Okrzei. Kolejorz z Niebiesko-czerwonymi nie przegrał w Gliwicach od 2019 roku. Od czterech lat gliwicki team nie potrafił znaleźć panaceum na Kolejorza, notując w ośmiu spotkaniach sześć porażek i dwa remisy. Aczkolwiek w tej kampanii lechici przegrywali w lidze właśnie po spotkaniach w europejskich pucharach, co mogło zwiastować wpadkę aktualnych mistrzów Polski. Tym bardziej że aktualnie w ekipie Johna van den Broma wszyscy i tak myślami są przy czwartkowej batalii z Djurgardens IF.

Kristoffer Velde
Obserwuj nas w
fot. PressFocus Na zdjęciu: Kristoffer Velde
  • Najbliższe dni w polskiej piłce upłyną w oczekiwaniu na rewanżowy mecz Lecha Poznań w Lidze Konferencji Europy
  • Goal.pl był obecny w ostatnim teście Kolejorza przed potyczką z Djurgardens IF
  • Komenterzami dotyczącymi batalii z wicemistrzami Szwecji podzielili się Radosław Murawski i Filip Marchwiński

Mistrzowie Polski zawitali na Śląsk

Lech Poznań w środę rano wylatuje do Szwecji, aby zdobyć Tele2 Arena. Jednocześnie mistrz Polski chce osiągnąć największy sukces w historii polskiej piłki nożnej od 50 lat. Po raz ostatni co najmniej dwie rundy w europejskich pucharach po zimowej przerwie polska drużyna przebrnęła w sezonie 1969/1970, gdy Górnik Zabrze awansował ostatecznie do finału Pucharu Zdobywców Pucharów. Teraz lechici są blisko zrealizowania podobnego celu. Niemniej najpierw musieli w niedzielę wykonać krok w kierunku wywalczenia miejsca premiowanego grą w kolejnej edycji europejskich pucharów, mierząc się z Piastem Gliwice.

Arena przy Okrzei bez wątpienia w tym sezonie nie jest łatwym terenem dla żadnej z ekip. Raków Częstochowa i Legia Warszawa co prawda wygrały z Piastem w Gliwicach, ale było to skromne zwycięstwa po 1:0. Na dodatek poznański team nie tylko musiał mierzyć się z podopiecznymi Aleksandara Vukovicia, ale też bardzo trudnymi warunkami do gry, bo boisko na stadionie Niebiesko-czerwonych na pewno nie było wzorowe. Nawierzchnia była – delikatnie rzecz ujmując – piaszczysto-trawiasta.

Gospodarze głośno o tym nie mówili, ale mogli liczyć po pierwsze na zmęczenie Lecha po zwycięstwie nad Djurgardens przy Bułgarskiej. Po drugie mogli wierzyć w to, że Kolejorz nie rzuci wszystkich sił na Piasta, mając przed sobą jeden z najważniejszych meczów w tym roku do rozegrania. Gliwicki team chciał tym samym odnieść trzecie z rzędu zwycięstwo.

Przemeblowany skład

Siedem zmian względem swojego ostatniego występu dokonał w składzie trener mistrzów Polski. Przede wszystkim zdecydował się na oryginalne zestawienie linii defensywnej. Po raz pierwszy zagrali ze sobą Barry Douglas, Bartosz Salamon, Lubomir Satka i Alan Czerwiński. Ogólnie Douglas i Satka w tym roku po raz pierwszy wybiegli na boisko. Nie znaczy to jednak, że Van den Brom zrezygnował ze swoich najmocniejszych ogniw. W wyjściowym składzie znaleźli się: Michał Skóraś, Filip Marchwiński oraz Mikael Ishak. Ciekawe jest też to, że do kadry meczowej wrócił Kristoffer Velde, który przegapił pierwsze spotkanie z drużyną ze Szwecji w europejskich pucharach z powodów dyscyplinarnych, co wyjaśniał trener Kolejorza.

Piast Gliwice – Lech Poznań (fot. Łukasz Pawlik/Goal.pl)

Gra obu ekip nie zachwyciła. Goście dominowali, a gospodarze czekali na okazję do kontry. Taka się pojawiła kilka razy, ale Filip Bednarek nie dawał się zaskoczyć. Między innymi umiejętności bramkarza Lecha Poznań sprawdził Grzegorz Tomasiewicz. Bednarkowi dopisywało również szczęście, gdy na próbę sprzed pola karnego zdecydował się Damian Kądzior. Piłka jednak trafiła w słupek.

