Olkiewicz w środę #128. Jak co roku – bój rankingowy ważniejszy od boiskowego

Co tu dużo kryć - sam na finiszu ubiegłego sezonu łudziłem się, że tym razem nas to ominie. Specyfika rozstrzygnięć zarówno w Ekstraklasie, jak i w Pucharze Polski nakazywały sądzić, że oczekiwania zostaną obniżone do granic możliwości, a bój polskich drużyn eksportowych będzie grzał jedynie w kontekście czysto boiskowej rywalizacji. Ale teraz, w przededniu starcia polsko-duńskiego, a może i przed meczem polsko-greckim wraca ta wielka nadzieja, że znów podbijemy nasze rankingowe rozstawienia.

Jagiellonia Białystok Kibice
Obserwuj nas w
Pressfocus Na zdjęciu: Jagiellonia Białystok Kibice
  • Starzy rankingowcy wiedzą doskonale o tym, jak istotnym elementem udanej kampanii pucharowej jest dobre losowanie, wynikające często ze świetnego kapitału rankingowego.
  • Wprowadzenie do gry Ligi Konferencji, zwiększenie liczby spotkań w fazie ligowej Ligi Mistrzów i Ligi Europy oraz nowe zasady awansu do fazy pucharowej sprawiają, że dla europejskiej klasy średniej to właściwie najważniejszy czas w roku.
  • Biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia, można zaryzykować tezę, że bogaci będą się bogacić, a biedni biednieć – ale podział na bogatych i biednych wciąż jeszcze trwa. Na szczęście… albo niestety

Odpada fatalny sezon, a jaki otrzymamy?

Sezon 2018/19. Polska wysyła do Europy całkiem mocną czwórkę, która daje nadzieje, że po słabiutkim występie na międzynarodowych arenach rok wcześniej, wrócimy na ścieżkę, która zaowocowała wcześniej choćby występem legionistów w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Legia według słów jej właściciela nie może sobie pozwolić na kolejny sezon poza fazą grupową, a nastukane wcześniej rozstawienia sprzyjają przechodzeniu przez kolejne rundy. Lech – jak to Lech, mocna młodzież, wielkie nadzieje, pościg za Legią. Do tego Jagiellonia z dość ugruntowaną pozycją tuż za topem, no i nieco przypadkowy Górnik Zabrze.

Legia wtapia z Dudelange. Lech przegrywa z Genk. Jagę eliminuje drugi klub z Belgii o tej samej nazwie, a konkretnie Gent. Górnik zgodnie z planem wypada z gry już po dwumeczu z Trenczynem. Rok później jeszcze “poprawiamy” wynik – mistrz Polski, Piast Gliwice, odpada w pierwszej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów i w drugiej rundzie eliminacji Ligi Europy. Legia walczy dzielnie, ale przegrywa z Rangersami awans do fazy grupowej LE. Cracovia i Lechia przegrywają swój pierwszy dwumecz. Nasze rankingi, tak mozolnie budowane i ciułane długimi latami, lądują niemal na dnie. Za dwa sezony notujemy wynik 4,375. Dla porównania – Węgrzy tylko w sezonie 2019/20 robią 4,500.

Odbudowę zaczyna Lech Poznań Dariusza Żurawia, potem jest Legia Czesława Michniewicza, wreszcie pamiętny Lech w Lidze Konferencji, ale nie o to chodzi. Chodzi o fakt, że powoli pozbywamy się tego katastrofalnego balastu w postaci czarnej serii trzech sezonów bez ani jednego polskiego klubu w fazie grupowej jakiegokolwiek pucharu. I tak się składa, że w międzyczasie do gry wjechała Liga Konferencji, niemal skrojona pod nasze potrzeby finansowe, sportowe oraz rankingowe. Dwa sezony z rzędu wyprzedzaliśmy nie tylko Węgrów czy Szwedów, ale też Chorwatów, Szkotów czy nawet Austriaków. Tak, tak, ten cały wstęp jest tylko po to, by bardziej bolało to, co za moment nastąpi.
Bo w tym i w kolejnym tygodniu, stoimy przed epokową szansą. A polski futbol epokowe szanse uwielbia marnować.

