- Jeśli spojrzelibyśmy jedynie z perspektywy “tu i teraz”, jedynie z perspektywy obecnych możliwości Rakowa i Papszuna – ten ruch to duży sukces i dla klubu, i dla trenera.
- To, co tworzy poczucie rozczarowania, to wszystkie zdarzenia ostatnich 12 miesięcy, gdy i Raków, i Marek Papszun stopniowo poznawali, jak dalekie od rzeczywistości są ich wyobrażenia o życiu po rozwodzie.
- Najgorszym aspektem tego powrotu jest bardzo prawdopodobny sukces Rakowa pod batutą Papszuna – sukces, który będzie rodzić pytania: co by było, gdyby…
Raków i Marek Papszun, czyli obustronne zwycięstwo
Wciąż jeszcze aktualny mistrz Polski, Raków Częstochowa, ma bardzo duże szanse, by pod wodzą Marka Papszuna powrócić na właściwe tory, powalczyć o wygraną ligę i Puchar Polski w sezonie 2024/25, znów awansować do europejskich pucharów, ba, tym razem może nawet zagrać w fazie grupowej pod wodzą klubowej legendy. To nie są jakieś wybitnie ryzykowne prognozy, to jest dość sucha ocena możliwości klubu pod wodzą jednego z najlepszych polskich trenerów, którego warsztat jest ceniony na tyle, że właściwie otarł się o reprezentację Polski.
Marek Papszun z kolei ma ogromne szanse, by dokończyć to, na co zabrakło mu czasu, może też energii czy elastyczności, przed swoim rozstaniem z klubem. Z czysto ludzkiej perspektywy, odpoczął, nabrał świeżego spojrzenia, dostał sporą podwyżkę oraz więcej narzędzi i możliwości, niż to, co posiadał 12 miesięcy temu. Kto wie, może tak naprawdę zrealizowano jego postulaty, czy wręcz zachcianki, na których realizację nie było przestrzeni przed rokiem.
Pobieżne spojrzenie na Raków i na Marka Papszuna daje jasne wrażenie – mamy tu do czynienia z dwiema zwycięskimi ekipami. Zwycięski Raków Częstochowa dostaje przecież trenera, o którym swego czasu marzył Dariusz Mioduski w Legii. Ale już pal licho samą pozycję Marka Papszuna w polskiej piłce, jego warsztat, strategiczne możliwości, markę. Papszun wydaje się przecież wręcz stworzony do tej misji, przed którą obecnie stoi Raków. Rozdęta kadra pełna tłustych kotów (jak w Legii i Lechu zresztą), kiepska atmosfera wewnątrz, sporo złej krwi i wzajemnych pretensji. Biorąc pod uwagę prehistoryczne osiągnięcia Papszuna – i pamiętne “wyczyszczenie szatni z leserów”, które zaproponował jeszcze w II lidze… Można byłoby prosić o analizę dowolne zewnętrzne firmy, chyba nikt nie wyplułby lepszego Herkulesa do tej stajni Augiasza, niż charyzmatyczny trener w czapce z daszkiem.
Papszun nie tylko jest właściwym trenerem dla Rakowa – jest właściwym trenerem dla drużyny na tym etapie zepsucia, co drużyna Rakowa. Ale też w drugą stronę, by jeszcze mocniej podkreślić zwycięstwo samego Papszuna. Przed rokiem mówiło się – może chciał na transfery więcej, niż Świerczewski mógł zapewnić. Może faktycznie chciał odpocząć, nabrać dystansu. Może w grę wchodziły większe pieniądze, może większa władza, może chęć potwierdzenia swojej niepodważalności. Jeśli prawdziwe są doniesienia insajderów na temat ustaleń Rakowa z Papszunem – rok temu trener żądał pół zamku i dwie wioski we władanie. Dzisiaj dostaje cały zamek i pół województwa.
Trudno z tym wszystkim podjąć polemikę, trudno z tym dyskutować. Mamy świetne wiadomości dla władz Rakowa – Papszun przyjął ich ofertę. Mamy świetne wiadomości dla Marka Papszuna – Raków złożył godną ofertę. Uznajemy obustronne zwycięstwo i się rozchodzimy? Nie tak prędko.