Kibice Piasta Gliwice (fot. Łukasz Pawlik/Goal.pl)

Okazję do zdobycia kolejnej bramki w lidze miał też Michał Skóraś. Kilka dni temu zawodnik łączony z transferem do Chicago Fire imponował swoimi nieszablonowymi zagraniami w rywalizacji z Djurgardens. Z kolei w niedzielne popołudnie chciał nie tylko strzelić siódmego gola w sezonie, ale też zanotować trafienie w trzecim spotkaniu z rzędu. W każdym razie na przeszkodzie stanęło mu aluminium. 23-latek bramki w niedzielę nie zdobył, ale ujrzał żółtą kartkę, która eliminuje go z gry w starciu z Widzewem Łódź. Jednocześnie piłkarz będzie miał po występie w Szwecji kilka dni wolnego przed zgrupowaniem reprezentacji Polski, na którym najpewniej się pojawi.

Rutyniarz Chrapka, pech Bednarka

W drugiej połowie worek z bramkami został rozwiązany po ponad godzinie gry. Pierwszą bramkę zdobył Michał Chrapek. 30-latek zachował się najprzytomniej po strzale Patryka Dziczka z rzutu karnego. Dwa uderzenia byłego zawodnika Salernitany obronił golkiper lechitów, ale z dobitką Chrapka sobie poradził.

Dużo działo się przy tej jedenastce. Ja natomiast pobiegłem w ciemno. Akurat piłka spadła mi pod nogę, wystarczyło tylko ją dostawić, co zrobiłem i tak padła bramka – mówił po spotkaniu strzelec gola dla gliwickiej ekipy.

Frantisek Plach miał natomiast w drugiej połowie tylko dwie szanse po celnych strzałach rywali na to, aby się wykazać. Po jednej z prób skapitulował, gdy na uderzenie sprzed pola karnego w trzeciej minucie doliczonego czasu pozwolił sobie Nika Kwekweskiri i ostatecznie spotkanie zakończyło się remisem. Gruzin zdobywając drugą bramkę w sezonie uratował punkt Lechowi. Tym samym Piast już od dziewięciu spotkań nie potrafi pokonać poznańskiej ekipy.

Gliwiczanie nie wygrali, ale pokazali, że mogą wyżej notowanym przeciwnikom wysoko zawiesić poprzeczkę. Piast pokazał, że ma swój plan na grę, a ponadto wie, jak można zneutralizować atuty przeciwnika. Trener Aleksandar Vuković zdecydowanie nie marnuje czasu i cały czas widać progres w grze Piastunek. Biorąc pod uwagę to, że już dzisiaj Piast złapał oddech i odskoczył od strefy spadkowej, to nastroje w Gliwicach mogą być coraz bardziej optymistyczne. Podobać mogła się między innymi gra Ariela Mosóra i Jakuba Czerwińskiego, którzy sprawili mnóstwo problemów supersnajperowi Lecha. Można chyba zaryzykować stwierdzenie, że Piast jest na dobrej drodze do tego, aby utrzymać się w elicie.

Nie powiem, że byliśmy lepszym zespołem od Lecha, ale nie byliśmy też gorszym. Mieliśmy swoje dobre momenty w meczu. Przede wszystkim prowadziliśmy. Jeśli jednak traci się bramkę w doliczonym czasie gry, to boli to, jak porażka. Wiadomo, dopisujemy sobie punkt, ale jednak strata dwóch oczek boli – żałował Chrapek.

Dynamiczna dyskusja między trenerem i arbitrem

W kontekście meczu Piast – Lech nie sposób nie odnieść się do sytuacji związanej z rzutem karnym. Szkoleniowiec Kolejorza był zdecydowanie rozczarowany decyzją arbitra. Nie tłamsił jednak tego w sobie. Gdy tylko udał się do szatni i miał okazję zamienić kilka słów z arbitrem Danielem Stefańskim, to skorzystał z niej. Z jednej strony można odnieść wrażenie, że była to tylko wymiana uwag między dwoma stronami. Z drugiej strony trener John van den Brom był wyraźnie poirytowany i nie przyjmował argumentów sędziego, który nawet za pomocą smartfona starał się na powtórce przekonać do słuszności swojej decyzji. Holender jednak nie miał ochoty na dalszą dyskusję z sędzią, odwracając się na pięcie i ignorując wyjaśnienia.