W podróży do po pierwszej piętnastki

Nie byłoby oczywiście żadnego tekstu o rankingach w polskim Internecie bez posiłkowania się fenomenalną pracą Jana Sikorskiego z rankinguefa.pl. W chwili, gdy piszę te słowa, Polska jest na osiemnastym miejscu, do wymarzonej piętnastej Austrii traci mniej więcej tyle, ile traciliśmy w pojedynczym sezonie bez żadnego klubu w grupie. Co więcej – Polska ma w grze wszystkie cztery zespoły, a odpadł już jeden austriacki, jeden serbski a także dwa ukraińskie. Bezsprzecznym atutem jest też gwarancja występu Jagiellonii w fazie grupowej – na razie Ligi Konferencji, ale kto wie, po wylosowaniu czwartej rundy eliminacji Ligi Mistrzów część kibiców zaczyna chyba wierzyć nawet w ten “plan-maksimum”, jeszcze pół roku temu właściwie kompletnie nierealny.

Natomiast zanim podzielimy już łupy po tym, jak Jagiellonia ogra dwukrotnie Crveną Zvezdę Belgrad w walce o fazę ligową Champions League (i policzymy, ile punktów może Jaga urwać podczas aż ośmiu kolejek tej imprezy), skupmy się na nadchodzących starciach. A tak się składa, że wyjątkowego smaku nabiera choćby bój Legii z Broendby, ale i Śląska Wrocław z Sankt Gallen. Nie będę oczywiście udawał, że wiem, jak prezentuje się Broendby w lidze duńskiej i że z pamięci jestem w stanie wyrecytować strzelców goli w ośmiu ostatnich spotkaniach ligi szwajcarskiej. Bazując jednak na kursach – polskie kluby nie występują w roli totalnych underdogów, które nie mają czego szukać w dwumeczach przeciw tym rywalom.

A stawka jest cholernie wysoka – szczególnie dla Legii, która w IV rundzie będzie już rozstawiona. Takie predykcje zawsze są obciążone pewnym ryzykiem, ale mimo to zaszaleję: najpoważniejszą przeszkodą przed sześcioma meczami fazy ligowej Ligi Konferencji będzie dla Legii właśnie rywal z Danii. Zasady są zresztą proste: o ile sami korzystamy na tym, że jest Liga Konferencji – i Jaga już zapewniła sobie w niej udział, nawet w przypadku dwóch przegranych dwumeczów – o tyle w podobnej sytuacji jest wiele państw, z którymi rywalizujemy. Awans do grupy tego drugiego klubu zaczyna ważyć z każdym sezonem więcej i więcej.

Jak przyjemne jest wstawanie z dna? Kurczę, tak naprawdę już zdążyliśmy się dowiedzieć. Oczywiście, najłatwiej jest wychwycić różnicę mając na horyzoncie ten największy cel, dołączenie drugiego zespołu do eliminacji Ligi Mistrzów, co kompletnie zmieniałoby pozycję naszej ligi nawet w oczach menedżerów czy sponsorów. Ale już rotacje poza pierwszą dwudziestką potrafią być bardzo brzemienne w skutkach. Jagiellonia rozpoczynająca rozgrywki od drugiej rundy eliminacji Ligi Mistrzów miała przed sobą aż trzy szanse i zaledwie jeden wygrany dwumecz, by awansować do fazy ligowej. Podobnie działa również przesunięcie w Lidze Europy – oczywiście Wisła Kraków gładko przeszła Llapi, ale to także zasługa odrobiny szczęścia w losowaniu. Zwycięzca Pucharu Polski – zwłaszcza z wyrobionym własnym rankingiem – zaczynają od drugiej fazy to znowu podkręcanie szans na dobicie do tej wyśnionej jesieni w pucharach.

Czyli po pierwsze – liczy się każde miejsce, nawet przesunięcie o jedną czy dwie pozycje w rankingu krajowym może być języczkiem u wagi przy kolejnych potyczkach pucharowych. Po drugie – kto jest wyżej… Cóż, ten ma łatwiej.

Minimalizowanie ryzyka w praktyce

Każdy w świecie futbolu – od obrońcy, próbującego powstrzymać szarżę skrzydłowego, przez trenera ustawiającego zespół na boisku, aż po gabinety prezesów – podnosi co jakiś czas temat minimalizacji ryzyka. Piłka jest grą, gdzie czynnik losowy jest wybitnie odczuwalny, dlatego od poszczególnych piłkarzy, przez trenerów, aż po działaczy naczelną misją jest minimalizowanie ryzyka porażki. Dotyczy to zarówno bronienia przy stałych fragmentach, jak i planowania budżetu chociażby.