Raków i Marek Papszun, czyli obustronna porażka
Marek Papszun to prawdopodobnie najlepszy w tej chwili wybór dla Rakowa. Raków to prawdopodobnie najlepszy w tej chwili wybór dla Papszuna. Ale niestety – piłka nożna nie stoi w miejscu, minęło 12 miesięcy od momentu, gdy Raków uznał, że spróbuje sobie poradzić bez Papszuna, a Papszun – że sprawdzi, jak to jest poza Częstochową.
Właśnie ten rok sprawia, że zero-jedynkowa ocena nie może mieć miejsca. Bo tak się składa, że i Raków, i Marek Papszun, posiadali pewne bardzo konkretne oczekiwania, marzenia, może nawet po prostu plany.
Zacznijmy od Papszuna, który z pewnością musiał brać pod uwagę reprezentację Polski. Można szydzić z tych ofert od Kanady, Łotwy czy San Jose Sharks, ale z reprezentacji Polski – nie. Temat był bardzo poważny, choć jednocześnie pamiętajmy, że w PZPN-ie na końcu decyduje wyłącznie prezes. Marek Papszun musiał już czuć ekscytację, musiał kreślić w myślach skład na końcówkę eliminacji, potem na ewentualne baraże. I tutaj właśnie Papszun przegrał najmocniej. Do Euro 2024 szykuje się Michał Probierz, to Michał Probierz zgarnął gratulacje za przebrnięcie przez baraże, to on dostąpi zaszczytu poprowadzenia Polski na dużej imprezie.
Oczywiście, po stronie porażek Papszuna można jeszcze w teorii dopisać te oferty, które nigdy nie nadeszły – z mocnych lig, od najmocniejszych klubów. Ale patrząc z dystansu – czy to naprawdę takie bolesne dla Papszuna, że nie odezwał się Babelsberg czy inne Auxerre? Że jakiś Ferencvaros nie był dość zdeterminowany, czy może nawet dość atrakcyjny? Nie, to didaskalia. Papszun przegrał tym, że nie dostał roboty marzeń. A była ku temu wyjątkowa okazja, były ku temu okoliczności, były nawet naciski mediów, jakże skuteczna broń przy obsadzaniu stanowiska selekcjonera. Ta jedna porażka musi Marka Papszuna boleć, a jeśli wczytamy się w oświadczenie klubu o ponownym nawiązaniu współpracy – możemy się domyślić, że trener do końca nie zrezygnował z tego wielkiego marzenia.
A dlaczego przegrał też Raków? Cóż, Raków przegrał przede wszystkim mozolnie budowaną pozycję w polskiej piłce. Przegrał rankingi, przegrał opinię niezawodnego pracodawcy, w którym każdy zawodnik ma gigantyczną szansę na rozwój i natychmiastowe sukcesy. Przegrał, bo nie zagra nawet w eliminacjach europejskich pucharów. Przegrał mnóstwo pieniędzy – stawiając na drogich zawodników, którzy nie mają szans przydać się Papszunowi. Raków przegrał, bo ten sezon, zwłaszcza wiosną, to jedna wielka porażka. Przegrał, bo budowa kadry bez odpowiedniej współpracy na linii dyrektor-trener spowodowała obecną sytuację – gdy Raków będzie czekać trzęsienie ziemi. Wreszcie Raków przegrał, bo… nie znalazł nikogo lepszego. W kiepskim świetle stawia to wszystkie “listy skautingowe trenerów”, które ponoć buduje każdy poważny klub. W kiepskim świetle stawia to też dyrektora sportowego. Dochodzi przecież jeszcze aspekt “zmemowienia” za sprawą kuriozalnego ciągu zdarzeń: wyrażenie poparcia i zapowiadanie inwestycji w rozwój trenerski Szwargi – rozwód ze Szwargą.
Tak, Raków też sporo na całej sytuacji przegrał. A więc: obustronne zwycięstwo, owszem, ale i obustronna porażka, co w pełni udowodni ostatnia kolejka ligowa. Zwróćcie uwagę na skład, grę oraz ocenę, kto może być w tym składzie perspektywiczny.