Nie ma jednak wątpliwości, że arbiter obroni się swoją decyzją. Joao Amaral nie popisał się przy akcji, po której podyktowana została jedenastka. Chociaż trzeba przyznać, że Arkadiusz Pyrka wyróżnił się sprytem.

Lech musi być rozważnie odważny

Batalia z Piastem już za poznańską drużyną. Teraz natomiast przed zespołem van den Broma wielkie granie na arenie międzynarodowej. Lech podejdzie do potyczki po remisie. Z kolei wicemistrzowie Szwecji w niedzielę po wygranym konkursie rzutów karnych w meczu z Malmoe awansowali do półfinału Pucharu Szwecji. Kolejorz mimo korzystnego rezultatu osiągniętego w pierwszym spotkaniu przy Bułgarskiej z pokorą podchodzi

Jak podejdziemy do czwartkowego spotkania? Jedziemy po swoje. Wiadomo, że to będzie zupełnie inny mecz. Ostatnio zagraliśmy w swoim kotle, a teraz zagramy w szwedzkim kociołku. Wierzymy jednak, że przywieziemy korzystny wynik – mówił Radosław Murawski.

W podobnym tonie wypowiadał się Filip Marchwiński, który przypieczętował zwycięstwo poznaniaków w miniony czwartek. – Cieszymy się, że możemy reprezentować Polskę w europejskich pucharach. Spisujemy się w nich dobrze. Jedziemy do Szwecji z dwubramkową zaliczkę. Niech jednak nikt nie myśli, że czeka nas łatwe zadanie – przestrzegał 21-latek, który debiutował w Lechu, gdy trenerem tej ekipy był Adam Nawałka.

W szatni nasi szwedzcy piłkarze już nas przestrzegali, że rywale ruszą na nas od pierwszych fragmentów rywalizacji. Będą mogli liczyć na solidne wsparcie z trybun, więc to na pewno może napędzić Djurgardens. Musimy zatem zagrać bardzo mądrze. Przede wszystkim nie możemy szybko stracić bramki – kontynuował Marchwiński.

Różne oblicza Lech zaprezentował w spotkaniach przeciwko Bodo/Glimt i Djurgardens. Ofensywny zawodnik Kolejorza wyjaśnił, dlaczego taki obrót wydarzeń miał miejsce. – Mamy zawsze analizę przeciwnika, więc wiedzieliśmy, jakich zawodników ma w swoim składzie Bodo/Glimt. Dlatego też nie mogliśmy się otworzyć. Djurgardens skupiło się natomiast w starciu z nami na obronie, co sprawiło, że mogliśmy prezentować taką grę, jaką lubimy – powiedział Marchwiński.

Ponadto kibice nam pomagają w grze u siebie. Tworzą taką atmosferę, że nie można grać inaczej. Są bez wątpienia naszym dwunastym zawodnikiem. Każdy wślizg, wygrana piłka, czy uderzenie są nagradzane, więc to pcha do przodu – przekonywał piłkarz.

Kibice Lecha Poznań na meczu z Piasta Gliwice (fot. Łukasz Pawlik/Goal.pl)

W pewnym sensie drużyny z państw nordyckich leżą Marchwiński. Zawodnik zdobył bramkę przeciwko w tym sezonie tylko z Djurgardens, ale także z Vikingurem. Sam zainteresowany ze spokojem jednak do tego podchodzi.

Trochę przypadku jest w tym, że zdobywam bramki z takimi ekipami. Z drugiej strony do spotkań w europejskich pucharach nie trzeba się dodatkowo motywować. Wiadomo, że to zawsze mecze o dużą stawkę – mówił z uśmiechem.

Czwartkowa konfrontacja zacznie się o 18:45. Czy Lechowi uda się wywalczyć awans do kolejnej fazy rozgrywek? Czas pokaże. Pewne jest jednak, że Marchwiński w przypadku awansu do kolejnej rundy zespołów niżej notowanych. Wprost wskazał, że chciałby w ćwierćfinale Ligi Konferencji Europy zagrać z West Hamem United lub Lazio.

Czytaj więcej: Luis Fernandez pozamiatał na Bukowej. “Gdzie jest ta GieKSa?”

Komentarze