Weźmy – tak, wiem, to trochę cherrypicking, ale w tym wypadku uzasadniony – przykład Szwajcarii. Zurich miał pecha – mistrzostwo wywalczył w czasie rankingowej niziny, rozpoczynał kwalifikacje do Ligi Mistrzów od II rundy, dojechał do fazy grupowej Ligi Europy, wyłapał wszystko w czapkę i ześredniał – zamiast obrony tytułu zajął ósme miejsce w 10-zespołowej lidze. Young Boys? Przeciwieństwo. Tak, sami zapracowali i na rankingi klubowe, i na ranking krajowy pięcioma mistrzostwami w sześć lat. Ale w sezonie 2022/23, zaledwie rok po mistrzostwie ekipy z Zurychu, Young Boys wygrywając ligę zapewnili sobie udział w IV rundzie eliminacji. Wygrali zaledwie jeden dwumecz, z Maccabi Hajfa, i wzięli udział w Lidze Mistrzów, w dodatku zajmując trzecie miejsce po wyprzedzeniu Crvenej Zvezdy Belgrad.

Byłoby przesadą ująć, że wyłącznie pucharowe sukcesy wynikające z rankingowej przewagi napędziły rozwój drużyny z Berna. Ale wystarczy zapytać choćby Łukasza Masłowskiego, jak przeprowadziłby Jagiellonię przez okienko transferowe, gdyby już w momencie fetowania mistrzostwa był pewny udziału przynajmniej w Lidze Europy – tak jak pewny jest mistrz Szwajcarii. Zresztą, tu też sporo mówią kwoty – jeszcze sezon temu Szwajcarzy wydali sporą kasę, ale po zainkasowaniu blisko 30 milionów euro ze sprzedaży kluczowych zawodników. Obecnie są w stanie wykupić Colleya z Atalanty za ponad półtora miliona euro czy ściągnąć Virgniusa z Lille na wypożyczenie. W rubryczce “out” na ten moment okrągłe zero – same wypożyczenia nieistotnych zawodników.

Sukces napędza sukces, pieniądze z UEFA dają komfort na rynku transferowym, komfort na rynku transferowym pozwala na celowanie w kolejne pieniądze z UEFA. W przeciwieństwie do bardzo chybotliwych wartości w piłce – bo przecież ani zysków z frekwencji czy sponsorów, ani tych z transferów nie jesteś w stanie w pełni przewidzieć, kasa z UEFA to jasne stawki. Jesteś mistrzem Szwajcarii? Dodaj sobie do budżetu przynajmniej tyle, ile dostaniesz za fazę grupową Ligi Europy. Bez ryzyka, że zrobisz tzw. “Manewr Mioduskiego”, związany z wpisaniem do budżetu premii za puchary, które nigdy w Warszawie nie nastąpiły.

Kogo gonimy i co będzie przyzwoitością?

Jak wyliczył Piotrek Klimek na Twitterze – w tej chwili gonimy kolejno Szwajcarów, Szkotów oraz Izrael. Ja chciałbym dodać, że oczywiście na wszelki wypadek oglądamy się też za siebie. Dalej przed nami są Austriacy, Duńczycy, Norwegia oraz Grecja. Już na tej podstawie widać, jak wiele będą znaczyć najbliższe dwa tygodnie, jak wiele mogą pozmieniać – bo przecież poza sukcesami naszych klubów, możemy jednocześnie strącać z planszy pionki niemal bezpośrednich rywali. Polecam zresztą każdemu samemu wgryźć się w stronę rankinguefa.pl – ja aktualnie przemierzam sukcesy szkockich klubów z sezonu 2019/20 – tego, który właśnie odpada Szkotom z rankingu, czyniąc ich ligą niemalże w zasięgu Ekstraklasy.

Bez dodatkowej presji na kogokolwiek, ale kochani pucharowicze – walczycie o losy całej ligi, całej Polski, o przyszłość setek tysięcy polskich rodzin, o chleb dla dziennikarzy, działaczy, o zainteresowanie polską piłką, właściwie o to, by świat, który znamy, nie uległ totalnej degradacji.

A zupełnie serio – to kolejna z wielu epokowych szans, których polska piłka miała setki. Byłoby naprawdę miło tym razem jej nie zmarnować. Wystarczy w tym i w kolejnym sezonie zrobić swoje – a uchylą się drzwi może i do tej wyśnionej piętnastki. Jeśli nie teraz – później będzie już tylko trudniej i trudniej.

Komentarze