Jedna z bardziej bolesnych “what if stories”?
I tu dochodzimy tak naprawdę do sedna, do istoty problemu z Rakowem Częstochowa 2023/24 i Markiem Papszunem, bezrobotnym przez cały sezon 2023/24. A co, gdyby. A co, jeśli.
Raków Częstochowa wydał w tym sezonie około 6 milionów euro na transfery, utrzymał w składzie większość spośród swoich największych gwiazd, wzmocnił w dodatku struktury dyrektorem sportowym z nieoczywistego kierunku. Wyobraźmy sobie, że te fundusze wydaje Marek Papszun, który po zakończeniu ubiegłego sezonu bierze 2-tygodniowy urlop, podczas którego jego sztab z Dawidem Szwargą na czele rozpoczyna przygotowania do nowego sezonu. Papszun wraca, Szwarga jako jego prawa ręka dalej działa z grupą Deductor, do klubu wpadają te wszystkie Kittele i inne przekoty. Papszun, Szwarga i Raków zaczynają bitwę o Europę, walczą z Gurbanowem, walczą z cypryjskim upałem.
Oczywiście, nie ma żadnej gwarancji, że Papszun przebiłby wyniki Szwargi, ba, może nawet nie zdołałby powtórzyć tego, czego dokonał sam Szwarga. Natomiast logika podpowiada, że Papszun to zwyczajnie lepszy trener, przynajmniej na ten moment i przynajmniej na okres lipiec-wrzesień 2023. Marek Papszun w fazie grupowej europejskich pucharów? No skoro Szwardze się udało. Ale może Papszun dałby radę i z Kopenhagą? Może byłby zamiast Duńczyków w grupie z Manchesterem United?
Jak wyglądałoby zimowe okienko, gdyby Papszun przegrał z Atalantą na tyle nisko, by grać w pucharach na wiosnę? No i przede wszystkim: jak wyglądałoby zarządzanie szatnią? Dochodziłoby do takich wypowiedzi, jak te Kovacevicia i Tudora, stawiające pod znakiem zapytania zaangażowanie ich kumpli w szatni? Czy Papszun na to wszystko by pozwolił? Czy to nie byłby gość, który potrafiłby odpowiednio wprowadzić i wykorzystać Otieno?
Sporo tu gdybania, nie przeczę, ale co poradzić – na taki los skazali nas Papszun z Rakowem swoim nietypowym rozstaniem. Rozważania na temat tego sezonu to zresztą tak naprawdę tylko przedsmak. Istnieją uzasadnione przesłanki, że z Papszunem wynik w Europie mógłby być przynajmniej tak samo dobry. Istnieją przesłanki, że wiosna z Papszunem mogłaby być choć trochę lepsza.
W jakim punkcie byłby dzisiaj Raków? Z jakim budżetem? Z jakimi celami na nowy sezon?
Te pytania, mnożące się, im dłużej myślimy o tych straconych 12 miesiącach, będą już zawsze towarzyszyć kibicom Rakowa. “Gdyby”, “co by było”, “a jeśli”. Może Papszun miałby dzisiaj do wydania nie osiem, a dziesięć baniek? Może przygotywałby się nie do startu Ekstraklasy w drugiej połowie lipca, ale do wyniszczającej batalii w eliminacjach Ligi Mistrzów?
Sam nie wiem, co z perspektywy Michała Świerczewskiego, a tak naprawdę z perspektywy wszystich kibiców Rakowa byłoby gorsze. Jeśli Marek Papszun nie okaże się zbawcą na białym koniu – wiadomo, zmartwień przybędzie. Ale jeśli Papszun zacznie od pierwszych dni seryjnie wygrywać, upokarzać kolejnych rywali, rozjedzie ligę i dorzuci jeszcze sukcesy w Pucharze Polski…
Plucie sobie w brodę i przepotężna czkawka po sezonie 2023/24 będą się utrzymywać w Częstochowie jeszcze przez wiele, wiele miesięcy.
Komentarze